AUTOR: John Green
TYTUŁ ORYGINALNY: Paper Towns
TŁUMACZ: Renata
Biniek
ROK WYDANIA: 2013
WYDAWNICTWO: Bukowy
Las
OPIS
Quentin Jacobsen od zawsze zakochany jest we wspaniałej
koleżance, zbuntowanej Margo Roth Spiegelman. W dzieciństwie przeżyli razem coś
niesamowitego, teraz chodzą do tego samego liceum. Pewnego wieczoru w
przewidywalne, nudne życie chłopaka wkracza Margo w stroju nindży i wciąga go w
niezły bałagan. Po czym znika. Quentin wyrusza na poszukiwanie dziewczyny,
która go fascynuje, idąc tropem skomplikowanych wskazówek, jakie zostawiła
tylko dla niego. Żeby ją odnaleźć, musi pokonać setki kilometrów. Po drodze
przekonuje się na własnej skórze, że ludzie są w rzeczywistości zupełnie inni,
niż sądzimy. [1]
RECENZJA
Książkę dostałam w prezencie imieninowym od drogich współbloggerek.
Tak, dalej nie pamiętam, która książka od kogo, nie ważne. I tak was uwielbiam.
Po zbombardowaniu mnie reklamami filmowymi
i mnóstwem znajomych zachwycających się „Gwiazd naszych wina”,
zdecydowałam się sięgnąć po „Papierowe miasta”, póki otoczenie nie oszalało na
ich punkcie. Przed obejrzeniem filmu też się ustrzegłam.
Po raz pierwszy spotkałam się obyczajową historią pisaną z
punktu widzenia chłopaka. Widziałam to jako ciekawe doświadczenie. Poznajemy
zatem Quentina, ucznia ostatniej klasy w liceum. Znajomi mówią do niego Q, a
raczej dwóch przyjaciół, Ben i Radar. Na opisie chłopaków skupię się później.
Jak można się zorientować, przyjaciele doskonale wiedzą, że Jacobsen durzy się
w swojej sąsiadce. Cóż, sam bohater w prologu wspomina o ciekawym przeżyciu z
dzieciństwa, które ich połączyło. Znalezisko w miejskim parku na każde z nich
wpłynęło inaczej. Jego fascynacja Margo wcale nie osłabła, za to osłabła ich
przyjaźń. W liceum praktycznie ze sobą nie rozmawiają, otaczają się innymi
znajomymi. Poza tym wszyscy skupiają się na przygotowaniach do balu, a chłopacy
na znalezieniu partnerek, no poza głównym bohaterem.
Punktem zwrotnym jest wspomniana w opisie noc. Tak jakby
prezent od dziewczyny do sąsiada, bo sprawia ona, że Q zupełnie inaczej patrzy
na świat i na nią. Nastolatek dostrzega, że nie wszystko jest takie, jak widzi
się na pierwszy rzut oka. Dalsza część książki to poszukiwania i pogoń pod
każdym tego słowa znaczeniu. Pogoń za Margo, za życiem, za przyjaciółmi, za
przyszłością. W sumie to ta część podobała mi się najbardziej. Wcześniejsze
poszukiwania trochę spowolniły akcję i strasznie się wlokły, ale trzecia część
pt. „Okręt” to fantastyczna przygoda kilku przyjaciół. Ujawniają się prawdziwe
charaktery, uczucia i więzi.
Skoro już tak się rozpisuję, to wcisnę jeszcze kilka zdań o
bohaterach. Quentin jest najspokojniejszym członkiem paczki. Wychowany przez
rodziców psychologów, powinien wyrosnąć na grzeczne i układne dziecko, co po
części się stało. Ma swoją fascynację Margo i milion jej wyobrażeń, które
koryguje w trakcie trwania książki. Wykazuje się sprytem, odwagą, marnie
maskuje prawdziwe uczucia, jest krytycznie nastawiony do udziału w balu. W
obliczu jego uczuć nawet egzaminy końcowe schodzą na dalszy plan. Moim skromnym
zdaniem jest tą bardziej zaangażowaną niedocenioną stroną w relacji Q-Margo.
Radar to czarnoskóry komputerowiec, ma dziewczynę Angelę oraz prowadzi
elektroniczną encyklopedię Omnikopedię, a kontrolowanie jej wpisów zajmuje
większość jego czasu. Poza tym musi na co dzień żyć ze straszną ambicją
rodziców posiadania największej kolekcji czarnoskórych Mikołajów. Najbardziej
mnie irytował Ben, którego główną cechą chyba było rzucanie obleśnych tekstów,
przeważnie pod kątem dziewczyn. Z kolei owa tajemnicza Margo Roth Spiegelman to
sąsiadka Quentina, najpopularniejsza dziewczyna w szkole, chodząca swoimi
ścieżkami, której w pewnym sensie zawalił się świat, a właśnie wtedy dostrzegła
jak bardzo jest sztuczny i kruchy. Na początku odnosi się wrażenie, że sama nie
wie, czego chce (pod koniec też, cii). Jestem zdania, że gdy nie chce się
zostać znalezionym, to nie zostawia się po sobie żadnych śladów, więc jej
jednak się to marzyło.
W końcu mogę napisać o najbardziej irytującej mnie rzeczy i
Lady Spark mi świadkiem, że było wiele momentów, kiedy po prostu zamykałam
książkę z odrazy. Niestety po ponownym otwarciu te okropne słowa wcale nie
zniknęły, no cóż. Ja rozumiem, dostosować język do bohaterów licealistów, ale
naprawdę niektóre teksty były bardzo, bardzo niesmaczne. Jeśli naprawdę tak
myślą faceci, to jestem strasznie zdegustowana tym gatunkiem. Pomijając cały
bełkot licealistów, naprawdę sporo tu górnolotnych myśli, które udowadniają, że
również chłopacy potrafią zastanowić się nad życiem, poezją, innymi ludźmi i
wyciągnąć coś z tego, jakiś morał. Wszystko prowadzi do tego, iż pod koniec czytelnik sam chwyta się refleksji, czy przypadkiem nie jest papierowy.
"Odchodzenie jest przyjemne i czyste, tylko kiedy zostawia się za sobą coś ważnego, coś co miało dla nas znaczenie. Kiedy wyrywa się życie razem z korzeniami." ~ John Green, Papierowe miasta, 2013, str. 301
OCENA: 7/10
[1] Opis pochodzi
z okładki książki
Tak, tak.... meczyk i moja fala! :D Ale dobrze, że Mariuszek tego nie widział! :D
OdpowiedzUsuńA książkę mam w swoich planach! :D
Och, Mariuszek cię widzi w samych superlatywach, nic go nie zniechęci! Uznałby cię za uroczo niezdarną i że potrzebujesz jego opieki i męskiego ramienia do wsparcia ^^
UsuńDobrze, dobrze ;)
Ależ oczywiście, że potrzebuję! Jakby przytrzymał mi krzesełko to nic by się nie stało się :(
UsuńMuszę się wtrącić i... zaprosić Ulę do Bełchatowa na mecz. Mariuszek będzie zachwycony! :D
UsuńNie wiem kto bardziej będzie zachwycony - on czy ja! :D Moja euforia będzie, aż kipieć mi uszami, oczami! :D
UsuńO matko, już widzę ich biegnących do siebie w zwolnionym tempie po bełchatowskim parkingu. Maaaaaariuuuusz! Uuuuulkaaaaa! Jak sobie wpadną w objęcia, to już ich Ado nie rozkleisz :D
UsuńI będą żyli długo i szczęśliwie <3
UsuńPo prostu nam zazdrościcie! TAK! JESTEŚCIE ZAZDROSNE O NASZE SZCZERE UCZUCIE! :P
UsuńMoże, może obejrzę film.
OdpowiedzUsuńDo książki - nie wiem czemu - jestem nieprzekonana :/
Ja zawsze wolę książki jakoś :) ale jeśli ci się spodoba film, to twój wybór.
UsuńMnie Green odrzucił, tworząc Szukając Alaski, strasznie mnie ta książka rozczarowała, teraz trudno mi znowu sięgnąć po którąś z jego powieści, ale może kiedyś mi przejdzie ta niechęć.
OdpowiedzUsuńBardzo dawno temu czytałam "Szukając Alaski", ale mimo wszystko mam wrażenie, że ta jest lepsza :) chociaż istnieje pewne ryzyko rozczarowania, zależy kto czego oczekuje
UsuńJakoś nie czuję się zachęcona, aczkolwiek posiadam ją w swoich zbiorach :P
OdpowiedzUsuńJak to się dzieje, że ostatnio cię zniechęcam do wszystkich książek :(
UsuńPrzede mną na pewno "Gwiazd naszych wina " tego autora. Nad "Papierowymi miastami" się zastanawiam, ale myślę, że jeśli styl autora mnie przekona, to sięgnę i po tę pozycję :)
OdpowiedzUsuńJa mam na odwrót ;) zachęcam do "Papierowych miast" :)
Usuń"Papierowe Miasta" dopiero przede mną, chociaż po "Gwiazd naszych wina" nie wiem, czy dojdzie do kolejnej konfrontacji z autorem, chociaż ostatnio przyrzekłam sobie, że nie będę kogoś skreślać po pierwszej lekturze.
OdpowiedzUsuńMam przeczucie, że to zupełnie inne książki, więc chyba możesz jeszcze sięgnąć po coś jego :)
UsuńJa na początku byłam tą książką rozczarowana, ale ostatnio, po obejrzeniu filmu, spojrzałam na nią z zupełnie innej strony. :)
OdpowiedzUsuńZgadzam się z tobą odnośnie gorszących uwag chłopaków... :/
ocean-slow.blogspot.com
Dobrze, że nie tylko ja tak myślałam ;) no wiadomo, to nie żadne arcydzieło, ale czytałam gorsze :)
UsuńWłaśnie czytam, jestem w połowie i póki co nie bardzo mi się podoba. Niektóre debilne teksty są tak płytkie, że brak słów..
OdpowiedzUsuńZnam ten ból. Potem jest lepsza :) przynajmniej ja odniosłam takie wrażenie, ale Q już sam nie wie, kogo goni ;)
UsuńKsiążkę jak najbardziej mam w planach, chociaż raczej nie przepadam za książkami Greena. Ale ta pozycja wydaje mi się interesująca :)
OdpowiedzUsuńJa się nie zaznajomiłam z jego twórczością, ale ta książka wydała mi się najlepsza, jak już przeczytałam krótkie opisy innych.
UsuńDochodzę do wniosku, że Green to przereklamowany pisarz ;) oprócz "Gwiazd...." żadna jego książka mi się nie podobała zbytnio :)
OdpowiedzUsuńCoś w tym pewnie jest. Ja nie oszalałam na jego punkcie :)
UsuńCiekawie napisana recenzja. Bardzo rzetelna.
OdpowiedzUsuńNie wiem tylko, czy sama ksiażka by mi się spodobała. Wydaje mi się,że jest w niej coś fantastycznego.
Pozdrawiam i do siebie zapraszam: http://www.szeptyduszy.blog.onet.pl