piątek, 4 stycznia 2019

547. Cecelia Ahern - "Pora na życie"


AUTOR: Cecelia Ahern
TYTUŁ ORYGINALNY: The Time Of My Life  
TŁUMACZ: Barbara Jaroszuk
ROK WYDANIA: 2014
WYDAWNICTWO:  Świat Książki
OPIS
Lucy Silchester mieszka z kotem w wynajętej kawalerce, wykonuje niesatysfakcjonującą pracę, coraz bardziej oddala się od swoich bliskich i nieustannie kłamie, wstydzą się nagłych i niekorzystnych zmian w swoim życiu. Pewnego dnia, po powrocie pracy, znajduje na podłodze złotą kopertę, a w niej zaproszenie. Na spotkanie z Życiem. Swoim.
Brzmi to może dziwnie, ale Lucy czytała o całej sprawie w jakimś czasopiśmie. Tak czy owak nie potrafi ustalić daty spotkania – jest zbyt zajęta narzekaniem na pracę, wystawianiem do wiatru znajomych i unikaniem rodziny. Jaj życie nie jest tym, czym się wydaje. Podobnie jak niektóre z dokonanych przez nią wyborów i opowiedzianych historii. Kiedy poznaje mężczyznę, który przedstawia się, jako jej Życie, powtarzanym z uporem półprawdom grozi kompromitacja. Lucy musi nauczyć się mówić prawdę o tym, co jest dla niej naprawdę ważne. [1]

RECENZJA
Po przeczytaniu „Love, Rosie” (inny tytuł „Na końcu tęczy”) wiedziałam, że prędzej czy później znowu zapoznam się z twórczością Ceceli Ahern. I biorąc się za czytanie „Pory na życie” wiedziałam, że będą tylko dwa wyjścia: albo będę zachwycona albo książka będzie rozczarowaniem miesiąca. Mimo to z wielką chęcią i ochotą zabrałam się za czytanie.

Główna bohaterka powieści „Pora na życie” jest Lucy Silchester. Ma kota o imieniu Pan Pan (dlaczego tak? Tego dowiecie się jak przeczytacie książkę). Mieszka w wynajętej kawalerce. Od trzech lat nie jest ze swoim chłopakiem. Lucy jest też nagminną kłamczuchą. Kłamie w każdej chwili swojego życia. Śmiem stwierdzi, że nawet, kiedy śpi to kłamie. Pewnego dnia dostaje list z zaproszeniem na spotkanie swojego Życia…

Dobra przyznam się, że ja i Lucy kompletnie się nie polubiłyśmy. Bardzo mnie irytowała tym swoim marudzeniem i zachowaniem. Nie umiała sama siebie ogarnąć. Nie zdawała sobie sprawy, że swoimi kłamstwami i ucieczkami rani nie tylko innych, ale przede wszystkim siebie. W życiu plecie się różnie i ja to wiem, ale Lucy sama rujnowała swoje, gdy uważała się za wiecznie nieszczęśliwą i niezrozumianą przez świat.

Był jeden moment, kiedy solidaryzowałam się z Lucy. Jej sytuacja z tatą była okropna. Trochę ją rozumiem, bo ja też walczę z tatą, żeby akceptował moje wybory, że to ja muszę przeżyć swoje życie. I owszem nie jestem jeszcze obrzydliwie bogata (i w sumie wątpię, żebym kiedykolwiek była), nie mam nieziemsko przystojnego i bogatego faceta (w to też w sumie wątpię, że taki egzemplarz mi jest pisany, ja tam się zadowolę zwykłym, normalnym mężczyzną – jakby, kto pytał), że zamiast znaleźć normalną pracę byłam na stażu (szukałam cały czas pracy, ale to wcale nie jest takie proste, a ja miałam kredyt do spłacenia, więc lepszy staż niż nic). Rozumiałam to, gdy jej własny ojciec powiedział jej prosto z mostu, że go zawiodła, że marnuje swoje życie i hańbi jego nazwisko. Było mi jej wtedy żal. Owszem w pewnej kwestii miał rację, bo Lucy zachowała się nieodpowiedzialnie, ale wieczne wypominanie też nie jest niczym dobrym.

Ogólnie doceniam pomysł Ahern. Motyw na spotkanie własnego życia jest dla mnie bardzo oryginalny, ale nie twierdzę, że chciałabym spotkać swoje Życie w postaci mężczyzny z krwi i kości. Za takie atrakcje to ja serdecznie podziękuję. To nie na moje nerwy, bo Życie Lucy było dość upierdliwe, więc myślę, że moje nie byłoby wiele lepsze.

Spodziewałam się, że zostanę wciągnięta w książkę, a ja czuję się trochę rozczarowana. Oczekiwałam czegoś więcej. Po prostu brakowało mi w książce tego czegoś, co by ją zdefiniowało. Ja po prostu wiem, że pod koniec roku jak będę tworzyła podsumowanie to patrząc na tytuł będę zastanawiała się, o czym ona była. No trudno, może inne pozycje Ahern bardziej mnie zadowolą.

"Nigdy tak naprawdę nie przestaniesz pamiętać o czymś, co zrobiłeś, choć, jak dobrze wiesz, nie powinieneś. Takie rzeczy pałętają się w twojej świadomości, snują się po jej obrzeżach niby złodziej przeprowadzający rekonesans przed skokiem. Widujesz je, jak teatralnie czają się obok w pasiastej czerni i bieli i chowają za skrzynką pocztową, gdy znienacka się odwracasz, by stawić im czoło." ~ Cecelia Ahern, Pora na życie, Warszawa 2014, s. 9.
OCENA: 6/10
Daję Wam jedną ze starszych recenzji jakie posiadam. Chciałam wrzucić dziś podsumowanie roku, ale niestety nie wyrobiłam się, więc w przyszłym tygodniu z pewnością je dostaniecie. 
Od jakiej lektury zaczęliście rok 2019? Ja od "Syrenki" Camilli Lackberg ;) 
Całusy
Lady Spark

[1] Opis pochodzi z okładki książki

10 komentarzy:

  1. Ja Cecelii jakoś polubić nie mogę, no chyba nie mój styl:)
    Ja w Nowy Rok weszłam z książką.... kucharską- świąteczny prezent:)
    okularnicawkapciach.wordpress.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ooo ;), ja szukam dobrej książki kucharskiej ;)

      Usuń
  2. Ja tej autorki czytałam ,,Love, Rosie" i byłam zachwycona tą książką :)

    OdpowiedzUsuń
  3. To ja też nie chce tak upierdliwego życia xD

    OdpowiedzUsuń
  4. Bardzo lubię książki tej autorki. Nie są idealne, ale serdeczne i wciągające :)

    OdpowiedzUsuń