poniedziałek, 10 sierpnia 2015

154. "Człowiek człowiekowi wilkiem"...


AUTOR: Stephen King
TYTUŁ ORYGINALNY: Bag of Bones
TŁUMACZ: Arkadiusz Nakoniecznik
ROK WYDANIA: 1998
WYDAWNICTWO:  Prószyński i S-ka

OPIS
W wieku trzydziestu sześciu lat popularny pisarz, Michael Noonan, traci ukochaną żonę Johannę (Jo), która umiera nagle na parkingu centrum handlowego. Tuż przed śmiercią Jo kupiła domowy test ciążowy, ale Michael nie wiedział, że podejrzewa u siebie ciążę choć oboje długo czekali na dziecko. Gdyby urodziła się im dziewczynka, miała Michael Noonan otrzymać imię Kia. Rzeczywiście, Jo była w ciąży, a płód był płci żeńskiej. Jednocześnie Noonan doznaje pisarskiej blokady. Po czterech latach, gnębiony koszmarami, decyduje się stawić im czoła. [1]

RECENZJA
Coś dawno nie było u mnie Kinga na tapecie, prawda? Po genialnym „Miasteczku Salem” ciężko było mi znaleźć pozycję autora, która w równym stopniu wywarłaby na mnie tak ogromne wrażenie, niemniej jednak nie zamierzam się poddawać i szukam dalej. Tym razem mój wybór padł na „Worek  kości”. O samej książce już trochę słyszałam i muszę się przyznać, że pochlebne opinie tylko wzmogły mój czytelniczy głód. Lekturę znalazłam, przeczytałam i z ręką na sercu mogą przyznać, że po ostatnich czasach poszukiwania dobrego czytadła właśnie się na takie natknęłam.

Poczytny pisarz Michael Noonan przeżywa osobistą tragedię. Kobieta jego życia, ukochana żona Johanna, niespodziewanie umiera. Jakby śmierć bliskiej osoby nie była wystarczająco traumatycznym przeżyciem okazuje się, że Jo była w ciąży. Miała urodzić dziewczynkę. Świat 36-letniego mężczyzny z dnia na dzień zamienia się w prawdziwy koszmar. Na dodatek kariera Michaela wisi na włosku – po raz pierwszy w życiu Noonan na własnej skórze poznaje, co to znaczy pisarska blokada, a już samo otworzenie nowego dokumentu tekstowego wywołuje u niego cały szereg psychosomatycznych dolegliwości. Przed wyjawieniem swoich problemów światu ratuje go jedynie kilka, przygotowanych jeszcze za życia Jo, maszynopisów, które trzyma bezpiecznie schowane w bankowym sejfie. Niestety zapasy z roku na rok się uszczuplają, a Michael w końcu postanawia wziąć się za siebie. Cztery lata po śmierci Jo mężczyzna podejmuje ważną decyzję – pakuje swoje rzeczy i na kilka miesięcy zaszywa się w swoim letnim domu, w którym spędził z żoną wiele wspaniałych chwil, a który teraz nawiedza go w koszmarach. Powrót do tego miejsca, wydaje się być niezwykle trudny jednak Noonan  się nie poddaje. Jego zdania nie zmienia również fakt, że nagle w jego posiadłości zaczynają się dziać dziwne, paranormalne zjawiska – literki na lodówce same ustawiają się w słowa, a w nocy słychać płacz dziecka. Sytuacja wydaje się być naprawdę patowa, ale jednocześnie Michael wreszcie przełamuje swoją pisarką niemoc i zaczyna tworzyć nową książkę. W międzyczasie jego drogi krzyżują się młodziutką wdową Mattie oraz jej paroletnią córeczką Kyrą. Młoda matka również nie przeżywa najlepszego okresu w swoim życiu – niedawno pochowała męża, a już na jej dziecko czai się teść dziewczyny – paskudnie bogaty magnat komputerowy. Noonan pomagając jej przekonuje się, że tak naprawdę ich spotkanie nie było przypadkowe. I tutaj się zatrzymamy. Przez pierwsze 100-150 stron powieści ciężko powiedzieć, aby akcja pędziła jak szalona. Każda sytuacja rozgrywa się swoim własnym rytmem, ale nie można powiedzieć, żeby to nudziło. Wręcz przeciwnie. Mimo tego, że ja jestem zwolenniczką błyskawicznej akcji-reakcji to jednak w  „Worku kości” takie powolne przeżywanie wszystkiego w ogóle mi nie przeszkadzało i pozwalało dokładnie zapoznać się z uczuciami Michaela. Jednak później, kiedy już coś zaczyna się dziać to już z pełnej rury. Noonan walczy nie tylko z siłami nie z tego świata, ale również z ludźmi, którzy czyhają na życie małej Kyry. Równocześnie na światło dzienne zaczynają wychodzić straszne tajemnice związane z historią niewielkiego miasteczka, w którym swoją „pisarską przystań” znalazł 36-letni autor. Przerażający jest jednak fakt, że o wiele ciężej jest stawać czoła temu co realne, niż temu co nadprzyrodzone. 

To teraz czas na naszego głównego bohatera. Jaki jest Michael? Z jednej strony to typ prawdziwego gentelmana – honorowy, dumny i odważny; a po drugiej stronie medalu mamy zagubionego „chłopczyka”, który po stracie żony nie jest w stanie normalnie funkcjonować. Miałam wrażenie, że zaoferowana przez niego pomoc dla Mattie i jej córeczki, przynajmniej na samym początku, miała być czymś w stylu jego własnej „pokuty” – dopiero śmierć Jo pokazała mu, że kiedy tworzył zupełnie nie zważał na to, że ją opuszcza. Oczywiście nie mówimy tutaj o czysto fizycznym oddaleniu od siebie, a o takim chwilowym zatarciu duchowej więzi między nimi. Nie można jednak powiedzieć, że Noonan nie kochał Johanny, co to, to nie! Razem z Jo tworzyli naprawdę udane małżeństwo – a sama kobieta była kimś w rodzaju jego osobistego Anioła Stróża. Dopiero po jej śmierci dochodzi do niego fakt ile tak naprawdę zawdzięcza żonie. 

Język! Przy okazji oceniania innych książek auora mówiłam, że czego, jak czego, ale braku talentu pisarskiego nie można Stephenowi Kingowi odmówić. Uwielbiam ten jego charakterystyczny styl, który pozwala przenieść się w zupełnie inny, alternatywny świat. Czytając kolejne strony ‘Worka kości” czytelnik może czuć się jakby był naocznym świadkiem wszystkich tych zdarzeń. Po prostu jestem oczarowana. Naprawdę.

„Worek kości”, przynajmniej w moim odczuciu, nie może być traktowany jako rasowy horror. Ta książka ma nie tyle straszyć, co ukazać, że tak naprawdę najbardziej możemy obawiać się bestii, które drzemią w nas samych. To nie nadprzyrodzonych mocnych powinniśmy się bać, a tego do czego tak naprawdę jest zdolny drugi człowiek – do jakich okropieństw jest w stanie się posunąć z czysto egoistycznych powódek. Nie ma osób kryształowych, ale są tacy, którzy nie zasługują na miano ludzi.

„Siedziałem po jej stronie łóżka z zakurzonym egzemplarzem ‘Księżyca i sześciopensówki’ w ręce i  płakałem. Stało się tak w równym stopniu za sprawą bólu i zaskoczenia; chociaż widziałem ciało na ekranie monitora o wysokiej rozdzielczości, chociaż uczestniczyłem w pogrzebie, chociaż wysłuchałem Pete’a Breedlove’a śpiewającego ‘Błogosławione uspokojenie” wysokim, pięknym głosem, chociaż jeszcze rozbrzmiewały mi w uszach słowa o tym, że z prochu powstałem i w proch się obrócę, właściwie nie wierzyłem, że wszystko to dzieje się naprawdę. Zakurzona tania książka dokonała tego, co nie udało się trumnie za przy i pół tysiąca dolarów: uświadomiła mi, że moja żona nie żyje” ~ Stephen King, Worek kości, Warszawa 1998, s. 23

OCENA: 8/10


Witam. Sezon urlopowy Tea dobiegł końca. Wracam do pracy! Pozdrawiam

[1] Opis pochodzi ze strony wydawnictwa Albatros

14 komentarzy:

  1. Chętnie bym przeczytała :)

    OdpowiedzUsuń
  2. King jest zawsze dobry. Czy to typowy horror, czy nie...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Trudno się z tym nie zgodzić, chociaż zdarzyły mi się dwie jego książki, które nie do końca przypały mi do gustu ;)

      Usuń
  3. Tego Kinga nie czytałam :) ale na razie sobie odpuszczę bo jest za ciepło na takie książki :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Ostatnią książką Kinga jaką przeczytam były "Stukostrachy", ledwo przebrnęłam i przez najbliższy czas nie sięgnę po jego powieści :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tej książki nie czytałam, ale polecam na przyszłość "Miasteczko Salem" - świetna! ;)

      Usuń
  5. Dawno też nie sięgałam po Kinga. Ta pozycja powinna przypaść mi do gustu :)

    Ps. Mam nadzieję, że urlop był udany :) Ja jeszcze trzy tygodnie będę na wyjeździe - szkoda, że nie mam urlopu bo upał daje w kość.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak najbardziej udany ;)
      A upały rzeczywiście koszmarne. Deszcz, deszcz, królestwo za deszcz!

      Usuń
  6. Nie czytałam jeszcze żadnej książki Kinga, aż wstyd.. Ale mam w planach jego twórczość :))

    OdpowiedzUsuń
  7. No, no, obym dotarła do tego, bo zaciekawiły mnie ludzkie okropności i tajemnice miasteczka. Bardzo się cieszę, że znalazłaś coś super, bo niedługo byśmy musiały wprowadzać minusowe oceny :D
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń