AUTOR: Sarah Jio
TYTUŁ ORYGINALNY: The Blackberry
Winter
TŁUMACZ: Dorota
Malina
ROK WYDANIA: 2015
WYDAWNICTWO: Znak – Między Słowami
OPIS
Kiedy
niespodziewany nawrót zimy paraliżuje miasto, Claire ma wrażenie, że pogoda
doskonale odzwierciedla chłód panujący w jej sercu. Przeżyła tragiczny wypadek,
po który nie może się podnieść. Dopiero dziennikarskie śledztwo w sprawie
zagonionego przed laty chłopca pozwala jej zapomnieć o nieszczęściu.
W miarę jak
kolejne tropy odkrywają przed Claire historię uprowadzonego chłopczyka i
poszukującej go pełnej nadziei matki, powoli uczy się żyć a nowo. A to jeszcze
nie wszystko: ślady zaginionego Daniela zaczynają zagadkowy sposób splatać się
z losami jej własnej rodziny…
Jeżynowa
zima to wyjątkowa historia o miłości, rozpaczy i nadziei. Tej opowieści nie
da się łatwo zapomnieć. [1]
RECENZJA
W tym roku jest
to kolejna przeczytana przeze mnie książka, która pisana jest z dwóch
perspektyw. Czasami, w zależności od tego jakie wątki są poruszane, te zabiegi
mnie nudzą, a czasem jestem nimi zachwycona. W „Jeżynowej zimie” dużo bardziej
zainteresował mnie wątek, którego akcja działa się w 1933 r. niż ta z 2010 r.
Pierwszą perspektywę,
jaką poznajemy należy do Claire Kensington, która od roku jest w żałobie.
Bardzo szybko odkryłam, co jest tego przyczyną, więc autorka mnie nie
zaskoczyła. Dała mi zbyt dużo jasnych sygnałów odnośnie problemu kobiety. Jej
małżeństwo z tego powodu przechodzi ogromny kryzys. Mąż zaczyna spotykać się
niby w celach zawodowych ze swoją byłą, Cassandrą. Z kolei Claire nie jest
wcale lepsza. Jej uwaga zwrócona jest w stronę właściciela niewielkiej kawiarni
Dominica. Pewnego majowego dnia po przebudzeniu główna bohaterka widzi za oknem
ogromną śnieżycę. Anomalię pogodową. Dociera do pracy, gdzie szef daje jej
zlecenie opisania tego zjawiska, które już raz pojawiło się w ich mieście w
1933 r. Claire jest pewna, że nic z tego artykułu nie będzie, aż natrafia na
materiał o zaginięciu trzyletniego chłopca…
Właśnie tu
przechodzimy do drugiej perspektywy, która prowadzona jest przez nie jaką Verę
Ray, matkę Daniela. Jej historia jest dramatyczna. Musi radzić sobie w czasach
Wielkiego Kryzysu. Jest pokojówką w jednym z hoteli i ledwo wiąże koniec z
końcem. Pewnego dnia musi zostawić chłopca samego na noc. Rankiem już go nie
ma. Pozostaje po nim tylko zabawka na śniegu. W tej perspektywie widzimy
zrozpaczoną matkę, która nie cofnie się przed niczym by odnaleźć swoje dziecko.
Nawet nie wzbroni się przed pójściem do łóżka z największym podrywaczem w
mieście. Wszystko w imię miłości do synka. W międzyczasie poznajemy okres,
kiedy poczęty został Daniel i jaki ma on związek z rodziną Claire.
Vera i Claire są
do siebie bardzo podobne. One nie należały do familii Kensingtonów od urodzenia
- splotły się z tą rodziną przez miłość do mężczyzn z tego rodu. Artykuł, który
miała napisać Claire pomaga się jej obudzić z zimowego otępienia, w jakie
wpadła po tragedii sprzed roku. Znowu znajduje pasję, jaką było dla niej
dziennikarstwo. Musze przyznać, że jej losy nie poruszyły mnie tak jak dzieje
Very. Historia samotnej matki, która zmaga się z przeciwnościami losu, stara
się o to, co najlepsze dla własnego dziecka, w brutalny sposób jej odebranego –
to spowodowało, że chociaż przeczuwałam zakończenie całej historii to
kibicowałem jej by odnalazła małego Daniela. Jednak znowu literki na stronach
nie układały się tak jak powinny.
Zaginiony Daniel
w jakiś sposób jest spokrewniony z rodziną Claire… W jaki to podejrzewałam od
pewnego momentu książki. Znowu autorka mnie nie zaskoczyła. Chociaż muszę
przyznać, że dałam się jej przez chwilę zmylić. Za co ogromny plus. Co do
postaci pobocznych to niewiele można o nich powiedzieć, bo Sarah Jio skupiła
się głównie na Claire i Verze. I w sumie nie wyróżniają się one zbytnio. Można
rzecz, że są trochę mdłe, zagubione, zahukane. Przypuszczam, że szybko o nich
zapomnę.
Nie mogę nie
wspomnieć o okładce. Jest piękna! W moich ulubionych kolorach. Przyciągająca
uwagę, ale jednocześnie nie jest wulgarna. Graficy trafili w samo sedno. Od
razu dają czytelnikowi do zrozumienia, że będą mieli do czynienia z
obyczajówką.
„Jeżynowa zima”,
chociaż powinna poruszać ważny problem to jak dla mnie traktuje go trochę po
macoszemu. Nie jest to główny wątek. Jednak pokazuje, że siła miłości jest w
stanie pokonać największe przeszkody, jakie napotka w życiu. Na dodatek daje do
zrozumienia, że pieniądze są w stanie zatuszować i załatwić wszystko nie tylko
w czasach Większego Kryzysu. To jest również aktualne w czasach obecnych.
Jeśli szukacie
czegoś na jeden czy dwa wieczory to „Jeżynowa zima” jest zdecydowanie dla Was.
Mnie podobała się ta powieść, chociaż nie wymagała zbyt wiele myślenia, ale z
pewnością sięgnę po kolejne książki autorki, bo spodobał mi się jej styl.
„[…] prawdziwy przyjaciel to nie jest ktoś, kto pomaga ci w trudnych chwilach – to każdy potrafi. Prawdziwy przyjaciel umie cieszyć się twoim szczęściem świętować z tobą twoje sukcesy, nawet… nawet, kiedy sam nie jest szczególnie szczęśliwy." ~ Sarah Jio, Jeżynowa zima, Kraków 2015, s. 158.
OCENA: 6/10
Jeszcze tylko dwa tygodnie i będą święta Bożego Narodzenia. W tym roku wyjątkowo się nie cieszę, że będą. Dla mnie to będą puste dni. Będzie brakowało czterech łap i zimnego nosa obok...
Dziękuję Wam za wszystkie ciepłe słowa pod postem w sobotę... Zdecydowaliśmy w domu, że nie bierzemy nowego zwierzaka, bo po prostu nie mamy na to czasu. A pies czy kot potrzebują zainteresowania, a gdy nas wiecznie nie ma to wydaje się to bez sensu... Musimy sobie sami poradzić z pustką po Maxie.
Trzymajcie się ciepło, a ja idę do pracy.
[1] Opis
pochodzi z okładki książki
mam na czytniku,niebawem będę czytać:)
OdpowiedzUsuńhttps://sweetcruel.wordpress.com/
Mi się ta książka akurat strasznie podobała, najlepsza Sarah Jio jak dla mnie.
OdpowiedzUsuńJeszcze nie czytałam żadnej książki autorki i na razie mnie do nich nie ciągnie, ale może kiedyś w końcu dam jej szansę i sprawdzę, jak spodoba mi się jej styl pisania. ;)
OdpowiedzUsuńMyślę, że to ksiażka idealna dla mnie :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam.
Bardzo lubię książki, które są napisane z punktu widzenia dwóch osób. Coś czuję, że ta powieść idealnie nadawałaby się na zimę.
OdpowiedzUsuńZgadzam się, okładka jest piękna. Kolory są wyjątkowo dobrze dobrane. :)
Pozdrawiam! :*
http://magia-ksiazek-recenzje.blogspot.com/
Przykro mi :( nie było mnie w blogosferze w sobotę, więc moje słowa pocieszenia płyną teraz :) Kiedy mój ukochany królik przeniósł się do lepszego świata, długo mówiłam, że dość zwierząt w domu, bo to za bardzo boli, gdy odchodzą. Ale później pomyślałam, że na te kilka lat mogę dać jakiemuś stworzeniu miłość i schronienie ;) może pomyślcie o innym żyjątku, które nie potrzebuje aż tyle uwagi? Zresztą koty lubią samotność kontrolowaną :)
OdpowiedzUsuńDoskonale znam taką pustkę, bo w czerwcu zeszłego roku, pochowałam moją psinkę. No, ale mam kota - Dyzia, który wnosi wiele radości i uśmiechu do naszego domu.
OdpowiedzUsuńCo do książki - słyszałam o niej. Być może ją przeczytam, choć mam mieszane uczucia co do dwutorowych powieści.
Pozdrawiam i zapraszam do mnie.
Książka jest u mnie w kolejce na ten miesiąc, ale nie wiem czy uda mi się do niej dotrzeć ;(
OdpowiedzUsuńNie jest to arcydzieło, ale jest w tej książce coś, co powoduje że czyta się ją jednym tchem. I w dodatku ten tytuł, tak bardzo mi się spodobał, że jeszcze bardziej przez niego ta książka mi się spodobała. Idealna, lekka lektura na wieczór :)
OdpowiedzUsuń