AUTOR: Paullina
Simons
TYTUŁ ORYGINALNY:
Tully
TŁUMACZ: Teresa
Sośnicka
ROK WYDANIA: 2015
WYDAWNICTWO: Świat Książki
OPIS
Późne lata
siedemdziesiąte na amerykańskiej prowincji. Tully Makker jest twardą
nastolatką, której życie solidnie dało w kość. Przeżyła porzucenie przez ojca,
molestowanie seksualne i przemoc ze strony najbliższych, wreszcie zdradę
przyjaciółki. Te bolesne zdarzenia pozostawiły blizny na jej nadgarstkach i te
głębsze, w sercu. Kiedy z biegiem lat Tully ze zbuntowanej nastolatki zmienia
się w stateczną kobietę, wydaje się jej, że wreszcie odzyskała kontrolę nad
swoim losem. Nic bardziej mylnego… [1]
RECENZJA
Nigdy nie
przekreślam autora po jednej przeczytanej książce. I chociaż „Dziewczyna na
Times Square” była średnia z przewagą do słabej to postanowiłam dać Paullinie
Simons kolejną szansę (i będzie ich miała jeszcze kilka bo jakieś jej książki
jeszcze mam w domu). Od „Tully” oczekiwałam tylko żeby mnie wciągnęła i
porwała. Potrzebowałam książki, która skradnie mi całe serce.
Z reguły żeby
mnie wciągnęła powieść musi sporo stron upłynąć. Jednak, gdy pewnej niedzieli
zaczęłam ją czytać to nie mogłam się oderwać. Po niespełna stu stronach byłam
mocno zaciekawiona tym, co znajdę w tej pozycji. Kim jest Tully? Co przeszła w
swoim życiu? Jakie tajemnice skrywa? Na te oraz tysiąc innych pytań chciałam
znaleźć odpowiedzi jak najszybciej.
Tully żyje w
Topece w latach siedemdziesiątych, gdy Stany Zjednoczone uwikłane były w wojnę
w Wietnamie. Ma szesnaście lat w momencie, gdy ją poznajemy i nie jest grzeczną
nastolatką, jaką chciałaby jej patologiczna matka Hedda. Ma za sobą pierwszy
alkohol, papieros oraz seks. W sumie można by ją określić, jako pannę lekkich
obyczajów. Ma też również drugą twarz, o której wiedzą jej przyjaciółki, czyli
Jennifer oraz Julie. Dla nich jest spokojną, ale zamkniętą w sobie nastolatką o
lekko dziwnym systemie wartości. Mimo wszystko całą trójką tworzą zgraną
paczkę, chociaż warto zaznaczyć, że to z Jennifer Tully łączy większa więź niż
z Julie.
Książka ogólnie
podzielona jest na pięć części. Pod koniec pierwszej dochodzi do prawdziwej
tragedii, którą określiła, jako zdradę wobec Tully, co jest dla mnie sporą
przesadą, bo to jest tragedia, a nie zdrada. Młoda dziewczyna odebrała sobie
życie. W latach siedemdziesiątych nie było normą chodzenie do psychologów.
Społeczeństwo (nawet to rozwinięte i wykształcone) uważało, że tylko wariaci
korzystają z ich usług. Przypadek Jennifer pokazuje, że nie tylko dzisiejsi
nastolatkowie mają słabą psychikę, ale również, ci którzy wychowywali się
czterdzieści lat temu zmagali się z tym samym problemem. Oczywiście teraz nie
każdy młody ma z tym problem i wtedy też nie każdy.
Z jednej strony
jestem w stanie zrozumieć Tully, gdy ta nie decyduje się zaopiekować matką, gdy
ta doznała wylewu. Bo to, co ta młoda kobieta otrzymała od niej wcale nie
podchodziło pod definicję matczynej miłości. Z kolei Hedda też nigdy jej nie
zaznała, a z domu uciekła w wieku piętnastu lat. Potem małżeństwo z
człowiekiem, którego kochała, ale nigdy nie chciała się nim dzielić, nawet z
dziećmi. A to, co spotkało Tully w dzieciństwie (tuż po odejściu ojca i brata)
było istnym koszmarem. Nigdy nie sądziłam, że tyle zła może spotkać jedno
dziecko i że jest ono w stanie to wszystko unieść. To pokazuje, że Jennifer
była po prostu słaba, zbyt mocno rozpieszczona i zachuchana przez rodziców, by
móc poradzić sobie z jednym niepowodzeniem, jakim było złamane serce.
Życie Tully też
nie ułożyło się tak jak chciała po wyprowadzce od matki. To jak traktowała
Robina i Jeremy’ego powodowało, że miałam ochotę ją udusić. Ani jeden ani drugi
nie zasługiwał na takie traktowanie. Byli dla niej za dobrzy, a on to
wykorzystywała, bo była egoistką. Ogromną egoistką.
Podobało mi się,
że w końcu nie tylko czytelnik widział błędy w funkcjonowaniu prawa rodzinnego
i rodzin zastępczych. Tully również to widziała i dzielnie próbowała z tym
walczyć. Za co ma ode mnie ogromnego plusa w całej masie równie dużych minusów.
To jak Simons opisała system opieki zastępczej doprowadzało mnie do szewskiej
pasji. A na dodatek nikt z urzędników nie reagował na te patologiczne
zachowania jej matki wobec niej. Wszyscy byli głusi, bo tak było łatwiej. Mniej
pracy i mniej papierków.
Zgadzam się z
opiniami, że książka w znacznej mierze jest przegadana, bo nim Tully doszła do
wniosku, czym jest miłość musiało wiele wody w rzecz upłynąć, a stron i liter w
książce. Trochę mnie to już nużyło i denerwowało, bo pewne rzeczy można było
ominąć. I fakt, kogo pokochała, gdy była żoną i matką mocno mnie zirytował.
Autorka zdecydowanie przesadziła. W końcówce znowu poczułam się przyciągnięta,
ale to zdecydowanie za mało, żeby książka zyskała w moich oczach. Tully dalej
mnie irytowała tym, że chciała, aby ludzie nad nią skakali. Chociaż muszę
przyznać, że do końca miałam nadzieję, że dziewczyna wybierze Ronina, bo czułam
przez całą powieść, że jednak go kochała, mimo, że nie zdawała sobie z tego sprawy.
Czy jest to
najsłabsza książka tej autorki? Nie wie, bo dopiero druga. Ale jest trochę
lepsza niż „Dziewczyna na Times Square”, ale mogłaby być krótsza, bo początek
był genialny. Wciągnęłam się w nią, ale potem była już tylko tendencja
spadkowa.
„Przypuszczam, że tak już w dorosłym życiu – często trzeba sypiać w pojedynkę. Nawet we własne urodziny. Kiedy człowiek przestaje się tym martwić, to znak, że wydoroślał. Robi sobie filiżankę herbaty i kładzie się spać." ~ Paullina Simons, Tully, Warszawa 2015, s. 228-229.
OCENA: 6/10
I po koncercie Studia Accantus... Ja chce jeszcze raz! :D
[1] Opis
pochodzi z okładki książki
Paulinna to akurat się nie ogranicza i pisze dużo ;) Są książki i wtopy, i takie co mi się podobają. :)
OdpowiedzUsuńJa muszę w końcu się ogarnąć i nadrobić nieco twórczość autorki, bo jak dotąd znam tylko "Jeźdzca miedzianego" ;)
OdpowiedzUsuńZastanowię się nad tą książką, ale raczej to nie dla mnie :( twórczości autorki póki co nie znam. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńNadal nie poznałam tej autorki, a chciałabym to wkrótce zmienić. ;)
OdpowiedzUsuńNa razie nie będę się za nią rozglądała, ale może kiedyś przeczytam :)
OdpowiedzUsuńNie czytałam jeszcze nic tej Autorki, więc trzeba nadrobić zaległości!
OdpowiedzUsuń