AUTOR: Dan Brown
TYTUŁ ORYGINALNY: Angels and demons
SERIA: Robert Langdon
TŁUMACZ: Bożena
Jóźwiak
TOM: Pierwszy
ROK WYDANIA: 2009
WYDAWNICTWO: Sonia Draga/ Albatros A. Kuryłowicz
OPIS
Robert Langdon
zostaje pilnie wezwany do położonego koło Genewy centrum badań jądrowych CERN.
Jego zadanie – zidentyfikować wzór wypalony na ciele zamordowanego fizyka.
Langdon ze zdumieniem stwierdza, że jest to symbol tajemnego bractwa iluminatów
– potężnej, aczkolwiek nieistniejącej od czterystu lat organizacji walczącej z
Kościołem, do której należały najwybitniejsze umysły Europy, jak choćby
Galileusz. Jak się okazuje, iluminaci przetrwali w ukryciu do czasów
współczesnych i planują straszliwą wendetę – wysadzenie Watykanu przy użyciu
antymaterii wykradzionej z genewskiego laboratorium. Langdon i Vitoria Vetra,
córka zamordowanego fizyka, mają zaledwie dobę, by odnaleźć utajnioną od XVI
wieku siedzibę iluminatów i zapobiec niewyobrażalnej tragedii. Czy zdołają na
czas rozszyfrować wskazówki zapisane w jedynym zachowanym w archiwach Świętego
Miasta egzemplarzu legendarnego traktatu Galileusza? Jak zakończy się
dramatyczny wyścig z czasem – po tajemnych kryptach i katakumbach, wyludnionych
katedrach, tropem symboli iluminatów zakamuflowanych przed wiekami miejscach
znanych każdemu mieszkańcowi Rzymu? Zagadka goni zagadkę, prowadząc do
najbardziej nieoczekiwanego finału… [1]
RECENZJA
Recenzje całego
cyklu o Robercie Langdonie będą należały do tych z serii ciężkich i być może w
pewnym momencie (zwłaszcza przy pierwszej i drugiej) urażę czyjeś uczucia
religijne. Dlatego z góry przepraszam i zapewniam, że wcale nie miałam takiego
zamiaru. Sama jestem chrześcijanką, która regularnie uczęszcza do Kościoła.
Jednak do książek, a w zasadzie do ich treści podchodzę nie z przymrużeniem
oka, ale z umiejętnością odrzucenia fikcji literackiej od prawdy, a także nie
biorę wszystkich uwag, które (nawet między wersami) zawiera autor.
Przejdźmy jednak
do sedna.
Kim jest Robert
Langdon? Jest to historyk, który pracuje, jako profesor na Harvardzie. Jego
specjalizacją jest ikonografia. Ceniony w swojej dziedzinie, uznawany za
jednego z najlepszych. Kawaler, wysportowany, dość przystojny i nie jedna pani
doktor na uniwersytecie się za nim ogląda. Jednak on zajęty swoją pracą, która
również jest jego pasją nie zamierza zawierać stałych związków. I chociaż do
pory wiódł nudne życie to pewnego ranka wszystko się zmienia. Jeden telefon,
jeden faks i jeden znak i w jego życie wkraczają regularne kłopoty (uwierzcie
mi, kolejne serie tylko to potwierdzą). Początkowo wydaje się, że jego podróż
ma na celu zdanie tylko jedno: identyfikować i wyjaśnić znak Iluminatów. Na
miejscu jednak okazuje się zupełnie inaczej i zaczyna się również szaleńczy
wyścig z czasem, a skutki porażki mogą być zaskakujące, bo najmniejsze państwo
świata może przestać istnieć.
Langdonowi
towarzyszy Vitoria Vetra, córka zamordowanego fizyka. Każdym z nich kieruje
zupełnie coś innego. On jest pewny, że bractwo nie istnieje, ale symetryczność
znaku nie pozostawia złudzeń, z kolei ona szuka okazji do zemsty. Jednak
wspólnie chcą przede wszystkim uchronić świat przed katastrofą.
To, co autor
porusza to kwestia wiary i tego, co ludzie w jej imię są w stanie zrobić.
Bądźmy ze sobą szczerzy… w jakiś sposób ma on rację. W pewnej części autor ma
rację, bo historia chrześcijaństwa splamiona jest wielką, czerwoną plamą jak
wyprawy krzyżowe czy też palenie na stosie. Jest też wiele osobnych kwestii jak
pedofilia wśród księży czy też posiadanie przez nich dzieci (wątek umiejętnie
wpleciony i w dość mało wiarygodny sposób wyjaśniony, za co spory minus dla
autora). Kościół pokazany jest w momencie ogromnego kryzysu, z którego stara
się wyjść z twarzą. Zapewne większość z Was zaczęła swoją przygodę z Danem
Brownem od „Kodu Leonarda da Vinci”, który rozsławił tego pisarza. Owszem jego
książki są kontrowersyjne, ale nie zapominajmy, że są tylko książkami, a papier
przyjmie wszystko. Nie wolno zapominać, że nikt z nas czy to sam człowiek czy
też jakakolwiek instytucja nigdy nie jest, nie był i nigdy nie będzie idealny.
Wszyscy popełniamy swoje błędy i wszyscy mamy jakieś mroczne okresy. Owszem w
całej tej historii instytucja Kościoła nie jest pokazana w różowym świetle, ale
poruszona jest ważna kwestia. A mianowicie stosunek religii do rozwoju nauki.
Ta druga wielokrotnie obalała wszelkie tezy głoszone przez księży i innych
ludzi. Podejrzewam, że jestem jakimś wyjątkiem, bo dla mnie w życiu jest
miejsce dla tych dwóch rzeczy jednocześnie, ale dość często odnoszę wrażenie,
że są osoby, które najchętniej cofnęłyby nas do czasów średniowiecza. I chyba
autor to samo miał na myśli między wierszami.
Sama książka
autora jest utrzymana w dość prostym stylu: krótkie rozdziały, które dopiero
pod koniec tworzą spójną całość, czas akcji pędzi jak szalony, bo „Miki tyka”
oraz do końca nie wiemy, kto jest, kim. Ja mimo tego, że czytałam całą książkę
już chyba trzy razy pomyliłam kilka wydarzeń, czy też osób w całej powieści,
więc widzicie, ze z tym autorem nie będziecie się nudzić.
Oczywiście skoro
zapewniam Was o tym, że nie będziecie się nudzić to, czemu dałam tylko szóstkę?
Otóż pewne wyjaśnienia autora wołały o pomstę do nieba. Ten brak logiki w tak
ważnych momentach pozostawia wiele do życzenia, a na dodatek czasami miałam
wrażenie, że Robert Langdon jest nieśmiertelny (to widać nie tylko w tej
powieści).
Polecam, ale
zalecam również podchodzić do tej i nie tylko tej pozycji z chłodną głową i nie
brać do serca wszystkie, co pisze autor. Przecież to w końcu fikcja literacka.
"Czasem, żeby odnaleźć prawdę, trzeba poruszyć góry." ~ Dan Brown, Anioły i demony, Warszawa 2009, s. 72.
OCENA: 6/10
Jak widzicie Landgdon wraca. Tytuł postu odnosi się do tego, że to pierwszy tom, a nie, że Robert debiutuje na KA,bo przypominam, że od recezji ostatniego tomu tego cyklu rozpoczął działalność nasz blog.
Pozdrawiam ;)
[1] Opis
pochodzi z okładki książki.
"anioły i demony" według mnie są średnie, za to o wiele bardziej podobało mi się "Inferno".
OdpowiedzUsuńZ kolei jak dla mnie "Inferno" jest średnie i zdecydowanie przekombinowane.
UsuńStanowczo dałabym co najmniej 9 :D
OdpowiedzUsuńPozdrawiam ;)
Ja zdecydowanie nie :)
UsuńWiesz, że ja uwielbiam Roberta, prawda? :D I ja się z jego nieśmiertelności bardzo cieszę! :D
OdpowiedzUsuńCała Urszula :P
UsuńCzytałam kiedyś, ale może faktycznie warto wrócić do tej książki :)
OdpowiedzUsuńPolecam :)
UsuńChętnie bym przeczytała ;)
OdpowiedzUsuńZdecydowanie polecam :)
UsuńMówiąc szczerze, nie specjalnie mnie ciągnie do książek autora. Raczej nie mój klimat ;).
OdpowiedzUsuńNic na siłę :)
UsuńCzytałam, bo dostałam w prezencie ^^ Nie jestem fanatykiem religijnym, więc nie podchodzę do tych książek na serio i nie głoszę świętego oburzenia. Zgadzam się, co do niechlubnych wydarzeń w historii kościoła i też na bieżąco. Po postawie jednego bądź kilku księży nie ma co oceniać wszystkich. Zdecydowanie można pogodzić wiarę i naukę :)
OdpowiedzUsuń