AUTOR: Stieg Larsson
TYTUŁ ORYGINALNY: Flickan som lekte med elden
TŁUMACZENIE: Paulina Rosińska
SERIA: Millenium
TOM: Drugi
ROK WYDANIA: 2011
WYDAWNICTWO: Czarna Owca
OPIS
W drugim tomie trylogii
kryminalnej Millennium śledzimy dalsze emocjonujące przygody dwójki bohaterów,
Lisbeth Salander i Mikaela Blomkvista, których losy ponownie się splatają.
Lisbeth na skutek
niefortunnego zbiegu okoliczności jest podejrzana o popełnienie ciężkiego
przestępstwa i ścigana przez policję. Mikael nie wierzy w jej winę i zaczyna
prowadzić własne śledztwo. Zaczyna się dramatyczny wyścig z czasem. [1]
RECENZJA
W gwoli ścisłości,
przypomnę, że pierwsza część sagi Millennium, w moim odczuciu, była genialna!
Wszystko tak bardzo mi się podobało, że była to jedna z nielicznych książek, gdzie
nie doszukałam się żadnej wady! Wszystko było na tip top i naprawdę nie miałam się,
do czego przyczepić. Nic, więc dziwnego, że po tak fenomenalnym wstępie do
historii wręcz musiałam poznać jej dalszy ciąg! Do lektury „Dziewczyny, która
igrała z ogniem” podeszłam zatem bardzo podekscytowana i dostałam… kolejną
świetną porcję skandynawskiego kryminału, ale… tak tutaj będą ale! A w sumie to
jedno „ale”, ale zawsze coś!
Dzisiaj, wyjątkowo zacznę
od akcji, bo to właśnie tutaj było coś, co nie do końca mi się podobało,
mianowicie czytając „Dziewczynę, która igrała z ogniem” czułam się jak na
rollercoasterze. Po świetnym i ciekawym prologu autor zabrał mnie na wyżyny
mojego zainteresowania, tylko po to, aby po lekturze pierwszych dwustu
piędziesięciu stron sprawić, żebym kilka razy głośniej ziewnęła. Niestety z
przykrością muszę stwierdzić, że ta pierwsza część historii nie przypadła mi do
gustu, jednak z racji tego, że zawsze czytam do końca rozpoczętą książkę, nie
zniechęciłam się tym słabszym początkiem… i Bogu dzięki! Po przebiciu się przez
te strony Stieg Larsson zaserwował mi kolejne czterysta stron budowania
napięcia! Tak więc, w wielkim skrócie – mamy intrygi, mamy kłamstwa, mamy
zdrady. Naprawdę każdy znajdzie tutaj coś dla siebie.
O ile w „Mężczyznach,
którzy nienawidzą kobiet” główną postacią był Mikael Blomkvist, o tyle druga
część sagi poświęcona jest w znacznej części Lisbeth Salander. Niemniej jednak
paradoksalnie, jeśli chodzi o samą perspektywę Sally to wcale jej tak dużo
tutaj nie mamy. O pannie Salander dużo się mówi, każdy bohater kręci się wokół
jej wątku, ale ona sama przez pewien czas w ogóle się nie pojawia. Taka
sytuacja sprawiła, że ja, niezwykle ciekawa jej perspektywy, zerkałam kilka
stron do przodu, aby sprawdzić jak daleko jest do „jej akapitu”. Już od samego
początku Lisbeth Salander zgarnęła całą moją sympatię z prostego powodu – była
zupełnie inne niż te wszystkie mdłe kobiety, których teraz w literaturze jest
na pęczki. Pewna siebie, ambitna, pracowita, mająca w sobie zarówno cząstkę
dobrą i złą bez dwóch zdań była „wisieneczką” całej powieści. Dodawała smaku i
pikanterii historii. W niewielkim ciałku ciutnie anorektyczki mieści się
prawdziwa bestia, która jeszcze na pewno nie powiedziała ostatniego słowa.
Mówiąc „bestia” nie miałam oczywiście nic złego na myśli, wręcz przeciwnie.
Charakterek Lisbeth robi z niej silną kobietę, niemniej jednak nie pozbawia jej
uczuć. A w tej części sagi dużo bliżej poznajemy Salander! Dowiadujemy się
więcej o jej dzieciństwie i „zatargach” z prawem. Poznajemy, dlaczego Lisabeth
stała się taka jaka się stało – co było tego przyczyną i od kiedy to wszystko
się zaczęło. Jak dla mnie bomba! A teraz pan Blomkvist! Co można powiedzieć o
Mikaelu? Na pewno to, że jest honorowy, sumienny i bardzo, bardzo dumny. Jego
zachowanie, szczególnie względem kobiet, czasem mnie wręcz przerażało, ale w
ogólnym rozrachunku był jak najbardziej pozytywną postacią, która z pewnością
wielu czytelnikom przypadnie do gustu. Ma coś w sobie z prawdziwego wojownika,
umie jak prawdziwy lew walczyć o swoje, ale równocześnie stara się grać fair i
w tym wszystkim nie zgubić własnego „ja”. Cóż, takie wartości powinno się
cenić. Jestem jak najbardziej na tak dla bohaterów wykreowanych przez Stiega
Larssona!
No to został nam już
tylko język. Prosty, przejrzysty, łatwy w odbiorze – w sam
raz! Co prawda spotkałam się z opiniami, że w czytaniu przeszkadza bardzo
dokładne opisywanie przez autora wszystkich, nawet najmniejszych szczegółów.
Owszem, tak jest, niemniej jednak mi jakoś zbytnio to nie przeszkadzało. Wręcz
przeciwnie, mogłam wszystko dokładnie sobie wyobrazić – śmiało mogę pokusić się
o stwierdzenie, że widziałam wszystko tak jak to spostrzegał Sieg Larsson.
Chylę czoła, niewielu jest pisarzy, którzy pisząc o każdej „dupereli” nie
irytują czytelnika, a autorowi serii Millenium bez wątpienia to się udało!
Nie licząc tych
początkowych ponad dwustu stron w sumie o niczym, wszystko inne jest jak
najbardziej na odpowiednim poziomie! Nikogo, więc nie zdziwi, że drugą część
sagi również będę gorąco polecać!
„To pieprzona, chora i niebezpieczna wariatka. Odbezpieczony granat.” ~ Stieg Larsson, Dziewczyna, która igrała z ogniem, Warszawa 2011, s. 57
OCENA: 9/10
Książka zalicza się do
wyzwania: 52 książki, Czytam opasłe tomiska, Historia z TRUPEM.
Praktyki dobiegły końca,
dzienniczek został zdany, legitymacja podbita, wszystko, więc wskazuje na to,
że rok akademicki naprawdę się zaczął. Och, aż się nie chce myśleć! Ale muszę
się zawziąć i zacząć działać według planu, wtedy uda mi się jakoś wszystko ogarnąć
i mieć czas dla siebie, o tak! Przypominam o konkursie – TUTAJ!
[1] Opis pochodzi z
tyłu książki
Larsson ma to do siebie, że jego ksiązki strasznie wolno się rozkręcają.
OdpowiedzUsuńJednak trzeci tom to już kompletna pomyłka. W sumie wystarczyłoby dopisąć do drugiego tomu jakieś 100-150 do 200 stron i byłoby ok ;)
Lubie skandynawskie kryminały, a ksiazki tego pana napotkalam juz w bibliotece, tylko nigdy jeszcze nie tknelam żadnej (jesień nierozłącznie spędzam z Agata Christie i Doylem). I może pora to zmienić...
OdpowiedzUsuńZgadzam się z Tobą :) Choć gdyby walnął wszystkim od razu to książka straciłaby sporo na objętości, a moje serce mogłoby nie wytrzymać tego napięcia :D Ale Larsson nadal jest jednym z moich ulubionych autorów.
OdpowiedzUsuńElisabelth jest postacią specyficzną.. Mam do niej dziwny sentyment, może właśnie przez to, jak napisałaś, że nie jest ona taka jak inne bohaterki książek. To dla niej ogromny plus.
Zgadzam się z Lady Spark - trzeci tom to już masakra. Jak, pytam, JAK można przeżyć to, co się dzieje pod koniec (nie zdradzam, coby nie zrobić spoilera)? To jest niemożliwe, i tutaj autor robi nam bardzo marny epilog w porównaniu z rozpoczęciem.
Nie znam jeszcze tej książki, ale słyszałam już o niej wiele dobrego...
OdpowiedzUsuńBaardzo mi się podobała ta książka. Czeka mnie jeszcze ostatnia część :>
OdpowiedzUsuń