AUTOR: Melissa Hill
TYTUŁ ORYGINALNY: Something From
Tiffany’s
TŁUMACZ: Alina
Siewior-Kuś
ROK WYDANIA: 2012
WYDAWNICTWO: Prószyński i S-ka
OPIS
Na Piątej Alei w
Nowym Jorku dwaj mężczyźni kupują prezenty dla kobiet, które kochają. Gary dla
swojej dziewczyny Rachel wybrał bransoletkę. Tymczasem Ethan szuka czegoś
bardziej wyjątkowego – pierścionka zaręczynowego dla pierwszej kobiety, która
uczyniła go szczęśliwym po śmierci żony. Kiedy jednak w zamieszaniu dochodzi do
zamiany prezentów i do Rachel trafia pierścionek Ethana, drogi obu par się
krzyżują. Ethan próbuje odzyskać pierścionek, by wręczyć go kobiecie, dla
której był przeznaczony. Przekonuje się jednak, że to bardziej skomplikowane,
niż przypuszczał. Czyżby los miał własne pomysły na życie obu par? [1]
RECENZJA
Książki, których
akcja toczy się w święta Bożego Narodzenia chciałam czytać dopiero w grudniu,
bo gdy widzę świąteczne reklamy w połowie listopada to dostaję białej gorączki.
Jednak właśnie w ten magiczny czas zabiera nas autorka „Prezentu od
Tiffany’ego”.
Wyobraźcie sobie
śnieg, święta Bożego Narodzenia w Nowym Jorku. Dwóch mężczyzn na Piątej Alei w
tym mieście kupuje prezenty dla swoich kobiet. Gary bransoletkę dla Rachel, a
Ethan pierścionek zaręczynowy dla Vanessy. W wyniku wypadku, jakiemu ulega Gary
mężczyźni łapią nie swoje prezenty, a gdy wychodzi to na jaw rozpoczyna się
próba odzyskania tych właściwych, a to z kolei prowadzi do serii zdarzeń,
których żaden by się nie spodziewał. A zakończenie może być zaskoczeniem dla
wszystkich osób zamieszanych w to całe zdarzenie.
Czasami jest
tak, że o bohaterach nie bardzo umiem się rozpisać. Tu jest inaczej. Pani Hill
stworzyła ich bardzo dużo, ale skupiłabym się na głównych. Ethan jest wdowcem i
ma ośmioletnią córkę Daisy – bardzo kochane dziecko i najlepsza postać całej
powieści! Spotyka się z Vanessą i jest w niej tak bardzo zakochany, że nie
widzi tego, że kobieta wcale nie ma instynktu macierzyńskiego, a na dodatek nie
żywi do małej Daisy żadnych wielkich uczuć jak cały czas deklaruje. Nie znaczy
to, że jest macochą z piekła rodem, ale uważa, że Daisy jest już tak dużym
dzieckiem, że nie trzeba jej czytać przed snem. Kobiet chce, aby dziewczynka
jak najszybciej dorosła. Ethan jest przekonany, że gdy tylko pobierze się z
Vanessą staną się idealną rodziną, jaką kiedyś tworzył z Jane, czyli matką
Daisy. Jest tylko facetem, więc usprawiedliwiam jego tok myślenia.
Druga para to
Gary i Rachel. Poznali się, gdy mężczyzna remontował lokal gastronomiczny
Rachel i jej przyjaciółki Terri. Mężczyzna jest niestety egoistką do kwadratu.
Tylko brałby od Rachel, ale nic nie dawał od siebie. Z kolei ona jest
zaślepiona miłością do niego tak mocno, że tego nie widzi. Nawet, gdy z musu
się jej oświadczył, to zaczął analizować i szukać plusów całej tej sytuacji.
Przez głowę mu nie przeszło nawet to, że powinien w jakiś sposób szukać
rozwiązania tego problemu, a na dodatek, że jeśli wszystko wyjdzie na jaw (a on
liczył, że nic takiego nie będzie miało miejsca) zrani mocno Rachel, która
zawsze chciała dla niego jak najlepiej. Jednym słowem: dupek!
„Prezent od
Tiffany’ego” to ciepła pozycja na zimowe wieczory, a nawet na jeden wieczór, bo
czyta się ją bardzo sprawnie. Kartki same się przewracają. Jak to w komedii
romantycznej bywa części wydarzeń możemy się spodziewać. Mimo to zakończenie
trochę mnie zaskoczyło, ale też rozczarowało. Nie było złe, ale było takie
trochę wyciągnięte z kapelusza. Rozumiem, że autorka chciała wyjść poza utarty
schemat tego rodzaju książek, ale gdzieś moim zdaniem to nie wyszło. Nie do
końca było to w moim guście po prostu.
Melissa Hill
stworzyła ciekawych bohaterów, którzy wzbudzają w nas tak wielkie emocje, że
chętnie wyciągnęlibyśmy ich z kart powieści i potrząsnęli nimi, aby otworzyli
oczy. Autorka dała również przyjemną atmosferę, że żałuję, że nie mam więcej
jej książek w swojej biblioteczce, bo chętnie bym jeszcze po nie sięgnęła.
OCENA: 6/10
Cześć!
Witamy Was po długiej przerwie. Przyznam, że przydała się nam ona, bo pozwoliła trochę podgonić z recenzjami. Od dziś jednak wracamy na nowo i znowu możecie czytać nasze wypociny.
Pozdrawiam,
Lady Spark
[1] Opis
pochodzi z okładki książki
chyba dwie książki tej pani czytałam i dość podobne były. Takie przewidywalne strasznie...
OdpowiedzUsuńJak mi brakuje takiej ciepłej, nastrojowej książki. Idealny materiał na komedię romantyczną :) Ja też najchętniej sięgam po takie książki w grudniu, ale wydawnictwa wydają je wcześniej, żeby zdążyły się przed świętami sprzedać :)
OdpowiedzUsuńBrzmi raczej przeciętnie, także podziękuję :/
OdpowiedzUsuńNie znam książek tej autorki. Może sięgnę po tę pozycję, gdy będę chciała przeczytać coś lekkiego. ;)
OdpowiedzUsuńJa już po samym tytule byłabym negatywnie nastawiona do książki... zdecydowanie to nie na moje nerwy :)
OdpowiedzUsuńRaz na jakiś czas ma się ochotę na odrobinę luźniejszą lekturę, właśnie taką na jeden wieczór. Mało zobowiązującą, mało wymagającą - na taki właśnie czas zapisuję sobie tytuł i być może się skusze :)
OdpowiedzUsuńNie znam, ale w sumie nie dla mnie ;]
OdpowiedzUsuńW sumie mogłabym się skusić, jeszcze nic tej autorki nie czytałam :)
OdpowiedzUsuńSkuszę się, może jeszcze nie teraz, bo w nieco innych klimatach siedzę, ale chętnie sięgnę po książkę. :)
OdpowiedzUsuńBrzmi raczej przeciętnie. :)
OdpowiedzUsuńOdnoszę wrażenie, że w ogóle to nie jest lektura dla mnie i chyba się nie mylę, prawda? :D
OdpowiedzUsuń