poniedziałek, 14 sierpnia 2017

433. Czy istnieje przyjaźń na całe życie?

AUTOR: Eve Bonham  
TYTUŁ ORYGINALNY: To The End Of The Day       
TŁUMACZ: Teresa Komłosz
ROK WYDANIA: 2012
WYDAWNICTWO:  Prószyński – S-ka

OPIS
Anna, debiutująca pisarka, i Lizzie, aktorka u schyłku kariery, od dzieciństwa były ze sobą zżyte jak siostry. Teraz już obie po pięćdziesiątce, spędzają wieczór we francuskim domu Anny. Następnego ranka obie udają się do Anglii, każda z innego powodu. Motywacje kobiet wyjaśniają się w ciągu tego jednego dnia, przepełnionego wspomnieniami wydarzeń, które przybliżały je do siebie lub oddalały przez ostatnie czterdzieści lat.
Zwyczaj dzielenia się wszystkim: sukcesami i porażkami, sekretami i problemami, przyjaciółmi, a nawet kochankami, przenosi nieprzewidziane skutki. Czy długoletnia przyjaźń, która dotąd przetrwała wszystko, od nierozstrzygniętych sporów o zdradę, wytrzyma jeszcze jeden dzień, czy też dobiegnie kresu? [1]

RECENZJA
Sięgając po „U kresu dnia” sama nie wiedziałam, czego się spodziewać. Dostałam melancholijną okładkę, po której wiedziałam, że nie będzie to książka z serii łatwych, miłych i przyjemnych. I w sumie wszystko szło dobrze, aż do zakończenia, które kompletnie zmieniło ocenę tej powieści.

Pierwsze, co wyróżnia tę pozycję to fakt, że jest pisana w czasie teraźniejszym, co raczej nie jest zbyt często stosowanym zabiegiem przez autorów. Poznajemy dwie przyjaciółki. Obie są Angielkami, ale ich drogi bardzo często rozchodziły się i splatały ponownie. Anna żyje we Francji razem ze swoim mężem Youennem. Co ciekawe kobieta wcześniej miała romans z pewnym studentem, który okazał się synem jej obecnego męża. Ojciec odbił dziecku dziewczynę i uczynił z niej swoją żonę, a z dzieckiem utracił kontakt na zawsze. Youenn to despota, wmawia Annie, że jest nikim i marginalizuje jej osiągnięcie, jakim jest wydanie książki o Szekspirze. Jej przyjaciółka Lizzie przyjeżdża do niej w odwiedziny razem ze swoim drugim mężem Paulem. Jest byłą aktorką, matką dwójki dorosłych dzieci. Pierwsze, co ją niepokoi podczas spotkania z przyjaciółką to jej wygląd oraz je małżeństwo.

Anna i Lizzie poznały się w szkole, kiedy to Anna była nowa, a Lizzie pomagała jej się zaadoptować w nowym środowisku. Stały się wręcz nierozłączne. Pewnego dnia Lizzie zamieszkała z przyjaciółką i jej rodzicami, bo jej wracali do Indii, gdzie pracowali. Kilka lat później dziewczęta rozdzielono ze względu na wypadek rowerowy oraz zazdrość biologicznych rodziców Lizzie, o jej miłość do tymczasowych opiekunów. Po spotkaniu we Francji obie kobiety udają się do Wielkiej Brytanii – oczywiście osobno, ale każda z zupełnie innego powodu.

W ciągu swojej podróży do Wielkiej Brytanii przyjaciółki często wspominają przeszłość, dzięki czemu możemy je lepiej poznać oraz zobaczyć, co je ukształtowało. Każda z nich miała wzloty i upadki. Lizzie, która nie żyła w swojej rodzinie za wszelką ceną próbowała taką zbudować. Z kolei Anna była niespokojnym duchem wędrującym po świecie. Czytając o perypetiach ich przyjaźni byłam kilka razy w szoku jak tak różne osoby mogły się przyjaźnić. Jako dzieci kłótnie nie były tak częste, ale za to w dorosłości sprzeczały się przy każdej możliwej okazji. To spowodowało, że nie zapałałam do Anny sympatią, bo to ona prowokowała wszelkie scysje i odsuwała od siebie Lizzie, a potem grała rolę cierpiętnicy.

Książkę czyta się szybko, bo ma przystępny język, dobrą czcionkę i interlinię. Jednak będąc w jej połowie dalej nie byłam nawet o krok bliżej poznania motywacji powrotu obu kobiet do Anglii, o czym zapewniano mnie na okładce. W sumie to byłam już trochę znudzona końcówką. Dobrze się zaczęło, ale im dalej w kartki tym gorzej. Uwierzcie mi, że na początku książka miała dostać osiem, bo byłam nią wręcz zachwycona, ale zakończenie, jakie dostałam… Kompletnie mi ono nie pasowało do tych postaci. Sądziłam, że to będzie coś zupełnie innego, a ono wyskoczyło jak królik z kapelusza.
Słabo, bo zupełnie nie wiedziałam jak to wszystko odebrać. Jedynym plusem jest pokazanie siły przyjaźni, bo w małżeństwach obie kobiety szczęścia nie miały. Każdy z mężczyzn był zazdrosny o łączące ich więzi.

 „Niewiedza jest prawie tak samo przykra, jak byłaby pewność." ~ Eve Bonham, U kresu dnia, Warszawa 2012, s. 156.
OCENA: 5/10

Kto z Was ma długi weekend? Ja nie ;), Wy czytacie recenzję, a ja jestem już w pracy :) 


[1] Opis pochodzi z okładki książki

3 komentarze:

  1. Ja mam dłuuugi weekend aż do 21.08. :P książka raczej nie dla mnie ;}

    OdpowiedzUsuń
  2. Zaintrygowałaś mnie tym zakończeniem. Ciekawa jestem, co w nim jest takiego. ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Ja podziękuję, postoje - za dużo irytacji na tyle kartek :D

    OdpowiedzUsuń