AUTOR: Dan Brown
TYTUŁ ORYGINALNY: The Da Vinci Code
SERIA: Robert Langdon
TŁUMACZ: Krzysztof
Mazurek
TOM: Drugi
ROK WYDANIA: 2009
WYDAWNICTWO: Sonia Draga/ Albatros A. Kuryłowicz
OPIS
Ofiarą
popełnionego w Luwrze morderstwa pada kustosz Jacques Sauniere. Wezwany przez
policję francuską historyk i badacz symboli Robert Langdon odkrywa na miejscu
zbrodni szereg zakonspirowanych śladów, które mogą pomóc w ustaleniu zabójcy;
stanowią też klucz do jeszcze większej zagadki – niezwykłej tajemnicy sięgającej
korzeniami początków chrześcijaństwa. Zamordowany był członkiem Zakonu Syjonu,
powstałego w 1099 roku tajnego stowarzyszenia strzegącego miejsca ukrycia
bezcennej zaginionej przed wiekami relikwii Kościoła – Świętego Graala. Do
organizacji należeli m.in. Leonardo da Vinci i Isaac Newton. Kustosz poświęcił
życie, by strzeżony przez zakon sekret nie dostał się w niepowołane ręce. Teraz
pozostały jedynie 24 godziny na rozwikłanie precyzyjnie skonstruowanej
łamigłówki pozostawionej przez Sauniere’a – inaczej tajemnicę na zawsze skryją
mroki historii. Kluczowe elementy zagadki kryją się w najsławniejszych obrazach
mistrza Renesansu – Mona Lizie i Ostatniej Wieczerzy. Czy ścigany przez policję
i bezlitosnego zabójcę historyk zdoła ujść pogoni i dotrzeć do szokującej
prawdy? Jego jedynym sprzymierzeńcem jest piękna Sophie Neveu, agentka policji,
specjalistka od tajnych kodów i szyfrów, wnuczka Sauniere’a… [1]
RECENZJA
Robert Langdon
powraca tym razem w Paryżu. Nie można, nie odnieść wrażenie, że nasz profesor
ma ogromną zdolność do mieszania się w kłopoty. Nawet, jeśli niemotywowany
przez swoje wielkie pragnienie wiedzy to one i tak go znajdują. Bez dwóch zdań
Langdon przyciąga problemy jak magnes.
W zasadzie od
„Kodu Leonarda da Vinci” rozpoczęła się moja przygoda z twórczością Dana
Browna. Jest to również jeden z tych pisarzy, którzy dobrze wpasowują się w mój
czytelniczy gust, bo przede wszystkim nie boi się podejmować tematów trudnych
dla nas wszystkich. Pamiętam, że pierwszy raz po ten tytuł sięgnęłam, gdy byłam
w liceum. Na lekcjach religii ksiądz dawał nam dość dużą swobodę, więc nie
chcąc się nudzić wyciągnęłam książkę, którą od razu wychwyciło czujne oko
duchownego. Wziął ją ode mnie, a następnie pokazał całej klasie i głośno
powiedział: Nie wolno Wam budować wiary na tej książce. Nie powiem, że mnie nie
rozzłościł, bo od małości miałam dość specyficzne podejście do religii i jej
instytucji. Poczułam się upokorzona, bo przecież to tylko książka, która składa
się z papieru, który z kolei przyjmuje wszystko. Nie zaczęłam manifestować
tego, że buduję swoją wiarę na tej książce. Po prostu dla mnie to był umilacz
czasu podczas prawie godzinnej podróży do domu ze szkoły. Nie wchodziłam z
księdzem dalej w polemikę, bo uważałam, że to i tak nie ma sensu. Zabrałam
książkę i wróciłam do czytania. Po prostu umiem odróżnić, co jest fikcją
literacką a co nie. Nie zmienia to jednak faktu, że to wspomnienie zawsze
nasuwa mi się po przeczytaniu tej książki. Owszem ta pozycja porusza
fundamentalne filary wiary Kościoła. To, jakie stwierdzenia w niej padają
pozwala zrozumieć zgorszenie ludzi religii tą pozycją (nie mogę się rozpisać
bardziej by nie zdradzić szczegółów). Jednak twierdzenie, że jest to powieść szatana
daleka jest od prawdy – tak samo jak mówienie podobnych rzeczy o Harrym
Potterze. Pamiętajcie również, że jest to tylko moje zdanie i że jeśli macie je
dalej skrytykować to zróbcie to w sposób kulturalny, bo każdy ma prawo do
swoich poglądów.
Wróćmy jednak do
fabuły. Robert Langdon ma kłopoty i to dość poważne. Żeby ratować własną skórę
oraz oczywiście swojej pięknej partnerki, którą mu autor dorzuca do kompletu
musi rozwiązać szereg zagadek, które zostawia Sauniere. Na dodatek jego dobre
imię jest kompletnie zagrożone i nie może liczyć na pomoc francuskich władz. To,
co z pewnością w Langdonie jest dość realistyczne to fakt, że nie zawsze wpada
na wszystko od razu. Zazwyczaj musi się kilka razy pomylić nim obierze właściwy
trop nowej przygody. No i oczywiście nie
jest super bohaterem, który nigdy nie cierpi, bo wielokrotnie profesorek
oberwał w głowę – co pozwala jednak z lekka myśleć, że ma wiele żyć jak kot.
Oczywiście
towarzyszące mu postaci to osobna sprawa, bo autor wprowadza ich tak wiele, że w
pewnym momencie człowiek może się pogubić, ale z czasem szybko zacznie rozróżniać,
kto jest, kto. Brown posiada również – jak dla mnie – znakomitą umiejętność
kamuflowania postaci. Jak dla mnie – gdy czytałam to pierwszy raz – nigdy nie
było wiadomo, kto stoi za tą całą pogonią i próbą uratowania życia. Serio!
Autor zawsze mnie na końcu zaskakiwał.
Dan Brown
idealnie opisuje wszystkie miejsca, do których przenosi czytelnika, co pozwala
łatwo wczuć się w nie i pozwolić wyobraźni tworzyć obrazy. Krótkie rozdziały
dają wrażenie szybkiego czytania, ale książki są grube i czasami odstraszają
swoją objętością. Możliwe, że wada jest tylko jedna: akcja toczy się w
przeciągu dwudziestu czterech godzin, które wydają się mało prawdopodobne, ale
cóż pamiętajmy, że w książkach również musi być miejsce na popis wyobrażeń
autora – to tylko książka, więc czasami z autentycznością nie musi mieć wiele wspólnego.
"[...] człowiek może się posunąć o wiele dalej, by uniknąć tego, czego się boi, niżby zyskać, to, czego pragnie." ~ Dan Brown, Kod Leonarda da Vinci, Warszawa 2009, s. 338.
OCENA: 9/10
[1] Opis
pochodzi z okładki książki.
Cześć!
To znowu ja i Robert Langdon, jeśli mam być szczera to jest to z pewnością jedna z dwóch najlepszych książek Dana Browna. Inne już nie są tak wyśmienite. Jak Wasze przygotowywania do świąt? Moje jeszcze w lesie, ale zacznę od poniedziałku.
Całusy, Lady Spark
Całusy, Lady Spark
Czytałam dawno temu,ale szczerze mówiąc ani wątek religijny,ani sam kryminalny jakoś mnie nie ruszył:)
OdpowiedzUsuńhttps://sweetcruel.wordpress.com/
Nie każdego musiał ruszyć :)
UsuńCzytałam i książka bardzo mi się podobała :)
OdpowiedzUsuńA Twój nowy wygląd bloga jest po prostu przepiękny. Zazdroszczę :D
Dziękujemy :)
Usuń"Kod..." również w moim odczuciu jest chyba najlepszą częścią, chociaż wiesz, że mam do Roberta słabość i mogę o nim czytać wszystko i nadal będę rozanielona :D
OdpowiedzUsuńA ja właśnie już nie wszystko. Nawet nie tęsknie za kolejnymi tomami :P
UsuńNiekiedy w 24 godziny faktycznie wiele można zrobić :D sen nas ogranicza, tego książki nas uczą :D
OdpowiedzUsuńHahaha xD. Coś w tym jest ;P
UsuńGenialnie!
OdpowiedzUsuńNic tylko czytać! <3
Jestem tego samego zdania :)
UsuńUwielbiam książki Browna, mają swój jedyny, niepowtarzalny styl. Krótkie rozdziały, ciągła akcja i zagadki, nie rozumiem antyfanów. :P
OdpowiedzUsuńPozdrawiam.
Ja też nie rozumiem, bo książki czyta się dobrze. No może poza "Zaginionym symbolem" :)
Usuń