czwartek, 2 stycznia 2014

014. Intrygujące "Listy lorda Bathursta"

AUTOR: Marcin Mortka
ROK WYDANIA: 2013
WYDAWNICTWO: Fabryka słów

OPIS
Kapitan Peter Doggs znany jest ze swojej niezależności i braku pokory wobec rozkazów. Prędzej czy później musiały go one zaprowadzić przed pluton egzekucyjny...I gdyby nie tajemniczy lord Bathurst, zamiast na pokładzie pięknego żaglowca dzielny kapitan wylądowałby w dole z wapnem. Teraz Peter Doggs musi pożeglować nie wiadomo gdzie i nie wiadomo po co. Kolejne etapy tajnej misji odsłaniać będą listy lorda Bathursta. Po drodze musi zatapiać obce statki i zabijać niewinnych cywilów. A gdyby do głowy mu przyszło protestować, pilnują go przekupieni lub zastraszeni przez Bathursta marynarze, pewna gnida nazwiskiem Stirling i świadomość, że od jego subordynacji zależy los córki, szesnastoletniej Emily. Lord Bathurst przewidział wszystko, z wyjątkiem jednego. Kapitan Doggs bardzo, ale to bardzo nie lubi być do czegoś zmuszany. [1]

RECENZJA
‘Listy lorda Bathursta’ są moją pierwszą książką Marcina Mortki, ale wiem już na pewno, że nie są moją ostatnią lekturą tegoż właśnie autora. Przyznam się szczerze, że do przeczytania poniżej zrecenzowanej pozycji nie zachęciła mnie ani wyważona, niezbyt fikuśna okładka, ani ciekawy opis zamieszczony na tyłach, a jedynie sentymenty – tak, tak moi drodzy , Tea też potrafi być sentymentalna. Otóż za czasów, kiedy byłam podlotkiem (matko jak to zabrzmiało) byłam wielką fanką ‘Wampiratów’ - serii książek autorstwa Justina Sompera. Podświadoma chęć wrócenia do tamtych czasów sprawiła, że postanowiłam dać szansę marynistycznej twórczości Marcina Mortki.

Od czego by tu zacząć? No oczywiście od bohatera! W powieści wyżej wymienionego autora postacią pierwszoplanową jest Peter Doggs – arogancki, pewny siebie, sprytny i inteligentny kapitan. Oj takie typ charakteru to zdecydowanie to, co Tea lubi najbardziej. Nawiasem mówiąc chyba właśnie wymyśliłam temat pracy magisterskiej – dlaczego kobiety kochają niegrzecznych chłopaków? W przypadku niesfornego kapitana schemat jest ten sam – Peter uwikłany w intrygę pewnego biznesmena, o wydawać by się mogło przeogromnych wpływach, próbuje nie tylko rozwiązać zagadkę, w którą został uwikłany, ale również uratować członków swojej załogi, których los niestety z góry jest już przesądzony. W tym momencie myślicie sobie pewnie, że w końcu nadszedł ten czas, w którym Tea podoba się wszystko, ale niestety to jeszcze nie nastąpi tu i teraz. O ile przez połowę książki byłam wręcz oczarowana kapitanem Doggsem, to niestety im dalej w las tym coraz bardziej zaczynał mnie irytować. Zapewne zadacie sobie pytanie czym takim? Już śpieszę z odpowiedzią. Tak się zastanawiam, że gdyby „normalny” śmiertelnik tyle razy został pobity, tyle razy zostałby postrzelony i stoczyłby tyle morskich bitew to z pewnością minimum trzy razy by już nie żył. A tymczasem Peter Doggs pomimo wszystko nie tylko żyje, ale ma się również wyśmienicie. Odniosłam wręcz wrażenie, że charakterystyczną cechą naszego kapitana nie powinien być cięty języczek, lecz boska nieśmiertelność.

Kolejnym ważnym elementem, o którym wręcz należy wspomnieć jest dynamiczna akcja. ‘Listy lorda Bathursta’ to 402 stron ciągłych wydarzeń. Autor nawet na chwilę nie pozwala czytelnikowi odpocząć, tak, więc każda kartka przesycona jest dawką mocnych emocji! Mamy tutaj krew (widzisz Lady Spark, doczekałam się jej!), mamy bitwy, mamy ciągłe spiski i masę trupów. Jeśli ktoś lubi takie właśnie klimaty z pewnością nie będzie zawiedziony po przeczytaniu tej konkretnej pozycji Marcina Mortki.
Zanim zakończę swoją recenzję muszę jeszcze wspomnieć o języku i stylu pisania autora, który zawsze odgrywa niezwykle istotną rolę w odbiorze całości. Trzeba przyznać, że ‘Listy lorda Bathusta’ czyta się szybko, miło i przyjemnie. Płynnie można przechodzić z jednej kartki na drugą, a problemem nie są nawet przydługie rozdziały. Jedyną trudność może stanowić typowo marynistyczne słownictwo i brak jego wyjaśnienia u dołu każdej strony, niemniej jednak biorąc do ręki pozycję o takim temacie trzeba wziąć na to poprawkę.

Reasumując, o ile książkę przeczytałam szybko i pod wieloma względami bardzo mi się podobała to oceniając muszę wziąć pod uwagę również te rzeczy, które nie przypadły mi do gustu. Po pierwsze bohater, który chociaż na początku niezwykle mnie intrygował, później zraził mnie do siebie swoją „boskością”. Po drugie, jakkolwiek by to zabrzmiało, to za dużo akcji – wiem, wiem, narzekam kiedy w książce wszystko dzieje się wolno i bez polotu, ale również wychodzę z założenia, że co za dużo to niezdrowo. No i już ostatnia rzecz to jednak przyduża ilość marynistycznych terminów – dla mnie, jako kompletnego laika w tym konkretnym temacie, niektóre zdanie, wręcz przesycone takim słownictwem, były bardzo niezrozumiałe i musiałam korzystać z dobroci wujka Google, żeby dowiedzieć się o czym czytam.

Po lekturze ‘Listów lorda Bathusta’ jestem pewna, że z przyjemnością sięgnę do innych pozycji Marcina Mortki, a samą wyżej zrecenzowaną książkę polecam wszystkim fanom „morskich wilków”.


„Objął kolana ramionami, skulił się, zgarbił, a potem zacisnął powieki i wyobraził sobie Emily. Nie robił tego od tygodni, a może nawet miesięcy, odpychał wspomnienia, nie chcąc sprawić sobie dodatkowego bólu. Teraz, być może w ostatnich godzinach życia, postanowił się nimi napawać jak najdłużej.” ~ Marcin Mortka, Listy lorda Bathursta, Lublin 2013, s. 255


OCENA: 7/10

Witam. Powyższa recenzja jest ostatnią zaliczaną jeszcze do „2013”, kolejna będzie już wpisana do mojego wyzwania na 2014 rok, czyli przeczytania 52 książek. Mam nadzieję, że uda mi się wytrwać w tym postanowieniu od samego początku do końca. Będziecie trzymać za mnie kciuki?

[1] Opis zaczerpnięty ze strony fabrykaslow.com.pl


4 komentarze:

  1. Już zacieram rączki na tę pozycję ;) A co mi tam, może być ciekawa :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Ostatnio mnie tu nie było, ale jakoś kompletnie nie miałam weny by napisać coś co można by było przeczytać w komentarzu. do wydawnictwa Fabryka słów mam straszny sentyment. Spod ich reki wychodzi tyle świetnych książek. W sumie fabuła jakoś nie pode mnie, ale gdyby ta książka wpadła mi w ręce to po tej recenzji chyba jej ulegnę :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mi się bardzo podobała, chociaż tak jak wyżej zaznaczyłam - trzeba się przygotować na bardzo dużo marynistycznych zwrotów ;)

      Usuń