AUTOR: Steven D. Wolf & Lynette Padwa
TYTUŁ ORYGINALNY: Comet`s Tale. Howa a rescued Dog Saved My Life
TŁUMACZ: Tomasz Illg
ROK WYDANIA: 2014
WYDAWNICTWO: Między słowami
OPIS
Choroba Stevena sprawiła, że jego życie wywróciło się do góry nogami. Kiedy był na skraju załamania, los jednak dał mu drugą szansę… w postaci psa o imieniu Kometa.
Kometa nie zaznała w życiu przyjaźni człowieka. Trzymana w klatce, szkolona do wyścigów, została porzucona przez dawnego właściciela.
Dopiero Steven pokazał jej, czym są spacery, smakołyki i pieszczoty. A w zamian za okazane serce tryskająca energią Kometa odwdzięczyła mu się bardziej, niż mógłby przypuszcza. [1]
RECENZJA
Tak, jestem psiarą. Straszną psiarą. Nie umiem przejść obok żadnego psiaka obojętnie i to chyba udziela się w dwie strony, ponieważ jak do tej pory nie spotkała mnie ze strony tych fantastycznych czworonożnych stworzeń żadna krzywda. Nikogo, zatem nie dziwi fakt, że pochłaniam wszystko – czy to książki czy filmy – gdzie jedynym z bohaterów jest właśnie pies, a co za tym idzie zainteresowałam się właśnie lekturą Kometa i ja....
Gdyby jeszcze w zeszłym roku ktoś powiedział mi, że w 2016 bardzo duży odsetek książek, które przeczytam będzie biografiami z pewnością wyśmiałabym go. Jakoś nigdy nie przepadałam zbytnio za tego typu literaturą, a tymczasem okazało się, że pozycja autorstwa Stevena Wolf’a to moja dziesiąta książka o wątku biograficznym w tym roku! Nieprawdopodobne? A jednak!
Ciężka choroba zabiera wszystko. W miarę jak objawy stają się coraz bardziej dokuczliwe wykonywanie ukochanej pracy staje się wręcz niewykonalne. Dawni przyjaciele cichaczem usuwają się z twojego życia, a rodzina zaczyna postępować z tobą jak z jajkiem. Steven doskonale wie jak to jest kiedy choroba przejmuje kontrole nad całym życiem człowieka – cierpi na przewlekły ból. Jego egzystencja zaczyna przypominać codzienną walkę z przeogromnym wrogiem. I kiedy Wolf jest przekonany o tym, że już nic dobrego go już nie spotka decyduje się na iście szaleński krok – adoptuje charcice! Kometa, bo tak wabi się nowy towarzysz Stevena, nigdy nie zaznała miłości i ciepła od człowieka. Wychowywana jedynie do wyścigów po przejściu na psią emeryturę staje się zbędna, a przed niechybną śmiercią ratują ją osoby z fundacji prozwierzęcej. Kiedy Wolf po raz pierwszy spotka się z Kometą wszystko staje się jasne – charcica wybrała go na swojego pana, człowieka któremu zawierzy całe swe psie serce. Chociaż początki są trudne z czasem ich przyjaźń nabiera magicznego wymiaru, a Steven stawia przed swoją psią „przyjaciółką” nowe wyzwanie – ma stać się jego psem towarzyszącym.
Przepiękna suczka na okładce książki oraz sam tytuł może świadczyć tylko o jednym – lektura będzie dotyczyć tego jak pies może zmienić życie człowieka. Nie dajcie się jednak zwieźć! W gruncie rzeczy Kometa jest zepchnięta wręcz na trzeci plan, a pierwsze skrzypce gra tutaj Wolf. Z jednej strony być może taki był zamysł samego autora, ale ja czuję się najzwyczajniej w świecie oszukana. Od czytania przemyśleń Stevena o tym jakie jego życie jest do bani, złe i nikt nie może pojąć jak jest mu ciężko samemu można było popaść w depresje. Fragmenty dotyczące charcicy były dla mnie niczym taki promyk słońca na tym pochmurnym „niebie” wolfańskich analiz.
Sam warsztat autora również nie przypadł mi do gustu. Głębokim i przydługim, w większości niestety „czarnym” przemyśleniom, towarzyszył zbędny patos, który zamiast pomagać jedynie przeszkadzał w zapoznawaniu się z lekturą. Jakby tego było mało miałam wrażenie, że miejscami Steven Wolf starał się na siłę usprawiedliwiać zachowanie swojej najbliższej rodziny. Wszyscy jesteśmy tylko ludźmi i mamy prawo popełniać błędy i na tych błędach się uczyć, a w lekturze o ile taka reguła sprawdza się u samego głównego bohatera, o tyle jego córki i żona to już inna bajka – nie podlegająca żadnej ocenie.
Kometa i ja… to historia skupiająca się w głównej mierze na przeżyciach samego autora. Piękna charcica z okładki jest w sumie tylko dodatkiem – inteligentnym, wspaniałym, ale nadal dodatkiem, a szkoda! Jako psiara czuję się oszukana i… znudzona! Książka jest niestety przegadana i o długo za długa. Gdyby autor tak mocno się nie rozwlekał nad sobą, a skupił się na więzi jaka łączyła go z Kometą, lektura co prawda była by zdecydowania krótsza, ale za to treściwsza i bardziej przystępna. Jestem zawiedziona – spodziewałam się czegoś zupełnie innego, a moja „psiarska” natura została usatysfakcjonowana raptem w połowie, stąd też taka, a nie inna ocena, czyli pięć.
„Kiedy ma się możliwość naprawy zła – mniejszego lub większego – wtedy naszym obowiązkiem jest dołożenie wszelkich starań, by tego dokonać” ~ Steven D. Wolf & Lynette Padwa, Kometa i ja. Jak przygarnięty pies uratował mi życie, Kraków 2014, s.31
OCENA: 5/10
Dzień dobry,
jeszcze nie dawno witałam się z Wami na początku września, a tutaj październik już tuż, tuż! Trzymajcie się ciepło,
Tea
[1] Opis pochodzi ze strony wydawnictwa
Hmm,nie jestem wielką fanką takich książek,ale od czasu do czasu czytam z je,nawet z przyjemnością:)
OdpowiedzUsuńhttps://sweetcruel.wordpress.com/
Z przyjemnością sięgam po takie książki, i pomimo, że jak dla Ciebie, to zaledwie pół satysfakcji, myślę, że książka znajdzie się w mojej biblioteczce. :)
OdpowiedzUsuńSzkoda, że pies jest tu tylko trzecioplanowym uzupełnieniem. Z chęcią bym sięgnęła, gdyby było tej charcicy więcej ;)
OdpowiedzUsuńSzkoda, że książka poszła w tą stronę.... też bym się zawiodła :)
OdpowiedzUsuńSzczerze mówiąc to... trudno trafić na dobrą 'psią' książkę. W sumie jedyna, która podobała mi się w 100% to "Włóczęga" XD Inne albo były wyciskaczami łez, albo były nijakie...
OdpowiedzUsuńJa równeiż nie czytam ksiażek z wątkami biograficznymi i samych biografi, wyjątkiem są ksiażki osadzone w czasie II wojny światowej. O tej książce już gdzieś czytałam, jednak nadal uważam, że chyba tym razem to nei lektura dla mnie :) Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńTo nie dla mnie :D
OdpowiedzUsuńNiestety nie mój typ książek, że tak powiem.
OdpowiedzUsuńBiblioteka Tajemnic
Szkoda, że jesteś zawiedziona. ;/ Sama raczej nie sięgnę po tę książkę, ale przyznam, że też lubię zwierzęta i od zawsze w moim domu był pies. ;) Dlatego cenię sobie taką przyjaźń na linii człowiek - czworonóg. ;)
OdpowiedzUsuńSuczka rzeczywiście jest przepiękna i szkoda, że jej atuty nie zostały wykorzystane na tyle, aby stanowić pierwszy plan powieści... Pozdrawiam! :)
OdpowiedzUsuńRównież jestem psiarą i nie omijam nigdy niczego z wątkiem psim. Skoro jednak piszesz, że tutaj wątek psi to tylko dodatek ... :(
OdpowiedzUsuńKocham jednak biografię, więc może to by mnie przekonało ? ;)
Pozdrawiam
Na planecie Małego Księcia
Nie jestem pewna czy to powieść dla mnie :)
OdpowiedzUsuń