czwartek, 31 marca 2016

233. Kobiety z „second hand'u” w „Belle Epoque”

AUTOR: Elizabeth Ross
TYTUŁ ORYGINALNY: Belle époque
TŁUMACZ: Ernest Kacperski
ROK WYDANIA: 2015
WYDAWNICTWO:  PWN

OPIS
Kiedy Maude Pichon ucieka z rodzinnej Bretanii do Paryża, jej marzenia rozwiewają się, a oszczędności topnieją w zastraszającym tempie. Szesnastoletnia prowincjuszka, rozpaczliwie pragnąc pracy, odpowiada na nietypowe ogłoszenie. Agencja pana Durandeau świadczy swoim klientkom osobliwe usługi – brzydotą podkreśla piękno. Wystarczy wynająć dziewczynę o pospolitej urodzie, by natychmiast stać się przy niej urodziwą damą. Monsieur Durandeau dorobił się fortuny, odpowiadając na potrzeby wyższych sfer. Kiedy hrabina Dubern poszukuje odpychającej towarzyszki dla swojej upartej córki Isabelle, Maude wydaje się kandydatką idealną. Isabelle nie ma pojęcia, że jej nowa przyjaciółka jest jedynie wynajętą z agencji pracownicą, a los Maude zależy wyłącznie od umiejętności dochowania wstydliwej tajemnicy. Tymczasem im lepiej poznaje Isabelle, tym częściej jej uczciwość wystawiana jest na próbę. A z każdym kolejnym kłamstwem może stracić coraz więcej. [1]

RECENZJA
Po serii dobrych, ale dosyć ciężkich w odbiorze lektur postanowiłam się ciutkę zrelaksować i przeczytać coś lekkiego, przyjemnego i łatwego w odbiorze - ot, naszła mnie ochota na jakieś miłe czytadło. Kiedy wybierałam coś odpowiedniego z domowej biblioteczki mój wzrok padł na książkę Elizabeth Ross Belle époque i wszystko było już jasne – to miała być moja lektura na reset.

Autorka nie ukrywa, że podczas pisania swojej książki inspirowała się opowiadaniem Émile Zoli Les Repourssoirs.  Akcja Belle époque rozgrywa się w Paryżu u schyłku XIX wieku. Maude Pichon, dowiadując się, że ojciec chce ją wydać za mąż za podstarzałego sąsiada postanawia wziąć życie w swoje ręce! Uciekając z rodzinnej wioski do Paryża ma nadzieję, że w końcu zacznie żyć tak jak zawsze chciała… tymczasem rzeczywistość okazuje się być bardzo brutalna. Nienależąca do ślicznotek oraz niemająca konkretnego fachu w rękach Maude ma twardy orzech do zgryzienia – z odnalezieniem dobrze płatnej pracy ciężko, a paryskie życie kosztuje bardzo dużo. Zdesperowana postanawia skorzystać z dosyć osobliwego ogłoszenia, a nowe zatrudnienie wywraca cały jej świat do góry nogami.

Przy lekturze Belle époque miałam się po prostu odprężyć. Potrzebowałam czegoś niewymagającego i muszę się przyznać, że książka rzeczywiście taka była. Przeleciałam przez nią dosyć szybko i jakoś głęboko jej nie analizowałam, jednak nie mogę powiedzieć, że książka była dla mnie samą przyjemnością. Akcja toczyła się bardzo powoli, na dobrą sprawę nie działo się nic godnego uwagi, a przedstawiony w książce obraz Paryża w epoce belle époque wydawał mi się być potraktowany bardzo po łebkach. Jakby tego było mało lektura jest strasznie przewidywalna i banalna. Jedyną rzeczą, która mi się podobała był nienachlany wątek prawie miłosny. Czemu napisałam „prawie”, ponieważ nie jest to dosłownie powiedziane i w sumie przez większą część powieści czytelnik może jedynie przypuszczać jego obecność.

Jaka jest nasza Maude Pichon? Jednym słowem – koszmarna! Boże co to za dziewuszysko! Egocentryczka, zazdrośnica, mściwa materialistka. Naprawdę! Ile ja się nairytowałam czytając jej szczeniackie rozważania - wszystko jej nie pasowało i ciągle miała do wszystkiego jakieś ale. Z pewnością nie będzie moją ulubioną żeńską postacią.

O ile mogłam mieć wątpliwości co do przedstawienia Paryża o tyle Maude wydaje się być ucieleśnieniem wszystkich poglądów ówczesnej „nowoczesnej” ery – pozbawiona jakiś większych wartości „sprzedaje” samą siebie, chociaż gdzieś tam w głębi jeszcze tli się trochę przyzwoitości.
Muszę się przyznać, ze w ogóle miałam problem z polubieniem jakiejkolwiek wykreowanej przez Elizabeth Ross postaci. Oprócz Isabell wszyscy wydawali mi się strasznie płytcy i nieciekawi.

Wspomnę jeszcze słówko o języku. Autorka używa bardzo prostego warsztatu, ale w niektórych momentach chciała urozmaicić to wstawkami w języku francuskim. Wszystko ładnie pięknie, ale było to troszeczkę rozpraszające, biorąc pod uwagę fakt, że nierzadko można było się spotkać z bardzo współczesnymi rozmowami. Jedyny plus jest taki, że wydawca zadbał o tłumaczenia wyrażeń w języku obcym.

Samo zakończenie jest… złe. Niczym nie zaskakuje, niczym nie dziwi i niestety niczym nie zachwyca. Ot, takie samo jak tysiąc innych.

Reasumując, mimo tego, że Belle époque to książka lekka, jest pełna wad, miejscami nawet niedopracowana. Zapomnę o niej równie szybko jak przez nią przebrnęłam.

„Przecież coś niewyszukanego też może być piękne” ~ Elizabeth Ross, Belle époque, Warszawa 2015, s.210

OCENA: 4/10


Trzeci miesiąc roku dobiega końca, a z moich czytelniczym wyzwaniem coś cieniutko. Pozdrawiam

[1] Opis pochodzi ze strony wydawnictwa

14 komentarzy:

  1. Po obecnie przeczytanej przeze mnie książce ta pewnie otrzymałaby -100, bo ja jestem w emocjonalnej rozsypce, więc serdecznie podziękuję.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja muszę przeczytać tę Twoją wczoraj jeszcze czytaną :D

      Usuń
  2. A wiesz, że chętnie poznałabym się z tą wkurzającą bohaterką? :D Miałabym na kim wyładować złość ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. O nie, a okładka tak przyciąga wzrok, a treść odpycha. No cóż sama okładka to nie wszystko, raczej się nie skuszę, a ostatecznie do mojej decyzji przekonało mnie zakończenie. Czasami książka jest słaba, a zakończenie potrafi uratować wszystko... niestety złe zakończenie również potrafi zniszczyć wszystko.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zakończenie jest tak banalne, że to naprawdę aż bolało, a szkoda, bo okładka naprawdę jest piękna i właśnie przyciągająca wzrok :(

      Usuń
  4. No to nie przeczytam - po co się niepotrzebnie męczyć :)

    http://zakurzone-stronice.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  5. Skora męcząca jest ta pozycja,to sobie podaruję;)
    https://sweetcruel.wordpress.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Może nie jest tak męcząca, jak irytująca - irytacji jest tutaj znacznie więcej! :D

      Usuń
  6. O książce słyszę po raz pierwszy i przez chwilę byłam nią zainteresowana, na szczęście przeczytałam recenzję do końca i wiem, że nie warto na nią czasu tracić ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jest zdecydowanie wiele więcej pozycji, które warto przeczytać zamiast tej :D

      Usuń
  7. Postanowienia czytelnicze to często krucha sprawa... szczezgólnie dla moli książkowych (o ironio!).
    Ale nie jest źle - 2016 w sumie dopiero się rozpoczął!

    Książki nie przeczytam, aczkolwiek jeszcze na początku uznałam, że może być ciekawa... Nie. nie jest ciekawa :/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ale mimo wszystko jakoś tak ciężko mi idzie te wyzwanie, w ogóle ten rok, podobnie jak poprzedni, nie rozpieszcza :(

      Zdecydowanie nie jest ciekawa! :)

      Usuń