sobota, 14 czerwca 2014

047. Egzotyczne Indie z XVII wieku w „Woalu”


AUTOR: Ana Veloso
TYTUŁ ORYGINALNY: Der Indigoblaue schleier
TŁUMACZ: Eliza Borg
ROK WYDANIA: 2012
WYDAWNICTWO: Świat Książki

OPIS
Historia miłości młodego Portugalczyka do Hinduski, ze Świętą Inkwizycją w tle. Miguel zostaje wysłany do portugalskiej kolonii w Indiach, aby na miejscu dbać o interesy swojej rodziny. Po przybyciu spotyka donę Ambę. Żaden człowiek nigdy nie widział jej twarzy – zawsze jest przesłonięta woalem. Jedni twierdzą, że jest ona straszliwie oszpecona, inni, że kobieta jest niezwykłą pięknością i swą urodą doprowadza mężczyzn do zguby. Zaintrygowany Miguel za wszelka cenę pragnie ujrzeć twarz Amby, co narazi go na śmiertelne niebezpieczeństwo.

RECENZJA
Sięgając po „Woal” nie miałam żadnych oczekiwań. Ot, liczyłam na jakieś ciekawe i przyjemne czytadełko, które na dodatek być może, z racji swojego wątki historycznego, będzie strzałem w dziesiątkę. Przed lekturą przeczytałam troszkę opinii – same pozytywne! Przeszczęśliwa, że trafiłam na coś ciekawego zasiadłam do lektury… i z każdą stroną mój entuzjazm spadał, a po głowie kołatała się jedna myśl – ta książka nie jest dla mnie!

Chyba bardziej osobistym wstępem nie mogłam Was uraczyć. Kilka zdań powyżej oddały praktycznie wszystkie moje uczucia, które towarzyszyły mi podczas czytania kolejnych stron „Woalu”. Gdybym była na tyle leniwa z pewnością w tym momencie zakończyłabym swoją recenzję, wzbogacając ją jedynie o końcową ocenę. Niemniej jednak uważam, że jak się powiedziało a, trzeba również powiedzieć b, a że ja już wyraziłam swoje niezbyt pochlebne zdanie na temat książki, więc teraz wypadałoby swoją opinie podeprzeć jakiś sensownymi argumentami.

Pierwszy, największy minus całej powieści, moim subiektywnym zdaniem rzecz jasna, to główna postać kobieca, mianowicie Amba. To, co ja się przez nią nairytowałam, to moje! Od samego początku nie zapałałam zbytnią sympatią do tej dziewczyny i nie przekonała mnie ani jej trudna sytuacja, ani traumatyczne wspomnienia. Powiem więcej – wręcz jeszcze bardziej mnie do niej uprzedziły. Tak, tak! Bo ja rozumiem, że można dużo przejść, rozumiem, że życie to nie bajka, ale te wszystkie opresje, z których Amba wychodziła praktycznie bez szwanku stawiały ją w roli ciutnie półboga. Oczywiście bolesna przeszłość w jakimś stopniu ją ukształtowała, sprawiając, że stała się „bad girl” z zapędami na altruistkę, ale mnie tym nie kupiła. Sprawa z postacią męską przedstawia się w sumie bardzo podobnie. O ile Miguel, główna postać płci brzydszej, na początku naprawdę mnie zaciekawił i zaintrygował, o tyle im dalej w las tym było gorzej, a sam Portugalczyk przeszedł zmianę z niepokornego młodzieńca w takiego troszkę pantoflarza. Całość kreacji uratował jedynie Pańdźo – pies Miguela. Z racji, że jestem typową psiarą, ta czteronożna istotka zawładnęła całym moim sercem, a sam jej „wątek”, zakończony o wiele za wcześnie, sprawił, że w moich oczach pojawiły się łzy. Macie mnie! Nic tak na mnie nie działa jak krzywda biednych, niewinnych zwierząt.
O samej fabule, jak zwykle zresztą, nie będę się zbytnio rozpisywać. Co prawda nie można narzekać na brak jakiejkolwiek akcji, z drugiej jednak strony zabrakło mi w całej powieści tego „czegoś” co sprawiłoby, że nie mogłabym wręcz oderwać wzorku od lektury. Nie czułam się jakoś wybitnie usatysfakcjonowana treścią, ani tym bardziej pochłonięta ją na tyle, aby nie móc spać i wciąż rozmyślać co czeka mnie na kolejnej kartce. A samo zakończenie? Chyba jestem nieczułą bestią, oczywiście tylko nie czułą na losy „człowieków”.

 Były postacie, była fabuła, a więc przyszedł czas na język. Również i tutaj mam swoje „ale”. Co prawda nie można powiedzieć, że autorka posługuję się językiem prostym, wręcz przeciwnie bardziej jej do ambitnego stylu, ba ciutnie patosu! I właśnie to mnie strasznie drażniło. Czytając długie, przekombinowane zdania miałam wrażenie, że Ana Veloso chciała wszystkim pokazać się z jak najlepszej strony, uwodnić, że potrafi pisać wyniośle, a jednocześnie tak przejrzyście i klarownie… no właśnie chciała, bo moim zdaniem wyszło jej na taki mocno naciągany dostateczny z dwoma minusami!

Reasumując, plusów jest mało, żeby nie powiedzieć, że ich ilość jest znikoma. Stopień za psiaka, stopień za początkową kreację Miguela, no i stopień za akcję, jaka jest to była, ale zawsze jakaś! Trzy plus? Trójeczka zatem będzie idealna!

„To wszystko mniej go bolało niż śmierć jego wiernego psa Pandźo. To zwierzę uratowało mu życie. Było dla niego przyjacielem i obrońcą, towarzyszem zabaw i powiernikiem, i myśl, że już nigdy więcej nie pogłaszcze miękkiego brzucha i nie będzie się bronił przed żywiołowymi cmoknięciami, wzbudzało w nim większy smutek niż śmierć co poniektórych krewnych.” ~ Woal, Ana Veloso, Warszawa 2012, s.404


OCENA: 3/10

Książka zalicza się do wyzwania: 52 książki, Czytam opasłe tomiska, Historia z TRUPEM.


Wróciła Tea – wredna i zła! A więc jestem całkowicie w swoim żywiole. „Woal” okazał się książką kompletnie nie dla mnie i w sumie to nawet żałuję, że „upatrzyłam” ją na bibliotecznej półce. Jako, że właśnie jestem po sesji mogę miło zakomunikować, że na Waszych blogach będę jak najbardziej regularnie, podobnie jak w miarę regularnie będę starała się dodawać coś od siebie. Pozdrawiam!

[1] Opis pochodzi z tyłu książki


14 komentarzy:

  1. Uuu, nie brzmi najlepiej. Nigdy o tej książce nie słyszałam, ale po Twojej recenzji już nawet nie chcę więcej słyszeć.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Moja ostra ocena, może być wywołana tym, że po prostu nie jestem wielką zwolenniczką tego typu literatury. Co jednak nie zmienia faktu, że z pewnością nie będę książki polecać ;)

      Usuń
  2. Do książek z Indiami w tle nader pozytywnie nastawiły mnie "Tygrysie Wzgórza" Sarity Mandanny, toteż możliwe, że gdybym natknęła się na "Woal" w bibliotece, wypożyczyłabym go bez większego namysłu. Jednakże stanowczo jest to lektura nie dla mnie. Bad girl, bad boy... Chyba jestem po prostu zbyt grzeczna, by z zainteresowaniem czytać o losach takich osób. Zdecydowanie stwierdzam: to nie moje klimaty!
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "Tygrys Wzgórza" jeszcze przede mną, ale na chwilę obecną za cokolwiek z Indiami w tle, podziękuję ;)

      Usuń
  3. Ja mimo wszystko chętnie przeczytałabym tę pozycję ;) lubie takie klimaty... ale niestety w mojej prywatnej biblioteczce nie mam tej pozycji, a ocena nie zachęca raczej do kupna...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jestem w sumie jak książkowy demotywator :D

      Usuń
  4. Dziękuję, że ustrzegłaś mnie przed tą książką :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie polecam, chyba, że chcesz się poirytować przez ponad 500 stron ;)

      Usuń
  5. A myślałam, że znalazłam coś dla siebie, intrygują mnie książki, których fabuła rozgrywa się w krajach z zupełnie inną kulturą, ale za dużo minusów i jeszcze ta irytująca główna bohaterka, chyba nie ma sensu się męczyć :)
    pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Myślę, że wszystko zależy od gustów. Ja niestety się zawiodłam, ale na dobrą sprawę po książkę sięgnęłam tylko przez te historyczne tło, bo ogólnie nie przepadam za takimi książki. Jeśli lubisz taki typ literatury, to możliwe, że Tobie się spodoba ;)

      Usuń
  6. Nie nie, ja odpadam :D Myślałam, że może mnie jakoś zachęcisz, ale trójka to nie jest dobra ocena ;)

    OdpowiedzUsuń
  7. Myślę, że może mi się spodobać...

    OdpowiedzUsuń