AUTOR: Katie Hickman
TYTUŁ ORYGINALNY: The Pindar Diamond
TŁUMACZ: Krzysztof
Puławski
ROK WYDANIA: 2011
WYDAWNICTWO: Świat Książki
OPIS
Przejdźmy ukrytymi alejkami
siedemnastowiecznej Wenecji, by zagłębić się w jej tajemne ogrody i poznać
niezwykłą historię zakazanego uczucia, pomyłek dotyczących tożsamości bohaterów
oraz bezcennego brylantu…
Jest rok 1604.
W weneckim
półświatku pojawiają się plotki na temat bardzo cennego brylantu. Kupiec Paul
Pindar nabiera podejrzeń, że ma to związek z jego dawną ukochaną. Jednak powoli
staje się jasne, że gra, która toczy się na naszych oczach jest znacznie
bardziej skomplikowana i mroczna, niż mogłoby się wydawać. Czy brylant
rzeczywiście istnieje, czy też jest to sztuczka, która ma doprowadzić Pindara
do zguby… [1]
RECENZJA
Postanowiłam
sięgnąć po „Brylant Pindara”, bo zainteresował mnie opis na okładce, a na
dodatek przyciągnęła mnie siedemnastowieczna Wenecja. Jednak, gdy tak
przeglądałam sobie stronę lubimyczytac.pl, aby znaleźć informacje o dacie
wydania książki to okazało się, że jest to kontynuacja „Drzwi do ptaszarni’, a
nigdzie na książce nie ma o tym wzmianki. Czytanie, więc zaczęłam z nutką
irytacji, a także obawy, że nie ogarnę treści bez znajomości poprzedniej
książki.
W książce
pojawiły się trzy wątki, które początkowo nijak się wydaję ze sobą połączone.
Pierwszym z nich jest garstka wędrownych kobiet – akrobatek, które za namową
niejakiego Bocelliego docierają do opuszczonej przez Boga i ludzi wioski.
Signor Bocelli chce, aby zabrały dziewczynę z połamanymi nogami i jej dziecko,
które wygląda jak syrena. Kobieta została wyłowiona przez wieśniaków podczas
połowu i nikt nie spodziewał się, że przeżyje następne kilka dni, a co dopiero,
poród. Kolejny wątek dotyczy Paula Pindara, który jest uzależniony od hazardu od
momentu, gdy wrócił z Konstantynopola po utracie narzeczonej, która miała do
niego tam dołączyć, ale statek, którym płynęła został zaatakowany przez
korsarzy. Gra on również podwójną rolę w mrocznej Wenecji, gdy pewnego dnia na
swojej drodze spotyka osławiony niebieski brylant sułtana. W jaki sposób to
łączy się z jego ukochaną? W co uwikłał się Paul? Ostatni wątek dotyczy młodej
Annette, która swego czasu była niewolnicą – matki sułtana Sahfije. Wolność
odzyskała po jej śmierci, a gdy wróciła do Wenecji wstąpiła do jednego z
klasztorów, do którego przyjęto ją ze względu na wiano, jakie wniosła. Skąd je
miała? Kim jest dla niej Celia Lamprey? I co łączy ją z brylantem sułtana?
Mimo obaw, że
bez znajomości wcześniejszej historii pogubię się w tej opowieści to nic
takiego nie miało miejsca. Autorka w sposób zwinny i umiejętny przywoływała
czytelnikowi potrzebne informacje, tak, aby ten myślał, że wcześniejszej
książki nie było. Widać nie jest konieczne czytanie „Drzwi do ptaszarni”, żeby
móc w spokoju poznać „Brylant Pindara”.
Historia wciąga
od pierwszych stron, co uważam za duży plus, bo zazwyczaj mam problem z tym,
żeby wbić się w fabułę książki. Tu od początku byłam ciekawa, co będzie działo
się dalej. Autorka nie podaje wszystkiego na tacy, chociaż pewną kwestię
rozwiązałam mniej więcej w połowie książki, co z pewnością dla tych, co lubią
być zaskakiwani na końcu, że ich tok myślenia nie był prawidłowy będą lekko
zawiedzeni. W tym wypadku sprawiło mi to frajdę, bo pamiętam, że gdy czytałam
„Dziewczynę z pociągu” i po 50 stronach wiedziałam, kto zabił poczułam się rozczarowana, bo dla mnie to było za szybko. W „Brylancie Pindara” było to idealnie wyważone.
„Dziewczynę z pociągu” i po 50 stronach wiedziałam, kto zabił poczułam się rozczarowana, bo dla mnie to było za szybko. W „Brylancie Pindara” było to idealnie wyważone.
Podobała mi się
ta książka. Mało było troszkę tej siedemnastowiecznej Wenecji. Można było to
lepiej rozbudować, ale może autorka obawiała się, że zanudzi czytelnika? Nie
mogę też powiedzieć, że opisów było mało. Gdy Paul szedł ulicami Wenecji można
było wypośrodkować jego przemyślenia z opisami miejsca.
Z pewnością będę
polować na „Drzwi do ptaszarni”, bo jestem ogromnie ciekawa początku tej
historii. Na dodatek polubiłam styl Katie Hickman, więc to będzie czysta
przyjemność. Moim zdaniem warto zapoznać się z tą książką.
„- Szczęście? - […] uśmiechnął się gorzko. - Szczęście to złudzenie.”~ Katie Hickman, Brylant Pindara, Warszawa 2011, s. 108.
OCENA: 6/10
U mnie dziś pogoda nie zachęca do spacerów, a liczyłam, że przed pracą wyciągnę psiaka na półgodzinny spacer, ale istnieje sporo ryzyko opadów deszczu, więc dziś sobie odpuszczę. A jak u Was?
[1] Opis
pochodzi z okładki książki
U mnie pada, ale to dobrze. Widzę z okien, jak wszystko się zieleni :) co do książki - nietypowe tytuły, całkiem ciekawa fabuła. Może się skuszę, ale na pewno nie teraz. Mam tyle książek w kolejce... ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
toukie z ksiazkowa-przystan.blogspot.com
oj ja też dziś odpuściłam poranny spacer do pracy, na szczęście, tylko co wsiadłam do busika, to lunęło i pada do tej pory. Ale to się chyba przyda naturze, szybciej będzie zielono :)
OdpowiedzUsuńChętnie ją przeczytam, chociażby ze względu na miejsce akcji. Wybieram się w sierpniu do Wenecji, więc na ten okres zostawię sobie tę książkę! ;)
OdpowiedzUsuńU mnie postraszyło deszczem, ale ledwie pokropiło.. A po książkę chętnie sięgnę :)
OdpowiedzUsuńNie moja bajka jednak, więc ja podziękuję tym razem :)
OdpowiedzUsuń