AUTOR: Dan Brown
TYTUŁ ORYGINALNY: Origin
TŁUMACZ: Paweł Cichawa
CYKL: Robert Langdon
TOM: Piąty
ROK WYDANIA: 2017
WYDAWNICTWO: Sonia Draga
OPIS
Robert Langdon, profesor Uniwersytetu Harvarda, specjalista w dziedzinie ikonologii religijnej i symboli, przybywa do Muzeum Guggenheima w Bilbao, gdzie ma dojść do ujawnienia odkrycia, które „na zawsze zmieni oblicze nauki”. Gospodarzem wieczoru jest Edmond Kirsch, czterdziestoletni miliarder i futurysta, którego oszałamiające wynalazki i śmiałe przepowiednie zapewniły mu rozgłos na całym świecie. Kirsch, który dwadzieścia lat wcześniej był jednym z pierwszych studentów Langdona na Harvardzie, planuje ujawnić informację, która będzie stanowić odpowiedź na fundamentalne pytania dotyczące ludzkiej egzystencji. Gdy Langdon i kilkuset innych gości w osłupieniu ogląda oryginalną prezentację, wieczór zmienia się w chaos, a cenne odkrycie Kirscha może przepaść na zawsze. Chcąc stawić czoła nieuchronnemu zagrożeniu, Langdon musi uciekać z Bilbao. Towarzyszy mu Ambra Vidal, elegancka dyrektorka muzeum, która pomagała Kirschowi zorganizować wydarzenie. Razem udają się do Barcelony i podejmują niebezpieczną misję odnalezienia kryptograficznego hasła, które stanowi klucz do sekretu Kirscha. [1]
RECENZJA
Robert Langdon, postać wykreowana przez Dana Browna, od naszego pierwszego spotkania znalazł sobie wygodne miejsce w moim czytelniczym serduszku. Uwielbiam ten jego analityczny umysł, tą genialną umiejętność łączenia faktów i łamanie wszelkiego rodzaju kodów! Nic więc dziwnego, że jak tylko na rynku wydawniczym pojawił się Początek rzuciłam wszystko i zaczęłam zapoznawać się z kolejną porcją przygód Roberta.
Langdon bierze udział w niezwykłym wydarzeniu. Jeden z jego byłych studentów, obecnie miliarder i futurysta Edmond Kirsch, zaprosił go na swój najnowszy wykład, który zgodnie z zapowiedziami ma wywrócić cały dotychczasowy świat „do góry nogami”. Bo co jeśli się okaże, że tak naprawdę Bóg nie istnieje? Nie ważne jak przebiegał początek świata w danej religii, bo i tak to wszystko miałoby się okazać zwykłą bujdą? Edmond postawił sobie dwa kluczowe pytania – skąd przyszliśmy i dokąd zmierzamy? Cała ludzkość ma poznać odpowiedź podczas wystąpienia Kirstcha. Wszystko jest dopięte na ostatni guzik… i wtedy w trakcie najważniejszego wieczoru swojego życia miliarder umiera z rąk zamachowca. Langdon po raz kolejny zostaje wciągnięty w intrygę, z której może nie wyjść żywy…
Dan Brown słynie z tego, że jego powieści to typowe sensacje. Akcja dzieje się bardzo szybko, wątki sprawnie się przeplatają, a cała historia zamyka się w dwudziestu czterech godzinach. Ten sposób „zagospodarowania” fabuły nigdy mi nie przeszkadzał i tak również było w przypadku Początku. Ponadto znakiem rozpoznawczym Browna są liczne nawiązania do historii, sztuki i filozofii i niestety teraz bardzo mi tego zabrakowało. Historia poszła z „biegiem” czasu i w większości opierała się na nowinkach technologicznych, co niekoniecznie przypadło mi do gustu. Nie mogę powiedzieć, że piąty tom przygód Langdona jest słaby, sama intryga została przedstawiona w taki przystępny i nawet ciekawy sposób, ale to nie ten Brown, którego ja polubiłam.
Ale jak już wspomniałam o swoim ulubionym profesorze to muszę ten temat podciągnąć dalej. Ja w ogóle nie wiem jak to się mogło stać! Nie mam głowy , co najlepszego myślał sobie autor podczas pisania tej części, ale ja się pytam dostanie – CO DO CHOLERY STAŁO SIĘ Z LANGDONEM?! Gdzie podział się ten Robert, którego polubiłam (ba! wręcz pokochałam!). Dlaczego mając tak rozpoznawalną już postać, której wcale nie trzeba było jakoś mocno ulepszać, a po prostu bazować na tym co czytelnik już dobrze zna i lubi, Brown całkowicie zepchnął Roberta na drugi plan. Na palcach jednej ręki można policzyć sytuacje, w których profesor historii był właśnie profesorem! Ja jestem staromodna i zdecydowanie bardziej wolałabym poczytać o jakiś średniowiecznych szyfrach niż sztucznej inteligencji. W lekturze występuje jeszcze oczywiście kobieta – jak zwykle piękna, jak zwykle inteligentna, przebiegła i sprytna – oto Ambra Vidal. Może i wyidealizowana aż za bardzo, ale osobiście nawet poczułam do niej jakąś sympatię.
Sam styl Browna jest bardzo przystępny. Łatwy i przejrzysty język w połączeniu z krótkimi rozdziałami zakończonymi w kluczowych momentach sprawiał, że z książką można było zapoznać się we wręcz rekordowym tempie. Ponadto muszę pochwalić autora za to, że po raz kolejny przed rozpoczęciem pisania zrobił szczegółowe „śledztwo” i wiedzę na temat nowinek technologicznych i ich obecnych jak i przyszłych możliwości ma w małym paluszku.
Dlaczego?! Danie Brownie dlaczego mi to zrobiłeś?! Jak tak można! Tyle czasu czekałam na kolejną cześć przygód swojego ulubionego profesora, a tymczasem dostałam jedynie jego słabą imitację! Robercie, gdzieś ty mi się zagubił? Gdzie zatraciłeś swój czar? Czy jeszcze kiedyś do mnie powrócisz? Czy będziesz taki jak dawniej? OBY!
OCENA: 5/10
Witam. Dzisiaj wyjątkowo ja, Tea, witam Was swoją recenzją w ten nowy, świąteczny tydzień. Już nie mogę doczekać się niedzieli, a Wy? Pozdrawiam!
[1]Opis pochodzi ze strony wydawnictwa
Nie czytałam jeszcze książek Browna, ale wszystko przede mną :)
OdpowiedzUsuńA ja to będę czytać za chwilę...
OdpowiedzUsuńponoć to bardzo średnia książka, nawet jak na Browna, a on mistrzem nie jest. Na razie nie myślę by ją przeczytać ;)
OdpowiedzUsuńTa książka czeka na półce na swoją kolej.Jestem jej bardzo ciekawa.Opinie o niej są skrajnie różne.Słuchałam wypowiedzi Browna na temat tej książki i twierdził on,że to najlepsza część o Langdonie ze wszystkich.A ty piszesz,że zmienił się jako bohater bardzo.Oj ciekawa jestem jak ja odbiorę tę zmianę.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam.
czytanestrony.blogspot.com
Musiałabym zacząć od początku cykl, ale nie wiem czy się skusze :)
OdpowiedzUsuńCzytam tylko Anioły i demony, i podobały mi się, nawet bardzo. Ale jakoś nie było już okazji sięgnąć po kolejne tomy.
OdpowiedzUsuń