czwartek, 23 marca 2017

378. Książka, której nie powinnam czytać, czyli „Był sobie pies”

AUTOR: W. Bruce Cameron
TYTUŁ ORYGINALNY: A Dog's Purpose: A Novel for Humans
TŁUMACZ: Edyta Świerczyńska
ROK WYDANIA: 2017
WYDAWNICTWO: Wydawnictwo Kobiece

OPIS
Oto pełna głębokich uczuć i zdumiewająca opowieść o oddanym psie, który życiową misją czyni wpajanie swoim właścicielom znaczenia miłości i pogody ducha. To powołanie wypełnia na przestrzeni... kilku żyć.
Bailey jest zszokowany – po krótkim i smętnym życiu, jakiego doświadczył w postaci bezpańskiego kundla odradza się w ciele niesfornego szczeniaka. Kiedy trafia pod opiekę ośmiolatka Ethana, który kocha go całym sercem, odkrywa nowe oblicze – dobrego, poczciwego psiaka. Jednak życie u uwielbianej rodziny to nie koniec przygód Baileya. Ponownie odradza się w postaci kolejnego psa!
Był sobie pies to pokrzepiająca i pomysłowa historia. Doprowadza czytelnika do skrajnych emocji – jest jednocześnie uroczo zabawna i dotkliwie przejmująca.
Ta książka w piękny sposób pokazuje, że miłość nie zna granic oraz że nasi najbliżsi zawsze są przy nas. Najważniejsze przesłanie powieści głosi, że każda istota na ziemi urodziła się z misją.
WSZYSTKIE PSY IDĄ DO NIEBA... CHYBA ŻE MAJĄ NIEDOKOŃCZONE SPRAWY NA ZIEMI. [1]

RECENZJA
Wiecie, że jestem totalną psiarą i posiadaczką najcudowniejszego czworonoga na świecie o jakże wdzięcznym imieniu Toffik. Od dzieciaka zawsze marzyłam o psie i najchętniej przygarnęłabym wszystkie możliwe bezdomniaki świata. Nic więc dziwnego, że jak tylko zobaczyłam książkę Był sobie pies po prostu musiałam ją mieć na swojej półce. Co prawda trochę obawiałam się, że będę za często się wzruszać, ale nie mogłam odmówić sobie lektury. 

Podobno to koty mają siedem żyć, a tymczasem okazuje się, że nasz główny bohater, notabene psiak, to prawdziwy „życiowy weteran”. Bardzo szybko poznaje pewną zasadę – pies może odejść za Tęczowy Most, dopiero w momencie, w którym spełni na ziemi swoją misję. A jakie zadanie może stać przed czwrornożnym, kudłatym stworzeniem o przeogromnym sercu i dużych ufnych oczach? Oczywiście służenie ludziom. Kiedy nasz bohater, po dość krótkim życiu w skórze bezdomnego kundelka, odradza się jako Bailey poznaje swojego chłopca Etana, jest przekonany, że wykonał swoje posłannictwo. Po trwającej lata wspaniałej przyjaźni ma wrażenie, że w końcu zasłużył na „psią emeryturę” po wiecznie zielonych łąkach… i właśnie wtedy odradza się po raz kolejny… i  znowu… aż pewnego dnia ponownie spotyka na swojej drodze Etana… który chłopcem przestał być już dawno…

Książkę przeczytałam i muszę stwierdzić, że nie powinnam była zapoznawać się z powieściami, w których dzieje się krzywda/cierpi/umiera jakikolwiek psiak. Uwierzycie, że ja kiedyś chciałam zostać weterynarzem, a teraz płakałam nad każdą kolejną śmiercią Baileya? Chusteczki, które miałam w zapasie, oczywiście się przydały, a przy okazji okazało się, że TEA MA JEDNAK SERCE! Co prawda kudłate i na czterech łapach, ale to zawsze mięsień pompujący krew po całym organizmie. 

Całą historię „wchłonęłam” bardzo szybko, jednak muszę stwierdzić, że ogólnie uważałam ją za infantylną, miejscami „głupiutką”, przerysowaną… ale tutaj uwaga - bo mimo, iż zazwyczaj takie cechy bardzo mnie irytują o tyle, tutaj muszę uznać to za pewnego rodzaju plus. Dzięki temu, uważam, że Był sobie pies to książka familijna – nadaje się zarówno dla młodszych czytelników, jak i dla dorosłych. 

Bailey na swój prosty sposób przekazuje odbiorcom wspaniałą lekcję – każdy pies zasługuje na człowieka, który pokocha go całym sercem. Powieść zaserwowana nam przez Camerona to obraz cudownej przyjaźni ludzko-psiej, która jest tak silna, że może przetrwać wiele lat. Lektura może być świetnym sposobem na przekazanie młodszym jeszcze jednej ważnej kwestii – zwierzęta to też istoty, które czują podobnie jak my, cieszą się podobnie jak my i cierpią podobnie jak my. Bycie dobrym człowiekiem, więc  to nie tylko szacunek do innych ludzi, ale również zwierząt. 

Sam język jest dosyć prosty w odbiorze, jednak zdarzały się momenty, gdzie nagle wkradało się jakieś trudniejsze słowo. Nie wiem czy to wina tłumaczenia, czy tak rzeczywiście było w oryginalne, ale niestety to największy jak dla mnie minus. 

Był sobie pies to naprawdę ciepła, mądra książka, do której ja jeszcze na pewno nie raz wrócę. Bailey na dobre zadomowił się również w moim serduchu i nie zamierza się stamtąd ruszać. Nawet jeśli lektura jest przesłodzona i infantylna to w tym konkretnym przypadku to mi zupełnie nie przeszkadza no bo wiecie… ten świat jest naprawdę pomerdany!

Ocena: 7/10

Dzień dobry, ależ słoneczko za oknem. A ja mam dzisiaj wolne… może więc wiosenne porządki? Pozdrawiam serdecznie,
Tea

[1] Opis pochodzi ze strony wydawnictwa

23 komentarze:

  1. Mam w planach - książkę i film! A u mnie pada i szaro.. czekam na słoneczko ;/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. U nas słoneczko było niestety tylko z rana, potem też schowało się za deszczowymi chmurami ;(

      Usuń
  2. Mam w planach film, co do książki to jeszcze nie wiem, czy przeczytam ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Polecam, bardzo fajne rozwiązanie na jeden-dwa wolne wieczory ;)

      Usuń
  3. Ja również planuję przeczytać tę książkę i liczę bardzo na to, że również będę zadowolona z jej lektury :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Historia, mimo, że właśnie miejscami infantylna wzbudza całą gamę uczuć! :)

      Usuń
  4. słyszałam o tym filmie, nie wiedziałam,że jest książka:)
    https://sweetcruel.wordpress.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Książkę polecam, bardzo fajna i pouczająca w swej prostocie opowieść ;)

      Usuń
  5. Też chciałam być weterynarzem... ale jednak - jestem za słaba psychicznie. Wykuć chemię byłabym w stanie, z psychiką właśnie jest trudniej :c

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja mam to samo. Dlatego leczenie zostawiam dla specjalistów, a ja mogę za to miziać wszystkie stworzenia i pomagać w inny sposób ;)

      Usuń
  6. Dawno nie zaglądałam i moje pierwsze pytanie: Gdzie się podział mój ulubiony, ukochany fiolet? :o

    Co do książki, to mam w planach, chociaż pewnie też będę ryczeć jak bóbr, gdyż psiarą jestem niesamowitą.
    Pozdrawiam ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A Lady Spark zagotowała taką wiosenną, cytrynową odsłonę KA! :)

      Więc jak jesteś psiarą jak i ja, to zapas chusteczek jest obowiązkowy! :D

      Usuń
    2. Fiolet poszedł do lasu narobić hałasu :P. Cóż szukałyśmy odmiany i mamy. Zaczęłyśmy od tylko naszego rysunku w nagłówku, więc to jest dla nas duży sukces. :)

      Usuń
  7. Wyjątkowa powieść. Chwyta za serce :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bailey jest wyjątkowy i oj chwyta za serducho :D

      Usuń
  8. Słyszałam o tej książce naprawdę dużo i to może dlatego ona mnie odpycha.
    Pozdrawiam
    Biblioteka Tajemnic

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja jako totalna psiara, mimo szumu w okół książki, nie mogłam odmówić sobie lektury ;)

      Usuń
  9. Moi sąsiedzi mieli kiedyś psa Toffika :D
    Co do książki - pewnie też nie raz się przy niej rozpłaczę, ale co tam! Nie będę sobie z takiego powodu żałować dobrej, ciepłej powieści!

    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie żałuj! Tylko w chusteczki musisz się koniecznie zaopatrzyć! :)

      Usuń
  10. Jakie zmiany na blogu ;)
    To na pewno książka nietuzinkowa, chociaż chyba osobiście nie dla mnie. Sama nie mam psa, więc możliwe, że nie wzbudziłaby we mnie zbyt dużych emocji.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jakbyś jednak kiedyś się skusiła to naprawdę polecam. ;)

      Usuń
  11. Bardzo psy lubię, ale jakoś do tej książki przyciągania nie czuję. Sama nie wiem dlaczego, ale coś jednak nie zagrało. ;/

    OdpowiedzUsuń
  12. Widziałam zapowiedź filmu w kinie, ale że ja lubię najpierw przeczytać książkę, na podstawie której film powstał to chyba na razie poczekam z seansem, a książkę dodam do niebezpiecznie długiej listy "do przeczytania" ;)

    OdpowiedzUsuń