AUTOR: Eve Bonham
TYTUŁ ORYGINALNY: To The End Of The
Day
TŁUMACZ: Teresa
Komłosz
ROK WYDANIA: 2012
WYDAWNICTWO: Prószyński – S-ka
OPIS
Anna,
debiutująca pisarka, i Lizzie, aktorka u schyłku kariery, od dzieciństwa były
ze sobą zżyte jak siostry. Teraz już obie po pięćdziesiątce, spędzają wieczór
we francuskim domu Anny. Następnego ranka obie udają się do Anglii, każda z
innego powodu. Motywacje kobiet wyjaśniają się w ciągu tego jednego dnia,
przepełnionego wspomnieniami wydarzeń, które przybliżały je do siebie lub
oddalały przez ostatnie czterdzieści lat.
Zwyczaj
dzielenia się wszystkim: sukcesami i porażkami, sekretami i problemami, przyjaciółmi,
a nawet kochankami, przenosi nieprzewidziane skutki. Czy długoletnia przyjaźń,
która dotąd przetrwała wszystko, od nierozstrzygniętych sporów o zdradę,
wytrzyma jeszcze jeden dzień, czy też dobiegnie kresu? [1]
RECENZJA
Sięgając po „U
kresu dnia” sama nie wiedziałam, czego się spodziewać. Dostałam melancholijną
okładkę, po której wiedziałam, że nie będzie to książka z serii łatwych, miłych
i przyjemnych. I w sumie wszystko szło dobrze, aż do zakończenia, które
kompletnie zmieniło ocenę tej powieści.
Pierwsze, co
wyróżnia tę pozycję to fakt, że jest pisana w czasie teraźniejszym, co raczej
nie jest zbyt często stosowanym zabiegiem przez autorów. Poznajemy dwie
przyjaciółki. Obie są Angielkami, ale ich drogi bardzo często rozchodziły się i
splatały ponownie. Anna żyje we Francji razem ze swoim mężem Youennem. Co
ciekawe kobieta wcześniej miała romans z pewnym studentem, który okazał się
synem jej obecnego męża. Ojciec odbił dziecku dziewczynę i uczynił z niej swoją
żonę, a z dzieckiem utracił kontakt na zawsze. Youenn to despota, wmawia Annie,
że jest nikim i marginalizuje jej osiągnięcie, jakim jest wydanie książki o
Szekspirze. Jej przyjaciółka Lizzie przyjeżdża do niej w odwiedziny razem ze
swoim drugim mężem Paulem. Jest byłą aktorką, matką dwójki dorosłych dzieci. Pierwsze,
co ją niepokoi podczas spotkania z przyjaciółką to jej wygląd oraz je
małżeństwo.
Anna i Lizzie
poznały się w szkole, kiedy to Anna była nowa, a Lizzie pomagała jej się
zaadoptować w nowym środowisku. Stały się wręcz nierozłączne. Pewnego dnia
Lizzie zamieszkała z przyjaciółką i jej rodzicami, bo jej wracali do Indii,
gdzie pracowali. Kilka lat później dziewczęta rozdzielono ze względu na wypadek
rowerowy oraz zazdrość biologicznych rodziców Lizzie, o jej miłość do tymczasowych
opiekunów. Po spotkaniu we Francji obie kobiety udają się do Wielkiej Brytanii
– oczywiście osobno, ale każda z zupełnie innego powodu.
W ciągu swojej
podróży do Wielkiej Brytanii przyjaciółki często wspominają przeszłość, dzięki
czemu możemy je lepiej poznać oraz zobaczyć, co je ukształtowało. Każda z nich
miała wzloty i upadki. Lizzie, która nie żyła w swojej rodzinie za wszelką ceną
próbowała taką zbudować. Z kolei Anna była niespokojnym duchem wędrującym po
świecie. Czytając o perypetiach ich przyjaźni byłam kilka razy w szoku jak tak
różne osoby mogły się przyjaźnić. Jako dzieci kłótnie nie były tak częste, ale
za to w dorosłości sprzeczały się przy każdej możliwej okazji. To spowodowało,
że nie zapałałam do Anny sympatią, bo to ona prowokowała wszelkie scysje i
odsuwała od siebie Lizzie, a potem grała rolę cierpiętnicy.
Książkę czyta
się szybko, bo ma przystępny język, dobrą czcionkę i interlinię. Jednak będąc w
jej połowie dalej nie byłam nawet o krok bliżej poznania motywacji powrotu obu
kobiet do Anglii, o czym zapewniano mnie na okładce. W sumie to byłam już
trochę znudzona końcówką. Dobrze się zaczęło, ale im dalej w kartki tym gorzej.
Uwierzcie mi, że na początku książka miała dostać osiem, bo byłam nią wręcz
zachwycona, ale zakończenie, jakie dostałam… Kompletnie mi ono nie pasowało do
tych postaci. Sądziłam, że to będzie coś zupełnie innego, a ono wyskoczyło jak
królik z kapelusza.
Słabo, bo
zupełnie nie wiedziałam jak to wszystko odebrać. Jedynym plusem jest pokazanie
siły przyjaźni, bo w małżeństwach obie kobiety szczęścia nie miały. Każdy z
mężczyzn był zazdrosny o łączące ich więzi.
„Niewiedza jest prawie tak samo przykra, jak byłaby pewność." ~ Eve Bonham, U kresu dnia, Warszawa 2012, s. 156.
OCENA: 5/10
Kto z Was ma długi weekend? Ja nie ;), Wy czytacie recenzję, a ja jestem już w pracy :)
[1] Opis
pochodzi z okładki książki
Ja mam dłuuugi weekend aż do 21.08. :P książka raczej nie dla mnie ;}
OdpowiedzUsuńZaintrygowałaś mnie tym zakończeniem. Ciekawa jestem, co w nim jest takiego. ;)
OdpowiedzUsuńJa podziękuję, postoje - za dużo irytacji na tyle kartek :D
OdpowiedzUsuń