AUTOR: Margaret Mitchell
TYTUŁ ORYGINALNY: Gone with the Wind
TŁUMACZ: Celina
Wieniewska
ROK WYDANIA: 2011
WYDAWNICTWO: Albatros A. Kuryłowicz
OPIS
Rok 1861.
Scarlett O’Hara, dumna i uparta córka zamożnego plantatora z Georgii, snuje
plany małżeństwa z Ashleyem Wilkesem. Nieoczekiwanie dowiaduje się o jego
zaręczynach z Melanią Hamilton. Na przekór wszystkim i sobie wychodzi za mąż za
brata Melanii – i po zaledwie dwóch miesiącach zostaje wdową. Wojna zmuszą ją
do przeniesienia się do Atlanty, gdzie flirtuje z przystojnym Rhettem Butlerem
– uwodzicielem i przemytnikiem. Niestety, dla mieszkańców Południa nachodzą
ciężkie czasy. Życiowym celem Scarlett staje się ratowanie rodzinnego majątku,
Tary. Walcząc o Tarę, poświęci wszystko – nawet miłość. Targana sprzecznymi
uczuciami, całe lata śni o Ashleyu, choć w rzeczywistości kocha Rhetta… [1]
RECENZJA
W końcu musiał
nadejść dzień, kiedy i ja zmierzę się z jedną z najsłynniejszych powieści na
świecie. Co prawda czytałam ją długo, ale to z kilku powodów: brakowało mi
czasu oraz mała czcionka i interlinia zabijały moje oczy. Mimo wszystko w końcu
udało mi się ją skończyć. I powiem jedno - ta książka zasługuje na każde słowo
pochwały.
Cała powieść
zaczyna się w 1861 r. na kilka miesięcy przed wybuchem wojny secesyjnej w USA.
Poznajemy Scarlett O’Hary, która jest córką plantatora z Georgii. Cały świat ma
u swoich stóp, wianuszek adoratorów, których umie wspaniale owinąć wokół palca.
Przyznam szczerze, że nie polubiłam Scarlett od pierwszych stron. Bardzo płytka
szesnastoletnia dziewczyna, słodka kokietka, zapatrzona w siebie oraz
irytująca, nie przejmuje się wojną, która ją złości, bo zabiera całą uwagę jej
adoratorów, a to ona chce być w centrum zainteresowania. Młoda panna od
kilku lat kocha się w Ashleyu Wilkesie i jest przekonana, że kiedyś zostanie
jego żoną. Nie zauważa tego, że mężczyzna jest od niej zdecydowanie różny. Żyje
w zupełnie innym świecie, uwielbia książki, literaturę, muzykę. Ma bardzo
artystyczną i wrażliwą duszę. Z kolei Scarlett jest po prostu pewna siebie,
twarda. Dowiaduje się o zaręczynach ukochanego z Melanią Hamilton i decyduje
się na związek z nudnym bratem rywalki. Szybko zostaje wdową oraz matką
dziecka, którego wcale nie kocha. I tyle by było z opisania tego, co w
zapowiedzi książki zostało zawarte.
Podczas
ostatniego z przyjęć przed wojną Scarlett poznaje niejakiego Rhetta Butlera,
który jest mężczyzną o dość wątpliwej opinii. Jest to jednak z najlepiej
skonstruowanych męskich postaci w świecie literatury. Mimo tego, że mieszkańcy
Południa bardzo przykładają uwagę do tego, co mówią o nich sąsiedzi, że
postępowanie wbrew tradycji jest czymś po prostu wykluczającym ze społeczeństwa
on się tym nie przejmuje. Bez ogródek mówi, że Konfederacja nie ma szans w
wojnie z Unią, krytykuje zapał południowców do bitki, a w trakcie wojny bogaci
się obrzydliwie, co jeszcze bardziej wyrzuca go po za nawias społeczeństwa.
Jednak on się tym nie przejmuje. Dopiero jedna rzecz zmienia w nim wszystko.
Staje się wtedy takim, jakim sąsiedzi po wojnie chcieliby go widzieć.
Relacje między
Scarlett a Rhettem są bardzo skomplikowane i ogniste. On nie widzi w niej damy,
a ona w nim dżentelmena. Wyzwala on w niej prawdziwe cechy charakteru. Jednocześnie
jest jedyną osobą, która umie jej mówić prawdę prosto w oczy. Jeśli mam być
szczera to tylko momenty, w których pojawiał się Rhett były w książce
pasjonujące. Dzięki niebiosom, że Mitchell nie sprawiała, iż Scarlett od razu
zakochałaby się w Butlerze, bo tego bym nie zniosła. Pozostałe czasami ociekały
nudą, a autorka odchodziła od podejmowanego wątku na rzecz opisów innych rodzin
jak na początku książki, gdy przybliżała nam rodzinę głównej bohaterki nagle
przeszła do familii Toma Slattery’ego, co mnie trochę zbiło z tropu. Nie lubię
czegoś takiego, bo straciłam kompletnie orientację.
Nie mogę
opisywać każdego wątku z życia Scarlett, bo powieść ma prawie tysiąc stron i
zawiera dwanaście lat życia tej kobiety. Poznajemy ją w wieku szesnastu, a
żegnamy się, gdy ma skończone dwadzieścia osiem. Na początku bardzo mnie irytowała,
ale jednak, gdy naprawdę musiała stanąć na wysokości zadania i odbudować
zrujnowany rodzinny dom po wojnie secesyjnej to zrobiła to i pokazała, że nie
ma dla niej ważniejszych wartości w życiu niż rodzina. Jednak od zawsze była
materialistką i osobą przyzwyczają do bogatego i wystawnego życia i to w pewnym
momencie staje się jej życiowym celem. Czasami było mi jej żal, czasami mocno
jej kibicowałam, gdy walczyła z przeciwnościami losu, a przy większości okazji
miałam ochotę ją udusić. Nie z pewnością nie jest to bohaterka, którą
zamieszczę w rankingu „Ulubionych”.
W książce dobrze
oddana jest historia wojny oraz przywiązania mieszkańców Południa do
niewolnictwa. Nie są w stanie pogodzić się z nowym stanem rzeczy, który nastał
po wojnie. Nie umieją poradzić sobie ze stratą minionego życia, które było dla
nich idealne. Kobiety Południa musiały być bardzo mądre, ale i również bardzo
głupie. Mężczyźni nie lubili, gdy wiedziały więcej od nich. One miały po prostu
ładnie wyglądać, kiwać głową i nie wypowiadać się w sprawach, które ich nie dotyczą,
czyli o wojnie i tak dalej.
Bardzo
irytujące to, że Scarlett wydaje się nie mieć ani jednej dobrej cechy, a z
kolei Melania jest usposobieniem dóbr i cnót, a to powoduje, że jest okropnie
wyidealizowana. Brak mi równowagi między postaciami, ale nie zmienia to faktu,
że autorka tknęła w nich jakieś życie. Podobnie ma się w przypadku sióstr
Scarlett. Suellen jest po prostu jeszcze gorszą kopią, rozpieczonej Scarlett, a
Careen za to poważną, najmłodszą z nich.
Tytuł
„Przeminęło z wiatrem” to nie tylko odniesienie do pewnej miłości, ale przede
wszystkim do obyczajów i tradycji południowców, którzy musieli po wojnie nie
tylko żyć wśród znienawidzonych Jankesów, ale również wśród Murzynów, którzy
jeszcze kilka miesięcy wcześniej służyli u nich, jako parobkowie. Zaś
odniesienie do pewnej miłości nie jest do końca trafne, bo nie sądzę, żeby
jeden mężczyzna, o którym myślę mógł przestać nagle kochać. Wydaje mi się, że
on po prostu uniósł się męską dumą.
I teraz coś, co
nie zdarza mi się często, ale płakałam. Przez ostatni rozdział książki płakałam
jak bóbr. Czytałam zamazane literki. Chociaż próbowałam się uspokoić i gdy mi
się to udawało to zaczynałam od nowa, bo brałam do ręki książkę. Wiedziałam jak
się ona skończy, bo zakończenie znałam jej dużo wcześniej nim zaplanowałam
sobie czytanie powieści. Mimo tego, że o nim wiedziałam to miałam ogromną nadzieję,
że jednak będzie inaczej. Nawet stukając w klawiaturę mam łzy w oczach.
Scarlett zasługiwała właśnie na takie a nie inne zakończenie. Wiem, że są
kolejne części, ale niestety nie mogę ich nigdzie dostać, ale też nie pali mi
się do tego. Nie są pisane przez Margaret Mitchell, więc mam obawy, co, do
jakości ich stylu, bo „Przeminęło z wiatrem”, jest po prostu kultowe właśnie ze
względu na styl, historię, postaci i cudowne, urzekające i zapierające dech w
piersiach opisy.
"[…] nigdy nie lubiłem cierpliwie zbierać połamanych kawałków i zlepiać ich razem, i wmawiać sobie, że sklejona całość jest równie ładna jak nowa. Co jest złamane, zostanie złamane i wolę wspominać to takim, jakie było w najlepszych chwilach, niż sklejać i przez całe życie patrzeć na ślady połamań." ~ Margaret Mitchell, Przeminęło z wiatrem, Warszawa 2011, s. 878.
OCENA: 9/10
[1] Opis
pochodzi z okładki książki
Miałam zacząć serię "Millennium", ale wczoraj urządziłam sobie seans "Przeminęło z wiatrem" i jakoś natchnęlo mnie, żeby podzielić się swoją opinią na temat powieści. Jak już wiecie wylądowała w piątce najlepszych książek roku 2015. Cytat, który Wam tu zamieściłam jest moim ulubionym z całej książki. Pięknej powieści.
Dajcie znać co myślicie.
Całusy, Lady Spark
Całusy, Lady Spark
Dwa razy czytałam Przeminęło z wiatrem, wspaniała książka, cudowna historia.
OdpowiedzUsuńhttps://sweetcruel.wordpress.com/
Ja mam zamiar do niej powrócić jeszcze nie raz.
Usuńtyle pozytywnych opinii, tyle fanów... a ja jeszcze nie przeczytałam "Przeminęło z wiatrem" :(
OdpowiedzUsuńJeszcze masz czas żeby nadrobić :)
UsuńPiękna książka, może jeszcze kiedyś do niej wrócę! :)
OdpowiedzUsuńJa z pewnością!
UsuńJak miło przekonać się, że jeszcze ktoś recenzuje książkę (w moim wydaniu trzy książki :)), która poniekąd na mnie wpłynęła. Choć główna bohaterka potrafi być irytująca, bo masz rację pisząc o nagromadzeniu u niej złych cech i zachowań, to trudno mi uciec przed spostrzeżeniem, iż chyba większość kobiet może dopatrzeć się czegoś z siebie w Scarlett. Uwielbiam klimat, opis niedogodności wojennych w codziennym życiu, uwielbiam hart ducha tej osóbki i uwielbiam Rhetta.
OdpowiedzUsuńSwoją drogą, czytałam jeszcze "Scarlett", czyli kontynuację PzW (innej autorki, ale zatwierdzoną przez spadkobierców Mitchell), jest całkiem przyzwoita, choć wiadomo, ze to nie to samo co oryginał. Jak zatęsknisz za Scarlett, to możesz bez większych obaw sięgnąć.
Stanowczo odradzam natomiast pastisz "Dalsze losy Scarlett O'Hara i Retta Butlera", porażka stylistyczno-fabularna, istny harlequinn.
Mam na półce jeszcze gruuuuby tom "Rhett Butler", ale trochę za mało odwagi, by go otworzyć.
Pozdrowienia z Po drugiej stronie książki od Książniczki
Zgadzam się, że wiele z nas może znaleźć w Scarlett coś z siebie.
UsuńKlimat jest niepowtarzalny i jedny. Mitchell odwaliła kawał dobrej roboty.
Co do kontynuuacji to niestety nie mogę nigdzie ich znaleźć, więc na obecną chwilą muszę żyć bez nich :(
Pozdrawiam.
Książka wciąż przede mną, ale przeczytam na pewno, bo aż głupio nie znać tej klasyki :)
OdpowiedzUsuńZdecydowanie warto :)
UsuńMam w domu takie mega stare wydanie w końcu muszę przeczytać tą książkę :)
OdpowiedzUsuńJest wspaniała. Polecam :)
UsuńNigdy nie przeszłam przez tą książkę, ale myślę, że jako że jestem już starsza niż kiedyś (nie do pomyślenia, prawda? :D) to w końcu zrozumiem Scarlett i przeczytam całą jej historię :)
OdpowiedzUsuńMyślę, że podeszłabyś do niej inaczej. Ja cieszę się, że dopiero w tym momencie wpadła w moje dłonie, bo w innym wypadku pewnie bym jej nie zrozumiała.
UsuńKilka lat temu poprosiłam mamę, żeby wracając z pracy wypożyczyła mi coś do poczytania (39 stopni gorączki i katar, przy którym zużycie chusteczek wynosiło 20 paczek na godzinę uniemożliwiały mi odwiedzenie biblioteki osobiście). Ku mojemu przerażeniu, mama po powrocie do domu wręczyła mi "Przeminęło z wiatrem" twierdząc, że to dobra książka i na pewno mi się spodoba. Wcale nie miałam ochoty zabierać się za ta powieść, opis uznałam za szalenie nudny, dodatkowo zniechęciło mnie to, że czas akcji zahaczał o wojnę. Ale cóż było zrobić, wszelkie książki z domowej biblioteczki czytałam już milion razy, żadną inną nieczytaną lekturą nie dysponowałam, zaczęłam więc czytać "Przeminęło z wiatrem"... I przepadło! Pokochałam tą książkę :D
OdpowiedzUsuńScarlett irytowała mnie od początku i nie przestała irytować aż do samego końca, ostatecznie polubiłam jednak tą postać. Ashley na początku wydawał mi się ideałem mężczyzny, jednak pod koniec powieści całkowicie straciłam do niego szacunek oraz resztki sympatii. Natomiast Rhett... Szczerze mówiąc ciągle zaskakiwały mnie zmiany w postrzeganiu przez niego różnych zjawisk.
No dobra, na tym chyba zakończę, bo wyjdzie powieść rzeka, a nie komentarz :D
Pozdrawiam :)
Jateż pokochałam. A Rhett jest dla mnie idealny. Zawsze miałam skłonność do takich mężczyzn.
UsuńOgólnie lubię długie komentarze, więc pisz częściej :D
Pozdrawiam :)
Dziwnie mi z tym, że jeszcze tej książki nie czytałam. ;)
OdpowiedzUsuńJeszcze masz czas żeby to nadrobić :)
UsuńNa to liczę. ;)
UsuńJa też się kiedyś z tym tytułem zapoznam! Na pewno! :)
OdpowiedzUsuńKoniecznie! Tylko kup wydanie z większą czcionką :D
UsuńKlasyka, do której chętnie bym wróciła :)
OdpowiedzUsuńMoże znajdziesz jeszcze czas :)
UsuńMam u siebie jak najbardziej <3 Tylko czeka w kolejce :(
OdpowiedzUsuńMoje też czekało, ale w końcu nadszedł jego czas :)
UsuńChcę, chce, chcę!
OdpowiedzUsuńI to w tym pięknym wydaniu wydawnictwa w twardej oprawie! Marzy mi się ta książka... ale jak już ją zakupię, to chcę mieć czas na jej czytanie!
Ja mam wydanie w miękkiej, ale przeglądałam to w twardej i miało zdecydowanie większą czcionkę i interlinię, więc z pewnością będzie się lepiej czytało :)
UsuńKlasyka, muszę w końcu przeczytać! Dawno temu widziałam tylko film :)
OdpowiedzUsuńJa film w niedzielę i również jest to bardzo dobra ekranizacja :)
UsuńWiem, że to dziwne wskazywać ulubione książki, ale ta się do nich zalicza. Byłam zachwycona :)
OdpowiedzUsuńDo moich ulubionych też się zalicza ;)
UsuńPowiem tak, nie umiem zabrać się za klasyki. Wydają mi się toporne, odległe... Nie mam ich na półce, pieniędzy mi szkoda... wole kupić coś, co prawie na pewno mi się spodoba, a jak nie, przynajmniej na pewno doczytam do końca. Meh, musiałabym się w końcu za nie zabrać, ale jakoś... szkoda mi czasu, kasy i nerwów.
OdpowiedzUsuńdrewniany-most.blogspot.com
Ja początkowo też się obawiałam klasyki, ale staram się pokonywać przeszkody. Jedna książka na jakiś czas pozwala mi nadrabiać zaległości ;).
Usuń