AUTOR: Martin Stankiewicz
ROK WYDANIA: 2016
WYDAWNICTWO: Znak Literanova
OPIS
Co się dzieje, gdy jeden z najpopularniejszych śmieszków
polskiego internetu ląduje na kozetce u przenikliwego terapeuty? Śmiech miesza
się ze łzami, a na jaw wychodzi słodko-gorzka prawda o działalności w sieci.
[1]
RECENZJA
Żyjemy w takich czasach, w których dostęp do Internetu ma
prawie każdy. W dużych centrach handlowych, na dworcach czy w pociągach możemy
śmiało korzystać z wi-fi i potrzebujemy do tego na dobrą sprawę jedynie
telefonu, który teraz jest nieodłącznym elementem naszego życia. Nic więc
dziwnego, że w dobie wszech otaczającej nas elektroniki wiele ludzi spełnia się
i jednocześnie zarabia na tym. Do takich osób zalicza się również Martin
Stankiewicz, młody youtuber, który postanowił podzielić się z widzami swoją
pasją do filmowania umieszczając na wiadomej platformie krótkie, śmieszne
filmiki.
Na początku muszę to powiedzieć – przyznaję, że byłam
przekonana, że Martin to nie imię, a pseudonim. A tutaj taki zonk! Martin ma
naprawdę na imię Martin – rodzice już od początku wiedzieli co robią, dając
synowi imię takie, które idealnie będzie nadawało się na nick!
Jako, że Pan Stankiewicz robi filmy, w których nie brakuje
humoru, to nikogo nie zdziwi fakt, że również i napisanej przez niego książce
nie może tego elementu zabraknąć. Przez to lekturę czyta się niezwykle szybko i
przyjemnie… chociaż miejscami miałam wrażenie, że trochę stonowania nie
zaszkodziłoby. W myśl zasady, że co za dużo to nie zdrowo myślę, że nie zawsze
trzeba na siłę udowadniać, że jest się kimś z poczuciem humoru.
Śmieszek. Cierpienia młodego youtubera to nic innego jak
autobiografia. Czytelnik może poznać Martina z każdej strony, a sam nasz
bohater jest w swoich wyznaniach szczery i kreuje się na osobę ciepłą i pozytywną,
ale jednocześnie bardzo krytyczką w stosunku do siebie i nieśmiałą. Takie
ciekawe połączenia, patrząc na to, że jego kanał na Youtubie subskrybuje ponad
800 tysięcy widzów!
Jednak, żeby nie było zbyt kolorowo, muszę powiedzieć o tym
co mi się nie podobało. Po pierwsze byłam bardzo ciekawa czy książce uda się
wyjść z kategorii „napisana, bo jestem sławny i mam swoje pięć minut”. Z
przykrością muszę stwierdzić, że niestety, ale tkwi w tym po uszy. Okej czyta
się szybko i przyjemnie, ale równie szybko się o niej zapomina.
Po drugie tytuł – jak dla mnie, co prawda chwytliwy, ale
trochę nijak mający się do lektury. Chłopak jest młody, cały świat stoi przed
nim otworem, a z przedstawionych informacji wcale nie można odnieść wrażenia,
że jest cierpiętnikiem. Co więcej niektórzy naprawdę daliby sporo, żeby chociaż
na chwilę zamienić się z naszym bohaterem miejscami.
Po trzecie – brak konsekwencji. A uściślając, pan
Stankiewicz miejscami sam sobie zaprzeczał. Dla przykładu, podśmiewywał się z
młodych studentów, którzy biorą „kieszonkowe” od rodziców, a za kilka stron
wspomniał o tym, że sam na dobry start w akademickim życiu dostał swoje własne
mieszkanie.
Reasumując, nie można powiedzieć, że Śmieszek. Cierpienia
młodego youtubera to zła pozycja –
humor i otwartość Martina pozytywnie nastrajają i sprawiają, że lekturę czyta
się bardzo szybko. Niestety nie można również powiedzieć, że książka jest dobra
– autobiografia w tak młodym wieku to niekoniecznie dobry pomysł. Fajnie, że autor pokazuje, że o marzenia
trzeba walczyć, ale to nie zmienia faktu, że lektura jest średnia i nie jest
dla każdego. Fani youtubera nie powinni czuć się zawiedzeni, podobnie jak i
młodsi czytelnicy znajdą tutaj coś dla siebie.
„Wierzę, że Stwórca nieprzypadkowo obdarzył człowieka psem, niepozorną istotą, która w gruncie rzeczy jest naszym cichym nauczycielem, przewpodnkiem po życiu i jego najważniejszych wartościach” ~ Martin Stankiewicz; Śmieszek. Cierpienia młodego youtubera, Kraków 2016, s. 239
Za możliwość przeczytania książki bardzo dziękuję
wydawnictwu Znak Literanova
OCENA: 5/10
Dzień dobry bardzo! Tym razem wyrobiłam się na czas.
Zostawiam Was z nową recenzją i lecę do pracy. Pozdrawiam, Tea
[1] Opis pochodzi ze strony wydawnictwa
nie znam człowieka, więc raczej nie interesuje mnie jego biografia :)
OdpowiedzUsuńhttps://sweetcruel.wordpress.com/
Chociaż jestem stałą bywalczynią youtube'a i oglądam filmy naszych rodzimych youtuberów, ale nigdy nie miałam do czynienia z Martinem Stankiewiczem. I aktualnie nie mam zamiaru poznawać jego kanału oraz książki.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam. :)
#Ivy z Bluszczowych Recenzji
PS. A dla mnie imię Martin jest zwyczajne z tego względu, że miałam przyjemność pracować z chłopakiem, który je nosił. :D
Youtube to mój drugi dom, ale tego człowieka nie kojarzę. Chociaż jak zobaczyłam książkę pierwszy raz, to mnie zaciekawiła i miałam zamiar przeczytać
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
To Read Or Not To Read
Jak przy filmikach Martina dotyczących studiów zawsze się zaśmiewam, tak książki nie przeczytam na pewno. W ogóle nie podoba mi się ten pomysł wydawania książek przez YTberów, bo okazuje się, że nie mają oni w ogóle nic porządnego do powiedzenia. ;/
OdpowiedzUsuńKilka jego filmow widziałam (zapytaj beczkę zastępstwo!xd). Po książkę nie sięgne. Zwłaszcza to udowadnianie na siłę, że jestem taki zabawny kiedy można było w danym momencie odpuścić mnie nie przekonuje do lektury.
OdpowiedzUsuńZdecydowanie nie interesuje mnie ta książka.
OdpowiedzUsuńJak nie będę miała co zrobić ze swoim życiem to napiszę książkę :P
OdpowiedzUsuńchyba już wszyscy wydają książki :o
OdpowiedzUsuńHieh Martin, bardzo pozytywny człowiek ale nie wiem czy specjalnie sięgnęłabym po jego biografię, skoro sama piszesz, że szybko się o niej zapomina ;)
Ale myślę, że dla wielbicieli to nie lada gratka ;)
Pozdrawiam :)