TYTUŁ ORYGINALNY: The dead zone
TŁUMACZ: Krzysztof Sokołowski
ROK WYDANIA: 2002
WYDAWNICTWO: Prószyński i S-ka
OPIS
Młody nauczyciel angielskiego Johnny Smith uważa się za człowieka szczęśliwego. Ma ukochaną dziewczynę, jest lubiany przez uczniów i jest przekonany, że w życiu nie spotka go nic złego. Jednak pewnego dnia w wyniku groźnego wypadku samochodowego zapada w śpiączkę. Kiedy budzi się po prawie pięciu latach, z niepokojem odkrywa w sobie niezwykły dar - widzi przeszłość i przyszłość innych ludzi. Johnny potrafi przewidzieć dosłownie wszystko, niekiedy więcej, niżby sobie życzył... Niezwykły talent staje się dla niego przekleństwem... [1]
RECENZJA
Jak pewnie zdążyliście zauważyć przynajmniej raz w miesiącu staram się, aby w moje dłonie wpadła książka autorstwa Stephena Kinga. Spytacie się pewnie, dlaczego? Otóż postanowiłam, że po tylu latach unikania, muszę w końcu nadrabiać dzieła Mistrza. Bo o tym, że King jest prawdziwy asem w swoim fachu nie muszę nikogo przekonywać, prawda? No, ale wracając do meritum – „Marta strefa” był kolejną lekturą, z którą postanowiłam się zmierzyć. Ciekawy opis znajdujący się na tylnej okładce tylko utwierdził mnie w przekonaniu, że wybrałam dobrze. Niemniej jednak po ponad 500 stronach historii, muszę się przyznać, że czułam maleńki niedosyt. Książka, co prawda nie rozczarowała mnie, ale nie mogę również powiedzieć, że wciągnęła mnie do tego stopnia, abym nie mogła oderwać od niej wzroku.
Jak zwykle swoją recenzję zacznę od bohaterów, bo to właśnie ci dodają zawsze pikanterii danej książce. W „Martwej strefie” pierwsze skrzypce gra Johnny Smith – młody, niepozorny nauczyciel angielskiego, który uważa się za człowieka szczęśliwego. Co prawda nie jest bogaty, nie ma wspaniałego samochodu, ani nic z rzeczy, które charakteryzują bogaczy – ale będąc w zgodzie ze samym sobą twierdzi, że nic mu więcej nie potrzeba, żeby czerpać satysfakcję z życia. Pełnie szczęścia zamyka fakt, że z wzajemnością jest zakochany w koleżance z pracy – ślicznej i uroczej Sarah Bracknell. Wydawać by się mogło, że taka sielanka będzie trwać już zawsze… a jednak! Wypadek w wyniku, którego Johnny na prawie pięć lat zapadł w śpiączkę, przekreśla wszystkie jego marzenia. Po przebudzeniu Smith dowiaduję się, że rzeczywistość, w której funkcjonował „zmieniła się” o 180 stopni – jego matka stała się religijną fanatyczką, ojciec już go „pogrzebał”, a ukochana kobieta znalazła szczęście u boku innego mężczyzny, z którym doczekali się również syna. Na domiar złego okazuję się, że Johnny ma dar – i to nie byle jaki dar! Po przez dotyk może „lustrować” innych ludzi – widzieć ich przeszłości, teraźniejszość i przyszłość. Ktoś mógłby sobie pomyśleć „super, też tak chcę” – jednak myślę, że w tym miejscy Johnny polemizowałby. Dar, przez jego matkę nazywany „błogosławieństwem” okazał się prawdziwym przekleństwem dla młodego mężczyzny, który nagle stał się obiektem zainteresowania mediów. Można by… ale chwila, chwila! Tea przystopuj bo zaraz całą książkę streścisz! Wracając, więc do samej postaci Johnny jest taki… swój. To słowo chyba najlepiej się nadaję do jego charakterystyki. Zabawny, ostrożny, a przy tym wszystkim intrygujący z pewnością spodoba się wielu czytelnikom – moje serce skradł niemal natychmiast! Jest taki w sam raz – nie za idealny, nie za bardzo przereklamowany. Ale będąc przy bohaterach muszę zwrócić uwagę na jeszcze jedną rzecz, zupełnie odbiegając od osoby naszego przemiłego nauczyciela, King idealnie opisuje psychopatów! Jego kreacje takich ludzi są po prostu mistrzowskie i co najbardziej w tym wszystkim przeraża to to, że autor nie wybiera sobie za „psycholi” jakiś kryminalistów, dewiantów i tak dalej – nie! On zakłada, że takie osoby mogą jak najbardziej funkcjonować w „normalnym” świecie, jako lekarze, policjanci, ogrodnicy itp. Przerażające, ale jednocześnie tak intrygujące!
O samej akcji troszkę się wygadałam. Co prawda w „Martwej strefie” nie mamy jakiś spektakularnych pościgów, gonitwy z czasem i tak dalej, niemniej jednak to wcale nie przeszkadza Kingowi w budowaniu napięcia. Nic z tych rzeczy! W wydawać by się mogło, że w błahych sytuacjach autor daję się ponieść wyobraźni i bawi się z czytelnikiem w kotka i myszkę. Jednak muszę również wspomnieć o czymś co niezbyt przypadło mi do gustu, a mianowicie o zakończeniu, które było takie... nijakie. Spodziewałam się czegoś znacznie lepszego, a dostałam coś, co odebrałam, jako takie „na odwal” i co zaważyło na mojej ostatecznej ocenie.
No i został nam jeszcze język, do którego jak zwykle nie mogę się przyczepić. Uwielbiam styl pisania Kinga i tą charakterystyczną dla niego lekkość pisania. Po prostu coś wspaniałego!
Reasumując, lektura z pewnością spodoba się wszystkim kingomaniakom oraz osobom, które lubią sobie poczytywać o zjawiskach paranormalnych. Ja sama czuję niedosyt po tym konkretnym tytule, mam jednak nadzieję, że kolejna historia Kinga, z którą będę miała do czynienia, sprawi, podobnie jak „Miasteczko Salem”, że nie będę mogła spać.
„Czuł, że Stillson gra w najlepsze w roześmianego tygrysa: w skórze bestii – człowiek. Lecz w skórze człowieka – bestia.” – Stephen King, Martwa Strefa, Warszawa 2002, s. 394
OCENA: 8/10
Książka zalicza się do wyzwania: 52 książki, Czytam opasłe tomiska, Historia z TRUPEM.
Witam. Jak mijają wakacje? Właśnie zaczynam przygotowania do remontu w domu i aż się tego boję. Wszędzie kurz, wszędzie głośno, wszędzie bałagan – dlaczego nie ma jakiegoś zaklęcia na szybki remont? Pozdrawiam,
Tea
[1] Opis pochodzi z tyłu książki
Chętnie kiedyś bliżej zapoznam się z tą pozycją :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
Natalia :)
Chętnie kiedyś bliżej zapoznam się z tą pozycją :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
Natalia :)
Ehh... Propozycja nie dla mnie, przynajmniej nie na chwilę obecną. Może w przyszłości ;)
OdpowiedzUsuńNa razie poluję na "Christine" tego pana, a potem planuję sięgnąć po inne jego książki :) A remontu współczuję, nie znoszę takich rzeczy :C
OdpowiedzUsuńMuszę wreszcie zapoznać się z autorem
OdpowiedzUsuńKing - chwalony prawie przez wszystkich. A ja nie czytałam żadnej jego książki. Ależ ze mnie ignorantka ;)
OdpowiedzUsuńAutora znam, ksiazki nie. Ale tak sobie mysle, ze King dobry byłby na wakacje na działce... Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńKing jest mistrzem - zgadzam się :)
OdpowiedzUsuńNiepokoją mnie tylko plotki na jego temat - że jego książki nie są pisane przez niego. W końcu nowe książki pojawiają się szybciej niż niektórzy ludzie są w stanie przeczytać poprzednie :P
Zachęcam :) Jak już zaczniesz to z pewnością ani się obejrzysz a już się skończy :) Bardzo szybko się czyta :)
OdpowiedzUsuńPo takiej recenzji grzechem byłoby nie sięgnąć po to dzieło :)
OdpowiedzUsuńCzuję się wystarczająco zachęcona, by przeczytać Kinga! :D
OdpowiedzUsuńTo naprawdę łatwo powiedzieć, bo jestem z tym facetem dwa lata, a wciąż nie potrafię mówić o swoich uczuciach, niemal nie odbywamy poważnych rozmów... Zobaczymy. Przede wszystkim wiem na pewno, że najgorszym możliwym rozwiązaniem będzie próba rozwiązania tego problemu przez telefon....
OdpowiedzUsuńJa podobnie jak Aga - jestem totalną ignorantką, bo Kinga znam tylko z ekranizacji jego książek - wspaniałych zresztą :)
OdpowiedzUsuń