czwartek, 17 grudnia 2015

190. Poruszone fundamenty w "Kodzie Leonarda da Vinci"

AUTOR: Dan Brown    
TYTUŁ ORYGINALNY: The Da Vinci Code   
SERIA: Robert Langdon
TŁUMACZ: Krzysztof Mazurek
TOM: Drugi
ROK WYDANIA: 2009
WYDAWNICTWO:  Sonia Draga/ Albatros A. Kuryłowicz

OPIS
Ofiarą popełnionego w Luwrze morderstwa pada kustosz Jacques Sauniere. Wezwany przez policję francuską historyk i badacz symboli Robert Langdon odkrywa na miejscu zbrodni szereg zakonspirowanych śladów, które mogą pomóc w ustaleniu zabójcy; stanowią też klucz do jeszcze większej zagadki – niezwykłej tajemnicy sięgającej korzeniami początków chrześcijaństwa. Zamordowany był członkiem Zakonu Syjonu, powstałego w 1099 roku tajnego stowarzyszenia strzegącego miejsca ukrycia bezcennej zaginionej przed wiekami relikwii Kościoła – Świętego Graala. Do organizacji należeli m.in. Leonardo da Vinci i Isaac Newton. Kustosz poświęcił życie, by strzeżony przez zakon sekret nie dostał się w niepowołane ręce. Teraz pozostały jedynie 24 godziny na rozwikłanie precyzyjnie skonstruowanej łamigłówki pozostawionej przez Sauniere’a – inaczej tajemnicę na zawsze skryją mroki historii. Kluczowe elementy zagadki kryją się w najsławniejszych obrazach mistrza Renesansu – Mona Lizie i Ostatniej Wieczerzy. Czy ścigany przez policję i bezlitosnego zabójcę historyk zdoła ujść pogoni i dotrzeć do szokującej prawdy? Jego jedynym sprzymierzeńcem jest piękna Sophie Neveu, agentka policji, specjalistka od tajnych kodów i szyfrów, wnuczka Sauniere’a…   [1]

RECENZJA
Robert Langdon powraca tym razem w Paryżu. Nie można, nie odnieść wrażenie, że nasz profesor ma ogromną zdolność do mieszania się w kłopoty. Nawet, jeśli niemotywowany przez swoje wielkie pragnienie wiedzy to one i tak go znajdują. Bez dwóch zdań Langdon przyciąga problemy jak magnes.

W zasadzie od „Kodu Leonarda da Vinci” rozpoczęła się moja przygoda z twórczością Dana Browna. Jest to również jeden z tych pisarzy, którzy dobrze wpasowują się w mój czytelniczy gust, bo przede wszystkim nie boi się podejmować tematów trudnych dla nas wszystkich. Pamiętam, że pierwszy raz po ten tytuł sięgnęłam, gdy byłam w liceum. Na lekcjach religii ksiądz dawał nam dość dużą swobodę, więc nie chcąc się nudzić wyciągnęłam książkę, którą od razu wychwyciło czujne oko duchownego. Wziął ją ode mnie, a następnie pokazał całej klasie i głośno powiedział: Nie wolno Wam budować wiary na tej książce. Nie powiem, że mnie nie rozzłościł, bo od małości miałam dość specyficzne podejście do religii i jej instytucji. Poczułam się upokorzona, bo przecież to tylko książka, która składa się z papieru, który z kolei przyjmuje wszystko. Nie zaczęłam manifestować tego, że buduję swoją wiarę na tej książce. Po prostu dla mnie to był umilacz czasu podczas prawie godzinnej podróży do domu ze szkoły. Nie wchodziłam z księdzem dalej w polemikę, bo uważałam, że to i tak nie ma sensu. Zabrałam książkę i wróciłam do czytania. Po prostu umiem odróżnić, co jest fikcją literacką a co nie. Nie zmienia to jednak faktu, że to wspomnienie zawsze nasuwa mi się po przeczytaniu tej książki. Owszem ta pozycja porusza fundamentalne filary wiary Kościoła. To, jakie stwierdzenia w niej padają pozwala zrozumieć zgorszenie ludzi religii tą pozycją (nie mogę się rozpisać bardziej by nie zdradzić szczegółów). Jednak twierdzenie, że jest to powieść szatana daleka jest od prawdy – tak samo jak mówienie podobnych rzeczy o Harrym Potterze. Pamiętajcie również, że jest to tylko moje zdanie i że jeśli macie je dalej skrytykować to zróbcie to w sposób kulturalny, bo każdy ma prawo do swoich poglądów.

Wróćmy jednak do fabuły. Robert Langdon ma kłopoty i to dość poważne. Żeby ratować własną skórę oraz oczywiście swojej pięknej partnerki, którą mu autor dorzuca do kompletu musi rozwiązać szereg zagadek, które zostawia Sauniere. Na dodatek jego dobre imię jest kompletnie zagrożone i nie może liczyć na pomoc francuskich władz. To, co z pewnością w Langdonie jest dość realistyczne to fakt, że nie zawsze wpada na wszystko od razu. Zazwyczaj musi się kilka razy pomylić nim obierze właściwy trop nowej przygody.  No i oczywiście nie jest super bohaterem, który nigdy nie cierpi, bo wielokrotnie profesorek oberwał w głowę – co pozwala jednak z lekka myśleć, że ma wiele żyć jak kot.

Oczywiście towarzyszące mu postaci to osobna sprawa, bo autor wprowadza ich tak wiele, że w pewnym momencie człowiek może się pogubić, ale z czasem szybko zacznie rozróżniać, kto jest, kto. Brown posiada również – jak dla mnie – znakomitą umiejętność kamuflowania postaci. Jak dla mnie – gdy czytałam to pierwszy raz – nigdy nie było wiadomo, kto stoi za tą całą pogonią i próbą uratowania życia. Serio! Autor zawsze mnie na końcu zaskakiwał.

Dan Brown idealnie opisuje wszystkie miejsca, do których przenosi czytelnika, co pozwala łatwo wczuć się w nie i pozwolić wyobraźni tworzyć obrazy. Krótkie rozdziały dają wrażenie szybkiego czytania, ale książki są grube i czasami odstraszają swoją objętością. Możliwe, że wada jest tylko jedna: akcja toczy się w przeciągu dwudziestu czterech godzin, które wydają się mało prawdopodobne, ale cóż pamiętajmy, że w książkach również musi być miejsce na popis wyobrażeń autora – to tylko książka, więc czasami z autentycznością nie musi mieć wiele wspólnego.
"[...] człowiek może się posunąć o wiele dalej, by uniknąć tego, czego się boi, niżby zyskać, to, czego pragnie." ~ Dan Brown, Kod Leonarda da Vinci, Warszawa 2009, s. 338.
OCENA: 9/10

[1] Opis pochodzi z okładki książki.

Cześć! 
To znowu ja i Robert Langdon, jeśli mam być szczera to jest to z pewnością jedna z dwóch najlepszych książek Dana Browna. Inne już nie są tak wyśmienite. Jak Wasze przygotowywania do świąt? Moje jeszcze w lesie, ale zacznę od poniedziałku.
Całusy, Lady Spark 

12 komentarzy:

  1. Czytałam dawno temu,ale szczerze mówiąc ani wątek religijny,ani sam kryminalny jakoś mnie nie ruszył:)
    https://sweetcruel.wordpress.com/

    OdpowiedzUsuń
  2. Czytałam i książka bardzo mi się podobała :)
    A Twój nowy wygląd bloga jest po prostu przepiękny. Zazdroszczę :D

    OdpowiedzUsuń
  3. "Kod..." również w moim odczuciu jest chyba najlepszą częścią, chociaż wiesz, że mam do Roberta słabość i mogę o nim czytać wszystko i nadal będę rozanielona :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A ja właśnie już nie wszystko. Nawet nie tęsknie za kolejnymi tomami :P

      Usuń
  4. Niekiedy w 24 godziny faktycznie wiele można zrobić :D sen nas ogranicza, tego książki nas uczą :D

    OdpowiedzUsuń
  5. Uwielbiam książki Browna, mają swój jedyny, niepowtarzalny styl. Krótkie rozdziały, ciągła akcja i zagadki, nie rozumiem antyfanów. :P

    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja też nie rozumiem, bo książki czyta się dobrze. No może poza "Zaginionym symbolem" :)

      Usuń