poniedziałek, 14 listopada 2016

327. Wystarczy jeden oddech...


AUTOR: Przemysław Piotr Kłosowicz  
ROK WYDANIA: 2015
WYDAWNICTWO:  Novea Res

OPIS
Wiktor, chociaż od zawsze chciał być pisarzem, pracuje na wyższej uczelni, opiekuje się dorosłym dzieckiem z zespołem Downa i zmaga się z depresją.
Dwudziestosiedmioletniego Piotra do opuszczenia rodzinnej wsi i zamieszkania w metropolii skłoniła jego odmienność. „Gdybym zdecydował się na coming out, zafundowałbym matce out, ale z tego świata” – stwierdza pewnej niedzieli w autobusie, jadąc z przyjaciółką do kościoła.
Zbigniew ma dwadzieścia pięć lat i poczucie, że jego życie jest jak wyrób czekoladopodobny: „Łamie się jak czekolada, rozpuszcza się jak czekolada, tylko smakuje jak nieosolony popcorn. […] Wyrób życiopodobny”. Od zawsze czuł się gorszy. Dokucza mu poczucie upływającego czasu i mijających wraz z nim widoków na miłość.
„Zdobywcy oddechu” to zapis fragmentów życia i refleksji trzech mieszkańców Krakowa, których łączy coś więcej niż wspólna podróż. [1]

RECENZJA
Okładka tej książki dla mnie jest bardzo ładna. Prosta. Czasami na okładce dzieje się dużo za dużo. Nie w tym wypadku. Pod recenzją Tea było kilka głosów, że wcale nie jest interesująca. Każdy z nas ma inny gust i tego się trzymajmy, że wszyscy mamy prawdo do własnego zdania. Z kubkiem gorącej herbaty zasiadłam do opowieści o życiu, a raczej myślach Piotra, Wiktora i Zbigniewa…

Bohaterowie z pozoru różni, ale jednak identyczni. Wydaje się niemożliwe, prawda? A jednak tak jest. Bo chociaż Wiktor jest wykładowcą na wyższej uczelni, mężem i ojcem dwóch synów – w tym jednego z zespołem Downa. Bo Piotr jest gejem ze złamanym sercem, który nie może wrócić do rodzinnej wsi, bo wiadomość o jego orientacji seksualnej zabiłaby jego matkę. Bo Zbigniew jest rozczarowany swoim życiem, wyglądem i brakiem perspektyw na związek to coś ich łączy. Jest to fakt, że w każdej sekundzie swojego życia walczą o to, aby wziąć kolejny oddech, który pozwoli im dalej żyć. Po każdym takim oddechu czują się niczym zdobywcy… Niczym Zdobywcy Oddechu – największej góry na świecie, jaką jest życie.

Poznajemy ich myśli, które towarzyszą im w różnych czynnościach życia codziennego. Ich słowa w głowie dalekie są od pozytywnych. Czytając książkę musiałam włączyć sobie radosne piosenki z bajek Disneya, bo inaczej pewnie popadłabym w przygnębienie. To nie jest łatwa książka, ale na swój sposób mnie wciągnęła, bo po początkowym entuzjazmie wobec niej, nastąpił spadek chęci do czytania, by potem znowu z pewną chęcią poznawać myśli Wiktora, Piotra i Zbigniewa. 

Kłosowicz pokazał prawdziwą mentalność Polaków. Wieczne narzekanie. I nie mówię tu o załamaniu Wiktora na wieść, że jego syn Grześ ma zespół Downa. Chodzi mi o to, że Zbyszek nie robił nic, aby zmienić swoje życie, a wiecznie narzekał. Polacy tak już po prostu mają, że wiecznie narzekają na wszystko. Trawa po stronie sąsiada jest bardziej zielona i słońce świeci dłużej niż u nas. Ja również mam takie dnia, ale potem ze wszystkich sił staram się patrzeć na świat pozytywnie, bo życie nie jest wcale złe. 

Tylko problemem dla mnie jest zakończenie. Przy tak depresyjnej książce warto by było zadbać o to, żeby w powieści pojawił się, chociaż jeden promyk słońca. Tu niestety tego nie było. Ta książka wymaga od czytelnika ogromnych pokładów pozytywnego myślenia, by nie dać się wciągnąć w wir pesymizmu.

Podsumowując „Zdobywcy Oddechu” to nie tylko powieść o Wiktorze, Piotrze i Zbyszku, ale o każdym z nas. Bo każdy z nas kiedyś był, chociaż przez sekundę takim Zdobywcą Oddechu. Polecam, ale tylko tym, którzy mają w sobie spore pokłady dobrych myśli, bo ta książka skutecznie je zabija i powoduje, że odechciewa się mieć marzenia.

 „’Dalej’ nie jest ani teraz, ani za trzy dni, ani nawet za tydzień. ‘Dalej’ jest daleko i nim zaczniemy się nim przejmować, najpierw zrozumiemy, że naprawdę jesteśmy tej oddali ciekawi. Wtedy po prostu naturalnie będziemy na nią gotowi." ~ Przemysław Piotr Kłosowicz, Zdobywcy Oddechu, 2016, s. 37.
OCENA: 8/10

Za egzemplarz recenzencki bardzo dziękuję Autorowi oraz wydawnictwu Novea Res

Jak widzicie i ja w końcu przeczytałam "Zdobywców Oddechów", ale 

[1] Opis pochodzi z okładki książki

16 komentarzy:

  1. Sama okładka kusi, zachęca, gdybym ją zobaczyła w bibliotece nie mogłabym się oprzeć. :)
    https://sweetcruel.wordpress.com/

    OdpowiedzUsuń
  2. Po takiej entuzjastycznej recenzji bardzo chętnie sięgnę po lekturę :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Dla mnie zakończenie miało w sumie optymistyczna wymowę. Może ostatnia scena miała wszystkich narzekających zmobilizować i zachęcić do działania?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jako osoba narzekająca pod koniec miałam ochotę rzucić się pod pociąg do Szczecina, którym miałam następnego dnia jechać. Naprawdę wcale nie czułam się zachęcona do działania.

      Usuń
  4. To prawda treść książki, to pesymistyczny pogląd na życie. Mnie osobiście twórczość autora przypadła do gustu, chociaż styl był dość specyficzny.

    OdpowiedzUsuń
  5. Ja byłam naprawdę mile zaskoczona lekturą i mimo, że język jest bardzo specyficzny to jak już się w książkę wejdzie to nie sposób się od niej oderwać ;)

    OdpowiedzUsuń
  6. Nie jestem przekonana, czy to książka dla mnie. Szukam czegoś bardziej optymistycznego :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Przeczytałam i szczerze mówiąc mam mieszane odczucia do tej pory. Jednak książka zdecydowanie warta uwagi :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Już gdzieś czytałam recenzję książki i wiem, że ją chcę :) bo brzmi fantastycznie ^^

    OdpowiedzUsuń
  9. A ja niestety należę do tej niezbyt licznej grupy osób, której książka całkowicie nie podeszła. Niestety, ale mocno mnie rozczarowała. ;/

    OdpowiedzUsuń