czwartek, 10 września 2015

163. To wcale nie jest jedno "Porwanie".


AUTOR: Joanna Chmielewska
ROK WYDANIA: 2009
WYDAWNICTWO: Klin

OPIS
W sielską atmosferę popołudniowego brydża wdziera się umundurowana jednostka policyjna, szukając ofiary kolejnego porwania. I dom pisarki Joanny Chmielewskiej staje na głowie. Kogo tym razem porwano i pozbawiono fragmentu ucha? Dzielna szajka rodzinno-przyjacielska tropi mafię kulturalnych i nieco mniej kulturalnych porywaczy, a pomaga jej wścibska od zawsze nastolatka, pękająca od plotek krawcowa, krakowski artysta plastyk i - prywatnie - przedstawiciele wymiaru sprawiedliwości. Do tego wszystkiego dochodzą porządne zawirowania uczuciowe. Za zdolnym palantem, który niczego nie kończy, lata taka jedna, może i druga. Za taką jedną lata następny, który nawet zdrową nerkę mógłby poświęcić w imię miłości. A Laskowska ma krótkie nóżki... Detektywi Joanny Chmielewskiej, popijając skomplikowane mieszaniny trunków rozwiązujące języki i żywiąc się oryginalnymi potrawami z odgrzewanymi mielonymi na czele, odkryją szokującą prawdę... [1]


RECENZJA

Chyba pierwszy raz mi się rozbiegł gust z koleżanką. Pożyczyła mi „Porwanie”, mówiąc, że to zabawna, fajna książka. Po przebrnięciu przez nią (nawet się nie przyznam, ile mi to zajęło), muszę się z nią nie zgodzić. Dla mnie to była istna męczarnia, aż zauważyła to mama i kazała mi ją porzucić.

Wszystko zaczyna się tak, jak w opisie. Zbiorowisko znajomych, grających w brydża, zaskakuje brygada antyterrorystyczna. To rusza lawinę pytań, dociekań i wątpliwości. Podejrzani porywacze, dwie Joanny Chmielewskie i horrendalny okup w postaci pół miliona euro, za kogoś kto ma się dobrze? Główna bohaterka niema zamiaru płacić za siebie, zwłaszcza, że nikt jej nie porywał. Cała sprawa śmierdzi na kilometr, bo wszystko w niej nie pasuje. Zwłaszcza przysłany na postrach kawałek ucha.

Bohaterów jest wiele i nie będę się tu rozpisywać. Wszystkich da się poznać na kartach książki. Przyznaję, że sama się gubiłam w mnogości znajomych Joanny. Główna bohaterka stylizowana jest na autorkę, zwłaszcza pod względem imienia, nazwiska i zawodu, o charakterze mogę tylko domniemywać. Grupka znajomych dochodzi do wniosku, że mogą zebrać znacznie więcej informacji pokątnymi metodami niż policja w oficjalnym dochodzeniu. Nietrudno się domyślić, iż to prawda.

Cała sprawa tyczy się licznych porwań zatajonych przed policją. Czytelnik zostaje rzucony w wir różnych historii, które łączą pewne elementy. Problem polega na tym, że jedni wracają cali, a innym przydarzają się nieszczęśliwe wypadki. Ta druga opcja dotyczy tych, których krewni zawiadomili policję. Przypadek? Jakimś trafem nikt nic nie wykrył, ani nie wpadł na podobne tory, co nasi bohaterzy. No, nikt z państwowych służb. Trochę to ośmiesza obraz mundurowych, iż więcej dowiedziała się dziewczynka na rowerku w swoim wścibskim dochodzeniu, niż oni.

Akcja dzieje się głównie w mieszkaniu Joanny Chmielewskiej. Tu wymieniają się bohaterowie wszystkimi nowościami, „postępami” i tu rodzą się wszelkie konkluzje. Nie zawsze logiczne i powiązane ze sprawą, ale kto by o to dbał. Często trzeba się samemu orientować, kiedy przenosimy się do wspomnień albo w czasie do minionych wydarzeń. Człowiek rozkochany w logice, skrupulatnym realizowaniu kolejnych punktów i metodycznym działaniu kompletnie by oszalał!

Język dostosowano do bohaterów. Są i przekleństwa, i naleciałości gwary i mnóstwo potocznych zwrotów. Fascynujących prawd życiowych też tu nie znajdziemy. Za to mnóstwo nieskładnych opowieści, zeznań, plotek i ploteczek. A ty człowieku spróbuj to zrozumieć i poskładać w jakąś całość.

Ciężko mi napisać coś sensownego, bo przez całą książkę miałam dziwne poczucie chaosu, urywanych wątków i plątania wszystkiego co idzie, a to połączone z niezmiernie wlokącą się akcją i praktycznie jednym miejscem wydarzeń. Nie wiem, jak bohaterowie wytrzymywali non stop w domku Joanny, ale ja się wręcz dusiłam czytając. Szła mi bardzo opornie, Lady Spark świadkiem, że odłożyłam ją na chwilę, by przeczytać jeden z prezentów. Nie wciągnęła mnie, nie porwała, raczej tylko momentami i pod koniec, gdy w końcu sprawy zaczęły się wyjaśniać. Śmiałam się z pojedynczych tekstów i sytuacji, ale nawet te żarty i wtrącenia dziwnych refleksji wydawały się wprowadzać tylko zamęt. Niestety to moja pierwsza książka tej pani, a spodziewałam się znacznie więcej i żałuję, że zaczęłam poznawać Chmielewską od tej pozycji. Obym się nie zraziła na amen.

"Chcieć mogą, ich prawo. Tyle, że wszyscy mają takie same prawa, ja, na przykład, też. Nie ma tak, że prawa mają tylko zboczeńcy i psychopaci, a ludzie biologicznie  normalni mają się czołgać im u stóp, skamleć i służyć. Każdy ma swoje upodobania." ~ Joanna Chmielewska, Porwanie, Warszawa 2009, s. 63.

OCENA: 4/10


[1] Opis pochodzi z okładki książki.

24 komentarze:

  1. Wstyd mi, ale nigdy nie przebrnęłam przez książkę pani Chmielewskiej :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja po tej stwierdziłam, że spokojnie mogłam żyć bez tego :D

      Usuń
  2. Jakoś mnie nie porywa do przeczytania tej książki.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Opis bardziej zachęca niż faktyczna treść, tyle mogę powiedzieć ;)

      Usuń
  3. Po tak krytycznej ocenie, nie sądzę, abym po nią sięgnęła :( chociaż okładkę ma ładną.. Przynajmniej tyle

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No właśnie mnie okładka nie porwała i chyba miałam dobre przeczucia. Zawsze możesz spróbować, może tobie się spodoba :P

      Usuń
  4. Nie ma szans, że się za nią zabiorę :P. Byłaś tak do niej chętna jakby miała kolce :P

    OdpowiedzUsuń
  5. Może to nie najlepsza książka, ale Chmielewską musze poznać :D

    OdpowiedzUsuń
  6. Oj to ja będę musiała z daleka ją omijać! :D

    OdpowiedzUsuń
  7. Ojjjj... Moje kondolencje, że poznawanie twórczości Chmielewskiej zaczęłaś akurat od "Porwania". Sama nacięłam się na tę książkę jakiś rok temu i właściwie przeczytałam ją wyłącznie siłą rozpędu, zaciekawiona sytuacją z okupem. Gorzej trafić mogłaś tylko na upiorne "Byczki w pomidorach"... Ogólnie wszelkie pozycje napisane po 2000 roku radzę omijać szerokim łukiem, każda poza "Pechem" nadaje się co najwyżej do zapełnienia pustego miejsca na półce.

    Za to gorąco polecam pierwsze książki pani Joanny, zwłaszcza "Wszystko czerwone" - na pewno będą dobre na zatarcie niesmaku po "Porwaniu", którego nie przypominają absolutnie w niczym :D

    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ooo, dziękuję :) Właśnie liczyłam, że może ktoś mi tu doradzi lepszego :) Cieszę się, że to jednak jedna z jej gorszych książek, kamień z serca. Będę miała te tytuły na uwadze ;) Ja też dobrnęłam tylko z ciekawości, by w końcu rozwiązała się ta zagadka i może w końcu się poskładało wszystko w całość.
      ;)

      Usuń
  8. Mam jedną książkę tej autorki na półce i nie potrafię się zmusić do jej przeczytania... Nie wiem, po prostu kompletnie mnie nie interesuje twórczość pani Chmielewskiej, także szansa, że zdecyduję się na tę męczącą, według Ciebie, książkę, jest mała...

    Zapraszam do siebie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie chciałam zniechęcać, po prostu napisałam, jakie miałam odczucia ;) Ale z pewnością masz coś lepszego na półce ;)

      Usuń
  9. Raczej po nią nie sięgnę :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na szczęście to nie jedyna książka na świecie ;)

      Usuń
  10. Oj, na pewno nie przeczytam ;)

    OdpowiedzUsuń
  11. Nie czytałam jeszcze żadnej książki Chmielewskiej, zacznę od innej :)

    OdpowiedzUsuń
  12. To chyba książka nie dla mnie. Póki co nie ciągnie mnie jakoś do tego, aby zapoznać się z twórczością tej autorki :(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Może w kolejnych recenzjach znajdziesz coś dla siebie ;)

      Usuń