TYTUŁ ORYGINALNY: Dreamcatcher
TŁUMACZ: Arkadiusz Nakoniecznik
ROK WYDANIA: 2001
WYDAWNICTWO: Prószyński i S-ka
OPIS
Czterej kilkunastoletni chłopcy zrobili kiedyś coś wspaniałego, coś wielkiego i dobrego - coś, co odmieniło ich życie. Połączeni telepatyczną więzią kroczyli przez lata różnymi ścieżkami, które jednak w końcu doprowadziły ich do drewnianego domku w środku lasu. Tam ich drogi musiały się rozejść: niektórych czekała śmierć, niektórych zaś los znacznie gorszy od śmierci: ucieczka w głąb własnego umysłu przed bezwzględnym, drapieżnym, nieznającym litości przeciwnikiem, początkowo całkowicie nieludzkim i tym groźniejszym, im bardziej upodabniał się do człowieka. Uwolnić ich od tego koszmaru mógł tylko ten piąty, ten, który kiedyś pomógł im wznieść się ponad przeciętność, który połączył ich na długie lata, który znacznie więcej dawał, niż brał - prawdziwy łowca snów... [1]
RECENZJA
Jak pewnie zdążyliście zauważyć przynajmniej raz w miesiącu staram się, aby w moje dłonie wpadła książka autorstwa Stephena Kinga. Spytacie się pewnie, dlaczego? Otóż postanowiłam, że po tylu latach unikania, muszę w końcu nadrabiać dzieła Mistrza. Bo o tym, że King jest prawdziwy asem w swoim fachu nie muszę nikogo przekonywać, prawda? No, ale wracając do meritum – „Łowca snów” był kolejną lekturą, z którą postanowiłam się zmierzyć. Ciekawy opis znajdujący się na tylnej okładce tylko utwierdził mnie w przekonaniu, że wybrałam dobrze. Niemniej jednak po ponad 600 stronach historii, muszę się przyznać, że czułam dość spory niedosyt. Książka, co prawda nie rozczarowała mnie, ale nie mogę również powiedzieć, że wciągnęła mnie do tego stopnia, abym nie mogła oderwać od niej wzroku.
Może na początku zacznę od bohaterów. W „Łowcy snów” mamy do czynienia z prawdziwą męską przyjaźnią, która połączyła piątkę młodych chłopców i z sukcesem przeniosła się również w dorosłość. Czterej mężczyźni: Beaver, Henry, Jonesy i Pete, w dzieciństwie uratowali przed chuliganami, upośledzonego umysłowo chłopca – Dudditsa. Od tej pory pomiędzy nimi wytworzyła się wyjątkowa więź, którą dodatkowo łączą pewne nadprzyrodzone zdolności. Duddits okazał się być kimś więcej niż tylko chorym chłopcem, a z czasem również reszta bohaterów zaczyna dostrzegać jego, ale również swoją własną wyjątkowość. Pomimo tego, że każdy z nich jest zupełnie innym niż pozostali, to mimo wszystko, stanowili bardzo zgrany zespół. Różniło ich praktycznie wszystko, ale połączyła przyjaźń i miłość do Dudditsa. Właśnie Dudds… również i mnie urzekła tak wykreowana postać. Z jednej strony bezbronny i zagubiony, z drugiej niebezpieczny i tajemniczy. Z jednej strony przyjacielski i ciepły, z drugiej kolei bezwzględny i pewny swego. Jakkolwiek dziwie by to zabrzmiało, jego upośledzenie było w sumie jego największym atutem. Jeśli z kolei chodzi o pozostałych bohaterów, to chyba żaden zbyt bardzo mnie nie porwał – nie irytowali mnie, a i owszem, ale niestety również i nie zachwycili. W pewnym sensie czuję się zawiedzona, liczyłam, że „Łowca snów” będzie kolejnym majstersztykiem Kinga, a tymczasem dostałam książkę dobra, ale nie najlepszą.
No to teraz fabuła! W sumie zamiast pytania: „co znajdziemy w książce”, powinniśmy zadać pytanie: „czego tam nie znajdziemy”. Mamy tam stwory, Ufo, poczynania rządu, propagandę, szalonego dowódcę i wiele, wiele więcej. Głównym tematem historii jest walka ziemian z kosmitami, którzy chcą opanować ziemię – powinniśmy, więc mieć ciągłą akcję i wyścig z czasem. Niemniej jednak przez ponad 600 stron historii zdarzyło się kilka rozdziałów tak nużących, że ja sama walczyłam z ogromną pokusą przeskoczenia o kilka kartek w przód. Jako, że nie lubię zdradzać zbyt wielu szczegółów, (co to by nie spojlerować) nie chcę zbytnio rozpisywać się w tym akapicie. W dużym skrócie powiem jedynie tyle, że przez większą część lektury naprawdę dużo się dzieje, ale te kilkanaście stron, o których wspominałam wyżej, sprawiły, że czułam się nieco rozczarowana, tym bardziej, że w pamięci wciąż mam „Miasteczko Salem”, które oczarowało mnie pod każdym względem.
Język! Przy okazji oceniania wcześniejszych pozycji Kinga mówiłam, że czego, jak czego, ale braku talentu pisarskiego nie można temu panu odmówić. Uwielbiam ten jego charakterystyczny styl, który pozwala przenieść się w zupełnie inny, alternatywny świat. Czytając kolejne strony „Łowcy snów” czytelnik może czuć się jakby był naocznym świadkiem wszystkich tych zdarzeń, które mają miejsca w książce. Jak zwykle w tym konkretnym podpunkcie nie mogę się do niczego przyczepić.
Reasumując, lektura z pewnością spodoba się wszystkim kingomaniakom oraz osobom, które lubią sobie poczytywać coś w rodzaju zagadek z Archiwum X. Ja sama czuję niedosyt po tym konkretnym tytule, mam jednak nadzieję, że kolejna historia Kinga, z którą będę miała do czynienia, sprawi, podobnie jak „Miasteczko Salem”, że nie będę mogła spać.
No i mamy jeszcze ocenę! Myślę, że szóstka będzie w tym przypadku idealna.
"Pamiętał doskonale, jak głaskał go po delikatnych, jasnych włosach. Jego płacz wbijał się im w serca jak sztylet, ale kiedy się śmiał, byli najszczęśliwszymi ludźmi na świecie. Kiedy słyszałeś śmiech Dudditsa Cavella, znów zaczynałeś wierzyć we wszystkie stare kłamstwa: że życie jest dobre, że ma sens, że oprócz mroku istnieje też światło.” ~ Stephen King, Łowca Snów, Warszawa 2001, s.558OCENA: 6/10
Książka zalicza się do wyzwania: 52 książki, Czytam opasłetomiska, Historia z TRUPEM
Jestem na siebie wściekła. Miałam przez święta tyle rzeczy zrobić a jak zwykle nie zrobiłam nic. Ale już czekam na lipiec, kiedy nie będę musiała przejmować się uczelnią, nauką, pracami – tak, to z pewnością będzie piękny czas, a moje recenzje będą wówczas zdecydowanie lepiej przygotowane, niż to co wyżej. A na chwilę obecną przesyłam Wam gorące pozdrowienie.
[1] Opis pochodzi z tyłu książki
Ja tak też się próbuję zabrać za Kinga, ale na razie słabo mi idzie ;)
OdpowiedzUsuńPolecam "Miasteczko Salem", z miejsca się zakochasz ;)
UsuńPrzeczytałam jedynie Lśnienie także niewiele :D dzięki postaram się sięgnąć :D
UsuńRaczej takie sobie ;/
OdpowiedzUsuńZdecydowanie wezmę się za inną książkę :)
Mnie strasznie jeszcze kusi "Lśnienie" i jak tylko dorwę to z pewnością się zapoznam ;)
UsuńTak, a kto Ci Kinga wcisnął w bibliotece dwa lata temu? :>
OdpowiedzUsuńJasne, że ja!
A tak się broniła, że tylko Koontz! :D
Chętnie wezmę się za wszelkie powieści p. Kinga jak tylko je skompletuje :D
No Ty, Ty! :D
UsuńDziękuję :*
O, tej ksiązki jeszcze nie czytałam :)
OdpowiedzUsuńW sumie to nie wiem czy polecać. Jeśli nie przeczytasz świat się na pewno nie zawali ;)
UsuńCzytałam w wersji oryginalnej już dawno temu. Zrobiła na mnie duże wrażenie.
OdpowiedzUsuń