poniedziałek, 16 grudnia 2013

009. Żałobny marsz Mendelssohna, czyli "Dziewczyny w bieli"


AUTOR: Jennifer Close
TYTUŁ ORYGINALNY: Girls in white dresses
TŁUMACZ: Bożena Kucharuk
ROK WYDANIA: 2012
WYDAWNICTWO: Prószyński i S-ka

OPIS
Perypetie trzech młodych kobiet, które muszą się zmierzyć ze swoimi problemami… przy dźwiękach marsza Mendelssohna granego podczas cudzych wesel! Isabella, Mary i Lauren nie mogą się pozbyć wrażenia, że wszystkich wokół ogarnęła ślubna gorączka. Tydzień w tydzień biorą udział w wieczorach panieńskich. Ubrane w pastelowe sukienki, udają zachwyt nad prezentami, jedzą mikroskopijne przekąski i wypijają zdecydowanie zbyt dużo szampana. Ich życie w niczym jednak nie przypomina bajki. Bo w której bajce roi się od koszmarnych szefowych, zakamuflowanych maminsynków i przyprawiających o ból głowy podrywaczy? Autorka błyskotliwie i z humorem opisuje perypetie kobiet u progu dorosłości. Podpatruje ich zakrapiane wakacje i ryzykowne flirty, kreśląc mistrzowski obraz bolesnych rozczarowań i uskrzydlających radości współczesnego życia. [1]

RECENZJA

Temat, chociaż błahy, dający duże pole do popisu; ładna, subtelna okładka no i przede wszystkim zachęcający opis z tyłu książki – te wszystkie czynniki zmusiły mnie do sięgnięcia po książkę Jennifer Close. Mała objętość lektury, raptem 320 stron, w połączeniu z dużą czcionką przyczyniły się do tego, że ‘Dziewczyny w bieli’ na dobrą sprawę przeczytałam podczas dwugodzinnej podróży na uczelnię, niemniej jednak muszę Wam się przyznać, że czuję, jakbym tylko zmarnowałam swój cenny czas. Tak, tak moi drodzy, niżej zamieszczona recenzja nie będzie ani słodka, ani cukierkowa, ale przede wszystkim nie będzie pozytywna!

Od czego by tu zacząć? No oczywiście od języka! Ja wiele rozumiem, naprawdę nie jestem zwolenniczka niewiadomo jak wyszukanego stylu, w którym nie zna się połowy słów, jednak mimo wszystko to, co przedstawiła nam Jennifer Close nie można nazwać nawet prostotą! Styl autorki „Dziewczyn w bieli” cechuje się prostactwem, przejaskrawieniem, brakiem dłuższych opisów i nic niewnoszącymi dialogami. Czytając po raz kolejny opis zamieszczony z tyłu książki zastanawiałam się gdzie mamy tu błyskotliwość i humor? Jedyny uśmiech, który wywoła na mnie książka to nutka ironii, a błyskotliwość? Może przemilczę jej kwestię, żeby nie wyjść na jakąś całkowitą arogantkę.

Kolejna sprawa bohaterzy! Niech Was nie zwiedzie fakt, że w opisie ‘Dziewczyn w bieli’ mamy wymienione trzy postacie pierwszoplanowe: Isabelle (czy tylko mnie tak mocno denerwuję to imię?), Mary i Lauren; w rzeczywistości w książce rozbudowane są również wątki Abby, Shannon oraz Katie. Tutaj kreuje nam się kolejna wada lektury Close – wiele wątków historii, w mniejszym lub większym stopniu powiązanych ze sobą, wprowadza chaos i nieporządek. Z kolei same „najgłówniejsze” bohaterki zostały scharakteryzowane, jako nie do końca zdecydowane i podporządkowane mężczyznom ofiary losu. Od razu śpieszę z wyjaśnieniem – żadna ze mnie zagorzała feministka, jednak sposób, w jaki przedstawiała swoje kobiety Jennifer Close zupełnie do mnie nie przemawia.

Jeśli chodzi o samą fabułę to w sumie nie ma się, na czym rozwodzić. Temat nie należał do najambitniejszych, niemniej jednak zawsze można było się z nim troszeczkę pobawić. Autorka ‘Dziewczyn w bieli’ postanowiła jednak pójść na łatwiznę i nie dodała nic od siebie. Wszystko odbywało się zgodnie z gdzieś już utartymi ścieżkami, a to niestety nie wpłynęło na zwiększenie atrakcyjności powieści. Sytuacje i dialogi, które z pewnością w zamierzeniu miały być zabawne, w moim odczuciu były niesmaczne i żałosne. No i mamy jeszcze sprawę samego zakończenia – tak banalnego, że aż bolało. W sumie od pierwszych stron książki można się było spodziewać tego, że wszystko się skończy tak, a nie inaczej.

Lektura ‘Dziewczyn w bieli’ miała być typowym odmóżdżaczem, niestety po przeczytaniu powiastki Jennifer Close czułam jedynie zażenowanie. Zapewne gdyby nie moja reguła, że zawsze kończę to co zaczęłam to pewnie już po pierwszych dwudziestu kartkach odłożyłabym książkę na półkę, a tak czytając nie mogłam pozbyć się uczucia rozczarowania. Co więcej – byłam na siebie wściekła! Tak, tak na siebie – jak mogłam, aż tak źle wybrać? Oby więcej mi się to nie przydarzyło.

Powyższa recenzja chyba mówi sama za siebie i jasne jest to, że nie będę polecać ‘Dziewczyn w bieli’ nikomu. Strzeżmy się nieambitnych i źle napisanych pismadeł moi Drodzy – takie jest moje słowo na początek nowego tygodnia. 

„Żałowała, że nie spotkała go wtedy. Poznali się, kiedy oboje już pracowali. Nigdy nie będzie znała go z college’u. Patrząc na jego zdjęcia z dziewczyną z czasów studiów, Isabella próbowała się domyślić, jacy wówczas byli. Była zazdrosna o to, że tamta dziewczyna znała go takiego, jakiego ona nie pozna już nigdy.” - Jennifer Close ‘Dziewczyny w bieli’, Warszawa 2012, s. 223
   
OCENA: 1/10

Wiem! Kolejna recenzja i kolejna ciężka, niepozytywna i przede wszystkim mocno ostra ocena, ale to naprawdę nie moja wina. Chcę być z Wami szczera i po prostu mówię jak jest. Jestem wymagająca, to fakt, ale jako osoba uświadomiona w kwestiach zapotrzebowania świata na pewne surowce stwierdzam, że takie książki jak wyżej zrecenzowana nie powinny były być wydawane. Nie dość, że czytelnik traci swój czas, który równie dobrze mógł poświęcić na jakąś naprawdę godną uwagi lekturę, to na dodatek na wydrukowanie takiego „niewiadomo czego” zmarnowano tyle drzew!

[1] Opis pochodzi z tyłu książki

6 komentarzy:

  1. Jak zwykle krytyczna Tea :). Oczywiście okładka od razu zachęciłaby mnie do kupna tej książki, ale po Twojej recenzji jakoś stanowczo mi się odmieniło. :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Na stos z nimi! Niby każda książka jest cenna i powinno się ją szanować, ale w tym przypadku przydałoby się małe ognisko ;)
    Cóż mogę Ci powiedzieć? Będę omijała "Dziewczyny w bieli" szerokim łukiem. Takiej lektury nie życzę nawet najgorszemu wrogowi ;)
    Pozdrawiam ciepło,
    J.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O tak, tak. Małe ognisko + jakiś taniec odstraszający takie książki byłyby idealne! :)

      Usuń
  3. Po opisie też bym chętnie sięgnęła po nią, ale widząc jedynkę w twojej ocenie to na pewno nie bedę mieć takiego zamiaru. czasami to aż boli że kiepscy autorzy wydaja książki a, inni chodzą, tułają się po redakcjach ze swoim rękopisem i nikt nie ma ochoty go nawet przejrzeć i tak być może marnuje sie talent którym chyba pani Close nie ma

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dokładnie! Co prawda nie spotkałam się z innymi pozycjami Close, ale po lekturze "Dziewczyn w bieli" będę je omijała szerokim łukiem :)

      Usuń