poniedziałek, 9 stycznia 2017

351. Książka pełna zapachu Prowansji, "Prowansalski balsam na złamane serca"

AUTOR: Bridget Asher  
TYTUŁ ORYGINALNY: The Provence Cure for the Brokenhearted
TŁUMACZ: Ewa Rudolf
ROK WYDANIA: 2011
WYDAWNICTWO:  Literackie  

OPIS
Wzruszająca opowieść o poznawaniu na nowo smaku życia i miłości. Historia nietuzinkowych kobiet, które musiały dokonać trudnego wyboru, aby odnaleźć upragnione szczęście.
Świat Heidi po śmierci męża rozpadł się na kawałki. Choć od tragicznego wypadku minęły dwa lata, nadal nie potrafi pogodzić się ze stratą. Pogrążona we wspomnieniach odcina się od świata i ludzi, rezygnuje nawet ze swojej pasji – pieczenia oraz prowadzenia ciastkarni. Matka Heidi, chcąc pomóc córce, wysyła ją do rodzinnego domu w Prowansji, który od pokoleń słynie z tego, że leczy zranione dusze oraz łączy te, które pokochały się prawdziwą miłością. Podróż na południe Francji odmieni na zawsze jej życie i odkryje przed nią niejedną rodzinną tajemnicę... [1]

RECENZJA
Okładka? Bardzo klimatyczna i taka, jakie lubię. W kontrastujących ze sobą kolorach, które przyciągają do siebie czytelnika. Jeśli mam być szczera to brałam książkę z nastawieniem, że jest to typowy romans i znałam całą kolejność wydarzeń. Cóż niewiele się pomyliłam, ale ogromnym plusem jak dla mnie był język autorki, która wspaniale wczuła się w postać, którą stworzyła.

Główną bohaterkę jest Heidi, która dwa lata wcześniej w wypadku samochodowym straciła męża, który był jej bratnią duszą. Wszystko robili razem, pracowali, zakupy do domu. W zasadzie para idealna. Nie wiem, czemu, ale w tym wypadku wcale mnie to nie irytowało. Sama Heidi czasami wspominała o ich drobnych sprzeczkach, np. o miejsce dla otwieracza do puszek. Para doczekała się synka Abbota, który jest bardzo rezolutnym chłopcem, ale np. boi się podać ludziom rekuz obawy przed zarazkami lub też domaga się częstej zmiany pościeli z tego samego powodu.

Heidi poznajmy podczas ślubu jej starszej siostry. Od razu czuć, że kobieta nie czuje się na przyjęciu dobrze. Brakuje jej wsparcia męża. Dla wielu gości nagle stała się kimś obcym. Zamężne kobiety obawiają się, że nagle rzuci się na ich mężów, świeżo poślubione boją się, że zrobią jej krzywdę swoim szczęśliwym życiem miłosnym. Dla wielu okres jej żałoby się przeciąga i zaczyna się robić niebezpieczny. W końcu minęły dwa lata, więc ile można opłakiwać zmarłego męża? Osobiście nie zamierzam jej krytykować. Nie wiem ile ja potrzebowałabym czasu na pogodzenie się z tym, że ukochana osoba nie żyje. Dla jednych dwa lata to dużo, a dla innych mało. Pewnie gdyby pogodziła się z tym w pół roku to ktoś ośmieliłby się rzec, że wcale go nie kochała. Owszem bywały momenty, kiedy mnie irytowała, ale starałam się też ją zrozumieć. Wypadek w jej życiu zmienił wszystko, ale jeden wyjazd może odwrócić cały jej los do góry nogami…

Wiem, że mojej kochanej przyjaciółce Tea ta książka pewnie nie przypadłaby do gustu. Jest zbyt banalna. Wszystko da się przewidzieć, ale ten styl autorki mnie wciągnął. Miała wrażenie, że nagle znalazłam się w Prowansji i przeżywam to wszystko razem z Heidi i jej bliskimi. W całej powieści mamy ogromną gamę postaci, które mają swoje problemy i zmartwienia. Omawianie każdego z nich zajęłoby mi bardzo dużo czasu, a dodatkowo nie jestem zwolenniczką takich zabiegów, ponieważ obawiam się, że zbyt dużo zdradzę z fabuły. Mimo wszystko każda z tych postaci Abbot, Charlotte, Julien mają w sobie coś oryginalnego. Budzą sympatię w czytelniku w odróżnieniu od siostry Heidi Ely, którą w myślach określałam mianem harpii. Nie przypadła mi do gustu. Uważam ją za osobę zapatrzoną w siebie, która uważa, że pieniądze załatwią wszystko. W całym swoim życiu chyba nigdy nie kierowała się tym, co dyktowało jej serce.

W powieści wiele miejsca zajmują kulinaria, bo nie wspomniałam, ale główna bohaterka jest z zawodu cukiernikiem. Po śmierci ukochanego męża zatraciła pasję i chęć poznawania nowych smaków. Przez całą akcję uczy się nie tylko jak żyć, ale również jak ponownie odczuwać radość z pieczenia. Nie określiłabym jednak, że aspekt gotowania przewodził autorce. Ja nie wyczułam, żeby był on aż tak bardzo wyeksponowany, więc może po prostu został dobrze zamaskowany?

Chociaż jest to zwykła obyczajówka to mnie skradła serce i bardzo się podobała. Ocena taka a nie inna, bo wszystko w niej było przewidywalne, ale jednocześnie nie mogłam nie oddać w swojej ocenie tego wspaniałego stylu Asher. Jestem nim zauroczona i żałuję, że w swojej biblioteczce nie mam innych jej książek. Taki smutełek.

„Im bardziej człowiek jest nieszczęśliwy, tym mocniej stara się o powody do radości." ~ Bridget Asher, Prowansalski balsam na złamane serca, Kraków 2011, s. 195.
OCENA: 6/10
Witajcie. 
Kolejny tydzień nowego roku się zaczyna. Jak przetrwaliście ten najzimniejszy weekend?
Przy okazji zapraszam na filmowe podsumowanie grudnia 2016

Całusy, 
Lady Spark 

[1] Opis pochodzi ze strony wydawnictwoliterackie.pl 

28 komentarzy:

  1. Nie spodziewałabym się po tego typu książce niebanalnej historii, ale czasem lubię się przenieść za sprawą powieści w tak urocze miejsce, jakim jest np. Prowansja. :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Pomimo tej przewidywalności bardzo chętnie bym ją przeczytała. Taka lektura jest dobrą odskocznią od kryminałów :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Albo po jakiejś ciężkiej książce historycznej :)

      Usuń
  3. Aż można zatęsknić za latem, bo takie powieści czyta się wówczas najlepiej :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Myślę, że zapowiada się ciekawie. Jednak nie wiem czy sięgnęłabym po nią, przewidywalność akurat mi nie przeszkadza :)

    OdpowiedzUsuń
  5. A ja lubię banalne książki :) lepsze takie, niż zbyt przekombinowane :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Coś w tym jest, a na dodatek przy tylu milionach książek ciężko znaleźć coś oryginalnego ;)

      Usuń
  6. Chyba takie obyczajówki to jednak nie moje klimaty. ;/ No i przewidywalność na razie odkładam na bok i szukam czegoś wyjątkowego. ;)

    OdpowiedzUsuń
  7. dla mnie to był wyjątkowo gorący weekend, naprawdę tropikalny wręcz, chociaż za oknem mróz ;)
    dużo jest książek o tym,że Prowansja to super miejsce na leczenie złamanego serca, w sumie chyba już za dużo;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To moja pierwsza akurat :), ale masze rację, albo każą leczyć serce w Paryżu albo właśnie w Prowansji lub też w jakiejś części Włoch ;). Może dlatego, że tam jest więcej słońca? :D

      Usuń
  8. Wiem, że nie ocenia się książek po okładce, ale ta jest naprawdę cudowna!
    Cieszę się, że książka Ci się spodobała :)
    Jak kiedyś trafi w moje ręce to na pewno przeczytam :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Okładka jest genialna! Jestem okładkową sroką! :D

      Usuń
  9. Przewidywalność w przypadku takich powieści mi nie przeszkadza :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mnie również nie, ale czułam się w obowiązku uprzedzić, żeby ktoś nie poczuł się rozczarowany, że pominęłam ten fakt.

      Usuń
  10. Chciałabym pojechać do Prowansji ;)

    OdpowiedzUsuń
  11. JakA ładna okładka, aż chcę się wybrać do Prowansji:)

    OdpowiedzUsuń
  12. Wydaje mi się, że i mnie tak samo jak i Tea książka pewnie nie przypadłaby do gustu. Niby banalne historie od czasu do czasu nie są złe i można przy nich odpocząć. Jednak romans... no mimo wszystko to nie moje klimaty ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zapomniałam, że u Ciebie tak jak i u niej musi być: krew, krew i flaki xD a trup ścielić ma się gęsto :P

      Usuń
  13. Chętnie zapoznam się z tą książką, mogłaby mi się spodobać!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W takim układzie obyś szybko ją znalazła w jakiejś bibliotece ;)

      Usuń
  14. Okładka mnie zauroczyła, tematyka może odrobinę mniej, bo ostatnio rzadko sięgam po obyczajówki. Jednak dla odmiany, gdy będę miała chęć na coś lżejszego wydaje mi się być idealna, może kiedyś :)

    OdpowiedzUsuń