niedziela, 21 czerwca 2015

141. Bo to zła kobieta była…

AUTOR: Wiera Szkolnikowa
TYTUŁ ORYGINALNY: Выбор Наместницы
SERIA: Trylogia Suremu
TŁUMACZ: Rafał Dębski
TOM: Pierwszy
ROK WYDANIA: 2011
WYDAWNICTWO: Prószyński i S-ka

OPIS
Wrota do Suremu zostały otwarte! Dla namiestniczki Enrissy, kobiety twardej i wykształconej, oraz dla rządzonego przez nią magicznego świata Suremu zbliża się chwila wypełnienia starożytnego proroctwa. Wszystko sprzysięgło się przeciw władczyni i bliska jest już zagłada podległych jej ziem.
Czy Enrissie uda się uniknąć katastrofy? Czy wygra z podstępnymi wrogami? Bogato wykreowany świat, wiarygodna psychologia postaci – „Namiestniczka”, pierwszy tom trylogii o świecie Suremu, to wciągające epickie fantasy! [1]

RECENZJA
Ostatnio dochodzę do wniosku, że jestem strasznie marudna i wymagająca! Podczas wyprawy do biblioteki sama siebie zaczynam spostrzegać jako skrzyżowanie muminkowej Małej Mi i smerfowego Marudy! „To nie, bo romansidło”, „tamto nie, bo akcja rozgrywa się współcześnie”, „obyczajówka?! Bleeee!” i tak za każdym razem. Starzeję się chyba. No, ale do czego zmierzam! Otóż w czasie jednej z takich „marudowych” wypraw na półce zobaczyłam calutką, powtarzam calutką (miejska biblioteka małego miasteczka, z nowościami ciężko, a książki zazwyczaj po jednym egzemplarzu, więc sami rozumiecie moją ekscytację w tamtym momencie), trylogię Wiery Szkolnikowej pomyślałam sobie, że muszę się z nią zapoznać! Biorąc pierwszą cześć w dłonie moim oczom od razu ukazał się napis na okładce „najlepsza fantastyka na świecie, prawdopodobnie!”, no więc przepadłam. Szybko dobrałam jeszcze kilka innych książek i wróciłam do domu, aby zacząć czytać, a że nie boję się objętości to ponad 800-stronnicowe tomiszcze jeszcze bardziej mnie do siebie zachęcało! Pełna nadziei zasiadłam do książki… i po jej skończeniu kolejny raz musiałam żałośnie westchnąć, „to nie to”…

Na samym początku przyznam się, że co do tej książki miałam dosyć spore wymagania. W sumie sama nie wiem skąd mi się one wzięły, ale chyba ten napis na okładce narobił mi dużego apetytu na porcję dobrej twórczości w tym właśnie gatunku. No, ale do konkretów! Fabuła! Enrissa jest piękna, inteligentna, urocza i obyta w dworskiej etyce… do tego wszystkiego rządzi całym Imperium! Tak, jest Namiestniczką i jednocześnie żoną potężnego króla Eliana. Niestety, nie może liczyć na małżonka, który jest w stosunku do niej zimny i obojętny… ale można to racjonalnie wytłumaczyć – król Elian jest z kamienia, dosłownie! Enrissa poślubiona jest posągowi, ale to daje jej możliwość władania poddanymi jej ziemiami. Ma pod sobą licznych lordów, grafów, kupców… jej sieci są rozciągnięte po całym królestwie i wydawać by się mogło, że to właśnie ona trzyma wszystkie sznurki w swoich dłoniach.  Tymczasem, ona sama uzależniona jest od Wielkiej Rady, w której, na nieszczęście Namiestniczki, w większości zasiadają osoby posiadające magiczne moce. Pewnego dnia, okazuje się, że los nie tyle całego Imperium, co głównego magicznego zakonu jest w ogromnym niebezpieczeństwie. Na świat ma znów wrócić Ared – straszliwy Bóg, który nigdy nie cofa się przed niczym! Jego przyjście zostało przepowiedziane i spisane w księdze, która na nieszczęście jest w posiadaniu bardzo gnuśnego księcia i jego dumnej siostry bliźniaczki (którzy notabene utrzymują kazirodcze stosunki)! Enrissa powoli traci grunt pod nogami i ucieka się do wszystkich sposobów, aby oddalić w czasie swój niezbyt przyjemny los. Utkana przez nią sieć intryg delikatnie zaczyna się przecierać… i stop! O samej fabule tyle wystarczy, teraz przejdziemy do konkretów. Zapoznając się z „Namiestniczką” miejscami miałam wrażenie, że czytam taką trochę niedorobioną i bardzo spłyconą „Grę o tron” w wersji junior. Naprawdę! Mamy kazirodczy związek bliźniaków? Mamy! Mamy magów oddanych mocy ognia? Mamy! Mamy sieć intryg prowadzących do objęcia najwyżej władzy? Mamy! Ale jakby Martina było mało to na dodatek „doszukałam” się paru nawiązań również do Tolkiena – mamy Areda, zło wcielone, którego trzeba się pozbyć! Mamy elfy i magów! Jeszcze tylko wampirów brakuje, a mielibyśmy „Władcę księgi grającego o tron o zmierzchu”! Co więcej, wspomniałam już, że „Namiestniczka” to ponad 800 stron lektury? Przez prawie 600 nic się nie dzieje. Lecą sobie lata, każdy żyje własnym życiem, Enrissa zdradza oziębły kamień ze swoim sekretarzem i to by było na tyle. Dopiero po przebrnięciu przez te wszystkie stronnice coś zaczyna się dziać, przy czym mam wrażenie, że „coś” to nadal za duże słowo. Intryga, mogła być ciekawa, ale mam wrażenie, że Wiera Szkolnikowa postawiła na łatwiznę. Nie wysiliła się jakoś mocno, aby pokombinować i czytelnikowi nie sprawiało trudności domyślenie się o co w tym wszystkim chodzi. Poza tym bardzo nie podobało mi się również to, że oprócz braku jakiejkolwiek dynamiki akcji, paradoksalnie lata mijały jak dni! Przewracasz kartkę a tam rok minął, przewracasz kolejną trzy lata, następna kilkanaście miesięcy później. To wszystko, jak dla mnie za mocno naciągane. Nie kupuję tego!

Sprawa z bohaterami ma się następująco: ich mnogość imponuje, jednak uproszczenie przeraża. Autorka w ogóle nie poszalała i stworzyła całą paletę nijakich aktorów. Na dobrą sprawę chyba do nikogo nie zapałałam żadną sympatią i nikogo nie było mi ani szczególnie żal, ani nikomu nie kibicowałam. Gdybym zechciała Wam o każdej z postaci napisać chociaż jedno zdanie to pewnie stworzyłby mi się wywód jeszcze dłuższy od tego na temat fabuły. Dlatego skomentuje jedynie tytułową bohaterkę, której paradoksalnie wcale nie ma tak dużo w całej powieści – mówi o niej każdy, ale rozdziały z jej udziałem są zdecydowanie w mniejszości. Czytając o Enrissie na usta wciąż cisnęły mi się słowa „bo to zła kobieta była”. Ze swojego imperium zrobiła system autorytarny ze świetnie działająca siecią szpiegowską. Co się działo, kto był zamieszany, dlaczego – na te i wiele innych pytań znała odpowiedzi bez żadnej rozmowy z głównymi zainteresowanymi. Nie polubiłam tej naszej Namiestniczki, o nie! Dla mnie była zimną, arogancką krową i już!

Został już nam tylko język. Prosty, niewymagający, chociaż niektóre dialogi były dla mnie tak sztuczne jak chińska zupa w proszku. Czyli jest przystępnie, szału nie ma.

Długo zastanawiałam się jaką wystawić ocenę. Początkowo myślałam o 4, ale potem stwierdziłam, że byłaby ona za wysoka. Dlatego też zdecydowałam się na 3 i jestem ciekawa jak wypadną kolejne tomy.

„Na tym świecie powszechnie dostępna i zupełnie darmowa jest tylko ludzka głupota, ale niestety drogo kosztuje otoczenie.” ~ Wiera Szkolnikowa, Namiestniczka. Księga I, Warszawa 2011, s. 397

OCENA: 3/10


Dzień dobry. Cykl recenzji Trylogii Suremu uważam za rozpoczęty! Pozdrawiam


[1] Opis pochodzi ze strony wydawnictwa 

33 komentarze:

  1. Nie jestem przekonana, co do tej książki, tym bardziej po twojej niezbyt pozytywnej recenzji. Szkoda na to czasu.
    Świetna recenzja.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję ;)
      A na książkę naprawdę szkoda czasu, tym bardziej, że to ponad 800-stronicowa lektura!

      Usuń
  2. A jakiś czas temu... Dobra bardzo długi jakiś czas temu chciałam kupić całą trylogię i widzę, że dobrze zrobiłam odpuszczając :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie lubię fantastyki, a do tego Twoja niska ocena... nie kupuję :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Choć moje klimaty, to lektura wypada przeciętnie

    OdpowiedzUsuń
  5. Uwielbiam takie klimaty, ale... ocena nie zachęca ;')

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja też uwielbiam! Naprawdę! Ale "Namiestniczki" nie można nawet nazwać przeciętną książką :(

      Usuń
  6. Wydawałoby się,że książka będzie fajna.Niestety widać,że się pomyliłam :3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pozory mogą jednak sprowadzić na manowce :(

      Usuń
  7. Jak przeczytałabym kiedyś opis tej książki w księgarni, to pewnie bym ją sobie kupiła. A tu takie zaskoczenie ... Sama raczej nie czuję się zachęcona do sięgnięcia po tą książkę. Niby moje klimaty, ale nie podoba mi się to, że jest podobna do "Gry o tron" i innych książek. Szkoda :(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja też czuję się zawiedziona. Czytam już ostatnią część, ale druga wcale nie wypadła lepiej od pierwszej!

      Usuń
  8. Tea, ja nie rozumiem - jak to posągowi?! Dlaczego wydano ją za posąg?! Matko, jak to w ogóle brzmi...
    Okładka i opis podziałały zachęcająco, ale... Kolejna "Gra o Tron"? Nieee... Nie w tym życiu. W kolejnym też nie. I jeszcze to 600 stron, przez które nic się nie dzieje... Aż zaleciało mi "Eragonem", gdzie akcja zaczęła się dopiero po osiemnastu rozdziałach, w trakcie których główny bohater chodził sobie po wsi.
    Poszukam innej lektury na wakacje :D

    Pozdrawiam ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hahahahaha xD Rozbawiłaś mnie.
      Jak to posągowi? - wygrało xD

      Usuń
    2. To przynajmniej jedna osoba miała dziś ze mnie jakiś pożytek :D

      Usuń
    3. Dobra, ale żarty żartami, a teraz przejdźmy do wyjaśnienia tej niepokojącej kwestii małżeństwa z posągiem... xD

      Usuń
    4. Naprawdę! Namiestniczka jest poślubiona posągowi. Przepowiednia głosi, że pewnego dnia kamienny król ożyje - ale na razie 32 namiestniczki były, a jaśnie pan dalej stoi jak kamień! :D

      Usuń
    5. O losie... No to sobie chłopak pewnie jeszcze postoi xD

      Usuń
    6. A ja wiem! Ale nie powiem! :D

      Usuń
    7. Znając życie przy 33 ożyje xD

      Usuń
  9. To w sumie dobrze, że dzisiaj nie wypożyczyłam tej książki z biblioteki :)

    OdpowiedzUsuń
  10. Bardzo dobra recenzja ,spodobało mi się porównanie dialogów do zupek chińskich :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I to jeszcze zupka chińska w proszku z RADOMIA! :D

      Usuń
  11. Właśnie wybieram się do biblioteki po zapas książek na nadchodzące tygodnie i wiem już czego nie brać :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dokładnie! Wszystkie trzy księgi Namiestniczki omijać szerokim łukiem! :D

      Usuń
  12. Takim książkom mówię zdecydowane : NIE!

    Tylko jedno jest w nich fajne! To, że przy pisaniu recenzji można się dobrze pośmiać!

    OdpowiedzUsuń
  13. Nie moje klimaty - totalnie nie moje :]

    OdpowiedzUsuń
  14. Skutecznie mnie przekonałaś, że nie warto sięgać po tę książkę :)

    OdpowiedzUsuń
  15. Zdecydowanie mnie nie zachęciłaś xd

    Zapraszam do siebie
    http://to-read-or-not-to-read.blog.pl/

    OdpowiedzUsuń