AUTOR: Jakub Pawełek
SERIA: WarBook
CYKL: Przymierze
TOM: Czwarty
ROK WYDANIA: 2016
WYDAWNICTWO: Ender
OPIS
Tajwan jako pierwszy opracowuje futurystyczną technologię zimnej fuzji. Pekin dostrzega swoją szansę. Największa armia świata szykuje się do inwazji. Stany Zjednoczone, jak zwykle, gdy w grę wchodzą zasoby, technologia i pieniądze, wysyłają swoją flotę. Najpotężniejsza morska siła świata kieruje się ku wodom Morza Południowochińskiego. Pacyfik staje się areną największego konfliktu morskiego od czasów II wojny światowej. Gdzieś pośrodku tego piekła ląduje europejska jednostka specjalna Radegast z Polakami w swoich szeregach. [1]
RECENZJA
Po cały cykl Jakuba Pawełka zdecydowałam się sięgnąć po rekomendacji starszego brata. Mówiąc szczerze nigdy nie sądziłam, że tego typu książki są dla mnie, ale bo dłuższych namowach i opowieściach nabrałam ogromnej czytelniczej ochoty na zapoznanie się z twórczością autora. Pierścień ognia to czwarty i jak na razie ostatni wydany tom serii „Przymierze”. Po lekturze tej konkretnej części mam jedno, wielkie „ale” do autora – ALE JAK MOŻNA SKOŃCZYĆ W TAKIM MOMENCIE?! No jak?! Pytam się ale jak?!
Tajwańscy naukowcy dokonali przełomowego odkrycia. Jako pierwsi opracowują niezwykle przyszłościową technologię zimnej fuzji. Te przełomowe odkrycie jest ogromnym pstryczkiem w nos dla coraz bardziej panoszącego się Pekinu. Chiny nie mogą pozwolić sobie na takie zagranie, więc nie cofnął się przed niczym, żeby zniweczyć nowatorskie plany Tajwanu. Niewielka wyspa zostaje szczelnie otoczona „ognistym” pierścieniem chińskiej armii. Kiedy pada pierwszy strzał wszystko staje się jasne – Chińczycy nie odpuszczą. W tym samym czasie Radegas – jednostka specjalna Przymierza – ma za zadanie wydostać dyplomatów z ogarniętej wojną tajwańskiej ziemi. Kiedy cała wyspa jest szczelnie odcięta od reszty świata, a z nieba nieustannie pada deszcz pocisków, zadanie wydaje się być niewykonalne.
Bo słabszym Kaukaskim płomieniu obawiam się, że Jakub Pawełek po raz kolejny będzie chciał zagrać bezpiecznie i nie wyjdzie po za utarte we Wschodnim gromie schematy – a więc opisy wojennych zmagań, długie i szczegółowe opisy broni oraz jeszcze więcej suchych relacji z bola bitwy. Przyznaję się bez bicia, nie wierzyłam, że autor radykalnie zmieni swój styl, a tymczasem pan Jakub to właśnie zrobił! Zaserwował mi całą masę emocji, sprawił, że szczęka mi opadła i nie mogłam nic powiedzieć, a co najważniejsze – samym zakończeniem wbił mnie w fotel! Dlatego znowu ponawiam pytanie – jak można w takim momencie skończyć książkę! Przecież to grzech, niewybaczalny grzech! Może nie będę kingowską Misery, ale najchętniej stanęłabym nad głową autora i tak jojczyła, że dla świętego spokoju napisałby kolejną część już, dziś, zaraz!
W poprzednich tomach cyklu zabrakło mi jednego elementu. Miałam wrażenie, że autor tak bardzo skupił się na potyczkach, że zupełnie zapomniał, iż na wojnie nie giną tylko żołnierze. Walki pochłaniają zawsze tysiące ludzkich istnień, w większości cywilów. W Pierścieniu Ognia po raz pierwszy czytelnik może przekonać się jak wygląda konflikt zbrojny z perspektywy zwykłego człowieka – a w tym konkretnym przypadku młodego małżeństwa wraz z małymi dziećmi. Bardzo się cieszę, że Jakub Pawełek zdecydował się na taki zabieg, bo przez to cała lektura nabrała, wręcz namacalnej, realności.
Sama akcja jest zdecydowanie lepiej zwarta i zarysowana niż do tej pory. Fabuła dosyć szybko nabiera tempa i niemal cały czas trzyma w napięciu! No ja jestem naprawdę bardzo, bardzo zadowolona z lektury!
Do dobrze znanych czytelnikowi z dwóch pierwszych tomów bohaterów dochodzą zupełnie nowi. W książce mamy więc prawdziwy wachlarz postaci – jedni zdecydowanie lepiej zarysowani, inni potraktowani trochę po macoszemu, ale zdaję sobie sprawę z tego, że przy takiej ilości charakterów nie sposób zająć się wszystkimi w równie absorbujący sposób.
Styl (co muszę stwierdzić z nieukrywaną radością) jest z każdą częścią coraz lepszy. Co prawda nadal tych technicznych opisów jest dosyć sporo, ale tym razem autor poszedł do przodu i chwała mu za to! Już zacieram ręce na to, co dostaniemy w piątym tomie! Mogę się do przyczepić jedynie do powtórzeń, które może nie zdarzały się nagminnie, ale jednak występowały.
Pierścień Ognia jest jedna z lepszych książek, z którą dane mi było zapoznać się w tym roku i drugą lekturą, której zakończenia po prostu nie przyjmuje do wiadomości. Sprawa rozpoczęta w ostatnich zdaniach powinna już dawno zostać wyjaśniona i każda chwila zwłoki będzie działać na niekorzyść autora! A już tak całkiem serio – jestem mega pozytywnie nastawiona do innych lektur tego typu! Kto wie, może jeszcze z czasem war booki zajmą bardzo wysokie miejsce w moim subiektywnym rankingu ulubionych gatunków!
OCENA: 8/10
Witam, dzisiaj mam wolne, więc tylko wrzucam recenzję i idę odsypiać, a co! To był bardzo długi, ciężki tydzień… dobrych snów!
[1] Opis pochodzi ze strony LubimyCzytać
oj, za ciężka lektura jak dla mnie:)
OdpowiedzUsuńZastanawiam się nad zakupem tej serii ;)
OdpowiedzUsuń