Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Cykl "Babie Lato". Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Cykl "Babie Lato". Pokaż wszystkie posty

czwartek, 19 listopada 2015

182. Tajemnicze "Lalki". Voodoo czy autosugestia?


AUTOR: Karolina Święcicka
SERIA: Babie Lato
ROK WYDANIA: 2011
WYDAWNICTWO: Nasza Księgarnia

OPIS
Kiedy Monika, ambitna bizneswoman, zostaje matką, postanawia zmienić swój system wartości. Chce się skupić na wychowywaniu dziecka, poświęcić rodzinie i przestać żyć w ciągłym pędzie. Okazuje się jednak, że domowa codzienność to wcale nie beztroska zabawa z córką i delektowanie się każdą minutą, lecz ciężka praca na pełen etat i regularne nadgodziny. Na dodatek ukochany mąż zdaje się nie dostrzegać problemu... Odskocznią od monotonii i ratunkiem przed nieustannym zmęczeniem staje się nowa pasja. Jaki wpływ na życie młodej matki może mieć otrzymana od tajemniczej sąsiadki... lalka? [1]


RECENZJA

Zapowiadała się zwykła obyczajówka, a tu proszę. Autorka zabrnęła w bardzo ciekawe tematy, zwłaszcza dla mnie. Podczas lektury, poza codziennymi problemami, zabłądzimy trochę w rejony ludzkiego umysłu.

Zaczyna się od kawałków pracy naukowej dwóch kobiet. Dość niewinnej, bo o tematyce lalek i ogólnie o nadawaniu przedmiotom głębszego znaczenia. Czytelnik dostaje garść informacji z postrzegania lalek w różnych kulturach, ich rolach i drodze do rozsławienia jako zabawki. Kobiety szukają coraz bardziej niekonwencjonalnych metod badań, które ewidentnie balansują na granicy nauki i wiary. Skutki środków, które zażywają, i tajemnicze szkolenia mogą powodować wyraźne zaniepokojenie. Opisy emocji podczas tych doświadczeń są lekko chaotyczne, trochę tajemnicze, wyraźnie wydobywają coś z podświadomości kobiet. Można dostrzec, że jednej z nich chodzi o coś więcej niż publikację. Z kolei druga chce się wycofać z badań z powodu złej kondycji psychicznej.

Pomiędzy tymi dość tajemniczymi fragmentami poznajemy życie Moniki. Bohaterka pracowała w agencji reklamowej w Warszawie, a po zajściu w ciążę zdecydowała, że poświęci się całkowicie swojej córce i rodzinie. Typowa zapracowana kobieta zapragnęła zwolnić tempo i zamienić rozkrzyczane biuro na własne cztery kąty. Wszystko jawi się w samych superlatywach. Kinga okazuje się całkiem spokojnym niemowlakiem, dom staje się miejscem ciekawszym niż natychmiast, a młoda mama układa sobie świetnie zorganizowany grafik. Do czasu. Bo czy rodzicielstwem można zarządzać jak firmą?

Dwa światy łączą się, gdy Monika poznaje swoją sąsiadkę. Szybko nawiązują więź, zwłaszcza jako matki z pełnymi rękami roboty, chcące czegoś od życia poza swoimi obowiązkami. Nowo poznana Marzena dzieli się z kobietą swoją pasją. Lalkami super dolfie. Wykonywane na szczegółowe zamówienie klienta, najczęściej wzorowane na podobieństwo właściciela. Nie wdając się w szczegóły, w pewnym momencie główna bohaterka staje się właścicielką Mony, a od tej pory jej życie zaczyna się zmieniać.

Muszę przyznać, że Monika trochę mnie irytowała, ale pewnie to typowe stadium dla wielu kobiet. Przejście od wielkiej sielanki do rozpaczy i zniechęcenia. Wyszło to dość naturalnie, nie powiem. Jednak jako czytelnik, osoba z boku sytuacji,  odbierałam jej zachowanie jako chaotyczne, wędrujące od skrajności do skrajności. Szybko opadł jej zachwyt macierzyństwem, zaczęła tęsknić do dawnych zajęć, dawnego ciała. Niby dostrzegła, jak świat traktuje kobiety jak ona, ale kompletnie nie radziła sobie z wyjściem z tej sytuacji. Obwiniała męża o wiele rzeczy, całkiem słusznie, ale zabrakło mi kilku radykalnych rozmów. Praktycznie pozwalali, żeby małżeństwo trzymało się tylko z pozoru, bo nie rozumieli się wzajemnie. On w pracy, ona w domowych obowiązkach. Potem oczywiście nie spodobało mi się rzucenie w misję odmiany swojego życia, bo nic nie było przemyślane, tylko pod wpływem impulsu. Lalka jakoś cudownie nie pomogła, a Monika stała się tylko bardziej nerwowa, agresywna i tylko pozornie walcząca o swoje.

Mimo wszystko bardzo podobała mi się ta historia, bo nie do końca wiedziałam w jakim kierunku zmierza. Autorka prowadziła po kolei pewne wydarzenia, a wiele trzeba było wywnioskować z opisów snów i wizji. Pomocny okazał się też pies przyjaciela, który jako jedyny właściwie reagował na maskę w kawiarni i lalki na półce. Pojawia się też moment opadnięcia klapek z oczu, mój ulubiony, a nawet poznajemy prawdziwe zakończenie urwanego wątku badań.

Niby trochę abstrakcyjny wątek, a jednak coś w nim jest. Przytrafić się mogło każdemu. Tym bardziej, że mówimy o złych intencjach, obcej kulturze i obrzędach. W tą książkę wkradł się mistycyzm i voo doo. Wszystko zależy od tego, w co wierzymy.

"Ludzie w rzeczy samej są brzydcy i zamaskowani - myślała. Dopiero ich cienie pokazują ich takimi, jacy są." ~ Karolina Święcicka, Lalki, Warszawa 2011, str. 115.

OCENA: 7/10

Strasznie się zrobiło deszczowo. Po wczorajszym zmoknięciu praktycznie do suchej nitki, jakoś nie jestem zwolenniczką wychodzenia z domu. Polecam zaszyć się w przytulnym kącie z książką ;)


[1] Opis pochodzi z okładki książki

poniedziałek, 31 sierpnia 2015

160. Sobowtór potrzebny od zaraz.



AUTOR: Małgorzata Gutowska-Adamczyk
SERIA: Babie Lato
ROK WYDANIA: 2011
WYDAWNICTWO: Nasza Księgarnia 

OPIS
Wielbicielom sagi "Cukiernia Pod Amorem" przypominamy pierwszą powieść Małgorzaty Gutowskiej-Adamczyk dla dorosłych czytelników. Serenada to pełna wdzięku i błyskotliwa zabawa konwencją komedii romantycznej, w której humor i uczucia są zmieszane w idealnych proporcjach. Życie trzydziestoletniej Kasi, niespełnionej aktorki Białostockiego Teatru Lalek, odmienia się nagle podczas pewnej podróży pociągiem. Zostaje dostrzeżona przez członka ekipy pracującej przy popularnym serialu "Życie codzienne". Takiej szansy nie może zmarnować. Wkrótce zastąpi odtwórczynię głównej roli. Jak się okaże, nie tylko na planie filmowym… Czy uczuciowa i szczera dziewczyna z Podlasia odnajdzie się w pełnym fałszu świecie mediów, celebrytów i czerwonych dywanów? Czy będzie umiała rozpoznać prawdziwą miłość? [1]


RECENZJA

Kolejna książka z serii „pożyczyłam”. Nie wiem czy sama zainwestowałabym w serię „Babie lato”, ale nie żałuję, że trafiłam na nią u koleżanki. Zatem zapraszam na jedną z zabawniejszych pozycji, a na pewno niewiarygodnych.

Narracja w pierwszej osobie prowadzona jest przez trzydziestoletnią Kasię, która ukończyła aktorstwo, żyje w Białymstoku i pracuje w Teatrze Lalek. Po prostu zgodnie z opisem na okładce. Dziać się zaczyna, kiedy w pociągu ktoś „myli” ją z popularną gwiazdą telewizyjnego serialu, Sereną. Tak Kasia poznaje Adama, który zaciąga ją do telewizyjnego studia, proponując rolę Matyldy w serialu znanym na całą Polskę. Z tym, że szkopuł tkwi w tym, iż ta rola od początku była obsadzona przez uwielbianą przez wszystkich aktorkę, celebrytkę. Jak się okazuje, chyba zbytnio rozpieścili swoją gwiazdę, bo ta zniknęła bez słowa, a kręcenie odcinków stoi.

Kasi talentu widocznie nie brak, bo po różnych perturbacjach oczarowuje kierownictwo, a potem zgadza się na troszkę intratny dla siebie kontrakt. Tu miałam zastrzeżenie, dlaczego nie znalazła lepszej pracy, skoro naprawdę była uzdolniona, bo udawanie innych to nie wszystko, co potrafi. A wniosek na później – jeśli chce się kogoś udawać, trzeba pamiętać, żeby nie zatracić w tym siebie. Wracając do akcji, nowa Serena dostaje w pakiecie z rolą praktycznie wszystkie rzeczy tej starej: mieszkanie, samochód, suknie, fryzurę, wyjścia na imprezy, no i chłopaka Marlona.

Kaśka, jak widać, jest pełna życia, ale zbyt nieśmiała, żeby je sama zmienić. Potrzebowała dopiero dobrej wróżki w postaci Adama. Granie w serialu przychodzi jej znacznie lepiej niż przystosowanie się do życia aktorki, którą dublowała. Miła, sympatyczna, zabawna, a to ją zdecydowanie odróżnia od Sereny. W dodatku strasznie kochliwa. Oczywiście na pierwszy ogień idzie Adam, bo jak można byłoby się nie zakochać w przystojnym, uczynnym i troskliwym facecie. Sami zobaczycie, co z tego jej wyjdzie. Bohaterka przede wszystkim poznaje, jak naprawdę wygląda świat kreowany w telewizji i przez media, prawdziwe oblicza ludzi. Nie mogę ukryć, że na początku jest dość naiwna.

Muszę przyznać, że trochę irytowało mnie w końcu to rozedrganie bohaterki. Może i Kasia wpakowała się w odgrywanie Sereny na emocjach, ale potem robiła mnóstwo rzeczy, żeby to zrujnować i nie potrafiła porządnie zrezygnować. Odwalała dużo dobrej roboty, ratowała tyłki całej produkcji serialu, włącznie z humorzastym dyrektorkiem, ale zgodnie z moimi przeczuciami, niewiele osób traktowało ją poważnie i doceniło. W dodatku odniosłam wrażenie, że wiecznie potrzebowała obiektu westchnień i przeżywała z tego powodu same dramaty. A w drugiej kolejności o złe emocje przyprawiała mnie sama prawdziwa Serena, jednak tu nie zdradzę nic poza tym, że ona się w końcu pojawia.

W przystępnym, łatwym języku literatury obyczajowej autorce udało się ukazać dużo emocji, zwłaszcza Kasi. Trzeba przyznać, że akcja dzięki jej charakterowi jest dynamiczna. Co spodobało mi się najbardziej to wszelki humor sytuacyjny i słowny, związany przede wszystkim z wchodzeniem kobiety w nową rolę i ratowanie się przed wpadkami.

Może i pomysł na historię mało prawdopodobny, Polska to nie Hollywood, ale czytało mi się naprawdę dobrze, szybko i z zaciekawieniem. Bo przecież w nieskończoność nie można udawać i prawda czym prędzej wyjdzie na jaw. Jeden, dwa wieczory i po książce. Życie Kasi zgodnie z tytułem było niecodzienne.

"Teraz wiem, jak czuł się Kopciuszek, wkraczając na salę balową. Był przerażony. " ~ Małgorzata Gutowska-Adamczyk, Serenada, czyli moje życie niecodzienne, Warszawa 2011.

OCENA: 6/10

Na tą chwilę, to moja ostatnia przygoda z tym cyklem. Wiem, dawno nie było kryminału, bo sama dawno nie czytałam :( ale spokojnie, czekają na półeczce i wołają do mnie, więc nie zamierzam się opierać. Wcale!
Wszystkim kończącym wakacje życzę powodzenia w nowym roku szkolnym. Połączę się z wami w bólu za miesiąc.

[1] Opis pochodzi ze strony wydawnictwa Nasza Księgarnia

czwartek, 20 sierpnia 2015

157. Kiedy twoje życie jest zbyt przewidywalne, uciekaj!



AUTOR: Katarzyna Zyskowka-Ignaciak
SERIA: Babie Lato
ROK WYDANIA: 2012
WYDAWNICTWO: Nasza Księgarnia 


OPIS
Wszyscy marzą o przeprowadzce na prowincję. Tak, ja też utwierdzałam się w tym przekonaniu. Czytałam o kobietach budujących drewniane domki w urokliwych zakątkach i dziedziczących romantyczne dworki wśród sosen. Co z tego, że dworek okazywał się ruiną, a romantycznym bohaterkom deszczówka lała się na głowę? Frania ma dość sennego, ślicznego i nudnego Kazimierza, zrzędliwej matki nauczycielki oraz przewidywalnego do bólu narzeczonego. Gdy się dowiaduje, że jej starsza siostra nie jest wcale taka idealna, na jaką wygląda, ucieka sprzed ołtarza i łapie okazję do Warszawy. Tylko czy warszawskie kolorowe dni naprawdę przyniosą Frani szczęście? [1]


RECENZJA
                Kiedy koleżanka pozwoliła mi przejrzeć swoje książki, by dokonać kolejnego wypożyczenia, nie zgarnęłam jej od razu. Jakoś nie pociągała mnie kolejna książka o rozmyślonej pannie młodej. Znalazłam kilka ciekawszych na półce. Jednak w końcu koleżanka podała mi ją wprost przy innej wizycie i uległam. Zabrałam, przeczytałam, nie żałuję, bo co się pośmiałam to moje. Najwyższej noty nie dostanie, bo to nie arcydzieło, ale trochę o życiu mówi.

                Akcja się toczy najpierw w Kazimierzu Dolnym, gdzie spokojne życie wiedzie główna bohaterka, Frania. Wszystko ładnie, pięknie. Jest narzeczony – Kuba, który oświadczył się jej w Sylwestra. Jest praca w biurze podróży pod okiem znajomej bardziej niż szefowej. Wszystko powoli dąży do jeszcze większej życiowej stabilizacji, gdyż szykuje się ślub. Pozornie wszystko jest w porządku. Na wieczór panieński Franciszki jej koleżanki i siostra zamawiają chiromantę, który ma czytać im przyszłość z dłoni. Każda z dziewczyn dowiaduje się ciekawych rzeczy, które nie traktują poważnie. Chyba z wyjątkiem sióstr. Helena postanawia wyjawić Frani swój sekret, po którym główna bohaterka kompletnie zmienia o niej zdanie. Za to w niej samej aż roi się od wątpliwości, gdy usłyszała, że los szykuje dla niej zmiany i musi podjąć ryzyko dla własnego szczęścia, bo ma dwie możliwości. Nic dziwnego, jej kojarzy się to ze ślubem, o którym coraz więcej rozmyśla. Sytuacji nie poprawia także to, że w dniu ślubu, wychodząc od fryzjera, natyka się na licealną miłość. Andrzej zwany także Jędrkiem zabiera ją do swojego samochodu, a potem na spacer. Odżywają w niej dawne wspomnienia i milion wątpliwości. Potem, gdy już dziewczyna faktycznie ucieka spod kościoła (za zgodą niedoszłego męża!), dziwnym trafem wpada na drodze do Warszawy właśnie na Andrzeja. Przecież to nie mógł być przypadek. Z rodziny rozmawia tylko z Helą, bo oczywiście stała się czarną owcą. Franciszka zatrzymuje się u przyjaciółki Weroniki i podejmuje próby ułożenia sobie życia w stolicy. Dalej mogę powiedzieć jedynie, że będzie trochę telewizji, gotowania i przełamywania rodzinnych lodów.

                Franka na początku książki to młoda dziewczyna , pracująca w biurze podróży, posiadająca wspaniałego narzeczonego Kubę. Już jakiś czas temu sprzeciwiła się rodzinnej tłustej i tuczącej kuchni, na rzecz warzyw i samodzielnych kulinarnych eksperymentów. To nie bardzo podoba się apodyktycznej matce i babci. Pomyślcie sobie co dopiero dzieje się w tej rodzince, kiedy główna bohaterka ucieka w dniu ślubu? Właśnie, ona cały czas nosi w sobie poczucie, że coś traci, wiodąc takie zwyczajne życie. Chciałaby spróbować czegoś więcej, nie tylko w miłości ale i ogólnie. Marzenia gnają ją do wielkiego miasta, podsycane przepowiednią chiromanty. Bo dlaczego jedna z możliwości to nie może być stolica i życie u boku Andrzeja? Dobra, dałam się na to nabrać, myślałam tak jak ona. W końcu z opisu bardziej podobał mi się ten mężczyzna niż Kuba. Te zbiegi okoliczności, spotkania, pomocna dłoń. Potem Frania zderza się trochę z realiami życia w dużym mieści i może zmienia zdanie, ale za nic w świecie nie odważy się wrócić do Kazimierza. Uparcie trzyma się swojej ucieczki. Nawet kiedy w końcu wzrasta zainteresowanie jej osobą, to nie zmienia się aż tak. Właśnie swoją naturalnością i skromnością podbija ludzkie serca, bo nie wymaga od losu zbyt dużo. Czeka ją kilka miłosnych rozczarowań, ale przecież w końcu przepowiedziano jej jakiegoś męża. Rozumiałam jej pobudki, jej wątpliwości i część późniejszych decyzji. Nie sądziłam, że będzie aż tak zatwardziała co do rodziny, ale na szczęście kto jak nie Jędrek zmieni jej zdanie.

                Nieocenioną pomoc niesie jej przyjaciółka. Weronika jako wizażystka pracuje przy produkcjach telewizyjnych i oczywiście ma trochę znajomości. Siostra Helena widziana w zupełnie innym świetle próbuje układać jakoś swoje życie od nowa, szukając wsparcia u Frani. Ciężko przekonać tradycjonalistów w ich rodzinie. Kuba zakochany w bohaterce do szaleństwa pozwala jej na opuszczenie go. Wie, że nie jest w stanie jej zatrzymać, ona sama musi pognać przed siebie i zrozumieć czego chce. Andrzej z kolei olśniewa swoim wyglądem, obyciem i przypomina Franciszce o dawnych uczuciach. Chłopak naprawdę jest w porządku, z chęcią jej pomaga, ale ma pewien sekret, który wygnał go do stolicy te kilka lat temu. Najbarwniejsza postać to pan Euzebiusz. Niespełniony artysta w Kazimierzu, który rzadko kiedy dopuszcza do trzeźwienia. Wbrew pozorom można z nim porozmawiać mądrze i szczerze o życiu. Udziela France rad i opowiada o swojej przeszłości. Kto jak kto, ale on jest najbardziej wolnym człowiekiem, poza alkoholem.

                Narracja w pierwszej osobie dodaje znacznej dynamiki książce, bo Frania ma swój temperament. Poznajemy przy tym jej pełny punkt widzenia i wszystkie jej emocje. Język dopasowany jest do młodej dziewczyny, przystępny i miły w odbiorze. To oczywiście książka z rodzaju na jeden lub dwa wieczory.

Koniec końców podobała mi się. Mogła być zdecydowanie gorsza, a jednak mnie wciągnęła. Może i trochę nieprawdopodobne w niej zdarzenia, ale przecież Frania nie mogła żyć na garnuszku Weroniki. Nie spodziewałam się takiego zakończenia od autorki, a i sama bohaterka też orientuje się w uczuciach na sam koniec. Długo mnie zwodzono. Jednak czasem swoimi marzeniami należy się podzielić z bliskimi, bo nikt nie potrafi czytać w myślach.

"Każdy ma swoje miejsce na ziemi. I wcale nie musi to być miejsce urodzenia. Ale trzeba go szukać." ~ Katarzyna Zyskowka-Ignaciak, Ucieczka znad rozlewiska, Warszawa 2012, str. 49

OCENA: 6/10

Poświęcenie i rzetelność ze strony dziewczyn bardzo mnie motywuje. Wiecie, żebym im nie obniżyła jakości ;) Może w końcu wypracuję jakąś regularność i nie zarywanie nocy. O i dziękuję im za prezenty imieninowe! Nie zasłużyłam, ale chętnie przeczytam :D Dziękuję też Lady Spark za gościnę i najlepsze wakacje w tym roku ^^ A jak tam u was z czytaniem w wakacje?


[1] Opis pochodzi z okładki książki

poniedziałek, 1 czerwca 2015

136. Odrobina romantyzmu, historii i grozy w jednym "Przebudzeniu"


AUTOR: Katarzyna Zyskowska-Ignaciak
SERIA: Babie lato
ROK WYDANIA: 2011
WYDAWNICTWO: Nasza Księgarnia

OPIS
Młoda dziennikarka Zuzanna niespodziewanie otrzymuje spadek po nieznanym krewnym - malowniczą posiadłość na Mazurach. Zafascynowana przeszłością swoich przodków, powoli zaczyna zgłębiać tajemnice rodziny. Nie może jednak oprzeć się wrażeniu, że grozi jej niejasne niebezpieczeństwo. Kto z najbliższego otoczenia dziewczyny jest przyjacielem, a kto śmiertelnym wrogiem? [1]

RECENZJA

Książkę rozpoczyna opis wydarzenia sprzed wieków na wyspie Gilmie i trochę trudno mi było do przykleić do akcji, bo po tym wstępnie przenosimy się do zwykłej współczesnej Warszawy. Tam autorka wprowadza nas w życie młodej dziennikarki. Tkwi ona w luźnym związku, a jej partner docenia głównie aspekty fizyczne. Jej rodzice zginęli tragicznie, a niedawno odeszła i babcia. Praca w niezbyt aspirującym piśmie ma tylko kilka zalet, m.in. płacę i wspaniałą redakcyjną koleżankę, mimo, że zajmuje się ona horoskopami. Przewija się także dobry, zaufany przyjaciel bohaterki.

Nagle w zwykłe miejskie życie wkrada się  mnóstwo dziwnych zdarzeń, wprowadzając mały element grozy. Zuzanna otrzymuje spadek. Jak się domyślacie, zaczyna dociekania, zwłaszcza, że wypływa temat jej zmarłej ukochanej babci. Dziewczyna radzi się dwójki przyjaciół odnośnie dalszych poczynań. W momencie, kiedy dziewczyna postanawia zwiedzić odziedziczoną ziemię, akcja przenosi się na Mazury. Zuza ma z tymi rejonami mnóstwo wspomnień z młodości, a czytelnik uraczony jest opisami pięknej przyrody, z uwzględnieniem żeglarstwa. Już nic nie jest takie samo, a wokół bohaterki kręci się coraz więcej dziwnych osób. Mieszkańcy wioski nie wiadomo czemu, też nie są do niej przychylnie nastawieni. W tle krąży legenda o Prasłowianach i Świętym gaju.

Główna bohaterka początkowo wydaje się żyć leniwym wygodnym życiem, odpychając gdzieś w kąt wszelkie ambicje. Dopiero sprawa mazurskiego spadku budzi w niej wachlarz emocji.  Często irytowała mnie brakiem odpowiedzialności i zdecydowania. Tyczy się to jej partnera jak i wypraw na Mazury.

Język, jak w poprzedniej lekturze tej autorki, bardzo przystępny. Wkradło się i trochę humoru, trochę powagi oraz dziwnej magii. To ostatnie zwłaszcza niezbyt mnie przekonało. Początkowo wpleciony wątek historyczny najbardziej mnie intrygował, ale pod koniec książki rozwiązanie sprawy wydawało mi się bardzo naciągane. Nie potrafiłam za bardzo uwierzyć w taki obrót sytuacji, więc bliżej mi było do śmiechu niż strachu.
Pozycja nie do końca do mnie trafiła, ale nie była też kompletnym dnem. Nie wiem, czego mi brakowało, ale cała tajemnicza aura z przeszłości nie porwała mnie do końca. Może ktoś inny odnajdzie w tym więcej niż ja.

„[...]jesteś młoda i piękna. Jeśli tylko zechcesz, wszystko możesz zmienić. To my kreujemy rzeczywistość, a nie ona nas.”~ Katarzyna Zyskowska-Ignaciak, Przebudzenie, Warszawa 2011.
OCENA: 5/10
_ _ _ _ _

Mimo, że dawno czytałam, to do tej pory pamiętam moje zdziwienie na końcu i lekkie niespełnienie oczekiwań. No cóż. Oby dziewczyny doczekały się kiedyś w mojej kolejce posta z rana xD
Sen jest dla słabych i takie tam ;)

[1] – opis pochodzi z okładki książki

środa, 29 kwietnia 2015

128. Ktoś ma ochotę na "Niebieskie migdały"?



AUTOR: Katarzyna Zyskowska-Ignaciak
SERIA: Babie Lato
ROK WYDANIA: 2011
WYDAWNICTWO: Nasza Księgarnia

OPIS
Ina ma obiecującą pracę, kochających rodziców, wspaniałych przyjaciół… i nieślubne dziecko. A wbrew temu, co pokazuje telewizja śniadaniowa, nie wszystkie kobiety są idealnymi matkami. Porzucona przez przystojnego prezentera telewizyjnego dziewczyna musi okiełznać nie tylko wrzeszczące niemowlę, lecz także nadgorliwą matkę i pełnych dobrych chęci znajomych, którzy usiłują ją wyswatać (podsuwając a to sadownika z aspiracjami, a to tancerza z kompleksami). Ina broni się rękami i nogami przed nową miłością. Ale czy rzeczywiście już nigdy nie będzie myśleć o niebieskich migdałach? [1]

RECENZJA

Czas na nadrobienie recenzji kilku zaległych obyczajówek. Dzisiaj padło na powyższą książkę. Historię zaczynamy od poznania Iny, głównej bohaterki. To młoda, pewna siebie, przebojowa dziewczyna z całkiem sporym bagażem doświadczeń. Wszystko dzieje się w Warszawie.

Jeśli mówimy o dziecku. to należy zacząć od porodu. Tak też się dzieje. Mama nie stroni od przekleństw w stronę byłego partnera, z czego najsubtelniejszym jest chyba “wszawy pies”. Wspiera ją również przyjaciółka ze swoim narzeczonym, więc całość wypada niezwykle humorystycznie, włącznie z napalaniem się na jednego z lekarzy.

Ze szpitala wędrują do domu rodziców dziewczyny. Matka sławna artystka, kompletnie oderwana od przyziemnych czynności, chciałaby wcielić się w rolę idealnej babci. Jej temperament równoważy stateczny, spokojny małżonek. Nad niemowlęcym chaosem w domu zapanowuje jednak dopiero seniorka rodu, która ma władzę nad ludźmi dorównującą generałowi.

Ina nie jest zadowolona z bytowania pod dachem u rodziców i próbuje przeforsować pomysł o samodzielnym zamieszkaniu z małym Kajetanem. Jakkolwiek szalona nie wydawała się ta decyzja, postawia na swoim i wkrótce przyjaciółka pomaga urządzić jej skromne mieszkanie. W międzyczasie bohaterka pozbywa się również pracy, za pomocą kilku szczerych słów w kierunku szefowej. To nie przeszkodziło jej w wybrednym poszukiwaniu niani, a jedną z kandydatek przepytuje ze znajomości polskiej literatury.

Żebym się nie zapędziła ze zdradzaniem fabuły przejdźmy do poznanej początkowo w strzępkach postaci męskiej. Mężczyznę poznajemy w momencie rozstania z żoną, która obwinia go o poświęcanie jej zbyt małej ilości czasu. Nie da się jednak ukryć, że wionie od niej chłodem, a także ma za uszami romans z niejakim Brandonem. Rafał nie zamierza walczyć, ani się użerać z byłą o dobra majątkowe.. Jest zbyt załamany rozpadem związku i zniknięciem uczucia. Okazuje się, że jego nowe lokum znajduje się w tym samym bloku, co Iny.

Dziewczyna całkiem nieźle sobie radzi, jednak jej rodzina nie zamierza jej oszczędzać i próbuje swatać wbrew woli. Mama podsuwa jej małoletniego artystę zbzikowanego na punkcie kobiet w ciąży, przyjaciółka niespełnionego sadownika Bożydara, a w dodatku wymagają, by poinformować Wszawskiego o ojcostwie. Dodatkowa atrakcja, to kaprys ślubny przyjaciółki - niebieskie migdały, na których zrobienie porywa się bohaterka. Ina spotyka Rafała po raz pierwszy, gdy prosi go o obejrzenie chorego synka. Tak nawiązuje się spokojna, powolna znajomość, którą z przyjemnością się obserwuje.

Na koniec zdradzę. że w odwiedziny wpadnie przyrodni brat Iny, z pierwszego małżeństwa jej ojca, Bronisław, ale posiada bardziej chwytliwy pseudonim. Chłopak ma złamane serce po starciu z uczuciową Królową Śniegu.

Po więcej szczegółów udajcie się do sklepu albo biblioteki. Naprawdę, można zobaczyć tu obraz kobiety, którą zaskakuje macierzyństwo, a jednak postanawia stawić temu czoła. Różnorodność bohaterów. cała gama emocji przez wszystkie kartki książki. Życie dla młodej mamy nie kończy się wraz z urodzeniem dziecka. To może być tylko umacniające doświadczenie.

Czytając, stron szybko ubywa. Łatwy, przystępny język, często z nutą humoru. Bardzo miło wspominam tą książkę.

 „Podobno nie ma brzydkich mężczyzn, tylko wina czasem brak.”~ Katarzyna Zyskowska-Ignaciak, Niebieskie migdały, Warszawa 2011, s. 103.

OCENA: 7/10
_ _ _ _ _

Miało być wcześniej, ale to przez Skrę, która grała tak długo. Teraz możecie już marzyć :)


[1] – opis pochodzi z okładki książki