czwartek, 9 marca 2017

374. „…anioł co zgrzeszył, jest tylko szatanem…”*



AUTOR: Zofia Posmysz
ROK WYDANIA: 2017
WYDAWNICTWO: Znak Literanova

OPIS
Jak daleko może posunąć się człowiek – w okrucieństwie i miłości?
Dwie kobiety, które trafiły do piekła. 
Pierwsza wierzy, że uda jej się przeżyć. Druga nie ma nawet nadziei.
Choć wcześniej się nie znały, zaczyna je łączyć szczególna więź. Silniejsza wie, że musi uratować słabszą. Zrobi dla niej wszystko. Nawet to, do czego w innym czasie nie byłaby zdolna.
Ale czy da się uratować kogoś, kto sam wydał na siebie wyrok?
Powieść o niezwykłej relacji dwóch kobiet, oparta na wstrząsających wydarzeniach z życia Zofii Posmysz; zaskakująco nowoczesna i odważna. [1]

RECENZJA
Niedawno miałam możliwość przeczytania wywiadu rzeki przeprowadzonego przez Michała Wójcika z Panią Zofią Posmysz – pisarką, dziennikarką oraz więźniarką Auschwitz. Po lekturze Królestwa za mgłą  obiecałam sobie, że zapoznam się z pozycjami autorki. Okazja ku temu pojawiła się bardzo szybko. Kiedy tylko dostałam propozycje zrecenzowania Wakacji nad Adriatykiem nie wahałam się ani minuty. I mimo, że kolejne spotkanie z panią Zofią nie należało do łatwych, prostych czy przyjemnych nie żałuję spędzonego czasu. Razem z Autorką wybrałam się w niezwykłą podróż, pełną prawdziwych emocjonalnych burz, poruszających każdą, nawet najcieńszą strunę duszy.

Nasza bohaterka/narratorka, której imienia nie poznajemy, spędza z ukochanym mężem wakacje nad Adriatykiem. Piękna pogoda, ciepły piasek, czysta woda… czy tak wygląda raj? I nagle w tym całym plażowym gwarze przedzierają się słowa, w języku, którego nieznajomość dawniej groziła nawet śmiercią… w języku, który zburzył bezpieczny mur zapomnienia i z powrotem skierował bohaterkę na trasę do miejsca, z którego tyle tysięcy osób już nie wróciło… do Auschwitz. 

Już sama okładka przykuwa uwagę. Gdyby oglądać ją z daleka wydaje się być naprawdę piękna – czarny ptak siedzący na gałązce z jakimiś pięknymi kwiatami. Nie sposób przejść obok niej obojętnie, ale wystarczy podejść bliżej, żeby zobaczyć, jak bardzo było się w błędzie. Ptak nadal jest, tylko, że jego szpon nie spoczywa na żadnej gałązce, a jest uwięziony w drucie, z kolei kwiaty, z daleka tak zachęcające to tak naprawdę ususzone zwiędłe płatki. Porażające prawda? Jednak mimo wszystko czytelnik nie jest już w stanie odłożyć książki i zaczyna się w niej zagłębiać… i wtedy dochodzi do jeszcze jednego wniosku… zarówno ptak jak i kwiat z okładki symbolizują główne bohaterki Wakacji nad Adriatykiem.

Książka Pani Zofii Posmysz, jak już wcześniej pisałam nie należy do lektur przyjemnych, o której zapominamy zaraz  po przeczytaniu. Ta powieść, pisana zresztą  w oparciu o obozowe  doświadczenia Autorki, to prawdziwa paleta emocji, które kumulując się w czytelniku budują napięcie i niepozwalaną nawet na chwilę oderwać się od pozycji. Razem z Bohaterką przemierzamy główną Ulice Auschwitz, towarzyszymy jej podczas robót, przeżywamy choroby i w końcu chcemy uratować Ptaszkę, obozową siostrę Narratorki. Przeżycia byłych więźniów obozów koncentracyjnych nie należą do łatwych pozycji, szczególnie kiedy autorzy oddają rzeczywisty obraz tamtejszej codzienności – to jest na tyle przerażające, że nie potrzeba tutaj żadnych, przepraszam za wyrażenie, „ulepszaczy”. Pani Zofia Posmysz nie ubarwia niczego, co więcej nie ocenia nikogo i przez to cała lektura jeszcze bardziej oddziałuje na odbiorców. 

Mamy tutaj dwie głównej postacie. Obie kobiety. Obie znalazły się w tym samym miejscu, w obozie. Obie młode… ale w sumie na tym ich podobieństwo się kończy. Bohaterka ma w sobie tyle wewnętrznej siły, żeby się nie poddać i walczyć o życie… Ptaszka biernie poddała się sytuacji i straciła nadzieje. Mimo wszystko obie połączyła więź znacznie trwalsza od przyjaźni… stały się swoimi obozowymi siostrami, a to zobowiązuje. Narratorka wzięła pod swoje skrzydła Ptaszkę i postanowiła, że nie pozwoli jej umrzeć, że będzie wierzyć za nią i że kiedyś ten koszmar się wreszcie skończy… tylko „czy można uratować kogoś, kto sam wydał na siebie wyrok”**? 

Tak jak wspomniałam już wcześniej okładka w tym przypadku jest niezwykle symboliczna. Dla mnie uschnięty kwiat to Ptaszka. Ptak z kolei to Bohaterka, która mimo wyzwolenia obozu i próby podjęcia normalnego życia wciąż nie może uwolnić się od Królestwa Trupiej Czaszki***, na co wskazuje uwięziony w drucie szpon. 

Wakacje nad Adriatykiem to lektura wymagająca. Narracja, prowadzona w pierwszej osobie, przeskakuje w czasie i można się w tym troszeczkę pogubić, ale to tylko chwilowe. Po przeczytaniu większej ilości stron można zauważyć pewną zależność – fragmenty odnoszące się do obozowej rzeczywistości to czasem jedno zdanie zajmujące całą stronę, z kolei teraźniejszość to zdania krótsze, poprawniejsze. Ta „przeszłość” tylko z pozoru wydaje się być chaotycznym zlepkiem myśli… bo przecież właśnie tak wyglądają nasze własne podróże w czasie – nieułożone, nieuporządkowane, ale przez to chyba jeszcze bardziej dające do myślenia. 

Postanowiłam, że po raz kolejny nie będę posiłkowała się skalą punktową. Uważam, że Wakacje nad Adriatykiem to pozycja, którą zasługuję na poświęcony jej czas, uwagę i w żadnym wypadku nie powinna była być brana pod jakąkolwiek skalę. To książka, którą trzeba przeczytać po to, żeby nie zapomnieć…

Za egzemplarz książki bardzo dziękuję wydawnictwu

Witam, w ten deszczowy poranek bardzo ciepło. I składam spóźnione życzenia na Dzień Kobiet, pozdrawiam,
Tea

[1] Opis pochodzi ze strony wydawnictwa
* Zofia Posmysz, „Wakacje nad Adriatykiem”, Kraków 2017, s.200
*słowa z okładki książki
** określenie obozu.

14 komentarzy:

  1. oj,muszę koniecznie przeczytać, koniecznie.
    Widzę,że nie tylko u mnie tak deszczowo:(

    OdpowiedzUsuń
  2. Lektura naprawdę warta uwagi. Pięknie napisana recenzja.

    OdpowiedzUsuń
  3. Tak właśnie myślałam, że po tę książkę powinnam sięgnąć. :)
    Bookendorfina

    OdpowiedzUsuń
  4. Fajnie tuuu! obserwuję! <3
    zapraszam do mnie http://nie-oceniam-po-okladkach.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  5. Bardzo trudna książka, ale warto takie czytać.

    OdpowiedzUsuń
  6. Literatura obozowa jest niezwykle wymagająca, ale przede wszystkim warta poświęcenia uwagi!
    Muszę zapisać sobie tytuł. Mam nadzieję, że nadarzy się okazja aby po nią sięgnąć...
    Pięknie opisałaś symbolizm tej okładki. Choć nie jestem wielbicielką ptaków,urzekło mnie jej przesłanie.
    Pozdrawiam,
    Na planecie Małego Księcia

    OdpowiedzUsuń
  7. Przyznam, że to nie latwa tematyka, ale myślę, że bardzo istotna.
    wróciłam na bloga, serdecznie zapraszam :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Cieszę się, że napisałaś opinię do tej książki, bo zastanawiałam się czy to dla mnie. Teraz już wiem, że tak :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Nie wiem, czy się skuszę :)
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  10. Ciekawi mnie literatura obozowa, być może się na nią skupię :)

    Pozdrawiam

    I feel only apathy

    OdpowiedzUsuń
  11. Widzę, że kolejna książka, która wywarła na Tobie wielkie wrażenie. Ja na razie nie planuję dorzucać niczego do kolejki do czytania, bo trochę mi się już tam wszystkiego nazbierało, ale będę pamiętała o tym tytule i może kiedyś sięgnę, gdy będę miała chwilę, by jeszcze potem o tej historii pomyśleć, nim wrócę do codziennych zajęć.

    OdpowiedzUsuń
  12. Recenzja dobrze napisana i nawet ciekawa, ale książki nie przeczytam bo nie lubię książek z wątkiem historycznym.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  13. Nabrałam teraz ogromnej ochoty na przeczytanie tej książki :)
    Zapowiada się bardzo intrygująco ! :)

    OdpowiedzUsuń
  14. Ciekawisz mnie tym fragmentem, że nie chcesz oceniać książki skalą. Lubię takie powieści, których nie da się ocenić xd

    Pozdrawiam
    toreador-nottoread.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń