AUTOR: Cecelia Ahern
TYTUŁ ORYGINALNY: Where Rainbows End
INNY POLSKI
TYTUŁ: Na końcu tęczy
TŁUMACZ: Joanna
Grabarek
ROK WYDANIA: 2014
WYDAWNICTWO: Akurat
OPIS
Rosie i Alex od
dzieciństwa są nierozłączni. Życie zadaje im jednak okrutny cios: rodzice Alexa
przenoszą się z Irlandii do Ameryki i chłopiec oczywiście jedzie tam razem z
nimi. Czy magiczny związek dwojga młodych ludzi przetrwa lata i tysiące
kilometrów rozłąki? Czy wielka przyjaźń przerodziłaby się w coś silniejszego,
gdyby okoliczności ułożyły się inaczej? Jeżeli los da im jeszcze jedną szansę,
czy Rosie i Alex odważą się ją wykorzystać? [1]
RECENZJA
Z własnego
doświadczenia wiem, że istnieje przyjaźń damsko-męska, nawet, jeśli zaczęła lub
skończyła się ona na miłości. Dlatego książkę odebrałam bardzo osobiście i
mocno w nią wsiąknęłam. Widziałam siebie i swojego przyjaciela, na którego mogę
liczyć w każdej chwili i on wie, że również może mieć wsparcie z mojej strony.
Nie zawsze nam było po drodze do przyjaźń, bo mieliśmy różne zawirowania tak
samo jak Rosie i Alex, ale mimo wszystko cały czas żyjemy ze świadomością, że mamy,
do kogo zadzwonić w środku nocy z problemem.
Rosie i Alex są
najlepszymi przyjaciółmi od dziecka. Rozumieją się jak nikt inny na świecie.
Powierzają sobie swoje sekrety oraz tajemnice. Wszystko kończy się, gdy chłopak
wraz z rodzicami musi przenieść się do Bostonu. Kończą się ich wspólne chwile,
a nie przyjaźń, która wydaje się być nie do zniszczenia. Od tego momentu żyjąc
na dwóch różnych kontynentach sami muszą radzić sobie ze swoimi problemami, a
porozumiewać się mogą jedynie za pomocą listów, maili czy smsów. Mimo dziwnej
formy to książkę czyta się bardzo dobrze i z pewnością szybko. Nie jest to też
literatura wysokich lotów, ale z pewnością rozlewająca ciepło na serce
czytelnika. Spełnia swoje główne zadanie ma cieszyć, bawić i rozśmieszać.
Zarówno Rosie
jak i Alex próbują ułożyć sobie życie za pomocą różnych partnerów, a akceptacja
najlepszego przyjaciela jest rzeczą ważną, ale niekoniecznie niezbędną. Każde z
nich w zupełnie inny sposób wkracza w dorosły świat – czasem wbrew swojej woli.
Jednak mimo wszystko zawsze mają siebie i to jest bardzo ważne.
Na całe
szczęście książka to nie tylko listy, maile czy wiadomości między Rosie i
Alexem, ale również między ich najbliższymi osobami oraz rodzicami do nich.
Każda z tych wiadomości jest inna. Mnie najbardziej podobały się ten, które
pisał ojciec dziewczyny. Pan Dennis miał ogromny talent do wzruszania i
przyśpieszania bicia mojego serca. Bez tych pozostałych wiadomości książka
byłaby z pewnością pusta i nie dostalibyśmy całej gamy uczuć, wachlarzu emocji
pozostałych osób. Jeśli o mnie chodzi najbardziej do gustu przypadła mi
przyjaciółka Rosie, czyli Ruby. Postać bardzo wesoła, barwna i przy tym
ironiczna.
Przyznam
szczerze, że nużyło mnie to ciągłe przyciąganie i odpychanie się Rosie i Alexa.
To jak bardzo powoli docierają do nich pewne rzeczy i jak bardzo są ślepi na
swoje uczucia. Moim zdaniem autorka mocno przesadziła w tej kwestii. Nie mówię,
że od razu miała zrobić to, co zrobiła w zakończeniu. Jednak odnosiłam czasami
wrażenie, że ich pewne perypetie robione były bardziej na siłę. Myślę, że
zdecydowanie lepiej by wyszło jakby trochę to skrócić i pozwolić czytelnikowi w
epilogu samemu wykreować odpowiednie zakończenie – ja to wręcz uwielbiam. Wtedy
moja wyobraźnia pracuje na niewyobrażalnym poziomie. Ciągłym przedłużaniem i
komplikowaniem autorka mocno mnie w pewnych fragmentach nużyła i nudziła.
Mimo tego zarzutu,
jakim jest odwlekanie wszystkiego w nieskończoność uznaję lekturę tej książki
za bardzo przyjemną, dobrą i przede wszystkim osobistą. To najbardziej
przemawia do mnie za tą powieścią. Polubiłam ją i pewnie kiedyś do niej wrócę
by znowu poczuć to szybsze bicie serca i cichy krzyk „Tak! Też to miałam!”.
Naprawdę w tej książce znalazłam wiele siebie z dawnych lat i swoich rozterek.
Ja polecam, ale to czy sięgnięcie zależy tylko od Was.
„Można uciekać i uciekać w nieskończoność, ale prawda jest taka, że wszędzie tam, gdzie się zatrzymasz, dopadnie cię twoje życie." ~ Cecelia Ahern, Love, Rosie, Warszawa 2014, s. 230.
OCENA: 8/10
Cóż to znowu ja... Tea będzie o Was dbała w przyszłym tygodniu.
Macie jakiś lęk na książkowstręt? Wcale nie mam ochoty czytać :(.
Całusy, Lady Spark
Cóż to znowu ja... Tea będzie o Was dbała w przyszłym tygodniu.
Macie jakiś lęk na książkowstręt? Wcale nie mam ochoty czytać :(.
Całusy, Lady Spark
powiem szczerze,że przeczytałam Ps.kocham Cię i jakoś mnie nie porwało,ale dam jej jeszcze szansę:)
OdpowiedzUsuńhttps://sweetcruel.wordpress.com/
Ja już nie mogę się doczekać kolejnych książek tej autorki, ale jak widać każdy lubi coś zupełnie innego :)
UsuńSłyszałam nieco o tej książce i szczerze mówiąc, kompletnie zniechęca mnie jej forma. Wszelkie powieści epistolarne to lektura nie dla mnie.
OdpowiedzUsuńZ leków na książkowstręt polecam książkopost połączony z kinomaniactwem - u mnie dało to rewelacyjne rezultaty ;)
Pozdrawiam :D
Dziś chyba mi już przeszło. Po prostu mój mózg chciał bardziej haftować niż czytać, ale dzisiaj mu przeszło! Jest nadzieja :D
UsuńPozdrawiam :)
To dobrze :D
UsuńMi się bardzo książka podobała ;)
OdpowiedzUsuńMoja ocena świadczy również o tym, że mnie także się podobała :)
UsuńO, nie spodziewam się po tej książce fajerwerków, ale po tej recenzji mam mniej obaw, by po nią sięgać, muszę w końcu ją poznać, bo chciałabym zobaczyć film :D
OdpowiedzUsuńJa polecam :)
UsuńCzytałam. Książka mi się podobała, choć ekranizacja jest bardziej pokrzepiająca.
OdpowiedzUsuńJedyny lek na książkowstręt jest zrobienie sobie przerwy. To pomaga, ba nawet później odczuwa się tęsknotę za zapisanymi kartkami.
Nie lubię jednak robić sobie tak długich przerw w czytaniu :(
UsuńCzytałam i książka bardzo mi się podobała. Fakt, może trochę za długo się schodzili, ale w czasie czytania tak się wkręciłam w historię, że nawet nie przeszło mi to przez głowę. Ale może to też było spowodowane faktem, że najpierw oglądałam film, a dopiero potem czytałam książkę i już byłam spokojna, jak to wszystko się skończy. ;)
OdpowiedzUsuńJa już nie pamiętam jak było czy najpierw film czy książka, ale chyba jednak film. Powieść oczywiście też mi się podobała, ale po prostu trochę mnie to męczyło. Nie zmienia to faktu, że jest to jak dla mnie bardzo dobra pozycja :)
UsuńMoze jestem dziwna ale dla mnie ta książka była świetna. Odciąganie i przyciąganie głownych bohaterów wcale mnie nie nużyło, trzymałam za nich kciuki bardzo mocno, a nawet nie przeszkadzał mi sposób napisania tej książki. Kocham również film <3
OdpowiedzUsuńBo książka jest bardzo dobra ;). Każdy z nas ma inne odczucia, a ja oceniłam ją wysoko ;)
UsuńNa wstręt do książek pomaga zawsze... przeczytanie swojej ulubionej książki :) u mnie to działa :)
OdpowiedzUsuńKsiążka jest super! I styl, jakim została napisana. Zdecydowanie się wyróżnia chociaż fabuła nie jest z górnej półki
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
To Read Or Not To Read
Po raz kolejny ratujesz moje szanowne cztery litery, za co bardzo, bardzo, bardzo dziękuję :*
OdpowiedzUsuńA co do książki, to jeszcze jest przede mną, ale na pewno przeczytam! :D