AUTOR: Stieg Larsson
TYTUŁ ORYGINALNY: Luftslottet som sprängdes
TŁUMACZENIE: Alicja Rosenau
SERIA: Millenium
TOM: Trzeci
ROK WYDANIA: 2009
WYDAWNICTWO: Czarna Owca
OPIS
Życiu Lisbeth Salander znowu zagraża śmiertelne
niebezpieczeństwo. Mikeal Blomkvist sięga w mroczną przeszłość Salander i rusza
w pogoń za prawdą. Wywołuje tym samym trzęsienie ziemi w rządzie i służbach
bezpieczeństwa. [1]
RECENZJA
Powiadają, że wszystko, co dobre kiedyś się kończy. Z sagą „Millennium”
jest podobnie. Na rynku znajdziemy masę książek nudnych, irytujących, pozbawionych
większego sensu i szufladkowanych do półki z napisem „przeczytane-zapomniane”.
Niemniej jednak, w moim odczuciu, seria Stiega Larssona jest inna. Trzy
skandynawskie kryminały to z pewnością jedne z lepszych, jakie przyszło mi
czytać w ostatnim czasie. Pomyślicie, pewnie, że po takim wstępnie moja ocena ostatniej
części przygód Lisbeth Salander i Mikeala Blomkvista może być tylko jedna – i tutaj
się mylicie. Fakt „Millennium” zasługuję na przeznaczenie czasu, aby zapoznać
się ze wszystkimi trzeba tomami… jednak, „Zamek z piasku, który runął” w
porównaniu z poprzednimi częściami wypada niestety gorzej.
Podobnie jak druga część sagi, trzecia również poświęcona
jest w znacznej części Lisbeth Salander. Niemniej jednak paradoksalnie, jeśli
chodzi o samą perspektywę Sally to wcale jej tak dużo tutaj nie mamy. O pannie
Salander dużo się mówi, każdy bohater kręci się wokół jej wątku, ale ona sama
przez pewien czas w ogóle się nie pojawia. Taka sytuacja sprawiła, że ja,
niezwykle ciekawa jej perspektywy, zerkałam kilka stron do przodu, aby
sprawdzić jak daleko jest do „jej akapitu”. Już od samego początku Lisbeth
Salander zgarnęła całą moją sympatię z prostego powodu – była zupełnie inne niż
te wszystkie mdłe kobiety, których teraz w literaturze jest na pęczki. Pewna
siebie, ambitna, pracowita, mająca w sobie zarówno cząstkę dobrą i złą bez
dwóch zdań była „wisieneczką” całej powieści. Dodawała smaku i pikanterii
historii. W niewielkim ciałku ciutnie anorektyczki mieści się prawdziwa bestia,
która jeszcze na pewno nie powiedziała ostatniego słowa. Mówiąc „bestia” nie
miałam oczywiście nic złego na myśli, wręcz przeciwnie. Miałam wrażenie, że w „Zamku
z piasku, który runął” Sally przechodzi wewnętrzną przemianę, w końcu przestaję
traktować wszystkich, jako swoich wrogów – zaczyna, delikatne budowanie więzi z
innymi ludźmi. Oczywiście nie popadamy w huraoptymizm i nie mówimy o wielkich
przyjaźniach, ale o takich niewielkich zalążkach zaufania. Pokusiłabym się
nawet o stwierdzenie, że z panny Salander wreszcie wyszła kobietka - a nie
twarda sztuka, która chciała „zabić” w sobie najmniejszy nawet pierwiastek
kobiecości. W ostatniej części sagi mamy również Mikeala… który zaczął mnie
irytować. Tak, tak! Ja rozumiem facet jest facetem… ale czy on jak zwykle musi
wylądować z kobietą w łóżku po kilku godzinach znajomości. Normalnie zaczynam u
niego diagnozować uzależnienie od seksu. Oczywiście w książce występuje jeszcze
kilkoro innych bohaterów… niemniej jednak najważniejsza jest właśnie Sally oraz
„pieprzony Kelly Blomkvist”.
No to jak głównych aktorów mamy już za sobą trzeba byłoby
przyjrzeć się akcji… cóż w „Zamku z piasku, który runął” brakowało mi
troszeczkę dynamizmu. Większość książki opiera się na rozpracowywaniu wewnętrznej
struktury szwedzkiego rządu, a tutaj mamy jakieś intrygi, mamy jakieś kłamstwa,
ale właśnie nie mamy takiej czystej akcji. Na dobrą sprawę dopiero pod koniec
książka napiera więcej tempa, jednak nadal nie jest to jakaś „zawrotna szybkość”.
Jest jednak coś, w całej fabule, co bardzo mi się podobało – mianowicie, trzeci
dzień procesu Lisbeth Salander i mistrzowskie zapędzenie w kozi róg, jednego z
największych wrogów Sally… ale kogo, to przemilczę, żeby nie zdradzać zbyt
dużo. Reasumując – nie jest źle, ale jednak zawsze mogło być lepiej. Sama nawet
pokusiłabym się o skrócenie książki o połowę i oszczędziła czytelnikowi tych wszystkich
rozprawek o Sapo i Specjalnej Sekcji Analiz.
No to został nam już tylko język. Prosty, przejrzysty, łatwy
w odbiorze – w sam raz! Co prawda spotkałam się z opiniami, że w czytaniu
przeszkadza bardzo dokładne opisywanie przez autora wszystkich, nawet
najmniejszych szczegółów. Owszem, tak jest, niemniej jednak mi jakoś zbytnio to
nie przeszkadzało. Wręcz przeciwnie, mogłam wszystko dokładnie sobie wyobrazić
– śmiało mogę pokusić się o stwierdzenie, że widziałam wszystko tak jak to
spostrzegał Sieg Larsson. Chylę czoła, niewielu jest pisarzy, którzy pisząc o
każdej „dupereli” nie irytują czytelnika, a autorowi serii Millenium bez wątpienia
to się udało!
Biorąc pod uwagę wszystkie za i przeciw wystawiam książce 7.
Może robię to troszeczkę na wyrost, albo mam jakiś sentyment do pozostałych
części? Może, ale to wcale nie znaczy, że czytelnik nie powinien zapoznać się z
ostatnią częścią sagi Millennium.
„Polegała na nim. Chyba. Irytowało ją, że jednym z niewielu ludzi, którym ufa jest człowiek, którego ciągle unika.” ~ Stieg Larsson, Zamek z piasku, który runął, Warszawa 2009, s. 784
OCENA: 7/10
OCENA CAŁEGO CYKLU (10,9,7): 8,6/10
Książka zalicza się do wyzwania: 52 książki, Czytam opasłetomiska, Historia z TRUPEM.
No i saga „Millennium” już za mną. Teraz z czystym sumieniem
mogę zabrać się za jakąś inną serię. Pozdrawiam, Tea.
[1] Opis pochodzi z tyłu książki
7? Skrócenie tylko o połowę? Zdecydowanie na miejscu autora dodałabym kilka rozdziałów do drugiej części i wyszłoby na to samo. Osobiście tę część oceniam na 4.
OdpowiedzUsuńI ten o to dzień należy zapisać w kalendarzu! Lady Spark oceniła coś gorzej niż Tea.
Jak z filmu :P
OdpowiedzUsuńWarto byłoby przeczytać!
OdpowiedzUsuńMam pierwszą część w domu, trza się w końcu za nią zabrać <3
OdpowiedzUsuńmoże się skuszę :) Czekam na recenzję Harry'ego.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
http://zakladkarecenzje.blogspot.com/
Czytałam wiele opinii na temat tej pozycji. Jednak nadal byłam do niej trochę sceptycznie nastawiona. Nie byłam pewna czy to lektura w moim guście. Teraz już wiem, że mogę dać jej szansę.
OdpowiedzUsuńNie czytałam tej serii :) w ogóle to pierwszy tom pożyczyłam koledze i od tamtej pory nie widzę ani książki ani kolegi :)
OdpowiedzUsuń