poniedziałek, 28 września 2015

168. Urocza księgarenka w urokliwym miasteczku


AUTOR: Wendy Welch
TYTUŁ ORYGINALNY: The Little Bookstore of Big Stone Gap: A Memoir of Friendship, Community, and the Uncommon Pleasure of a Good Book
TŁUMACZ: Paweł Lipszyc
ROK WYDANIA: 2013
WYDAWNICTWO: Black Publishing

OPIS
Jack i Wendy zawsze marzyli o prowadzeniu księgarni. Pewnego dnia postanowili, że nie można dłużej zwlekać z realizacją marzeń. Zapragnęli żyć niespiesznie, według własnych zasad. Kupili dom w niewielkiej górskiej miejscowości i zaczęli sprzedawać używane książki. Wiele wskazywało, że przedsięwzięcie nie ma prawa się udać: otwieranie księgarni na końcu świata, w kryzysie, w epoce e-booków, wydaje się co najmniej nierozsądne! Szybko okazało się, że sam optymizm nie wystarczy. Aby księgarnia zaczęła działać, trzeba wokół niej zbudować prawdziwą wspólnotę…

RECENZJA
Po raz pierwszy w mojej „recenzenckiej karierze” natknęłam się na książkę, która chociaż nie zachwyciła mnie i nie porwała to jednak z pewnością zasługuje na miano całkiem przyzwoitej powieści. Doskonale wiecie, że ja - jako fanka wszystkiego co straszne, ohydne, fantastyczne zakrwawione i mrożące krew w żyłach – jestem bardzo wymagająca jeśli chodzi o lektury, które do preferowanych przeze mnie gatunków nie należą. Dlatego też nie zraźcie się moją oceną końcową, która dla wydaje się być jak najbardziej adekwatna, ale przecież jest jednocześnie tylko moim subiektywnym odczuciem.

Jack i Wendy są szaleńcami! I to dosłownie! Oboje mają pracę, mają siebie i na horyzoncie nie widać żadnych problemów, a tymczasem pewnego dnia postanawiają coś zmienić we własnym życiu. Zdeterminowani w walce o własne marzenia przeprowadzają się do niewielkiego miasteczka – Big Stone Gap, aby tam otworzyć księgarnie i zacząć sprzedawać używane książki. Pomysł, chociaż przecież nienależący do złych, budzi jedną ważną wątpliwość – jak w małym, raptem parotysięcznym miasteczku utrzymać taki „skup-sprzedaż” lektur? Zagwozdka niełatwa do rozgryzienia, ale pomimo piętrzących się kłopotów Jack i Wendy nie poddają się i dalej, uparcie walczą o spełnienie swojego największego marzenia. Powolutku, sukcesywnie w miejskiej społeczności małżeństwu udaje się pozyskać nie tylko stałych klientów, ale również „wzbogacić” się o wspaniałych przyjaciół. I tutaj się zatrzymamy. Historia, wydaje się być banalna. I w sumie taka też jest. Nie mamy tutaj jakieś zawrotnej akcji, a wszystkie sytuacje toczą się swoim własnym, nieśpiesznym rytmem. Sama chronologia, w której teraźniejszość miesza się z przeszłością, pewnie miała za zadanie nadać książce trochę tempa, jednak ja tego nie zauważyłam. Niemniej jednak takie małe urozmaicenie całkiem przyjemnie się czytało, a już na pewno nie zawadzało. Jedne, co mnie irytowało w fabule to fakt, że podczas czytania lektury nie mogłam się wyzbyć uczucia, że autorka przekoloryzowała rzeczywistość. No tak! Wczesna pora to i zapomniałam z tego wszystkiego o czymś bardzo ważnym! Otóż Księgarenka w Big Stone Gap to autentyczna historia, która zdarzyła się… Wendy Welch i jej mężowi! Tylko tak jak już wspomniałam, odniosłam wrażenie, że niestety ta cała sytuacja została troszeczkę ubarwiona. Ja doskonale rozumiem, że ciężką pracą można góry przenosić, no ale tutaj mamy ciutnie „księgarnianą utopię” – wszyscy chwalą/puszczają informacje o niej dalej w świat/polecają znajomym/ spędzają długie godziny/angażują się we wszystkie przedsięwzięcia, a sama księgarenka pełni coś na kształt Miejskiego Ośrodka Kultury z całym wachlarzem atrakcji/warsztatów/szkoleń/grup dyskusyjnych i tematycznych dla całej społeczności Big Stone Gape. Jeszcze z niczym takim nigdy nie spotkałam, więc stworzenie takiej lokalnej siatki wspólnego organizowania czasu jest dla mnie swego rodzaju abstrakcją. Niestety, podczas czytania były również momenty, że najzwyczajniej w świecie nudziłam się i głośno ziewałam. No tak ja tutaj liczę na jakąś ostrą masakrę piłą mechaniczną, a my tutaj mamy sielankę, miejski festyn i zupełnie zero psychopatów w maskach biegających z siekierą (Tea robi minę pod tytułem „smuteczek”).

Sami nasi bohaterowie – Wendy i Jack, są bardzo zwyczajni, niczym się nie wyróżniają i (na szczęście!) nie posiadają żadnych super mocy jak bezproblemowe życie czy przywoływanie pieniędzy na zawołanie. Ku mojej uciesze nie irytowali mnie zbytnio, niemniej jednak to wcale nie znaczy, że ich pokochałam. Gdybym mogła określić ich jednym zdaniem byliby pewnie „niepoprawnymi nudziarzami z zapędami na Matki Teresy/Matki Polki”. Naprawdę! Wszystkim chcieli pomagać, wszyscy przychodzili do nich po rady albo, żeby się wygadać. Super! Pytanie tylko czy to też nie została zdeczka ucukrowane? Jeśli nie, to chapeau bas, bo takich ludzi w dzisiejszych czasach to ze świecą szukać!

Został nam jeszcze język. Przez pierwsze 50 stron bardzo ciężko było mi przyzwyczaić się do stylu, który zaserwowała czytelnikom Wendy Welch. Chociaż sama konstrukcja pozbawiona była jakiś niezwykle egzaltowanych słów, to jednak czytając odnosiło się wrażenie, że język jest strasznie patetyczny. Początkowo to właśnie ten „podniosły” wydźwięk przeszkadzał mi w płynnym zapoznawaniu się z lekturą, ale z czasem przywykłam, podobnie zresztą jak i do specyficznego poczucia humoru autorki, które początkowo traktowałam jak zwyczajne „sucharstwo”, a po któreś tam z kolei stronie nawet z raz czy ze dwa się uśmiechnęłam.

Księgarenka w Big Stone Gap nie jest złą książką. Najlepiej historię spisaną przez Wendy Welch określa słowo urocza – tak, właśnie taka jest ta lektura, urocza. Dla fanów trochę mocniejszych i mroczniejszych opowieści (takich jak ja!) książka może okazać się albo miłą odskocznią od ciągłych morderstw i pościgów, albo istną drogą przez mękę. Ja osobiście potraktowałam Księgarenkę…  jako właśnie taki niewiążący przerywnik pomiędzy moimi ulubionymi gatunkami a serią koszmarnych obyczajówek z którymi miałam wątpliwą przyjemność się zapoznać. Książkę polecam na pewno tym, którzy lubują się właśnie w takiej delikatnej i spokojnej lekturze.

„Nadzieja w połączeniu z ciężką pracą może pokonać nawet głupotę” – Wendy Welch, Księgarenka w Big Stone Gap. O przyjaźni, wspólnocie i nadzwyczajnej przyjemności z dobrej książki, Wołowiec 2014, s. 40


OCENA: 5/10



Witam. Dzisiaj, podobnie jak ostatnio, jestem wcześniej i zaraz już zmykam na praktyki. Druga połowa września to dla mnie strasznie intensywny czas i ciężko mi nawet znaleźć chwilę relaksu i usiąść do Ogniem i mieczem, które swoją drogą bardzo mi się podoba! Zmykam i pozdrawiam serdecznie!

[1] Opis pochodzi z okładki książki

19 komentarzy:

  1. Podoba mi się zarówno okładka jak i fabuła :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Okładka jest naprawdę klimatyczna, momentalnie ma się ochotę na ciepłą herbatkę, kocyk i dobrą książkę! :)

      Usuń
  2. Okładka - cudo!
    Mam cały czas na uwadze!

    OdpowiedzUsuń
  3. Jeśli autorka ma coś wspólnego z tym Welchem od milionów, to nie dziwi mnie linia fabuły, która opiera się na małym biznesie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A tego nie wiem :D Ale ten jej interes ma się całkiem dobrze :D

      Usuń
  4. hmm, fabuła mnie ciekawi, może dam szansę tej książce :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Nie zainteresowała mnie fabuła. Okładka też średnia, więc raczej nie sięgnę :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Jakbym nagle przeczytała wszystkie ksiązki w swoim pokoju to może się skuszę. Akutalnie nie wpisuję jej na listę "Muszę mieć" :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czyli przeczytasz ją na "święte nigdy" :D

      Usuń
    2. Oj tam, oj tam!
      Już takie oskarżenia :P

      Usuń
  7. Spokojne książki na razie odkładam na bok:)

    OdpowiedzUsuń
  8. Książka chyba niestety nie dla mnie. Ja również wolę lektury, które wywołują więcej emocji oraz w których jest dużo akcji. :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Jakoś nie jestem przekonana, co do tej książki. :)

    OdpowiedzUsuń