AUTOR: Jayne Ann Krentz
TYTUŁ ORYGINALNY: Fired Up
TŁUMACZ: Anna
Krochmal
ROK WYDANIA: 2010
WYDAWNICTWO: Amber
OPIS
Przed wiekami
genialny alchemik stworzył przedmiot, który mógł obdarzyć tego, kto się poddał
jego działaniu, niezwykłymi nadnaturalnymi talentami lub… obłędem i naznaczyć
nimi kolejne pokolenia.
Jack Winter
wierzy, że jest dotknięty rodzinną klątwą. Dręczą go koszmary, coraz słabiej
panuje nad swą parapsychologiczną mocą. Ratunek zapewni mu odnalezienie
tajemniczego dzieła przodka. Lecz potrzebuje pomocy kobiety po szczególnych
zdolnościach. Bez niej nie zdoła powstrzymać swej niepokojącej przemiany. I wydanego
na siebie wyroku śmierci… [1]
RECENZJA
Zasiadając do
tej książki nie miałam żadnych wygórowanych oczekiwań. Miałam po prostu
odpocząć po przebytej chorobie. Spodziewałam się romansu z lekkim wątkiem parapsychologicznym,
ale to, co dostało mnie tylko przybiło. Już wiem, dlaczego nie przepadam za
tego typu połączeniami w książce. Romans i fantastyka nie idą w parze i ta
powieść to idealne potwierdzenie.
Prolog opowiada
nam scenę napaści na młodą kobietę, którą z opresji ratuje mężczyzna władający
nadprzyrodzonymi mocami. Młoda dziewczyna określa go „Demonem”. Od razu odkryłam,
kto jest tym bohaterem. Nie było żadnego najmniejszego śladu zaskoczenia na
mojej twarzy, gdy to się potwierdziło. Jednak miałam nadzieję, że całość będzie
dalej mniej przewidywalna. Jak się okazało złudne były moje oczekiwania.
Poznajmy
prywatną detektyw Chloe Harper, która jest znawcą antyków. W pierwszym
rozdziale daje próbkę swoich możliwości, mocy i talentu, bo mówi od razu, że
egipska statuetka o falsyfikat. Milczy jednak, że wykonał go jej przodek
niejaki Norwood Harper, dodatkowo, że potrafi precyzyjnie datować przedmioty
(jedna z tajemniczych zdolności), a na dodatek Chloe pochodzi z długiej linii
znawców sztuki i antyków. Tego samego dnia po powrocie do biura poznaje Jacka Wintersa,
który prosi ją o pomoc w odnalezieniu rodzinnego przedmiotu – pewnej
tajemniczej lampy. Jack jest przekonany, że ciąży na nim rodzinna klątwa, którą
zapoczątkował Nicholas Winters. Głównego bohatera dręczą koszmary, ma
halucynacje, zaniki pamięci i nie panuje nad swoją parapsychologiczną mocą.
Według legendy może się uwolnić od tej klątwy przez tajemniczą lampę i kobieta,
która przez swoje nadprzyrodzone zdolności będzie umiała pomóc mu wykorzystać
moc przedmiotu. Chloe podejmuje się tego zadania. Jednak nie jest do końca
przekonana czy owa legenda jest prawdziwa. Ona i on wiedzą, że istnieje coś
takiego jak Towarzystwo Wiedzy Tajemnej, które prowadzone jest przez niejakiego
Fallona Jonesa, który w teorii i zgodnie z opisem miał być wrogiem Jacka, a
okazał się jego całkiem dobrym kolegą. Przyznam szczerze, że Winter miał
obsesje na punkcie, że Jones chce go zabić. Był wręcz przewrażliwiony.
W międzyczasie
oczywiście między bohaterami pojawia się pewna nić pożądania i to w zasadzie od
samego początku, czyli od pierwszego wejrzenia, co było tak przewidywalne, że
tylko sobie westchnęłam. Skoro już mowa o wątku miłosnym to nic nie jest takie
jak powinno, bo nagle w życiu Harper pojawia się jej były facet, który nie
wierzy w jej parapsychologiczne zdolności. Chloe pomaga mu zdobyć dowody na
jego studentkę, z którą nawiązał romans. Przyznam szczerze, że to było bardzo
słabe i nudne.
Czułam, że nie
wszystko rozumiem w tej książce. Potem okazało się, że jest ona częścią pewnego
cyklu, co znacznie to rozgrzeszyło, ale gdy przeczytałam, że zaczyna ta powieść
„Trylogię o Blasku Snów” to się zirytowałam. Skoro jest to początek tej sagi to,
dlaczego nie zostało wszystko w niej wyjaśnione jeszcze raz? Skoro ktoś zaczyna
przygodę z jakąś serią i czyta, że to początek to chce mieć cały obraz
sytuacji, a nie tylko połowiczny i domyślać się, o co chodzi. Za to ogromny
minus.
Jedyny plus jest
za to, że czyta się szybko. Rozłożyłam sobie książkę na dwa dni i dokładnie w
takim czasie ją przeczytałam, a pewnie gdybym miała dla niej jeden dzień bez
żadnych ważniejszych zobowiązań też by mi się to udało. Mimo wszystko jest ona
nudna, a na dodatek przewidywalna na wskroś. Wiedziałam, kiedy Chloe wpadnie w
tarapaty, wiedziałam, co będzie na końcu. Autorka nie zaskoczyła mnie niczym.
Coś mi mówi, że w drugiej części, którą mam nie będzie wcale lepiej. Ale nim do
niej usiądę to sporo wody upłynie w mojej miejskiej rzeczce.
„To kolejna z twoich zasad. Masz ich tyle, że doprawdy nie wiem, jak sobie z tym radzisz. Zawsze uważałam, że zasady odbierają życiu całą radość i spontaniczność." ~ Jayne Ann Krentz, Blask snów, Warszawa 2010, s. 91.
OCENA: 4/10
Nowy tydzień przed nami! Ja zaczynam swoje pierwsze nocne zmiany w pracy... Czyli oby do soboty rana :P. Pozdrawiam,
Lady Spark
[1] Opis
pochodzi z okładki książki
Szkoda, że książka nie spełniła pokładanych w niej nadziei, przewidywalność można wybaczyć, ale nudę już nie.
OdpowiedzUsuńBookendorfina
Zdecydowanie się z Tobą zgadzam.
UsuńOj to ja już wyobrażam siebie po lekturze tej książki - miałabyś serdecznie dość słuchania mojej litanii narzekań :D
OdpowiedzUsuńTy z pewnością dałabyś jej 1 ;P
UsuńOjj... Tej książce mówię stanowcze i zdecydowane: raczej nigdy w życiu!
OdpowiedzUsuńI zdecydowanie masz rację!
UsuńOj raczej nie dla mnie książka, mogłabym się męczyć przy jej czytaniu :)
OdpowiedzUsuńW takim układzie nie ma coś zmuszać do czytania ;)
UsuńMyślałam, że wypadnie lepiej.
OdpowiedzUsuńJa też... :(
Usuń