AUTOR: Sarah Addison Allen
TYTUŁ ORYGINALNY: The Girl Who
Chased the Moon
TŁUMACZ: Julia
Gryzczuk – Wicijowska
ROK WYDANIA: 2012
WYDAWNICTWO: Znak
OPIS
Podobno przyznałaś się, że pieczesz ciasta z
mojego powodu…
Julia zawsze
zostawia szeroko otwarte okna, kiedy piecze ciasta. Słodkim aromatem wypieków
stara się zagłuszyć cierpkie wspomnienie nieszczęśliwej miłości i przyciągnąć
do domu przyjaciół.
Sawyer już od
dziecka nie mógł się oprzeć magii tego zapachu. Powiedział o tym Julii tuż
przed tym, jak złamał jej serce. Teraz pragnie ją odzyskać. Czy to możliwe, że ciasta, które Julia wciąż piecze, świadczą, że ona nadal pamięta o tym, co ich
łączyło?
Czy to uczucie
da się jeszcze ocalić? [1]
RECENZJA
Ogólnie staram
się nie zgrzytać zębami, gdy tytuł książki nijak się ma do jej treści. Jednak
„Słodki świat Julii” to już drugi przypadek, który mnie zirytował mnie w tej
kwestii. Naprawdę sądziłam, że główną bohaterką będzie Julia, a nie jakaś
nastolatka Emily, o której w opisie nie ma nawet wzmianki. To w sumie bym
jeszcze przeżyła, ale ten wątek fantastyczny to już lekka przesada.
Dobrze skoro już
wiemy, że mamy dwie główne bohaterki to teraz naskrobię Wam kilka słów o każdej
z nich. Emily jest siedemnastoletnią dziewczyną, która przyjeżdża do domu
swojego nigdy niepoznanego dziadka. Jej matka zmarła i ze swoim ojcem ostatni
raz widziała się dwadzieścia lat wcześniej. To, dlaczego Dulce zerwała kontakt
z Vancem jest bardzo skomplikowaną sprawą, której wyjaśnienie mnie
rozczarowało. Naprawdę było to mocno naciągane. Julia jest jej sąsiadką, którą
wita upieczonym przez siebie jabłecznikiem. Julia przejęła restauracje po swoim
zmarłym ojcu. Niechętnie wróciła do rodzinnego miasta, gdzie dalej mieszka jej
była miłość Sawyer. Byli kochankowie spotykają się już w pierwszym rozdziale i
odniosłam wrażenie, że mężczyzna jest po prostu pewniaczkiem, który zostawił
nastoletnią Julię w ciąży i szybko wrócił do swojego poprzedniego życia i
złamał kobiecie serce. Co stało się z dzieckiem Julii i Sawyere niech zostanie
tajemnicą, bo nie mogę zbytnio zdradzać fabuły.
Akcja całej
powieści dzieje się Mullaby małym miasteczku na Północy. Emily poznaje Wina
Coffey’a, który należy do rodziny, która nienawidzi jej matki za to, co zrobiła
jego wujowi. Dziewczyna nic nie wiedziała o przeszłości kobiety, ponieważ ta
nic jej nie powiedziała. Ogólnie Emily stopniowo dowiaduje się o przeszłości
swojej mamy, którą do tej pory uważała za kobietę idealną, bo stworzyła szkołę,
która nie tolerowała tworzenia się szkolnych elit. Między Emily i Winem tworzy
się pewnego rodzaju więź, którą zarówno rodzice chłopaka jak i dziadek
dziewczyny chcą przerwać żeby nie doszło do tragedii. Jednak młodzi spotykają
się. Oczywiście pojawia się również wątek Julii i Sawyera, ale moim zdaniem
został on przytłoczony przez ten, który powinien być pobocznym.
Uwierzcie mi, że
pewnie nie czepiałabym się tego, że tytuł nie pasuje, gdyby w całej powieści
nie pojawił się pewien lekko fantastyczny wątek. Otóż ze swojego okna Emily
widzi pewne dziwne światło. Mieszkańcy są przekonani, że to duchy osób, które
kilkadziesiąt lat wcześniej zginęły w pożarze. Prawda jest jednak zupełnie
inna. Ta prawda mnie rozbiła na łopatki i poczułam się zawiedziona. Bo autorka
wszystko była w stanie wyjaśnić, nawet wybielić osobę, której moim zdaniem nie
powinna. Lepiej by było, gdyby nie wykrystalizowała tej kobiety. Naprawdę! No i
ten wątek… Nie pasował kompletnie do całej otoczki tej książki. Był
przesadzony.
Dodatkowo
brakowało mi zapachów ciast. W komentarzach odnośnie tej pozycji byłam
przekonywana, że od razu będę miała ochotę na ciasto i powinnam zacząć je piec.
Cóż… Wielkiej chęci nie miałam, a w zasadzie wcale nie miałam.
Czuję się
rozczarowana. Książka zapowiadała się obiecująco, bo po pierwszym rozdziale już
w niej siedziałam i dawałam jej na wstępie siedem punktów, jeśli nie osiem, ale
no kolejne strony zbliżające mnie do zakończenia mnie rozwaliły na łopatki.
Dlaczego autorzy psują coś, co zaczęło się dobrze? Chcą ulepszyć, a tylko
przedobrzają. Średnio i słabo. A mogło być tak dobrze. Ehhhhh…
„ - Nie tęskniłaś za domem?
- Cały czas tęsknię – odparła, nadal na niego nie patrząc. – Tylko nie wiem, gdzie on jest. Gdzieś tam czeka na mnie szczęście, wiem to. Czasami nawet to czuję. Ale to jak pogoń za księżycem – jak tylko wydaje ci się, że go złapałeś, znika za horyzontem. Rozpaczasz i próbujesz się pozbierać, ale to cholerstwo powraca następnej nocy, znowu dając ci nadzieję, że zdołasz je złapać.”~ Sarah Addison Allen, Słodki świat Julii, Kraków 2012, s. 232.
OCENA: 5/10
[1] Opis
pochodzi z okładki książki
taka średnia pozycja jak widzę, na takie chwile choroby pasować może, nie zmęczy czytelnika :)
OdpowiedzUsuńhttps://sweetcruel.wordpress.com/
Na pierwszy rzut oka myślałam, że ta książka będzie aż przesiąknięta aromatami ciast, kuchni w której się piecze i gotuje... Swojego czasu dużo takich książek czytałam i teraz za nimi zatęskniłam. I to, że bohaterka główna wcale nią nie jest, też mnie zniechęca do tej powieści...
OdpowiedzUsuńMimo niezbyt pochlebnej recenzji, jeśli ta książka trafi w moje ręce, na pewno przeczytam, choćby z samej ciekawości jak niby komukolwiek udało się stworzyć szkołę bez elit xD
OdpowiedzUsuńEDIT: Fajna, lekka książka, chociaż przesadnie trąci podobieństwem do takiej jednej popularnej, nastolatkowej lektury ^^
UsuńNo to chyba ja sobie podaruję tą książkę, w końcu tyle ciekawych lektur czeka na swoja kolej...
OdpowiedzUsuńJa jednak podziękuję za tą pozycję. Nie zachęciła mnie Twoja opinia/
OdpowiedzUsuńSerdecznie pozdrawiam.
www.nacpana-ksiazkami.blogspot.de
Opis książki wydaje się być ciekawy, jednak sugerując się Twoją recenzją raczej sobie ją odpuszczę:)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam, ifeelonlyapathy.blogspot.com