czwartek, 17 września 2015

165. Płacz polskich dziewcząt w książce i jeszcze większy lament Tea

AUTOR: Dagmara Dominczyk
TYTUŁ ORYGINALNY: The Lullaby Of Polish Girls
TŁUMACZ: Ewa Penksyk-Kluczkowska
ROK WYDANIA: 2014
WYDAWNICTWO:  Sonia Draga

OPIS
Mieszkająca na stale w USA Anna, nieśmiała Kamila i piękna acz arogancka Justyna poznały się w podczas wakacji w Kielcach. Dziewczęta przez wiele lat spędzały tam każde kolejne lato, dopóki los nie rozdzielił ich na dobre. Anna została aktorką i zamieszkała w Nowym Jorku razem z Benem, swoim chłopakiem hipsterem. Kamila uciekła do Michigan po tym, jak dowiedziała się, że jej mąż jest gejem. Justyna pozostała zaś w Kielcach. Wciąż pali jak smok, klnie jak szewc i właśnie owdowiała – jej mąż został zamordowany. To tragiczne wydarzenie sprawia, że dziewczęta, teraz już młode kobiety, znowu się spotykają. Okazuje się, że ich przyjaźń trwa, nadal jest cudna, nadal można na niej polegać. [1]

RECENZJA
Kołysanka polskich dziewcząt to kolejna powieść obyczajowa, z którą postanowiłam się zmierzyć. Przyznam się szczerze, że opis zaintrygował mnie do tego stopnia, że naprawdę z niecierpliwością oczekiwałam momentu, w którym książka Dagmary Dominczyk w końcu trafi w moje czytelnicze szpony. Pełna nadziei zasiadłam do lektury… i po raz kolejny się zawiodłam. I tutaj nawet nie o to chodzi, że miałam odnoście jej jakieś górnolotne wymagania… nie w tym przypadku. Naprawdę! Po raz pierwszy od bardzo dawna rozpoczynając czytanie liczyłam tylko na to, że książka będzie tak samo intrygująca jak opis… cóż, jak widać błądzić rzecz ludzka.

W powieści Dagmary Dominczyk znalazłam tyle minusów, że naprawdę sama nie wiem, od czego zacząć.  Najprościej będzie, więc pojechać utożsamianym już pewnie ze mną schematem – na początku zajmiemy się fabułą. Nasze trzy główne bohaterki poznajemy w bardzo trudnych dla nich momentach – każda z nich przeżywa swoją własną tragedię. Kamila dowiaduje się, że jej mąż jest gejem. Anna, niegdyś dobrze zapowiadająca się aktorka, przeżywa zawodowy kryzys, a Justyna została wdową, po tym jak jej mąż został zamordowany przez chłopaka jej siostry. Wszystkie trzy kobiety w młodości przyjaźniły się ze sobą, jednak czas zweryfikował łączące je więzi i sprawił, że przez długie lata nie kontaktowały się z sobą. Teraz każda z nich znalazła się na życiowym zakręcie i w głębi duszy tęskni za czasami, w których mogła liczyć na przyjaciółki. Mimo tego, że w chwili rozpoczęcia książki zarówno Kamila jak i Anna przebywały zagranicą, a konkretnej w Stanach Zjednoczonych, obie postanowiły wrócić do Polski… do miasta, w którym kilkanaście lat wcześniej wszystko się zaczęło. No i tutaj się zatrzymamy. Ogólnie, w książce mamy dwie perspektywy czasowe – teraźniejszość oraz lata, w którym trzy młodziutkie dziewczyny zaczęły traktować się niczym siostry. Sama akcja nie pędzi w jakimś zawrotnym tempie i toczy się swoim własnym torem – ale nie można mieć tego za złe, wszakże to przecież powieść obyczajowa, a ta rządzi się swoimi prawami. Faktem jest również to, że zbytnio się książką nie znudziłam – byłam tak poirytowana zachowaniem naszych „Gwiazdek” i tak miałam ochotę wyrzucić je hen za historię, że nie miałam czasu na nudę. Tak, więc moje zaintrygowanie skończyło się dokładnie w tym samym momencie, w którym zaczęła się irytacja – tuż po pierwszych stronach.

Ogólnie książka miała być chyba o przyjaźni łączącej trzy kobiety o innych charakterach, pozycji społecznej i ambicjach na przyszłość. Niestety ja tego nie widziałam. O ile na samym początku więź pomiędzy Kamilą i Anką można było nazwać przyjaźnią, o tyle Justyna całkowicie się w ten schemat nie wpisywała. Dlatego też zdanie na samym końcu opisu „Okazuje się, że ich przyjaźń trwa, nadal jest cudna, nadal można na niej polegać”, w moim odczuciu jest po prostu nieprawdą!

Nadeszła ta „wiekopomna” chwila, w której zajmiemy się naszymi głównymi bohaterkami! Na pierwszy ogień pójdzie moja „ulubienica” Justysia – Jezusieńko, co to za pinda! Inaczej jej nazwać nie mogę.  Tak irytującej, egocentrycznej bohaterki to ja już dawno nie spotkałam! Nie podobało mi się jej podejście do życia, zachowanie i sposób myślenia. Ja rozumiem, nie każdy rodzi się po to żeby zostać matką Polką i rozczulać się nad każdym niemowlakiem, ale nastawienie, że: „Ludzie pieją z zachwytu nad małymi dziećmi, ale prawda jest taka, że to prymitywne potwory, żyjące zgodnie ze swoimi potrzebami i pragnieniami, i czasami trzeba je walnąć w łeb, żeby coś do nich dotarło (s. 294)” po prostu mnie przeraża! Ponadto jeśli „młoda” Justyna widzi, że jej bądź co bądź przyjaciółka Anka jest krzywdzona i nie reaguje, a później udaje, iż wszystko jest okej to chyba coś jest nie halo. Naprawdę najgorsza, najbardziej wulgarna, prostacka, chamska i obłudna postać w całej książce!

Kolejna nasza gwiazdeczka – Kamila, to kobieta, która już od dzieciństwa była niezwykle zakompleksiona. Nie podobało jej się w sobie wszystko: od włosów po stopy. Zamiast walczyć ze zmianą swojego wizerunku również mentalnie, ona wybrała zdecydowanie bardziej drastyczne środki – chirurgię plastyczną. Efekty były oczywiście widoczne, jednak to wcale nie pomogło Kamili w całkowitym pozbyciu się swoich własnych demonów i nadal miała bardzo niskie mniemanie o sobie. Poza tym była tak nastawiona na to, aby udowodnić wszystkim, że stać ją na porządnego mężczyznę, że wcale nie zauważała, iż dla męża jest tylko „przykrywką” przed światem, aby jego prawdziwa orientacja nie wyszła na jaw. No proszę - już nawet w czasach młodości przejawiał on takie zachowania, że każda kobieta musiałaby przynajmniej raz zastanowić się, czy on przypadkiem nie woli reprezentantów swojej płci.

Chyba najmniej irytującą postacią była Anka. Chociaż to, że wypadła lepiej od swoich „przyjaciółek” wcale nie oznacza, że zapałałam do niej jakąś sympatią. Miejscami miałam wrażenie, że jest na tyle mdłą postacią, że trochę zawadza w całej historii, a już na pewno nic konkretnego nie wniosła.

Język! Nigdy nie sądziłam, że książka napisana przez kobietę może być zapchana tyloma niepotrzebnymi wulgaryzmami. Przekleństwo przewija się bez mała w każdym dialogu i w co drugim opisie – czasem nawet nie pasują one do danej sytuacji, ale pani Dagmara chyba tak nie uważała. Przez taki a nie inny styl książka powinna nazywać się – Kołysanka polskich patoli, bo naprawdę przedstawiony w lekturze obraz polskiego społeczeństwa to sam alkoholizm, narkomania, ciągłe libacje i zubożony słownik. Masakra!

Niestety, kolejna powieść obyczajowa zakończyła się bolesnym skokiem z dywanu na główkę. Mam nadzieję, że następna okaże się już o niebo lepsza!

„Niewiedza to błogosławieństwo (…)” ~ Dagmara Dominczyk, Kołysanka polskich dziewcząt, Katowice 2014, s. 91

OCENA: 1/10


Nie bijcie mnie! Książka naprawde jest koszmarna! Ale następne recenzję są już bardziej pozytywne! Obiecuję! A teraz idę spać – mecze siatkówki o bladym świcie są fajne, ale zabierają godziny cennego snu! Karaluchy pod poduchy!


[1] Opis zamieszczony na okładce książki

21 komentarzy:

  1. Nienawidzę jak książka jest pełna wulgaryzmów. To pozycja zdecydowanie nie dla mnie :(
    A irytujące postaci dodatkowo mnie odpychają od tej książki.

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja też bym przy takiej książce płakała :(
    Rany.... jak ona mogła wyjść na światło dzienne?!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie mam pojęcia, ale jest naprawdę koszmarna!

      Usuń
  3. Nawet okładka nie jest zachęcająca ;). Niestety, ale taka prawda, że czasami autorzy myślą, że całą masa wulgaryzmu sprawi, że nagle ich powieść stanie się hitem.
    Błąd, błąd, błąd i jeszcze raz błąd - jak mawiał mój prowadzący od marketingu politycznego.

    OdpowiedzUsuń
  4. Jak dobrze, że o niej nawet nie słyszałam. Szybko wymazuje ją z pamięci. :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Buuu! Powiało grozą. Wielka szkoda, bo okładka jest piękna, a opis faktycznie intrygujący.
    Nie przepadam za wulgaryzmami w książce. Chyba, że autorka wie gdzie powinny być umieszczone, bo są tam wręcz konieczne. Tak jak Anne Bishop w Czarnych Kamieniach.
    Nie lubię też gdy postacie są nudne, a fabuła dużo gorsza od opisu. Nie sięgnę, a szkoda, bo zapowiadała się dobrze :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Naprawdę książka jest koszmarna, a te wulgaryzmy skutecznie odstraszają -,-

      Usuń
  6. Szczerze mówiąc, uwielbiam krytyczne recenzje, wówczas wydają mi się one najszczersze (przejechałam się ostatnio kilkakrotnie na recenzjach pełnych pozytywów), a jednocześnie jest mi przykro, że ktoś musiał się mierzyć z tak słabą powieścią, a ta taka właśnie się wydaje. Nienawidzę bohaterek irytujących w książkach, dla mnie to największe zło świata, zwłaszcza bohaterek tak głupich jak but, jak Justysia, ech... Dziękuję za recenzję, chociaż wiem już co będę omijać szerokim łukiem.

    LeonZabookowiec.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj Justusia jest naprawdę koszmarna, no i jednocześnie jest oczywiście Miss Wulgaryzmów -,-

      Usuń
  7. Nienawidzę tego, gdy w książce przekleństwa są częściej, niżeli znaki interpunkcyjne. Po tak ciekawym opisie byłam zaintrygowana tą książką, ale po Twojej recenzji zmieniłam zdanie. Będę omijać tę książkę szerokim łukiem!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie będę broń Boże próbowała wpłynąć na zmianę Twojego postanowienia :D

      Usuń
  8. A powiem ci, że ja bym to przeczytała dla tego - przepraszam za wyrażenie "kurwika" - żeby tak mnie to ruszyło :) bo ostatnio książki wywołują we mnie mało emocji a tu się chociaż podenerwuję :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hahaha, w takim razie polecam! "Kurwika" masz przy niej zapewnionego! :D

      Usuń
  9. Szkoda, że książka tak Cię rozczarowała, ale dobrze, że po niej trochę pocisnęłaś, bo oszczędzę sobie na niej czasu, po prostu, za co dziękuję ;).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A nie ma za co! :D Książkę będę odradzała, bo naprawdę nie warto tracić na nią czas ;)

      Usuń
  10. Mówię tej powieści "nie!". Po twojej recenzji widzę, że niewiele stracę, a jedynie będę się denerwować czytając ją. A szkoda, bo mogła wyjść naprawdę ciekawa książka.

    OdpowiedzUsuń
  11. A ja przeczytałam tę książkę do końca i powiem śmiało, że jest ok. Nie jest może warta Nike ale reprezentuje prawdę zarówno języka jak i czasu przełomu lat 80. i 90. Nie wszystkich bohaterów da się lubić, ale czy nie o to chodzi, żeby pokazać świat różnorodny a nie tylko słodko-pierdzący? Poza tym fajny masz styl pisania i nawet słowo "pinda" mnie nie zraziło ;)

    OdpowiedzUsuń