Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Wydawnictwo HarperCollins. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Wydawnictwo HarperCollins. Pokaż wszystkie posty

poniedziałek, 11 czerwca 2018

518. "Letnie rozkosze" na żar tropików za oknem


AUTOR: Nora Roberts
TYTUŁ ORYGINALNY: Second Nature
TŁUMACZ: Klaryssa Słowiczanka, Aleksandra Komornicka
ROK WYDANIA: 2015
WYDAWNICTWO:  Harper Collins Polska  

OPIS
Lee Radcliffe wiele trudu włożyła w to, by zostać cenioną dziennikarką luksusowego magazynu. Uwielbia swoją pracę i chce być w niej coraz lepsza. Kiedy trafia się okazja, by napisać artykuł o tajemniczym autorze bestsellerów, Hunterze Brownie, od razu dostrzega w tym wielką szansę. Tylko czy pisarz słynący z tego, że ukrywa prywatność, odpowie na jej pytania? Nieoczekiwanie Hunter zgadza się na wywiad, ale stawia zaskakujący warunek…[1]

RECENZJA
Ogólnie nie znałam wcześniej twórczości Nory Roberts, więc spotkanie z „Letnimi rozkoszami” to mój debiut tej kwestii. Z tego, co dowiedziałam się z zagranicznych portali książkowych to „Wywiad życia” oraz „Pewnego lata” należą do mini serii „The Celebrity Magazine”. Przy tych dwóch powieściach chciałam się po prostu zrelaksować, ponieważ w momencie, gdy je czytałam nie czułam się na zmierzenie się z czymś ambitniejszym.

Poznajemy na początku jego, czyli Huntera Browna, który jest autorem bestsellerowych horrorów. Media nic o nim nie wiedzą, bo on skutecznie ukrywa swoją prywatność. Lee Radcliffe jest dziennikarką luksusowego magazynu. Włożyła wiele pracy, aby się znaleźć w miejscu, w którym jest. Ma jednak obsesję na punkcie Browna, ponieważ od wielu lat próbuje dowiedzieć się o nim czegokolwiek więcej, a interesuje ją tylko z powodów zawodowych żebyście nie pomyśleli, że jest jakąś jego hotką czy coś takiego. Dzięki wtyczce w Nowym Yorku dowiaduje się, że Hunter weźmie udział w zjeździe pisarzy w Flagstaff w Arizonie. To właśnie tam krzyżują się ich drogi, a na pierwszym spotkaniu Lee bierze Browna za… pracownika hotelu. Jest ogromnie zaskoczona, gdy orientuje się w swojej pomyłce. Przede wszystkim jednak jest zła, że ktoś pierwszy raz w życiu zadrwił z jej dziennikarskiego nosa. Ostatecznie Hunter Brown zgadza się udzielić jej wywiadu, jeśli spełni jeden jego zaskakujący warunek…

Lee, a właściwie Lenore Radcliffe jest osobą niezwykle pewną siebie i świadomą swoich atutów urodowych. Ma to, co powinien mieć dobry dziennikarz, czyli upór ciekawość i konsekwencję działań. Odniosłam jednak wrażenie, że w kontaktach z Hunterem od samego początku była arogancka i patrzyła na niego z wyższością, jakby bycie dziennikarzem stawiało ją wyżej w hierarchii od bycia pisarzem. Brown z kolei to autor, o którym świat nie wie nic. Na okładkach jego książek nie ma nawet zdania notki biograficznej. W relacjach z Lee jest chłodny, arogancki i cyniczny. Ośmiesza ją w każdej możliwej  sytuacji. Jednocześnie nie może powstrzymać swojego pociągu fizycznego do niej. W relacjach z nią nie jest do końca szczerzy, ponieważ ukrywa przed nią jedną bardzo ważną informację.

Jest to typowy romans i nie należy tego ukrywać. Ma wszystkie jego główne cechy, ale w odróżnieniu od tych pisanych przez Danielle Steel ten czyta się w miarę przyjemnie. Czułam pewną nutkę zainteresowania, a na dodatek bohaterowie nie są tak mdli. Powieść miała mnie zrelaksować i dokładnie tak było, bo nie jest to kawałek ambitnej literatury, ale pozwala się wyluzować i odprężyć po ciężkim dniu. Mimo to ocena nie może być wysoka, bo wszystko było przewidywalne, a bohaterowie z wyglądu byli zbyt idealni. 

"Można powiedzieć, że chcieć to przeznaczenie, a mieć to szczęście" ~ Wywiad życia [w:] Letnie rozkosze, Nora Roberts, Warszawa 2015, s. 135.
OCENA:  5/10
[1] Opis pochodzi z okładki książki
***
AUTOR: Nora Roberts
TYTUŁ ORYGINALNY: One Summer
TŁUMACZ: Klaryssa Słowiczanka, Aleksandra Komornicka
ROK WYDANIA: 2015
WYDAWNICTWO:  Harper Collins Polska 

OPIS
Fotografka gwiazd show-biznesu, Bryan Mitchell, otrzymuje nietypowe zlecenie od prestiżowego magazynu. Ma wyruszyć w podróż po Stanach Zjednoczonych i pokazać piękno kraju na fotografiach. Jej towarzyszem zostaje fotoreporter, cyniczny Shade Colby. Od początku Bryan i Shade mają wrażenie, że dzieli ich wszystko. Każde wspólnie zrobione zdjęcie zaciera jednak różnice. Zauroczeni oglądanymi miejscami otwierają przed sobą serca. Czy to, co ich połączyło, przetrwa nie tylko na fotografiach? [1]

RECENZJA
Bohaterką drugiej powieści jest Bryan Mitchell, którą poznaliśmy już w „Wywiadzie życia”, jako przyjaciółkę Lee. Teraz uwaga czytelnika skupi się wyłącznie na Bryan. Jest to fotograf gwiazd, jedna z najlepszych na świecie. Wybaczcie, że nie nazwę jej fotografką, ale to brzmi gorzej nić metalowe grabki ciągnięte po asfalcie. Mitchell jest przed trzydziestką. W kwestii życia uczuciowego jest już po rozwodzie i na obecny moment stawia na swoją karierę. Dlatego właśnie zgodziła się przyjąć zlecenie, nad którym będzie pracować razem z Shadem Colbym, który jest fotoreporterem i był w różnych zakątkach świata, gdzie dokumentował wszelkie tragedie ludzkości.

Przy pierwszym spotkaniu, które miało miejsce w mieszkaniu Mitchell szczerze nie polubiłam Shade’a. Po pierwsze chciał decydować o całej trasie podróży przez Stany Zjednoczone oraz mieć wgląd w zdjęcia koleżanki i mówić jej, które będą opublikowane, a które nie. Zupełnie zapomniał o tym, że to jest ich wspólny projekt, że oboje są za niego odpowiedzialni w równym stopniu, że są partnerami. Po drugie Nora Roberts w końcówce pierwszego rozdziału napisała, że Shade będzie miał trzy miesiące, aby dowiedzieć się, co czuje do Bryan. Hellloł!!! Rozmawia z nią pierwszy raz w życiu i twierdza to po długości jej nóg, które pożera wzrokiem? Męska, szowinistyczna świnia!

Przy drugim opowiadaniu męczyłam się niemiłosiernie. Bryan sama nie wie, czego chce. Jednocześnie pragnie kochać się z Shadem, a gdy ma do tego dojść nagle się wycofuje, twierdząc, że nie wie czy tego chce. Na Boga! Ja rozumiem, że jest kobietą i ma prawo  do zmian zdania jak pogoda, ale to jest po prostu śmieszne. Pół powieści go pożąda, a potem nagle nie, aby za chwilę znowu myśleć tylko i wyłącznie o seksie z nim.

Druga powieść z tej mini serii to jedno wielkie nieporozumienie. Dałam taką ocenę tylko ze względu na opisy przyrody i nic więcej, bo ani tego czytać szybko się nie dało, ani nawet nie było jakiejkolwiek akcji. Bohaterowie mało interesujący, wiecznie sobie przeczący i udający wielce tajemniczych, chociaż wszystko można było wyczytać z ich twarzy, więc ja się pytam, gdzie ta tajemnica?!

Podsumowując… Moja pierwsza styczność z twórczością Nory Roberts mało udana, ale gdzieś czytałam, że powieści z wczesnych okresów są gorsze od tych obecnych. Może za jakiś czas, jak zatrze się złe wspomnienie o tych dwóch sięgnę po coś jej nowego i wtedy po prostu spędzę czas z w miarę dobrą lekturą. Bo teraz to pod koniec przypominało to bardziej drogę przez mękę niż relaks, a ja nie umiem odłożyć nieskończonej książki nawet, jeśli jest zła.

"Samoświadomość może wiele zmienić, niestety, nie każdemu jest dane ją osiągnąć." ~ Pewnego lata [w:] Letnie rozkosze, Nora Roberts, Warszawa 2015, s. 295.
OCENA:  2/10
[1] Opis pochodzi z okładki książki

ŚREDNIA OCENA: 3

Pogoda za oknem albo chce mnie ugotować albo też upiec - jeszcze się pewnie nie zdecydowała, ale ja już tęsknie do zimy! Och, zimo gdzie jesteś? 
W dalszym ciągu cierpię na brak czasu i obawiam się, że szybko to się nie zmieni, chociaż robię wszystko, żeby wprowadzić w swoje dni pewną rutynę, która pomoże mi ogarnąć bloga i Wasze strony. Na obecny moment jest ciężko. Przepraszam :(
Lady Spark

poniedziałek, 15 maja 2017

399. Dobry romans nie jest zły!


AUTOR: Candace Camp
TYTUŁ ORYGINALNY: Indiscreet
TŁUMACZ: Wojciech Usakiewicz
ROK WYDANIA: 2011
WYDAWNICTWO: HarperCollins

OPIS
Lord Benedict Wincross i panna Camilla Ferrand od chwili poznania serdecznie się nie znoszą. Mimo wzajemnej niechęci, szybko zdaję sobie sprawę, że ich przypadkowo zawarta znajomość może być korzystna dla obojga.

Camilla potrzebuje mężczyzny, który tworzy szyłby jej podczas pobytu w domu dziadka. Pragnie, by starszy pan uwierzył, że jest zaręczona i nie martwił się dłużej o przyszłość wnuczki. Dla Benedicta to wspaniała okazja, by bez podejrzeń dostać się do rodzinnej posiadłości Camilli Ma nadzieję wytropić ta niebezpieczny spisek, który stanowi zagrożenie dla kraju.

Para zawiera układ. Będą udawać kochających się narzeczonych. Realizując każde swój cel, Benedicta i Camilla coraz dalej brną w kłamstwa. Są pewni, że po skończonej maskaradzie już nigdy się nie spotkają. Pochłonięci odkrywaniem swoich ról nie zauważają jednak, jak rodzi się między nimi prawdziwe uczucie... [1]

RECENZJA
Po serii trudnych tematycznie lektur, które ostro wkradały się w mój umysł postanowiłam sięgnąć po romans. Coś banalnego, coś gdzie po prostu nie będę się angażować w wojnę, komunizm i tak dalej. Dlatego lektura Candace Camp wydawała mi się idealna, bo cóż może być trudnego w udawanej miłości dwójki nienawidzących się osób? Nic! Dlatego ze spokojem serca po prostu czytałam i przygotowywałam swój umysł na kolejne trudniejsze pozycje, które piętrzyły się w kolejce po „Mistyfikacji”

Camilla Ferrand jedzie do Chevington Park, gdzie mieszka jej dziadek. Młodą kobietę trapi jeden problem. Otóż powinna przywieźć ze sobą do dworu dziadka narzeczonego, którego opisywała w listach, ale no właśnie… on po prostu nie istnieje. Camilla po prostu go wymyśliła. Przez przypadek trafia na Benedykta Wincrossa, który zgadza się grać rolę jej narzeczonego, bo dzięki temu łatwiej mu będzie dostać się do jej rodzinnego domu, a co za tym idzie zdobyć potrzebne informacje. Więcej nie napiszę, bo możecie się domyślać, co dzieje się dalej, a jak nie to przeczytajcie opis. Zaspojleruje Wam wtedy połowę powieści, za co książka ma obniżoną ocenę.

Jest to typowy romans, ale bardzo dobrze mi się go czytało. Autorka ma lekkie pióro i przez strony się płynie. Owszem są lekko irytujące sceny, są pewne błędy, ale ta lektura miała mnie przede wszystkim zrelaksować. I to zrobiła. Nie wymyślałam, po co Benedict chce dostać się do domu dziadka swojej niby narzeczonej, bo wiedziałam, że za chwilę to wszystko się wyjaśni.

Mam zarzut do polskiej korekty, bo literówek na samym początku jest od groma. Apeluję do wydawnictw, aby bardziej się do tego przykładały, bo błędy psują radość czytania. Nawet w przypadku romansu.

Podoba mi się okładka jest klimatyczna i idealnie oddaje atmosferę powieści, a drugą rzeczą są ozdobniki przy rozdziałach. Uwielbiam takie rzeczy, ale oczywiście nie wymagam tego w każdej książce. Jednak, gdy już są to doceniam je.

Mimo, że jest to typowy romans to nie chciałam go kończyć. Ogromnie mi się podobał! Świetnie się przy nim bawiłam. Dużo się śmiałam sama do siebie, aż dziw bierze, że nikt z rodziny nie zawołał panów z kaftanem. Nawet żałowałam jak się skończyła. Tea świadkiem!

"Na tym polega kłopot większości mężczyzn. Pozwalają, by kobieta ujęła ich urodą, a nie cechami, które mają znaczenie, takimi jak inteligencja, lojalność czy odwaga." ~ Mistyfikacja, Candace Camp, Warszawa 2011, s. 222.
OCENA:  8/10

Przepraszam, że nie było mnie na Waszych blogach :(. Ja... Moje życie mnie zaskoczyło. Postaram się być w najbliższy weekend. Pogodnego tygodnia,
Lady Spark


[1] Opis pochodzi ze skrzydełek książki