AUTOR: Paullina Simons
TYTUŁ ORYGINALNY: The Girl in Times
Square
TŁUMACZ: Katarzyna
Malita
ROK WYDANIA: 2012
WYDAWNICTWO: Świat
Książki
OPIS
Nowojorskiej
studentce Lily Quinn ciągle brakuje pieniędzy, zerwała z chłopakiem, ma
problemy na uczelni. I nagle jej życie nabiera niepokojącego tempa: znika jej
współlokatorka Amy, a los na loterii przynosi fortunę. Lecz ta, jak wiadomo,
kołem się toczy i Lily nie będzie miała czasu, by nacieszyć się pieniędzmi, bo
za drzwiami czeka na nią złowroga niespodzianka…
Paullina Simons
po mistrzowsku opowiada niezwykłą, choć jakże życiową historię dziewczyny,
która musi podjąć walkę o szczęście swoje i najbliższych skrywających ponure
tajemnice. [1]
RECENZJA
Warto na wstępie
zaznaczyć, że „Dziewczyna na Times Square” to moja pierwsza książka pani Simons
i myślę, że z pewnością sięgnę po następne. Autorka w sposób bardzo dobry
przybliżyła dwie bardzo ważne choroby dla ludzkości: raka i alkoholizm.
Lily. Kim jest
Lily?
Lily jest główną
bohaterkę powieści. Najmłodszą z czwórki rodzeństwa, której w jednej chwili
świat wali się na głowę. Jej przyjaciółka ginie bez słowa, wygrywa los na
loterii, rzuca ją miłość życia oraz dopada śmiertelna choroba. Jest to postać,
która może irytować czytelnika. Początkowo marudna, niezadowolona z życia i
załamana perspektywą rozstania z chłopakiem. Jednak wraz z upływem wydarzeń i
ona przechodzi przemianę, ale mimo to pozostaje postacią irytującą i czasami
człowiek ma ochotę nią potrząsnąć i powiedzieć „Obudź się, dziewczyno!”. Mimo
wszystko gdzieś jednak budzi się współczucie do tej dziewczyny, której w jednej
chwili świat wali się na głowę a na jaw wychodzą rodzinne tajemnice, a
przeszłość przyjaciółki nie okazje się taka krystalicznie biała jakby się mogła
wydawać.
Mimo wszystko to
nie Lily jest postacią irytującą. Jest nią jej własna matka. Alkoholiczka,
która widzi tylko koniec swojego nosa i uważa, że wszyscy robią jej na złość i
nie wierzy w śmiertelną chorobę córki. Odebrałam ją, jako straszną harpię i
osobę, która nie umie pogodzić się z tym, że czas mija, a ludzie z tego powodu
się starzeją, że nie umie pogodzić się z tym, co działo się w przeszłości, że
chce by świat kręcił się tylko i wyłącznie wokół niej, a gdy już nawet to robi
to i tak jest wiecznie niezadowolona. Rodzeństwo Lily też nie jest kryształowe.
Każde z nich goni za własnym życiem i ma własne problemy, co jest normalne. A w
przypadku tego, co spotkały Lily wykorzystywanie jej przez siostrę było czymś,
co spowodowało, że jedna z nich dostała ode mnie czerwoną kartkę.
Pozytywna
postać? Babcia! Cudowna osoba, którą pokochałam całym serduchem i szczerze jest
to osoba, której można wybaczyć wszystko. Opowieść jej życia całkowicie zmieni pogląd
dziewczyny na świat jej matki, ale nie sprawi, że zapała do niej miłością, o jakiej
sądzicie. Ogólnie odniosłam wrażenie, że cała rodzina Lily nagle ją zauważyła,
gdy ta wygrała fortunę.
Lily spotyka
miłość swojego życia, której nie akceptuje jej rodzina. Los kładzie jej kłody
pod nogi by pokazać dziewczynie, że to życie to nie bajki i nie droga usłana
różami.
Mimo zapewnień,
że będę płakała przy tej książce nie uroniłam ani jednej łzy ze smutku czy też
ze śmiechu. Do śmiechu ogólnie było bardzo mało momentów. Śmiem rzecz, że nawet
wcale, a co do rozpaczy to cóż, ale autorka musi się bardziej postarać by
doprowadzić mnie do łez. Simons pisze w sposób przystępny i łatwy dla
czytelnika. Pokazuje wiele demonów, z którymi człowiek musi walczyć i że
czasami by je pokonać wystarczy tylko jedna osoba. Jej opisy pobudzają
wyobraźnię i potrafiła doskonale zamotać całą historię. Jednak by ocena była
idealna wiele brakuje tej pozycji.
"Rzeczywistość: coś, co istnieje naprawdę i czym trzeba się zająć w prawdziwym życiu.
Iluzja: coś, co oszukuje nasze zmysły, łudząc nas, że istnieje, gdy wcale tak nie jest lub pozornie wygląda na jedno, choć w rzeczywistości jest czymś zupełnie innym.
Cud: wydarzanie, które zaprzecza prawom natury." ~ Paullina Simons, Dziewczyna na Times Square, Warszawa 2012, str. 19.
OCENA: 6/10
Tak, tak. To znowu ja. Przybywam dziś w zastępstwie Tea, którą zatrzymały sprawy ogródkowo-działkowe. Mam nadzieję, że się nie pogniewacie na nią, bo wróci do Was w sobotę z pewną recenzją. Ja tymczasem idę na zakupy, a potem wracam do "Wielbiciela". Wiecie jak ciężko mi było zabrać się do tej książki? Ale po stu stronach jestem już cała jej i nie mogę się doczekać, aż odkryję tajemnicę w niej zawartą.
Pozdrawiam, Lady Spark
[1] Opis
pochodzi z okładki książki
Niestety nie znam tej autorki i nie słyszałam póki co o żadnej jej pozycji. Mam jednak nadzieję, że z czasem to się zmieni. Może nie tyle co kupię jej lektury aczkolwiek chętnie znajdę ją w bibliotece i przy okazji się z nimi zapoznam. Dostrzec trzeba, że w sposób przyjazny opisałaś o niej więc zainteresowałam się nią :)
OdpowiedzUsuńSama musisz zdecydować czy chcesz ją zapoznać. Ja ani nie polecam ani nie odradzam :)
UsuńRak i los na loterii? Ciekawe połączenie że się tak wyrażę; p poszukam w bibliotece.
OdpowiedzUsuńSzukaj :) i daj znać co myślisz?
UsuńPowiem,że i tytuł i okładka mnie kuszą i zachęcają do lektury:)
OdpowiedzUsuńhttps://sweetcruel.wordpress.com/
To fakt, że okładka jest piękna ;)
UsuńPo raz kolejny ratujesz moje cztery litery! :*
OdpowiedzUsuńA do samej książki coś podejrzewam, że jednak lektura nie dla mnie, ale sama okładka piękna ;)
No tak, to nie jest książka dla ciebie ;)
UsuńNie wiem jeszcze czy sięgnę po książkę. Przemyślę to. Nie zaintrygowała mnie jakoś szczególnie.
OdpowiedzUsuńW takim układzie nic na siłę :)
UsuńSpodobało mi się kilka książek tej autorki, ale co do tej pozycji to nie jestem jakoś przekonana. Może kiedyś dam jej szansę :)
OdpowiedzUsuńNic na siłę, aż takiego szału to ona nie robi :)
UsuńNie znam, nie czytałam i chyba nie planuję tego szybko zmienić. Choć ciekawi mnie Jeździec miedziany tej autorki
OdpowiedzUsuńzapraszam do siebie
http://to-read-or-not-to-read.blog.pl/