AUTOR: Bridget Asher
TYTUŁ ORYGINALNY: The Provence Cure
for the Brokenhearted
TŁUMACZ: Ewa
Rudolf
ROK WYDANIA: 2011
WYDAWNICTWO: Literackie
OPIS
Wzruszająca
opowieść o poznawaniu na nowo smaku życia i miłości. Historia nietuzinkowych
kobiet, które musiały dokonać trudnego wyboru, aby odnaleźć upragnione
szczęście.
Świat Heidi po
śmierci męża rozpadł się na kawałki. Choć od tragicznego wypadku minęły dwa
lata, nadal nie potrafi pogodzić się ze stratą. Pogrążona we wspomnieniach
odcina się od świata i ludzi, rezygnuje nawet ze swojej pasji – pieczenia oraz
prowadzenia ciastkarni. Matka Heidi, chcąc pomóc córce, wysyła ją do rodzinnego
domu w Prowansji, który od pokoleń słynie z tego, że leczy zranione dusze oraz
łączy te, które pokochały się prawdziwą miłością. Podróż na południe Francji
odmieni na zawsze jej życie i odkryje przed nią niejedną rodzinną tajemnicę... [1]
RECENZJA
Okładka? Bardzo
klimatyczna i taka, jakie lubię. W kontrastujących ze sobą kolorach, które
przyciągają do siebie czytelnika. Jeśli mam być szczera to brałam książkę z
nastawieniem, że jest to typowy romans i znałam całą kolejność wydarzeń. Cóż
niewiele się pomyliłam, ale ogromnym plusem jak dla mnie był język autorki,
która wspaniale wczuła się w postać, którą stworzyła.
Główną bohaterkę
jest Heidi, która dwa lata wcześniej w wypadku samochodowym straciła męża,
który był jej bratnią duszą. Wszystko robili razem, pracowali, zakupy do domu.
W zasadzie para idealna. Nie wiem, czemu, ale w tym wypadku wcale mnie to nie
irytowało. Sama Heidi czasami wspominała o ich drobnych sprzeczkach, np. o
miejsce dla otwieracza do puszek. Para doczekała się synka Abbota, który jest
bardzo rezolutnym chłopcem, ale np. boi się podać ludziom rekuz obawy przed
zarazkami lub też domaga się częstej zmiany pościeli z tego samego powodu.
Heidi poznajmy
podczas ślubu jej starszej siostry. Od razu czuć, że kobieta nie czuje się na
przyjęciu dobrze. Brakuje jej wsparcia męża. Dla wielu gości nagle stała się
kimś obcym. Zamężne kobiety obawiają się, że nagle rzuci się na ich mężów,
świeżo poślubione boją się, że zrobią jej krzywdę swoim szczęśliwym życiem
miłosnym. Dla wielu okres jej żałoby się przeciąga i zaczyna się robić
niebezpieczny. W końcu minęły dwa lata, więc ile można opłakiwać zmarłego męża?
Osobiście nie zamierzam jej krytykować. Nie wiem ile ja potrzebowałabym czasu
na pogodzenie się z tym, że ukochana osoba nie żyje. Dla jednych dwa lata to
dużo, a dla innych mało. Pewnie gdyby pogodziła się z tym w pół roku to ktoś
ośmieliłby się rzec, że wcale go nie kochała. Owszem bywały momenty, kiedy mnie
irytowała, ale starałam się też ją zrozumieć. Wypadek w jej życiu zmienił
wszystko, ale jeden wyjazd może odwrócić cały jej los do góry nogami…
Wiem, że mojej
kochanej przyjaciółce Tea ta książka pewnie nie przypadłaby do gustu. Jest zbyt
banalna. Wszystko da się przewidzieć, ale ten styl autorki mnie wciągnął. Miała
wrażenie, że nagle znalazłam się w Prowansji i przeżywam to wszystko razem z
Heidi i jej bliskimi. W całej powieści mamy ogromną gamę postaci, które mają
swoje problemy i zmartwienia. Omawianie każdego z nich zajęłoby mi bardzo dużo
czasu, a dodatkowo nie jestem zwolenniczką takich zabiegów, ponieważ obawiam
się, że zbyt dużo zdradzę z fabuły. Mimo wszystko każda z tych postaci Abbot,
Charlotte, Julien mają w sobie coś oryginalnego. Budzą sympatię w czytelniku w
odróżnieniu od siostry Heidi Ely, którą w myślach określałam mianem harpii. Nie
przypadła mi do gustu. Uważam ją za osobę zapatrzoną w siebie, która uważa, że
pieniądze załatwią wszystko. W całym swoim życiu chyba nigdy nie kierowała się tym,
co dyktowało jej serce.
W powieści wiele
miejsca zajmują kulinaria, bo nie wspomniałam, ale główna bohaterka jest z
zawodu cukiernikiem. Po śmierci ukochanego męża zatraciła pasję i chęć
poznawania nowych smaków. Przez całą akcję uczy się nie tylko jak żyć, ale
również jak ponownie odczuwać radość z pieczenia. Nie określiłabym jednak, że
aspekt gotowania przewodził autorce. Ja nie wyczułam, żeby był on aż tak bardzo
wyeksponowany, więc może po prostu został dobrze zamaskowany?
Chociaż jest to
zwykła obyczajówka to mnie skradła serce i bardzo się podobała. Ocena taka a
nie inna, bo wszystko w niej było przewidywalne, ale jednocześnie nie mogłam
nie oddać w swojej ocenie tego wspaniałego stylu Asher. Jestem nim zauroczona i
żałuję, że w swojej biblioteczce nie mam innych jej książek. Taki smutełek.
„Im bardziej człowiek jest nieszczęśliwy, tym mocniej stara się o powody do radości." ~ Bridget Asher, Prowansalski balsam na złamane serca, Kraków 2011, s. 195.
OCENA: 6/10
Witajcie.
Kolejny tydzień nowego roku się zaczyna. Jak przetrwaliście ten najzimniejszy weekend?
Przy okazji zapraszam na filmowe podsumowanie grudnia 2016
Przy okazji zapraszam na filmowe podsumowanie grudnia 2016
Całusy,
Lady Spark
[1] Opis
pochodzi ze strony wydawnictwoliterackie.pl
Nie spodziewałabym się po tego typu książce niebanalnej historii, ale czasem lubię się przenieść za sprawą powieści w tak urocze miejsce, jakim jest np. Prowansja. :)
OdpowiedzUsuńZgadzam się ;)
UsuńPomimo tej przewidywalności bardzo chętnie bym ją przeczytała. Taka lektura jest dobrą odskocznią od kryminałów :)
OdpowiedzUsuńAlbo po jakiejś ciężkiej książce historycznej :)
UsuńAż można zatęsknić za latem, bo takie powieści czyta się wówczas najlepiej :)
OdpowiedzUsuńZdecydowanie, ale ja lubię zimę :D
UsuńMyślę, że zapowiada się ciekawie. Jednak nie wiem czy sięgnęłabym po nią, przewidywalność akurat mi nie przeszkadza :)
OdpowiedzUsuńWszystko zależy od gustu :)
UsuńA ja lubię banalne książki :) lepsze takie, niż zbyt przekombinowane :)
OdpowiedzUsuńCoś w tym jest, a na dodatek przy tylu milionach książek ciężko znaleźć coś oryginalnego ;)
UsuńChyba takie obyczajówki to jednak nie moje klimaty. ;/ No i przewidywalność na razie odkładam na bok i szukam czegoś wyjątkowego. ;)
OdpowiedzUsuńPowodzenia w takim układzie! :D
Usuńdla mnie to był wyjątkowo gorący weekend, naprawdę tropikalny wręcz, chociaż za oknem mróz ;)
OdpowiedzUsuńdużo jest książek o tym,że Prowansja to super miejsce na leczenie złamanego serca, w sumie chyba już za dużo;)
To moja pierwsza akurat :), ale masze rację, albo każą leczyć serce w Paryżu albo właśnie w Prowansji lub też w jakiejś części Włoch ;). Może dlatego, że tam jest więcej słońca? :D
UsuńWiem, że nie ocenia się książek po okładce, ale ta jest naprawdę cudowna!
OdpowiedzUsuńCieszę się, że książka Ci się spodobała :)
Jak kiedyś trafi w moje ręce to na pewno przeczytam :D
Okładka jest genialna! Jestem okładkową sroką! :D
UsuńPrzewidywalność w przypadku takich powieści mi nie przeszkadza :)
OdpowiedzUsuńMnie również nie, ale czułam się w obowiązku uprzedzić, żeby ktoś nie poczuł się rozczarowany, że pominęłam ten fakt.
UsuńChciałabym pojechać do Prowansji ;)
OdpowiedzUsuńJa z kolei do Barcelony :)
UsuńJakA ładna okładka, aż chcę się wybrać do Prowansji:)
OdpowiedzUsuńOkładka jest mega :D
UsuńWydaje mi się, że i mnie tak samo jak i Tea książka pewnie nie przypadłaby do gustu. Niby banalne historie od czasu do czasu nie są złe i można przy nich odpocząć. Jednak romans... no mimo wszystko to nie moje klimaty ;)
OdpowiedzUsuńZapomniałam, że u Ciebie tak jak i u niej musi być: krew, krew i flaki xD a trup ścielić ma się gęsto :P
UsuńChętnie zapoznam się z tą książką, mogłaby mi się spodobać!
OdpowiedzUsuńW takim układzie obyś szybko ją znalazła w jakiejś bibliotece ;)
UsuńOkładka mnie zauroczyła, tematyka może odrobinę mniej, bo ostatnio rzadko sięgam po obyczajówki. Jednak dla odmiany, gdy będę miała chęć na coś lżejszego wydaje mi się być idealna, może kiedyś :)
OdpowiedzUsuńNa wszystko przyjdzie czas ;)
Usuń