środa, 1 października 2014

078. Kolejne spotkanie z Lisbeth Salander w „Dziewczynie, która igrała z ogniem”




AUTOR: Stieg Larsson
TYTUŁ ORYGINALNY: Flickan som lekte med elden
TŁUMACZENIE: Paulina Rosińska
SERIA: Millenium
TOM: Drugi
ROK WYDANIA: 2011
WYDAWNICTWO: Czarna Owca

OPIS
W drugim tomie trylogii kryminalnej Millennium śledzimy dalsze emocjonujące przygody dwójki bohaterów, Lisbeth Salander i Mikaela Blomkvista, których losy ponownie się splatają.
Lisbeth na skutek niefortunnego zbiegu okoliczności jest podejrzana o popełnienie ciężkiego przestępstwa i ścigana przez policję. Mikael nie wierzy w jej winę i zaczyna prowadzić własne śledztwo. Zaczyna się dramatyczny wyścig z czasem. [1]

RECENZJA
W gwoli ścisłości, przypomnę, że pierwsza część sagi Millennium, w moim odczuciu, była genialna! Wszystko tak bardzo mi się podobało, że była to jedna z nielicznych książek, gdzie nie doszukałam się żadnej wady! Wszystko było na tip top i naprawdę nie miałam się, do czego przyczepić. Nic, więc dziwnego, że po tak fenomenalnym wstępie do historii wręcz musiałam poznać jej dalszy ciąg! Do lektury „Dziewczyny, która igrała z ogniem” podeszłam zatem bardzo podekscytowana i dostałam… kolejną świetną porcję skandynawskiego kryminału, ale… tak tutaj będą ale! A w sumie to jedno „ale”, ale zawsze coś!

Dzisiaj, wyjątkowo zacznę od akcji, bo to właśnie tutaj było coś, co nie do końca mi się podobało, mianowicie czytając „Dziewczynę, która igrała z ogniem” czułam się jak na rollercoasterze. Po świetnym i ciekawym prologu autor zabrał mnie na wyżyny mojego zainteresowania, tylko po to, aby po lekturze pierwszych dwustu piędziesięciu stron sprawić, żebym kilka razy głośniej ziewnęła. Niestety z przykrością muszę stwierdzić, że ta pierwsza część historii nie przypadła mi do gustu, jednak z racji tego, że zawsze czytam do końca rozpoczętą książkę, nie zniechęciłam się tym słabszym początkiem… i Bogu dzięki! Po przebiciu się przez te strony Stieg Larsson zaserwował mi kolejne czterysta stron budowania napięcia! Tak więc, w wielkim skrócie – mamy intrygi, mamy kłamstwa, mamy zdrady. Naprawdę każdy znajdzie tutaj coś dla siebie.

O ile w „Mężczyznach, którzy nienawidzą kobiet” główną postacią był Mikael Blomkvist, o tyle druga część sagi poświęcona jest w znacznej części Lisbeth Salander. Niemniej jednak paradoksalnie, jeśli chodzi o samą perspektywę Sally to wcale jej tak dużo tutaj nie mamy. O pannie Salander dużo się mówi, każdy bohater kręci się wokół jej wątku, ale ona sama przez pewien czas w ogóle się nie pojawia. Taka sytuacja sprawiła, że ja, niezwykle ciekawa jej perspektywy, zerkałam kilka stron do przodu, aby sprawdzić jak daleko jest do „jej akapitu”. Już od samego początku Lisbeth Salander zgarnęła całą moją sympatię z prostego powodu – była zupełnie inne niż te wszystkie mdłe kobiety, których teraz w literaturze jest na pęczki. Pewna siebie, ambitna, pracowita, mająca w sobie zarówno cząstkę dobrą i złą bez dwóch zdań była „wisieneczką” całej powieści. Dodawała smaku i pikanterii historii. W niewielkim ciałku ciutnie anorektyczki mieści się prawdziwa bestia, która jeszcze na pewno nie powiedziała ostatniego słowa. Mówiąc „bestia” nie miałam oczywiście nic złego na myśli, wręcz przeciwnie. Charakterek Lisbeth robi z niej silną kobietę, niemniej jednak nie pozbawia jej uczuć. A w tej części sagi dużo bliżej poznajemy Salander! Dowiadujemy się więcej o jej dzieciństwie i „zatargach” z prawem. Poznajemy, dlaczego Lisabeth stała się taka jaka się stało – co było tego przyczyną i od kiedy to wszystko się zaczęło. Jak dla mnie bomba! A teraz pan Blomkvist! Co można powiedzieć o Mikaelu? Na pewno to, że jest honorowy, sumienny i bardzo, bardzo dumny. Jego zachowanie, szczególnie względem kobiet, czasem mnie wręcz przerażało, ale w ogólnym rozrachunku był jak najbardziej pozytywną postacią, która z pewnością wielu czytelnikom przypadnie do gustu. Ma coś w sobie z prawdziwego wojownika, umie jak prawdziwy lew walczyć o swoje, ale równocześnie stara się grać fair i w tym wszystkim nie zgubić własnego „ja”. Cóż, takie wartości powinno się cenić. Jestem jak najbardziej na tak dla bohaterów wykreowanych przez Stiega Larssona!

No to został nam już tylko język. Prosty, przejrzysty, łatwy w odbiorze – w sam raz! Co prawda spotkałam się z opiniami, że w czytaniu przeszkadza bardzo dokładne opisywanie przez autora wszystkich, nawet najmniejszych szczegółów. Owszem, tak jest, niemniej jednak mi jakoś zbytnio to nie przeszkadzało. Wręcz przeciwnie, mogłam wszystko dokładnie sobie wyobrazić – śmiało mogę pokusić się o stwierdzenie, że widziałam wszystko tak jak to spostrzegał Sieg Larsson. Chylę czoła, niewielu jest pisarzy, którzy pisząc o każdej „dupereli” nie irytują czytelnika, a autorowi serii Millenium bez wątpienia to się udało!

Nie licząc tych początkowych ponad dwustu stron w sumie o niczym, wszystko inne jest jak najbardziej na odpowiednim poziomie! Nikogo, więc nie zdziwi, że drugą część sagi również będę gorąco polecać!


„To pieprzona, chora i niebezpieczna wariatka. Odbezpieczony granat.” ~ Stieg Larsson, Dziewczyna, która igrała z ogniem, Warszawa 2011, s. 57


OCENA: 9/10

Książka zalicza się do wyzwania: 52 książki, Czytam opasłe tomiska, Historia z TRUPEM.


Praktyki dobiegły końca, dzienniczek został zdany, legitymacja podbita, wszystko, więc wskazuje na to, że rok akademicki naprawdę się zaczął. Och, aż się nie chce myśleć! Ale muszę się zawziąć i zacząć działać według planu, wtedy uda mi się jakoś wszystko ogarnąć i mieć czas dla siebie, o tak! Przypominam o konkursie – TUTAJ!

[1] Opis pochodzi z tyłu książki

5 komentarzy:

  1. Larsson ma to do siebie, że jego ksiązki strasznie wolno się rozkręcają.
    Jednak trzeci tom to już kompletna pomyłka. W sumie wystarczyłoby dopisąć do drugiego tomu jakieś 100-150 do 200 stron i byłoby ok ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Lubie skandynawskie kryminały, a ksiazki tego pana napotkalam juz w bibliotece, tylko nigdy jeszcze nie tknelam żadnej (jesień nierozłącznie spędzam z Agata Christie i Doylem). I może pora to zmienić...

    OdpowiedzUsuń
  3. Zgadzam się z Tobą :) Choć gdyby walnął wszystkim od razu to książka straciłaby sporo na objętości, a moje serce mogłoby nie wytrzymać tego napięcia :D Ale Larsson nadal jest jednym z moich ulubionych autorów.
    Elisabelth jest postacią specyficzną.. Mam do niej dziwny sentyment, może właśnie przez to, jak napisałaś, że nie jest ona taka jak inne bohaterki książek. To dla niej ogromny plus.
    Zgadzam się z Lady Spark - trzeci tom to już masakra. Jak, pytam, JAK można przeżyć to, co się dzieje pod koniec (nie zdradzam, coby nie zrobić spoilera)? To jest niemożliwe, i tutaj autor robi nam bardzo marny epilog w porównaniu z rozpoczęciem.

    OdpowiedzUsuń
  4. Nie znam jeszcze tej książki, ale słyszałam już o niej wiele dobrego...

    OdpowiedzUsuń
  5. Baardzo mi się podobała ta książka. Czeka mnie jeszcze ostatnia część :>

    OdpowiedzUsuń