piątek, 10 października 2014

080. Trochę Anglii, trochę Stanów, trochę Kenii w „Ashford Park”


AUTOR: Lauren Willig
TYTUŁ ORYGINALNY: Ashford Affair
TŁUMACZ: Agnieszka Zajda
ROK WYDANIA: 2013
WYDAWNICTWO: Amber

OPIS
Rok 1926. Młoda piękna kobieta udaje się w zagadkową podróż z Londynu do Kenii. Na malowniczej farmie otoczonej przez plantację kawy, oszałamia ją upał i barwy Afryki. Lecz prawdziwym wstrząsem jest spotkanie z mężczyzną niewidzianym od lat...
Rok 1906, Londyn. Dwoje zakochanych wraca wieczorem z koncertu zalaną deszczem ulicą. Śpieszą się, chcą już być w domu. Nie widzą rozpędzonego powozu...
Rok 1914, posiadłość Ashford Park. W dniu, w którym na mieszkańców wspaniałej rezydencji spada wieść o wybuchu wojny, trzynastoletnia dziewczynka zakochuje się na całe życie...
Rok 1999, Nowy Jork. Młoda prawiczka, porzucona właśnie przez narzeczonego, idzie na dziewięćdziesiąte dziewiąte urodziny swojej ukochanej babki. Tam rozpocznie swoją podróż w przeszłość – aż historia zatoczy oszałamiający krąg przez całe stulecie i przez trzy kontynenty, a długo skrywana rodzinna tajemnica i niewyjawione przez dziesięciolecia dramaty ujrzą światło dzienne i pozwolą zwyciężyć miłości… [1]


RECENZJA
Od pewnego czasu wychodzę z założenia, że może jednak nie powinnam była się zajmować takimi typowymi obyczajówkami? Mam jakieś dziwne wrażenie, że swoim brakiem sympatii do takiego typu literatury, zniechęcam Was do danej książki, a to w ostateczności może prowadzić do tego, że pomni moich słów nie sięgniecie do niej… i kto wie, być może stracicie szansę na odnalezienie w niej swojej „perełki”? Z drugiej jednak strony, nie mogę przecież Was okłamać mówiąc, że książka jest super, kiedy dla mnie wcale tak nie jest. No, ale stop! Bo mam słowotok, szkoda tylko, że nie na temat!

Od czego zaczniemy? Od akcji! Tak, dzisiaj właśnie od tego. Ponieważ opis troszeczkę zdradził Wam na temat fabuły, to ja, jak zwykle zresztą, zajmę się stroną czysto techniczną. Poszczególne rozdziały „Ashford Park” podzielone są na dobrą sprawę na nie tyle co na okresy czasowe – wszystko dzieję się na przełomie niespełna jednego wieku, jak na położenie geograficzne bohaterów – mamy tutaj Anglię, mamy Kenię i Stany Zjednoczone. Jak na moje oko, chociaż oczywiście zamysł połączenia tych wszystkich stref jest bardzo logiczny i ułożony w jedną, spójną całość, to spokojnie samo obsadzenie akcji na przełomie 1920-1930 roku spokojnie by się obroniło. Czytając poszczególne rozdziały odnoszące się do schyłku XX wieku miałam ogromną ochotę na przerzucenia tych kartek i ponownie poznawanie tajemnic z sprzed niespełna stulecia! Moje zamiłowanie do tamtych czasów jak zwykle wzięło górę! Ale mówiąc jeszcze o akcji, trzeba oddać, że w książce jest trochę intryg, zdrad i dynamicznych zwrotów akcji. Jednak to jeszcze nie to, czego ja szukam.

Sprawa z bohaterami, których jest kilkoro, przedstawia się następująco – na dobrą sprawę nie wiadomo, kto jest na pierwszym planie! Każda wykreowana przez autorkę postać ma swoje „pięć minut”, każda wnosi coś do danej historii i każda odgrywa równie ważną rolę. Jeśli chodzi o repertuar osób, to również i tutaj mamy pełen wachlarz temperamentów, z tym że każdy „aktor” trzyma się swoich ram. Jedni są dobrzy, drudzy źli; jedni kochają, drudzy nienawidzą; jedni chcą miłości, inni majątku – każdy powinien znaleźć kogoś do kogo zapała sympatią… każdy tylko nie Tea! Bohaterowie byli dla mnie jacyś tacy niewyraźni. Chyba zabrakowało mi kogoś wyrazistego, ale zarazem nie do końca określonego (wiem, że mówię pokrętnie). W „Ashford Park” mamy do czynienia z bohaterami podobnych trochę do kolorów – albo czarni, albo biali (i wcale nie chodzi mi o kolor skóry!), a nie ma kogoś po środku.

No i został nam jeszcze język – prosty, łatwy w odbiorze i klarowny. Co prawda znajdziemy tutaj wyrazy adekwatne do czasów, w której rozgrywa się akcja, niemniej jednak autorka zadbała o przepisy, co by czytelnik nie musiał się głowić, o czym jest mowa. Ponadto bardzo podobało mi się, że w momencie, gdy w książce bohater nabąkiwał do kogoś ze świata literatury czy polityki na dole od razu znajdował się odnośnik, o kogo dokładnie chodzi.

Reasumując – szału nie było, ale nie było również i źle. Szóstka będzie w sam raz.

„Słowa. To tylko słowa. Słowa cię nie obronią. Nie obronią nikogo z nas” ~ Lauren Willig, Ashford Park, Warszawa 2013, s. 188

OCENA:6/10

Książka zalicza się do wyzwania: 52 książki, Czytam opasłe tomiska, Historia z TRUPEM.


Witam.  Jestem na czas! Udało się! Hura! Pozdrawiam,
Tea

[1] Opis pochodzi ze strony wydawnictwa
 


7 komentarzy:

  1. Po okładce bym przeczytała, ale po recenzji nie chętnie... Sama nie wiem...

    OdpowiedzUsuń
  2. Niestety, ale mnie ta książka w ogóle nie rusza :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Książka zdecydowanie nie w moich klimatach :( Nie czytam takich powieści, gdyż bardzo mnie męczą :0

    OdpowiedzUsuń
  4. Liczyłam na ciut ciekawszą książkę....

    OdpowiedzUsuń
  5. Mam ostatnio ochotę na długą tego typu książkę.

    OdpowiedzUsuń
  6. Takie klimaty to ja naprawdę lubię :)

    OdpowiedzUsuń