poniedziałek, 27 listopada 2017

463. Czy pierścionek od Tiffany'ego może sam sobie wybrać kobietę?

AUTOR: Melissa Hill
TYTUŁ ORYGINALNY: Something From Tiffany’s
TŁUMACZ: Alina Siewior-Kuś
ROK WYDANIA: 2012
WYDAWNICTWO:  Prószyński i S-ka
OPIS
Na Piątej Alei w Nowym Jorku dwaj mężczyźni kupują prezenty dla kobiet, które kochają. Gary dla swojej dziewczyny Rachel wybrał bransoletkę. Tymczasem Ethan szuka czegoś bardziej wyjątkowego – pierścionka zaręczynowego dla pierwszej kobiety, która uczyniła go szczęśliwym po śmierci żony. Kiedy jednak w zamieszaniu dochodzi do zamiany prezentów i do Rachel trafia pierścionek Ethana, drogi obu par się krzyżują. Ethan próbuje odzyskać pierścionek, by wręczyć go kobiecie, dla której był przeznaczony. Przekonuje się jednak, że to bardziej skomplikowane, niż przypuszczał. Czyżby los miał własne pomysły na życie obu par? [1]

RECENZJA
Książki, których akcja toczy się w święta Bożego Narodzenia chciałam czytać dopiero w grudniu, bo gdy widzę świąteczne reklamy w połowie listopada to dostaję białej gorączki. Jednak właśnie w ten magiczny czas zabiera nas autorka „Prezentu od Tiffany’ego”.

Wyobraźcie sobie śnieg, święta Bożego Narodzenia w Nowym Jorku. Dwóch mężczyzn na Piątej Alei w tym mieście kupuje prezenty dla swoich kobiet. Gary bransoletkę dla Rachel, a Ethan pierścionek zaręczynowy dla Vanessy. W wyniku wypadku, jakiemu ulega Gary mężczyźni łapią nie swoje prezenty, a gdy wychodzi to na jaw rozpoczyna się próba odzyskania tych właściwych, a to z kolei prowadzi do serii zdarzeń, których żaden by się nie spodziewał. A zakończenie może być zaskoczeniem dla wszystkich osób zamieszanych w to całe zdarzenie.

Czasami jest tak, że o bohaterach nie bardzo umiem się rozpisać. Tu jest inaczej. Pani Hill stworzyła ich bardzo dużo, ale skupiłabym się na głównych. Ethan jest wdowcem i ma ośmioletnią córkę Daisy – bardzo kochane dziecko i najlepsza postać całej powieści! Spotyka się z Vanessą i jest w niej tak bardzo zakochany, że nie widzi tego, że kobieta wcale nie ma instynktu macierzyńskiego, a na dodatek nie żywi do małej Daisy żadnych wielkich uczuć jak cały czas deklaruje. Nie znaczy to, że jest macochą z piekła rodem, ale uważa, że Daisy jest już tak dużym dzieckiem, że nie trzeba jej czytać przed snem. Kobiet chce, aby dziewczynka jak najszybciej dorosła. Ethan jest przekonany, że gdy tylko pobierze się z Vanessą staną się idealną rodziną, jaką kiedyś tworzył z Jane, czyli matką Daisy. Jest tylko facetem, więc usprawiedliwiam jego tok myślenia.

Druga para to Gary i Rachel. Poznali się, gdy mężczyzna remontował lokal gastronomiczny Rachel i jej przyjaciółki Terri. Mężczyzna jest niestety egoistką do kwadratu. Tylko brałby od Rachel, ale nic nie dawał od siebie. Z kolei ona jest zaślepiona miłością do niego tak mocno, że tego nie widzi. Nawet, gdy z musu się jej oświadczył, to zaczął analizować i szukać plusów całej tej sytuacji. Przez głowę mu nie przeszło nawet to, że powinien w jakiś sposób szukać rozwiązania tego problemu, a na dodatek, że jeśli wszystko wyjdzie na jaw (a on liczył, że nic takiego nie będzie miało miejsca) zrani mocno Rachel, która zawsze chciała dla niego jak najlepiej. Jednym słowem: dupek!

„Prezent od Tiffany’ego” to ciepła pozycja na zimowe wieczory, a nawet na jeden wieczór, bo czyta się ją bardzo sprawnie. Kartki same się przewracają. Jak to w komedii romantycznej bywa części wydarzeń możemy się spodziewać. Mimo to zakończenie trochę mnie zaskoczyło, ale też rozczarowało. Nie było złe, ale było takie trochę wyciągnięte z kapelusza. Rozumiem, że autorka chciała wyjść poza utarty schemat tego rodzaju książek, ale gdzieś moim zdaniem to nie wyszło. Nie do końca było to w moim guście po prostu.

Melissa Hill stworzyła ciekawych bohaterów, którzy wzbudzają w nas tak wielkie emocje, że chętnie wyciągnęlibyśmy ich z kart powieści i potrząsnęli nimi, aby otworzyli oczy. Autorka dała również przyjemną atmosferę, że żałuję, że nie mam więcej jej książek w swojej biblioteczce, bo chętnie bym jeszcze po nie sięgnęła.

OCENA:  6/10

Cześć! 
Witamy Was po długiej przerwie. Przyznam, że przydała się nam ona, bo pozwoliła trochę podgonić z recenzjami. Od dziś jednak wracamy na nowo i znowu możecie czytać nasze wypociny. 
Pozdrawiam,
Lady Spark


[1] Opis pochodzi z okładki książki

11 komentarzy:

  1. chyba dwie książki tej pani czytałam i dość podobne były. Takie przewidywalne strasznie...

    OdpowiedzUsuń
  2. Jak mi brakuje takiej ciepłej, nastrojowej książki. Idealny materiał na komedię romantyczną :) Ja też najchętniej sięgam po takie książki w grudniu, ale wydawnictwa wydają je wcześniej, żeby zdążyły się przed świętami sprzedać :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Brzmi raczej przeciętnie, także podziękuję :/

    OdpowiedzUsuń
  4. Nie znam książek tej autorki. Może sięgnę po tę pozycję, gdy będę chciała przeczytać coś lekkiego. ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Ja już po samym tytule byłabym negatywnie nastawiona do książki... zdecydowanie to nie na moje nerwy :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Raz na jakiś czas ma się ochotę na odrobinę luźniejszą lekturę, właśnie taką na jeden wieczór. Mało zobowiązującą, mało wymagającą - na taki właśnie czas zapisuję sobie tytuł i być może się skusze :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Nie znam, ale w sumie nie dla mnie ;]

    OdpowiedzUsuń
  8. W sumie mogłabym się skusić, jeszcze nic tej autorki nie czytałam :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Skuszę się, może jeszcze nie teraz, bo w nieco innych klimatach siedzę, ale chętnie sięgnę po książkę. :)

    OdpowiedzUsuń
  10. Odnoszę wrażenie, że w ogóle to nie jest lektura dla mnie i chyba się nie mylę, prawda? :D

    OdpowiedzUsuń