środa, 4 marca 2015

114. Niby Beckett, a jednak nie Hunter


AUTOR: Simon Beckett
TYTUŁ ORYGINALNY: Stone Bruises
TŁUMACZ: Radosław Januszewski
ROK WYDANIA: 2013
WYDAWNICTWO: AMBER

OPIS
I teraz Rany kamieni. I słońce, pola, pszeniczne łany, strumyk, zagajnik… Wszystko zastygłe w bezruchu. Obezwładnia nas upał. I osacza cisza. W ten idylliczny krajobraz wjeżdża luksusowym audi na oparach benzyny narrator. Ale to nie doktor Hunter. Nie wiemy – i prawie do końca się nie dowiemy – kim jest. Wiemy, że ucieka. I że się boi. Panicznie się boi. A my razem z nim. I o niego. Choć wcale nie wiemy– i prawie do końca się nie dowiemy – czy jest ofiarą, czy może mordercą… [1]

RECENZJA
Nie daję Wam zapomnieć o autorze naprawdę świetnej serii o antropologu sądowym, Davidzie Hunterze. Simon Beckett swoim cyklem mocno zapadł mi w pamięci i chyba jakoś podświadomie ciągnie mnie do twórczości tego pana. Poznając już trochę jego styl miałam oczywiście pewne wymagania, co do lektury „Ran Kamieni”, tym bardziej, że ta konkretna pozycja nawet w najmniejszym stopniu nie jest związana z historią doktora. Czekałam na dobrą mieszankę thrillera i sensacji, a dostałam… no właśnie, co dostałam?
                                                                                                                                          
Sean ucieka. Nie wiemy, przed czym, nie wiemy przed kim i dlaczego, ale wiemy, że grozi mu jakieś niezdefiniowane jeszcze niebezpieczeństwo, a tajemnicza zawartość jego plecaka może przysporzyć jedynie samych kłopotów. Już w tym momencie sytuacja Anglika wygląda nieciekawie, a jak dodamy do tego ogromny upał, brak jakiegokolwiek wiaterku i wielogodzinny marsz to mamy naprawdę patowy przypadek. Spiekota tak doskwiera Seanowi, że postawia wstąpić na mijaną przez siebie farmę, aby poprosić o trochę wody. „Posiadłość” jest dosyć specyficzna – drut kolczasty dookoła, brak jakiegokolwiek ruchu na podwórku i dość charakterystyczny, nie do końca przyjemny zapach. Również i dom, w którym zastał młodą matkę z małym dzieckiem, wydaje się być niezbyt normalny, a jedyne, o czym myśli będąc wewnątrz jest to, aby jak najszybciej się wydostać. Po ugaszeni swojego pragnienia nasz bohater postanawia przejść przez las… i to był jego problem. Niefortunne „spotkanie” z pułapką sprawia, że chcąc nie chcąc Sean ponownie trafia na farmę, gdzie razem ze spotkaną już wcześniej kobietą, mieszka jej ojciec i młodsza siostra. I na tym zakończę sprawę fabuły. Muszę się przyznać, że ja osobiście byłam nieusatysfakcjonowana. W serii o doktorze Hunterze Beckett przyzwyczaił nas do czegoś innego – tam była ciągła akcja, cały czas coś się działo, a w „Ranach Kamieni”? Tutaj akcja dzieje się znacznie wolniej, nie mamy jakiś szaleńczych zwrotów sytuacji czy równie mrożących krew w żyłach przeżyć. Paradoksalnie to, że akcja dzieje się wolniej nie jest jednoznaczna z tym, że książka się dłuży i nudzi. Co to, to nie, jednak ja byłam pełna nadziei na coś zupełnie innego. W tym miejscu należałoby wspomnieć również o tym, że autor zastosował klasyczną „przekładankę” – wydarzenia z teraźniejszości, są mieszane z retrospekcją głównego bohatera, dzięki czemu czytelnik może sobie przybliżyć postać Seana i wysnuć własne teorie à propos tego kim właściwie on jest – mordercą czy ofiarą?

No, więc jak już zaczęłam o naszym bohaterze, to pociągnę go dalej. Sean jest taki, taki… zwyczajny. Naprawdę! Oprócz tego, ze ucieka nic innego nie wyróżnia go z tłumu literackich bohaterów. Miejscami nawet wydawał mi się być trochę nijaki. Co prawda nie irytował mnie swoją postawą, ale też i nie zachwycił. Był taki przeciętny, że za jakiś czas już w ogóle nie będę o nim pamiętać – zupełne przeciwieństwo Davida Huntera. Co do pozostałych postaci – w sumie byli bardzo szablonowi – surowy ojciec, zamknięta w sobie starsza córka i rozwydrzona borykająca się z problemami psychicznymi młodsza latorośl. Cała rodzina od samego początku wydaje się być patologiczna i czytelnik przez wszystkie strony historii nie pozbywa się tego przeczucia.

No i na koniec został nam styl – tak odmienny od tego, do czego przyzwyczaił nas Beckett w swojej serii o antropologu sądowym. Wyjaśniając, nie chodzi mi tutaj o czysto techniczne sprawy związane z językiem, co to to nie! Na technikę narzekać nie mogę. Moje stwierdzenie można podpiąć pod to, że brakowało mi tych wszystkich dosłownych opisów – mrożących krew w żyłach i nawet lekko obrzydzających. W „Ranach Kamieni” z tym się nie spotkamy, a szkoda.

Reasumując, książka nie jest zła, ale jak na Becketta wypada bardzo przeciętnie. Zapewne gdybym na początku zapoznała się z tą konkretną pozycją, a dopiero potem z serią o Davidzie Hunterze moja ocena byłaby zupełnie inna, a tak na tle czterotomowej przygody antropologa historia Seana wypada po prostu słabo. Jeśli więc z Simonem Beckettem nie mieliście jeszcze okazji się spotkać „Rany Kamienia” są dobre, jeśli zaś już poznaliście inne jego książki, sami wiecie, że stać go na coś dużo lepszego, mniej przewidywalnego i naprawdę fantastycznego!

„Ręce mi się trzęsą, kiedy udaje mi się wykrzesać języczek płomienia z jednorazówki i zaciągam się papierosem. To pierwszy od dwóch lat, ale smakuje jak powrót do domu. Wydycham część napięcia razem z dymem i przez kilka chwil dzięki Bogu o niczym nie myślę.” ~ Simon Beckett, Rany Kamieni, Warszawa 2013, s. 10

OCENA: 5/10



Dzień dobry, zamęczę Was chyba tym Beckettem, co? Ale na razie macie z nim spokój, tak się tylko zastanawiam, jaką recenzję dać następnym razem. Pozdrawiam

[1] Opis pochodzi z tyłu książki



24 komentarze:

  1. No, no. Sam tytuł ciekawy. Jeśli się natknę, to z chęcią przeczytam. Chyba, że wcześniej dorwę Huntera ;)
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  2. Raczej przeciętna książka - dziękuję :/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak na Becketta niestety "Rany Kamieni" wypadły bardzo przeciętnie

      Usuń
  3. Mam dużą chrapkę na Huntera, bo jeszcze go nie zdążyłam poznać :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tutaj Huntera nie ma ;) Ale na początek przygody z Beckettem książka jest dobra ;)

      Usuń
  4. Ja sobie raczej odpuszczę, spodziewałam się czegoś lepszego ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jako debiut książka byłaby dobra, jako któraś z kolejnych książek autora to już niestety tak dobrze nie wygląda ;)

      Usuń
  5. Czytałam dwie części serii i mi się ona podoba ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ta konkretna książka, nie jest kontynuacją serii, ale podejrzewam, ze jeśli zapoznasz się z nią po Hunterze to sama będziesz miała bardzo podobne odczucia ;)

      Usuń
  6. Każdy to samo stwierdza, że jednak Hunter to Hunter, a to już nie to...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dokładnie ;) Gdyby to był debiut ocena byłaby wyższa, a tak...

      Usuń
  7. Dorwałam tę książkę jakiś czas temu w Lidlu, ale nie czytałam jeszcze żadnej części ;/
    Zapraszam do siebie,
    http://to-read-or-not-to-read.blog.onet.pl/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ta konkretna książka, nie jest kontynuacją serii, ale podejrzewam, ze jeśli zapoznasz się z nią przed Hunterem to oceniłabyś ją zupełnie inaczej ;)

      Usuń
  8. Jak wiesz znam całą serię o dr Hunterze i bardzo go lubię, ale "Ran kamieni" jeszcze nie czytałam. Wydaję mi się, że wynika to z faktu, że tam właśnie nie ma świetnego pana doktora... Sama nie wiem czy sięgnę po tę książkę skoro mówisz, że mogło być lepiej...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zdecydowanie lepiej! David jest nietuzinkowy, a Sean? Tak przeciętny, że miejscami aż nudny ;(

      Usuń
  9. Jak już wspominałam, ja czytałam tylko "Zapisane w kościach". Może więc zanim zacznę nadrabiać serię o Hunterze, to wezmę się za tą powieść.
    Największą bolączką czytelnika jest to, jak autor przyzwyczai nas do czegoś, a później pisze książkę w zupełnie innym stylu, ale w zasadzie myślę, że to plus, bo wychodzi na to, że autor nie stara się być szablonowy ;) Czy wychodzi, czy nie, to już inna kwestia. ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Co do tej bolączki to się zgadzam! Fakt, faktem, że na pewno Beckett chciał się pokazać właśnie z tej innej strony, ale ja jednak wolę Beckett takiego jakiego poznałam w cyklu o Hunterze ;)

      Usuń
  10. Oby dało się tym razem dodać komentarz, bo od trzech notek po prostu nie da się kliknąć "opublikuj"... :/
    I zdaje się, że chciałam napisać, że ciekawe czy się już autorowi nie chciało pisać, że tak kiepsko to wyszło...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie mamy pojęcia co jest z tym komentowaniem, możemy jedynie przeprosić za problemy ;)

      Chyba chciał się pokazać z innej, nowej strony, jednak wcale na dobre taki zabieg nie wyszedł ;)

      Usuń
  11. a ja nie znam Beckett'a, więc mogę zacząć od tej pozycji ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak na początek przygody z autorem, myślę, że książka będzie dobra ;)

      Usuń