AUTOR: Lauren
Willig
TYTUŁ ORYGINALNY: Ashford Affair
TŁUMACZ: Agnieszka Zajda
ROK WYDANIA: 2013
WYDAWNICTWO: Amber
OPIS
Rok 1926. Młoda piękna
kobieta udaje się w zagadkową podróż z Londynu do Kenii. Na malowniczej farmie
otoczonej przez plantację kawy, oszałamia ją upał i barwy Afryki. Lecz
prawdziwym wstrząsem jest spotkanie z mężczyzną niewidzianym od lat...
Rok 1906, Londyn. Dwoje
zakochanych wraca wieczorem z koncertu zalaną deszczem ulicą. Śpieszą się, chcą
już być w domu. Nie widzą rozpędzonego powozu...
Rok 1914, posiadłość
Ashford Park. W dniu, w którym na mieszkańców wspaniałej rezydencji spada wieść
o wybuchu wojny, trzynastoletnia dziewczynka zakochuje się na całe życie...
Rok 1999, Nowy Jork.
Młoda prawiczka, porzucona właśnie przez narzeczonego, idzie na
dziewięćdziesiąte dziewiąte urodziny swojej ukochanej babki. Tam rozpocznie
swoją podróż w przeszłość – aż historia zatoczy oszałamiający krąg przez całe
stulecie i przez trzy kontynenty, a długo skrywana rodzinna tajemnica i
niewyjawione przez dziesięciolecia dramaty ujrzą światło dzienne i pozwolą
zwyciężyć miłości… [1]
RECENZJA
Od pewnego czasu wychodzę
z założenia, że może jednak nie powinnam była się zajmować takimi typowymi
obyczajówkami? Mam jakieś dziwne wrażenie, że swoim brakiem sympatii do takiego
typu literatury, zniechęcam Was do danej książki, a to w ostateczności może
prowadzić do tego, że pomni moich słów nie sięgniecie do niej… i kto wie, być
może stracicie szansę na odnalezienie w niej swojej „perełki”? Z drugiej jednak
strony, nie mogę przecież Was okłamać mówiąc, że książka jest super, kiedy dla
mnie wcale tak nie jest. No, ale stop! Bo mam słowotok, szkoda tylko, że nie na
temat!
Od czego zaczniemy? Od
akcji! Tak, dzisiaj właśnie od tego. Ponieważ opis troszeczkę zdradził Wam na
temat fabuły, to ja, jak zwykle zresztą, zajmę się stroną czysto techniczną.
Poszczególne rozdziały „Ashford Park” podzielone są na dobrą sprawę na nie tyle
co na okresy czasowe – wszystko dzieję się na przełomie niespełna jednego wieku,
jak na położenie geograficzne bohaterów – mamy tutaj Anglię, mamy Kenię i Stany
Zjednoczone. Jak na moje oko, chociaż oczywiście zamysł połączenia tych
wszystkich stref jest bardzo logiczny i ułożony w jedną, spójną całość, to
spokojnie samo obsadzenie akcji na przełomie 1920-1930 roku spokojnie by się
obroniło. Czytając poszczególne rozdziały odnoszące się do schyłku XX wieku
miałam ogromną ochotę na przerzucenia tych kartek i ponownie poznawanie tajemnic
z sprzed niespełna stulecia! Moje zamiłowanie do tamtych czasów jak zwykle
wzięło górę! Ale mówiąc jeszcze o akcji, trzeba oddać, że w książce jest trochę
intryg, zdrad i dynamicznych zwrotów akcji. Jednak to jeszcze nie to, czego ja
szukam.
Sprawa z bohaterami,
których jest kilkoro, przedstawia się następująco – na dobrą sprawę nie
wiadomo, kto jest na pierwszym planie! Każda wykreowana przez autorkę postać ma
swoje „pięć minut”, każda wnosi coś do danej historii i każda odgrywa równie
ważną rolę. Jeśli chodzi o repertuar osób, to również i tutaj mamy pełen
wachlarz temperamentów, z tym że każdy „aktor” trzyma się swoich ram. Jedni są
dobrzy, drudzy źli; jedni kochają, drudzy nienawidzą; jedni chcą miłości, inni
majątku – każdy powinien znaleźć kogoś do kogo zapała sympatią… każdy tylko nie
Tea! Bohaterowie byli dla mnie jacyś tacy niewyraźni. Chyba zabrakowało mi
kogoś wyrazistego, ale zarazem nie do końca określonego (wiem, że mówię
pokrętnie). W „Ashford Park” mamy do czynienia z bohaterami podobnych trochę do
kolorów – albo czarni, albo biali (i wcale nie chodzi mi o kolor skóry!), a nie
ma kogoś po środku.
No i został nam jeszcze
język – prosty, łatwy w odbiorze i klarowny. Co prawda znajdziemy tutaj wyrazy
adekwatne do czasów, w której rozgrywa się akcja, niemniej jednak autorka
zadbała o przepisy, co by czytelnik nie musiał się głowić, o czym jest mowa.
Ponadto bardzo podobało mi się, że w momencie, gdy w książce bohater nabąkiwał
do kogoś ze świata literatury czy polityki na dole od razu znajdował się odnośnik,
o kogo dokładnie chodzi.
Reasumując – szału nie
było, ale nie było również i źle. Szóstka będzie w sam raz.
„Słowa. To tylko słowa. Słowa cię nie obronią. Nie obronią nikogo z nas” ~ Lauren Willig, Ashford Park, Warszawa 2013, s. 188
OCENA:6/10
Książka zalicza się do
wyzwania: 52 książki, Czytam opasłe tomiska, Historia z TRUPEM.
Witam. Jestem na czas! Udało się! Hura! Pozdrawiam,
Tea
[1] Opis pochodzi ze strony wydawnictwa
Po okładce bym przeczytała, ale po recenzji nie chętnie... Sama nie wiem...
OdpowiedzUsuńNiestety, ale mnie ta książka w ogóle nie rusza :)
OdpowiedzUsuńKsiążka zdecydowanie nie w moich klimatach :( Nie czytam takich powieści, gdyż bardzo mnie męczą :0
OdpowiedzUsuńLiczyłam na ciut ciekawszą książkę....
OdpowiedzUsuńMam ostatnio ochotę na długą tego typu książkę.
OdpowiedzUsuńTakie klimaty to ja naprawdę lubię :)
OdpowiedzUsuńNiesamowita okładka...
OdpowiedzUsuń