AUTOR:
Agnieszka Lingas-Łoniewska
ROK WYDANIA:
2013
WYDAWNICTWO:
Novae Res
OPIS
Melisa,
James i Nocny Łowca. Historia jak z komiksu o walce ze złem, walce z własnymi
słabościami, demonami przeszłości i oczywiście o wielkiej miłości. Ona jedna,
ich dwóch, Miasto Aniołów i zagrożenie, któremu niekiedy nie można się oprzeć.
Obrońca nocy to sensacyjna opowieść o pyskatej dziennikarce, zarozumiałym
potentacie mediowym i Nocnym Łowcy. Dobro walczy ze złem, ludzie ze swoimi
pragnieniami, a Melisa Mallory z miłością do dwóch mężczyzn. Agnieszka
Lingas-Łoniewska bawi się formą, zapraszając nas do nieco komiksowej opowieści
z elementami fantasy, gdzie jednak zło i zagrożenie są realne, a uczucia gorące
i buzujące od pożądania. [1]
RECENZJA
No i stało
się! Mocno tłukąc się pięścią w pierś i głośno lamentując, że to tylko i
wyłącznie moja wina spuszczam głowę, aby z pokorą przyznać się do popełnionego
przez siebie błędu! Podczas swojej ostatniej wizyty do biblioteki, widząc na
jednej z półek książkę Agnieszki Lingas-Łoniewskiej najzwyczajniej w świecie
poleciałam na ładną okładkę no i mam za swoje! Będąc „okładkową blacharą” sama
siebie skazałam na tyle stron ciągłej irytacji! Tak moi Drodzy, dobrze się
spodziewacie, poniższa recenzja nie będzie wcale, a wcale pozytywna!
Minusów tej
książki jest tyle, że sama nie wiem, od czego dokładnie zacząć. Może opowiem
troszkę o fabule. Mamy sobie Melisę – młodą dziennikarkę śledczą, która
prowadzi sprawę nowego, bardzo groźnego narkotyku. W tym samym czasie kiedy kobieta
oddaje się pracy okazuje się, że redakcje w której pracuje przejmuje nowy
właściciel – milioner James Maseratti. Świeżo upieczony szef od razu zabiera
Melisie sprawę narkotyku, nad którą spędziła już tyle godzin, ale przecież
kobita musi walczyć o swoje, więc dziennikarka, niezrażona zakazem nadal
prowadzi śledztwo. Pracując na dość podejrzanym gruncie staje się potencjalną
ofiarą i z wielkiej opresji ratuje ją zakapturzona, tajemnicza postać – Nocny
Łowca! Nieznany bohater od pewnego czasu, pod osłoną nocy (jak sam jego
przydomek wskazuje), zaprowadza porządek na ulicach Los Angeles dając tym samym
policji małego pstryczka w nos. Pomiędzy dziennikarką i superherosem z Miasta
Aniołów niemal natychmiast pojawia się nic porozumienia, jakieś szybko
kiełkujące uczucie. Ale to nie wszystko również i nowy szef nie jest kobiecie
obcy. Dwóch mężczyzn, różnych od siebie i jedna kobieta – miłosny trójkąt z komiksową
historią w tle. Sam pomysł nie był do końca zły. Wychodzę założenia, że nawet
najbardziej banalną fabułę można poprowadzić zupełnie nowymi,
nieprzewidywalnymi torami. Niestety, Pani Agnieszce to się nie udało. Przygody
Melisy i jej dwóch adoratorów są tak… nie wiem jak to nawet dokładnie i
delikatnie ująć... nieciekawe, nieporywające, banalne i irytujące, że to głowa
mała. Zgadnięcie, kto taki kryje się za maską Nocnego Łowcy jest naprawdę
dziecinnie proste, a cała historia niebezpiecznie przypomina nam losy Batmana,
naprawdę! Moja frustracja wzrastała z każdą kolejną przeczytaną stroną lektury.
Nie zliczę ile razy poirytowana przewracałam oczami, ile razy wzdychałam z
niezadowoleniem i miałam ochotę rzucić książkę w kąt i już nigdy do niej nie
wracać! Naprawdę! Lady Spark może potwierdzić ile „czułości” nasłuchała się o
„Obrońcy nocy”!
Przechodzimy
dalej! Postacie! O tutaj to sobie naużywam! Na początek nasza Mallory! Och,
jaka ona cudowna, jaka wspaniała, jaka piękna, jaka mądra, jaka seksowana, jaka
ponętna, jaka pyskata, jaka pewna siebie, jaka urocza, jaka kobieca, jaka
zabawna – i tak mniej więcej jest przez całą książkę. Okej, swoje też przeżyła
– jej były mąż, notabene policjant,
okazał się być damskim bokserem i musiała naprawdę znaleźć w sobie siłę, żeby z
nim zerwać. To się jej chwali, ale po za tym Mallory strasznie mnie irytowała!
Nie cierpię tak wyidealizowanych bohaterów, a tutaj to naprawdę było miejscami
nie do przyjęcia! No i teraz jeszcze pozostał nam James Maseratti (UWAGA
PONIŻEJ SPOJLER!), bo chyba już każdy się domyślił, że to przecież nie kto inny
jak Nocny Łowca! O mój Boże! Ideał! Naprawdę nic tylko wzdychać i achać patrząc
na niego! Takie to piękne, takie inteligentne! Rekin biznesu! Milioner!
Podejrzewam, że spokojnie mógłby kupić całą Polskę, no albo przynajmniej ¾!
Oczywiście zakochał się w Mallory od pierwszego spotkania (ona potrzebowała o
jedno więcej, żeby to zrozumieć)! No, a że na miłości nie można oszczędzać James
robi „małe niespodzianki” dla ukochanej – a to lot własnym samolotem na randkę
na Hawaje, gdzie ma domek i własną plaże kupuje jej własne ferrari i wymienia
całą garderobę. Co prawda on też swoje przeszedł – przeżył tragedie, miał
wypadek, po którym okazało się, że ma super moce (jest piekielnie szybki), ale
nie wiemy na dobrą sprawę, co tak naprawdę się tam wydarzyło, bo autorka
zamiast poświęcić więcej miejsca na wyjaśnienie tej sprawy, wolała bardziej
skupić się na opisie igraszek Mallory i Jamesa a to w łóżku, a to na pomoście,
a to w wodzie, albo gabinecie. Taki trochę tani erotyk, który zupełnie nie
przypadł mi do gustu! Tak przedstawionej historii bohaterów mówię stanowcze
nie!
No to teraz
czas na język. Co prawda tutaj nie mam jakiś większych zastrzeżeń, język jest
prosty i łatwy w odbiorze, ale jakoś nie pomogło to uratować reszty. Ponadto
mam również zastrzeżenia, co do korekty – kropki w połowie zdania i trochę
błędów interpunkcyjnych, tylko wzmocniły moją frustrację.
Jedynym
plusem, który znalazłam w książce jest zamieszczona na samym końcu playlista, z
której piosenki później znalazłam sobie na YouTubie i przesłuchałam.
Reasumując,
ta książka nie miała w sobie nic co przyciągnęłoby moją uwagę! Nic, a nic!
Przed napisaniem swojego zdania zerknęłam na recenzję innych na portalu
LubimyCzytać i zwątpiłam w siebie,
naprawdę! To co wszyscy tak zachwalają dla mnie jest niczym innym jak gniotem,
na który straciłam czas. Jestem pewna, że przez dłuży okres czasu z pewnością
nie zajrzę do innych książek autorki.
„Bo wzmocniony tamtym uczuciem i tamtą tragedią, kochał Melisę Mallory miłością tak mocną, tak potężną, że gdy tylko o tym myślał, czuł wszechogarniający ból. Że można kogoś tak szaleńczo kochać i nie dusić się od samego uczucia, przepełniającego serce, duszę i ciało.” ~ Agnieszka Lingas-Łoniewska, Obrońca Nocy, Gdynia 2013, s. 174
OCENA: 1/10
Tea znowu w
ataku! Trochę sobie poużywałam, a teraz wracam do dalszego pisania pracy magisterskiej z
piosenką na ustach! A piosenka to oczywiście….
MAM TĘ MOC! MAM TĘ MOC!
[1] Opis
pochodzi ze strony empik.com
Książkę chciałam przeczytać, gdy była w zapowiedziach, ale opinie na jej temat szybko zmieniły moje zdanie. Szkoda, że książka po kolei rozczarowuje czytelników.
OdpowiedzUsuńPs ja na blogach czytałam same negatywne opinie, gdy książka była na "językach"
Ufff! To znaczy, że ze mną nie jest tak źle, bo na LubimyCzytać 95% opinii bez mała mianuje książkę "cudeńkiem"!
UsuńWcale się nie dziwię, że na blogach pojawiały się negatywne opinie, książka jest koszmarna! I to przez duże K!
Potwierdzam. Po wysłuchaniu relacji Tea od razu wykreśliłam książkę z listy "Muszę kupić".
OdpowiedzUsuńNie ma to jak stara, upierdliwa i czepiająca się wszystkiego w książce Tea <3
Tak, to cała ja! :D
UsuńTeż tak często mam, że inni na lubimyczytać zachwalają daną pozycję, a mi kompletnie się nie podoba. Czasem już tak jest. A książka raczej nie znajdzie się na mojej liście Must Have :)
OdpowiedzUsuńZaważyłam, że u mnie taka zależność występuje ostatnio bardzo często :D
UsuńJak ja lubię niepochlebne recenzje :D ciągle jeszcze nie dałam takiej u siebie, bo czekam na prawdziwą 'perełkę' w tym względzie :)
OdpowiedzUsuńTo jako taką "perełkę" polecam "Obrońce Nocy" będziesz mogła sobie śmiało poużywać :D
UsuńBędę się bronić przed tą książką . Dobrze,że jednak jej nie zaczęłam czytać,kiedy miałam ku temu okazję.Słuszna decyzja ;)
OdpowiedzUsuńBardzo słuszna! ;)
UsuńJa czytałam i ją miło chłonęłam. Każdy ma swój gust ;)
OdpowiedzUsuńOczywiście, że tak ;)
UsuńLubię tę autorkę, jednak po 'Obrońce nocy' jeszcze nie sięgnęłam. Dużo rozbieżnych opinii się naczytałam, więc chyba najlepiej będzie na własnej skórze się przekonać :)
OdpowiedzUsuńNie czytałam książki i nie oglądałam filmu, o którym zaraz napiszę, ale gdzieś czytając opis książka przypomina mi fabułę a przynajmniej skojarzenie z fabułą Pamiętników Wampirów :)
OdpowiedzUsuńUhuhu, jak ocena! Nie, dziękuje ;)
OdpowiedzUsuńNa całe szczęście nie czytałam :D
OdpowiedzUsuńNie sięgnęłam - choć mogłam!
Ach ten mój nos! :D
Uwielbiam Studio Accantus! :D
Mogłabym ich słuchać godzinami!
Hah, tą samą pieśń na ustach miałam podczas przygotowywania notatek do nauki na egzamin z chemii :D
OdpowiedzUsuńLektura "Obrońcy nocy" jakoś szczególnie mnie kusi, ale jeszcze nie mówię nie.
Pozdrawiam :)
Ostrzeżenie od Tea :D No ja też wprost uwielbiam irytację przez większość książki. Podziwiam, że wytrwałaś do końca, jeśli takie rzeczy się tam działy. Po recenzji odbieram wrażenie, że to jakiś Gray zmutowany z batmanem albo innym herosem.
OdpowiedzUsuńSzkoda, że zmarnowany pomysł.
Pozdrawiam
Hmm... jakby to powiedzieć? Nie spodziewałam się niczego innego już po samej okładce :D Nie, żeby coś, ale naprawdę autorki mają tendencje do idealizowania swoich bohaterek (nie, żebym ja tego nie robiła w swojej grafomani, ale właśnie z tego powodu nie zamierzam nigdy wydać żadnej swojej książki :P), do tego tworzą idiotycznie banalne historyjki. Czytelnicy jednak co raz mniej lubią, jak robi się z nich idiotów.
OdpowiedzUsuńCzytając Twoja recenzję miałam cały czas uśmiech na ustach, kocham czytać opinie ludzi, którzy sa zirytowani jakąś powieścią :D
PS. Sprawdziłam właśnie na lubimyczytac.pl i moje zaskoczenie jest większe, niż jakbym zobaczyła mówiącego kota: ta książka ma ocenę 7... ciekawe, czy czytelnikom naprawdę się tak podobała, czy... No, ale nie będę oceniać, bo nie wiem ^^
UsuńNigdy się z nią nie spotkałam. I chyba dobrze, :)
OdpowiedzUsuń