poniedziałek, 3 lipca 2017

419. Nie takie "Zimowe serca" jak okładka wskazuje

AUTOR: Belinda Jones   
TYTUŁ ORYGINALNY: Winter Wonderland
TŁUMACZ: Monika Pianowska  
ROK WYDANIA: 2014
WYDAWNICTWO:  Olé

OPIS
Wyobraź sobie, że budzisz się w śnieżnej kuli…
Właśnie tak czuje się dziennikarka Krista po przyjeździe do Quebecu, gdzie ma zrobić reportaż o Zimowym Karnawale. Zimne dotychczas serce Kristy mimo dziesięciostopniowego mrozu zaczyna powoli topnieć, kiedy odkrywa zaczarowany świat pełen lodowych pałaców, psich zaprzęgów i smakołyków z syropem klonowym. I w końcu spotyka Jacques’a – mężczyznę równie przystojnego i szorstkiego, co tajemniczego…
Obydwoje dzielą sekret, który mógłby ich połączyć na zawsze. Jednak czy uda im się znaleźć sposób, żeby skruszyć lód w sercu i rozgrzać tę zimową krainę? [1]

RECENZJA
Ładna okładka to nie wszystko, a w tej książce to ona właśnie przyciąga czytelnika. Niestety pierwsze wrażenie nie zawsze jest potwierdzane przez treść.

Krista Carter jest współzałożycielką portalu podróżniczego Va-VaVacation! Razem ze swoimi przyjaciółkami podróżuje po ciekawych miejscach na świecie i wynajduje cele o zwiedzania za małe pieniądze. W tym momencie przebywa na corocznym Zimowym Karnawale w Quebecu w Kanadzie. Początkowo miała znaleźć się w zdecydowanie innym miejscu, ale nastąpiła zmiana planów tak, że wylądowała w lodowym hotelu. Od 18 roku życie zdana jest sama na siebie, ponieważ matka wyrzuciła ją z domu. I to wcale nie, dlatego, że dziewczyna zaszła w ciążę, jako nastolatka tylko kobieta nigdy nie chciała mieć dziecka, traktowała ją raczej, jako obowiązek czy coś przykrego. Krista ma za sobą nieudany związek, co w powieściach obyczajowych czy też romansach jest standardem, więc za to minus dla autorki. Powód, dla, którego rozstała się ze swoim mężem również mnie nie zaskoczył, czyli kolejny minus. Podczas pierwszej (i jedynej) nocy w lodowym hotelu Krista poznaje fotografa, który ma jej towarzyszyć podczas całego trwania Zimowego Karnawału. Pech chce, że już po kilkunastu minutach zaczynają się całować, a ona przypisuje do tego wielką ideologię jak jakaś zakochana nastolatka, co mnie strasznie irytowało. Jednak pewnego dnia poznaje tajemniczego Jacques’a i…

I tu urwę moi mili, ponieważ nie ma miejsca na spolerowanie.  Jacques jest postacią tajemniczą i to fakt, ale wcale nie jest szorstki jak wskazuje nam opis na okładce. Raczej był przyjazny, ale z zachowaniem pewnej rezerwy. Nie zdradzał od razu swojego życia prywatnego, ale na Boga nikt tego nie robi podczas pierwszego spotkania! Jacques prowadzi interes, którego na celem jest obwożenie ludzi poprzez psie zaprzęgi i ma całą gromadę pięknych psów rasy husky. To miłość do tych czworonogów dała nić porozumienia między nim a Kristą. Koligacje rodzinne w jego przypadku to spora dawka mieszanki, więc nie będę wam wyjaśniać tego szczegółowo, ale ma on brata Sebastiana i ten to dopiero jest szorstki i opryskliwy! Uwierzcie mi, że to najbardziej irytująca postać do ostatnich dwudziestu stron książki. Potem jest już lepiej strawny.

Początkowo, w pierwszych dwóch czy trzech rozdziałach towarzyszyło mi uczucie zagubienia. Krista przeskakiwała z wątku na wątek i to bez żadnego wspólnego mianownika. Potem przyzwyczaiłam się do tej narracji i zdecydowanie lepiej mi szło czytanie. Książkę pochłania się w tempie ekspresowym. Jest na jeden lub dwa wieczory nie więcej. Zwykłe romansidło, które ma nam umilić czas. Spełnia swoje zdania, nawet dobrze się bawiłam pokonując kolejne strony, ale prawda jest taka, że tam w zasadzie nie ma żadnej akcji.

Ta książka nie zostanie długo w mojej pamięci. Umiliła mi dwa mroźne wieczory i nic więcej. Naprawdę chciałabym Was zapewnić, że tu się dzieje cała masa ciekawych i interesujących rzeczy, ale nie mogę kłamać. Nad oceną też się zastanawiałam. Dać jej sześć czy też może pięć, ale zgodnie z postanowieniem noworocznym chcę być bardziej sroga, bo patrząc z perspektywy czasu wiem, że kilka powieści oceniłam nazbyt łagodnie.

Jeśli kiedykolwiek wpadnie mi w ręce cokolwiek tej autorki to pewnie przeczytam, bo styl jest miły i przyjemny, a przede wszystkim niemęczący. Jednak polecałabym nauczyć się lepiej maskować tajemnice, bo ja po pierwszych zdaniach wiedziałam, o co chodzi w każdej, na którą napotkałam. Sami musicie się przekonać, czy ta powieść przypadnie Wam do gustu. Dla mnie była średnia, ale to może, dlatego, że w ostatnich dniach za dużo obyczajówek i romansów się naczytałam.

„Istnieje prostsza teoria: są na świecie ludzie, którym jesteśmy pisani. Pierwsze spotkanie może być krótkie, ale zupełnie wystarczające, żeby wzbudzić nieokreślone uczucie i dziwną chcę, żeby w to brnąć, zobaczyć, dokąd zaprowadzi." ~ Belinda Jones, Zimowe serca, Warszawa 2014, s. 85-86.
OCENA: 5/10

I nowy tydzień przed nami. Oby był dobry


[1] Opis pochodzi z okładki książki

8 komentarzy:

  1. Na średnie książki nie mam czasu :) jak przeżyję ten tydzień to będzie cud... eh

    OdpowiedzUsuń
  2. czyli taka plażowa książka, czyta się lekko, nie angażuje głowy za bardzo:)
    https://sweetcruel.wordpress.com/

    OdpowiedzUsuń
  3. Co romansowe i lekkie, to na razie nie dla mnie ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Niekoniecznie dla mnie, ale pewnie swoich czytelników książka znajdzie, zwłaszcza na wakacyjne czytanie. :)
    Bookendorfina

    OdpowiedzUsuń
  5. Schematyczna z tego co widzę, ale skoro czyta się przyjemnie i szybko to jako odmóżdżacz mogłaby się sprawdzić. Okładka na tyle wpada w oko że powinna mi się kiedyś rzucić w oczy;)

    OdpowiedzUsuń
  6. Widziałam już kilka pochlebnych opinii o tej ksiązce i trochę mnie intryguje. Na siłę nie szukam, ale jeśli trafi w moje ręce to chętnie przeczytam

    OdpowiedzUsuń
  7. Na razie nie będę się za nią rozglądała, ale może kiedyś przeczytam :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Mam dziwną chęć przeczytania tego, chociaż wiem, że będę tego żałować xd

    Pozdrawiam!
    To Read Or Not To Read

    OdpowiedzUsuń