poniedziałek, 7 grudnia 2015

187. Panie i Panowie o to na scenę wkracza Robert Langdon!

AUTOR: Dan Brown    
TYTUŁ ORYGINALNY: Angels and demons  
SERIA: Robert Langdon
TŁUMACZ: Bożena Jóźwiak
TOM: Pierwszy
ROK WYDANIA: 2009
WYDAWNICTWO:  Sonia Draga/ Albatros A. Kuryłowicz

OPIS
Robert Langdon zostaje pilnie wezwany do położonego koło Genewy centrum badań jądrowych CERN. Jego zadanie – zidentyfikować wzór wypalony na ciele zamordowanego fizyka. Langdon ze zdumieniem stwierdza, że jest to symbol tajemnego bractwa iluminatów – potężnej, aczkolwiek nieistniejącej od czterystu lat organizacji walczącej z Kościołem, do której należały najwybitniejsze umysły Europy, jak choćby Galileusz. Jak się okazuje, iluminaci przetrwali w ukryciu do czasów współczesnych i planują straszliwą wendetę – wysadzenie Watykanu przy użyciu antymaterii wykradzionej z genewskiego laboratorium. Langdon i Vitoria Vetra, córka zamordowanego fizyka, mają zaledwie dobę, by odnaleźć utajnioną od XVI wieku siedzibę iluminatów i zapobiec niewyobrażalnej tragedii. Czy zdołają na czas rozszyfrować wskazówki zapisane w jedynym zachowanym w archiwach Świętego Miasta egzemplarzu legendarnego traktatu Galileusza? Jak zakończy się dramatyczny wyścig z czasem – po tajemnych kryptach i katakumbach, wyludnionych katedrach, tropem symboli iluminatów zakamuflowanych przed wiekami miejscach znanych każdemu mieszkańcowi Rzymu? Zagadka goni zagadkę, prowadząc do najbardziej nieoczekiwanego finału… [1]

RECENZJA
Recenzje całego cyklu o Robercie Langdonie będą należały do tych z serii ciężkich i być może w pewnym momencie (zwłaszcza przy pierwszej i drugiej) urażę czyjeś uczucia religijne. Dlatego z góry przepraszam i zapewniam, że wcale nie miałam takiego zamiaru. Sama jestem chrześcijanką, która regularnie uczęszcza do Kościoła. Jednak do książek, a w zasadzie do ich treści podchodzę nie z przymrużeniem oka, ale z umiejętnością odrzucenia fikcji literackiej od prawdy, a także nie biorę wszystkich uwag, które (nawet między wersami) zawiera autor.
Przejdźmy jednak do sedna.

Kim jest Robert Langdon? Jest to historyk, który pracuje, jako profesor na Harvardzie. Jego specjalizacją jest ikonografia. Ceniony w swojej dziedzinie, uznawany za jednego z najlepszych. Kawaler, wysportowany, dość przystojny i nie jedna pani doktor na uniwersytecie się za nim ogląda. Jednak on zajęty swoją pracą, która również jest jego pasją nie zamierza zawierać stałych związków. I chociaż do pory wiódł nudne życie to pewnego ranka wszystko się zmienia. Jeden telefon, jeden faks i jeden znak i w jego życie wkraczają regularne kłopoty (uwierzcie mi, kolejne serie tylko to potwierdzą). Początkowo wydaje się, że jego podróż ma na celu zdanie tylko jedno: identyfikować i wyjaśnić znak Iluminatów. Na miejscu jednak okazuje się zupełnie inaczej i zaczyna się również szaleńczy wyścig z czasem, a skutki porażki mogą być zaskakujące, bo najmniejsze państwo świata może przestać istnieć.

Langdonowi towarzyszy Vitoria Vetra, córka zamordowanego fizyka. Każdym z nich kieruje zupełnie coś innego. On jest pewny, że bractwo nie istnieje, ale symetryczność znaku nie pozostawia złudzeń, z kolei ona szuka okazji do zemsty. Jednak wspólnie chcą przede wszystkim uchronić świat przed katastrofą.

To, co autor porusza to kwestia wiary i tego, co ludzie w jej imię są w stanie zrobić. Bądźmy ze sobą szczerzy… w jakiś sposób ma on rację. W pewnej części autor ma rację, bo historia chrześcijaństwa splamiona jest wielką, czerwoną plamą jak wyprawy krzyżowe czy też palenie na stosie. Jest też wiele osobnych kwestii jak pedofilia wśród księży czy też posiadanie przez nich dzieci (wątek umiejętnie wpleciony i w dość mało wiarygodny sposób wyjaśniony, za co spory minus dla autora). Kościół pokazany jest w momencie ogromnego kryzysu, z którego stara się wyjść z twarzą. Zapewne większość z Was zaczęła swoją przygodę z Danem Brownem od „Kodu Leonarda da Vinci”, który rozsławił tego pisarza. Owszem jego książki są kontrowersyjne, ale nie zapominajmy, że są tylko książkami, a papier przyjmie wszystko. Nie wolno zapominać, że nikt z nas czy to sam człowiek czy też jakakolwiek instytucja nigdy nie jest, nie był i nigdy nie będzie idealny. Wszyscy popełniamy swoje błędy i wszyscy mamy jakieś mroczne okresy. Owszem w całej tej historii instytucja Kościoła nie jest pokazana w różowym świetle, ale poruszona jest ważna kwestia. A mianowicie stosunek religii do rozwoju nauki. Ta druga wielokrotnie obalała wszelkie tezy głoszone przez księży i innych ludzi. Podejrzewam, że jestem jakimś wyjątkiem, bo dla mnie w życiu jest miejsce dla tych dwóch rzeczy jednocześnie, ale dość często odnoszę wrażenie, że są osoby, które najchętniej cofnęłyby nas do czasów średniowiecza. I chyba autor to samo miał na myśli między wierszami. 

Sama książka autora jest utrzymana w dość prostym stylu: krótkie rozdziały, które dopiero pod koniec tworzą spójną całość, czas akcji pędzi jak szalony, bo „Miki tyka” oraz do końca nie wiemy, kto jest, kim. Ja mimo tego, że czytałam całą książkę już chyba trzy razy pomyliłam kilka wydarzeń, czy też osób w całej powieści, więc widzicie, ze z tym autorem nie będziecie się nudzić.

Oczywiście skoro zapewniam Was o tym, że nie będziecie się nudzić to, czemu dałam tylko szóstkę? Otóż pewne wyjaśnienia autora wołały o pomstę do nieba. Ten brak logiki w tak ważnych momentach pozostawia wiele do życzenia, a na dodatek czasami miałam wrażenie, że Robert Langdon jest nieśmiertelny (to widać nie tylko w tej powieści).

Polecam, ale zalecam również podchodzić do tej i nie tylko tej pozycji z chłodną głową i nie brać do serca wszystkie, co pisze autor. Przecież to w końcu fikcja literacka.

"Czasem, żeby odnaleźć prawdę, trzeba poruszyć góry." ~ Dan Brown, Anioły i demony, Warszawa 2009, s. 72.
OCENA: 6/10

Jak widzicie Landgdon wraca. Tytuł postu odnosi się do tego, że to pierwszy tom, a nie, że Robert debiutuje na KA,bo przypominam, że od recezji ostatniego tomu tego cyklu rozpoczął działalność nasz blog. 
Pozdrawiam ;) 

[1] Opis pochodzi z okładki książki.

13 komentarzy:

  1. "anioły i demony" według mnie są średnie, za to o wiele bardziej podobało mi się "Inferno".

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z kolei jak dla mnie "Inferno" jest średnie i zdecydowanie przekombinowane.

      Usuń
  2. Stanowczo dałabym co najmniej 9 :D

    Pozdrawiam ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Wiesz, że ja uwielbiam Roberta, prawda? :D I ja się z jego nieśmiertelności bardzo cieszę! :D

    OdpowiedzUsuń
  4. Czytałam kiedyś, ale może faktycznie warto wrócić do tej książki :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Mówiąc szczerze, nie specjalnie mnie ciągnie do książek autora. Raczej nie mój klimat ;).

    OdpowiedzUsuń
  6. Czytałam, bo dostałam w prezencie ^^ Nie jestem fanatykiem religijnym, więc nie podchodzę do tych książek na serio i nie głoszę świętego oburzenia. Zgadzam się, co do niechlubnych wydarzeń w historii kościoła i też na bieżąco. Po postawie jednego bądź kilku księży nie ma co oceniać wszystkich. Zdecydowanie można pogodzić wiarę i naukę :)

    OdpowiedzUsuń