poniedziałek, 21 września 2015

166. Pójdziesz do "Papierowych miast" i nigdy już nie powrócisz.



AUTOR: John Green
TYTUŁ ORYGINALNY: Paper Towns
TŁUMACZ: Renata Biniek 
ROK WYDANIA: 2013
WYDAWNICTWO: Bukowy Las

OPIS
Quentin Jacobsen od zawsze zakochany jest we wspaniałej koleżance, zbuntowanej Margo Roth Spiegelman. W dzieciństwie przeżyli razem coś niesamowitego, teraz chodzą do tego samego liceum. Pewnego wieczoru w przewidywalne, nudne życie chłopaka wkracza Margo w stroju nindży i wciąga go w niezły bałagan. Po czym znika. Quentin wyrusza na poszukiwanie dziewczyny, która go fascynuje, idąc tropem skomplikowanych wskazówek, jakie zostawiła tylko dla niego. Żeby ją odnaleźć, musi pokonać setki kilometrów. Po drodze przekonuje się na własnej skórze, że ludzie są w rzeczywistości zupełnie inni, niż sądzimy.  [1]

RECENZJA

Książkę dostałam w prezencie imieninowym od drogich współbloggerek. Tak, dalej nie pamiętam, która książka od kogo, nie ważne. I tak was uwielbiam. Po zbombardowaniu mnie reklamami filmowymi  i mnóstwem znajomych zachwycających się „Gwiazd naszych wina”, zdecydowałam się sięgnąć po „Papierowe miasta”, póki otoczenie nie oszalało na ich punkcie. Przed obejrzeniem filmu też się ustrzegłam.

Po raz pierwszy spotkałam się obyczajową historią pisaną z punktu widzenia chłopaka. Widziałam to jako ciekawe doświadczenie. Poznajemy zatem Quentina, ucznia ostatniej klasy w liceum. Znajomi mówią do niego Q, a raczej dwóch przyjaciół, Ben i Radar. Na opisie chłopaków skupię się później. Jak można się zorientować, przyjaciele doskonale wiedzą, że Jacobsen durzy się w swojej sąsiadce. Cóż, sam bohater w prologu wspomina o ciekawym przeżyciu z dzieciństwa, które ich połączyło. Znalezisko w miejskim parku na każde z nich wpłynęło inaczej. Jego fascynacja Margo wcale nie osłabła, za to osłabła ich przyjaźń. W liceum praktycznie ze sobą nie rozmawiają, otaczają się innymi znajomymi. Poza tym wszyscy skupiają się na przygotowaniach do balu, a chłopacy na znalezieniu partnerek, no poza głównym bohaterem.

Punktem zwrotnym jest wspomniana w opisie noc. Tak jakby prezent od dziewczyny do sąsiada, bo sprawia ona, że Q zupełnie inaczej patrzy na świat i na nią. Nastolatek dostrzega, że nie wszystko jest takie, jak widzi się na pierwszy rzut oka. Dalsza część książki to poszukiwania i pogoń pod każdym tego słowa znaczeniu. Pogoń za Margo, za życiem, za przyjaciółmi, za przyszłością. W sumie to ta część podobała mi się najbardziej. Wcześniejsze poszukiwania trochę spowolniły akcję i strasznie się wlokły, ale trzecia część pt. „Okręt” to fantastyczna przygoda kilku przyjaciół. Ujawniają się prawdziwe charaktery, uczucia i więzi.

Skoro już tak się rozpisuję, to wcisnę jeszcze kilka zdań o bohaterach. Quentin jest najspokojniejszym członkiem paczki. Wychowany przez rodziców psychologów, powinien wyrosnąć na grzeczne i układne dziecko, co po części się stało. Ma swoją fascynację Margo i milion jej wyobrażeń, które koryguje w trakcie trwania książki. Wykazuje się sprytem, odwagą, marnie maskuje prawdziwe uczucia, jest krytycznie nastawiony do udziału w balu. W obliczu jego uczuć nawet egzaminy końcowe schodzą na dalszy plan. Moim skromnym zdaniem jest tą bardziej zaangażowaną niedocenioną stroną w relacji Q-Margo. Radar to czarnoskóry komputerowiec, ma dziewczynę Angelę oraz prowadzi elektroniczną encyklopedię Omnikopedię, a kontrolowanie jej wpisów zajmuje większość jego czasu. Poza tym musi na co dzień żyć ze straszną ambicją rodziców posiadania największej kolekcji czarnoskórych Mikołajów. Najbardziej mnie irytował Ben, którego główną cechą chyba było rzucanie obleśnych tekstów, przeważnie pod kątem dziewczyn. Z kolei owa tajemnicza Margo Roth Spiegelman to sąsiadka Quentina, najpopularniejsza dziewczyna w szkole, chodząca swoimi ścieżkami, której w pewnym sensie zawalił się świat, a właśnie wtedy dostrzegła jak bardzo jest sztuczny i kruchy. Na początku odnosi się wrażenie, że sama nie wie, czego chce (pod koniec też, cii). Jestem zdania, że gdy nie chce się zostać znalezionym, to nie zostawia się po sobie żadnych śladów, więc jej jednak się to marzyło.

W końcu mogę napisać o najbardziej irytującej mnie rzeczy i Lady Spark mi świadkiem, że było wiele momentów, kiedy po prostu zamykałam książkę z odrazy. Niestety po ponownym otwarciu te okropne słowa wcale nie zniknęły, no cóż. Ja rozumiem, dostosować język do bohaterów licealistów, ale naprawdę niektóre teksty były bardzo, bardzo niesmaczne. Jeśli naprawdę tak myślą faceci, to jestem strasznie zdegustowana tym gatunkiem. Pomijając cały bełkot licealistów, naprawdę sporo tu górnolotnych myśli, które udowadniają, że również chłopacy potrafią zastanowić się nad życiem, poezją, innymi ludźmi i wyciągnąć coś z tego, jakiś morał. Wszystko prowadzi do tego, iż pod koniec czytelnik sam chwyta się refleksji, czy przypadkiem nie jest papierowy.

"Odchodzenie jest przyjemne i czyste, tylko kiedy zostawia się za sobą coś ważnego, coś co miało dla nas znaczenie. Kiedy wyrywa się życie razem z korzeniami." ~ John Green, Papierowe miasta, 2013, str. 301

OCENA: 7/10

Az mi się przypomniały nasz wspólny meczyk, dziewczyny *.* i najlepsze wakacje potem ;) Tak, to była jedna z moich wakacyjnych lektur i wspaniale się wpasowała w ten letni klimat, kiedy ma się trochę więcej czasu na przemyślenia i nic nas nie goni :)


[1] Opis pochodzi z okładki książki

27 komentarzy:

  1. Tak, tak.... meczyk i moja fala! :D Ale dobrze, że Mariuszek tego nie widział! :D

    A książkę mam w swoich planach! :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Och, Mariuszek cię widzi w samych superlatywach, nic go nie zniechęci! Uznałby cię za uroczo niezdarną i że potrzebujesz jego opieki i męskiego ramienia do wsparcia ^^
      Dobrze, dobrze ;)

      Usuń
    2. Ależ oczywiście, że potrzebuję! Jakby przytrzymał mi krzesełko to nic by się nie stało się :(

      Usuń
    3. Muszę się wtrącić i... zaprosić Ulę do Bełchatowa na mecz. Mariuszek będzie zachwycony! :D

      Usuń
    4. Nie wiem kto bardziej będzie zachwycony - on czy ja! :D Moja euforia będzie, aż kipieć mi uszami, oczami! :D

      Usuń
    5. O matko, już widzę ich biegnących do siebie w zwolnionym tempie po bełchatowskim parkingu. Maaaaaariuuuusz! Uuuuulkaaaaa! Jak sobie wpadną w objęcia, to już ich Ado nie rozkleisz :D

      Usuń
    6. I będą żyli długo i szczęśliwie <3

      Usuń
    7. Po prostu nam zazdrościcie! TAK! JESTEŚCIE ZAZDROSNE O NASZE SZCZERE UCZUCIE! :P

      Usuń
  2. Może, może obejrzę film.
    Do książki - nie wiem czemu - jestem nieprzekonana :/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja zawsze wolę książki jakoś :) ale jeśli ci się spodoba film, to twój wybór.

      Usuń
  3. Mnie Green odrzucił, tworząc Szukając Alaski, strasznie mnie ta książka rozczarowała, teraz trudno mi znowu sięgnąć po którąś z jego powieści, ale może kiedyś mi przejdzie ta niechęć.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo dawno temu czytałam "Szukając Alaski", ale mimo wszystko mam wrażenie, że ta jest lepsza :) chociaż istnieje pewne ryzyko rozczarowania, zależy kto czego oczekuje

      Usuń
  4. Jakoś nie czuję się zachęcona, aczkolwiek posiadam ją w swoich zbiorach :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak to się dzieje, że ostatnio cię zniechęcam do wszystkich książek :(

      Usuń
  5. Przede mną na pewno "Gwiazd naszych wina " tego autora. Nad "Papierowymi miastami" się zastanawiam, ale myślę, że jeśli styl autora mnie przekona, to sięgnę i po tę pozycję :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja mam na odwrót ;) zachęcam do "Papierowych miast" :)

      Usuń
  6. "Papierowe Miasta" dopiero przede mną, chociaż po "Gwiazd naszych wina" nie wiem, czy dojdzie do kolejnej konfrontacji z autorem, chociaż ostatnio przyrzekłam sobie, że nie będę kogoś skreślać po pierwszej lekturze.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam przeczucie, że to zupełnie inne książki, więc chyba możesz jeszcze sięgnąć po coś jego :)

      Usuń
  7. Ja na początku byłam tą książką rozczarowana, ale ostatnio, po obejrzeniu filmu, spojrzałam na nią z zupełnie innej strony. :)
    Zgadzam się z tobą odnośnie gorszących uwag chłopaków... :/

    ocean-slow.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dobrze, że nie tylko ja tak myślałam ;) no wiadomo, to nie żadne arcydzieło, ale czytałam gorsze :)

      Usuń
  8. Właśnie czytam, jestem w połowie i póki co nie bardzo mi się podoba. Niektóre debilne teksty są tak płytkie, że brak słów..

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Znam ten ból. Potem jest lepsza :) przynajmniej ja odniosłam takie wrażenie, ale Q już sam nie wie, kogo goni ;)

      Usuń
  9. Książkę jak najbardziej mam w planach, chociaż raczej nie przepadam za książkami Greena. Ale ta pozycja wydaje mi się interesująca :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja się nie zaznajomiłam z jego twórczością, ale ta książka wydała mi się najlepsza, jak już przeczytałam krótkie opisy innych.

      Usuń
  10. Dochodzę do wniosku, że Green to przereklamowany pisarz ;) oprócz "Gwiazd...." żadna jego książka mi się nie podobała zbytnio :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Coś w tym pewnie jest. Ja nie oszalałam na jego punkcie :)

      Usuń
  11. Ciekawie napisana recenzja. Bardzo rzetelna.
    Nie wiem tylko, czy sama ksiażka by mi się spodobała. Wydaje mi się,że jest w niej coś fantastycznego.
    Pozdrawiam i do siebie zapraszam: http://www.szeptyduszy.blog.onet.pl

    OdpowiedzUsuń