AUTOR: Stieg Larsson
TYTUŁ
ORYGINALNY: Män som hatak kvinnor
SERIA: Millennium
TŁUMACZ: Beata
Wakczak-Larsson
TOM: Pierwszy
ROK WYDANIA: 2009
WYDAWNICTWO: Czarna Owca
OPIS
Dziennikarz i
wydawca magazynu „Millenium” Mikael Blomkvist ma przyjrzeć się starej sprawie
kryminalnej sprzed czterdziestu lat, kiedy zniknęła bez śladu Harriet Vanger.
Do pomocy
dostaje Lisbeth Salander, młodą, intrygującą outsiderkę i genialną
researcherkę. Blomkvist i Salander tworzą niezwykły team. Wspólnie szybko
wpadają na trop mrocznej i krwawej historii rodzinnej. [1]
RECENZJA
Jedna z lepszych
książek, jakie czytałam do tej pory. Nie każdemu będzie się ona podobać. Mnie
nudziły pewne przydługie i kompletnie nie potrzebne opisy. Fabuła jednak
wciągająca i nie do końca zdradzająca zakończenie. Czyli już wiecie, co mi się
podoba, a co nie w całym dziele pana Larssona. Z pewnością jest to książka,
która zdecydowanie zasłużenie została ogłoszona bestsellerem, a szum wokół niej
jest całkowicie uzasadniony. Przejdźmy, więc trochę do akcji.
Mikaela
poznajemy w momencie, kiedy jego kariera zawodowa się załamała. Oskarżony o
zniesławienie musi pogodzić się z porażką, chociaż do tej pory nie miał, czego
sobie zarzucić w kwestii pracy. W życiu osobistym też nie za dobrze, bo jest
rozwodnikiem i ojcem córki, z którą kontaktu nie ma wielkiego. Na dodatek jego
porażka zawodowa może oznaczać gwóźdź do trumny jego niewielkiej gazety. Cóż
jak nie idzie to od dziecka. Jednak pewnego dnia dostaję ofertę: ma napisać
biografię rodu Vangerów, a przy okazji spróbować rozwiązać sprawę zniknięcia
bez śladów jednego z członków rodziny – niejakiej Harriet Vanger. Nagroda jest
ogromna – nie tylko finansowa. Uwierzcie mi doskonale rozumiałam motywy działań
naszego głównego bohatera, ale to jak potem został potraktowany, otworzyło mi
nóż w kieszeni. Stop z fabułą! Bo będzie za dużo spojlerów.
Autor na samym
początku swojej trylogii skupia się w tak znacznej mierze na Mikaelu Blomkvist,
że wszelkie wspomnienia niejakiej Lisbeth Salander stają się nieistotne, (co
oczywiście jest nie prawdą, o czym czytelnik przekonuje się nie tylko na
późniejszych stronach tej powieści, ale również w kolejnych cyklach). I gdy
nagle przez dłuższy okres czasu czytamy o tej specyficznej, ale w znacznym
stopniu skrzywdzonej przez patologię w jej własnej rodzinie oraz system państwowy,
– który w książce pokazany jest, jako kulawy i niezadowalający (Panie Larsson
szkoda, że Pan nie wiedział, co się dzieje w Polsce, u nas wcale nie jest
lepiej) – dziewczynie czuje się zdezorientowany i pierwszą myślą, jaka
przychodzi mu do głowy jest, „co ona ma wspólnego z Mikaelem?!” Jednak, gdy już
zaczynamy poznawać ją bliżej i staramy się zrozumieć motywy jej zachowania (co
nie stanie się w pierwszej części z pewnością, bo o przeszłości Lisbeth nie
wiemy wiele z wyjątkiem tego, że w jej życiu zdarzyło się to Całe Zło) to autor
nagle chociaż dosłownie na urywek wracał do Mikaela, który zajęty był pisanie
biografii jakiejś tam rodziny – no litości tak się nie robi!
Bądźmy szczerzy,
że zarówno Mikael jak i Lisbeth są postaciami jedynymi w swoim rodzaju i nie spotkamy
ich więcej w literaturze. Doskonale się uzupełniają. Mnie, jako czytelnika nie
irytowały nawet przez chwilę. I gdy Salander wpadała w szał zamykania się w
sobie i chronienia przed światem by za chwilę znowu żartować ze swoim partnerem
nie powodowało to u mnie chęci wyrzucenia przez okno całej powieści. Chłonęła
ich i spokojnie uznaje za swoich papierowych przyjaciół. Jednak nie ukrywajmy,
że gdybyśmy w realnym świecie spotkali osobę pokroju Lisbeth to od razu
zamknęlibyśmy ją w zakładzie dla psychicznie chorych – tyczy się to również mnie,
chociaż prowadzę starania by nie oceniać ludzi po pozorach.
Obok Lisbeth kolejna
postacią damską, która zdecydowanie zaskarbiła sobie moją sympatie jest Erika
Berger, która jest wspólniczką Mikaela w redakcji a także jego kochanką,
przyjaciółką? Ciężko określić łączące ich relacje, bo nawet z tak prozaicznej sfery,
jaką są uczucia autor zrobił coś nietuzinkowego i bardzo oryginalnego. Jest to
postać obdarzona ogromną dozą humoru, sarkazmu a przy tym sporej inteligencji,
ale ten niby ideał wcale nie irytuje, a wręcz rozśmiesza wiele ciężkich
momentów w całej powieści.
Larsson nie
używa jakiegoś bardzo wytwornego języka. Jak ma być gdzieś bluźnierstwo to jest,
jak ma być dramatyczny opis zwłok to jest. Wszystko jest na swoim miejscu.
Dociera on do czytelnika, bo pisze w języku, w którym większość ludzi się
posługuje. Nie wyszukuje wytwornych słów, bo do tej powieści nie pasowałyby one
kompletnie – może to jest właśnie powód fenomenu całej trylogii. Jednak
dokładne opisy różnych, hakerskich tricków czy też innych rzeczy, o których nie
miałam pojęcia trochę nużył i nie jestem zdania bym pod koniec całej trylogii
pragnęła ich więcej. Przeczytałam już to raz i moja ocena jest taka sama.
Początek ciężki jak flaki z olejem (tak do 100 stron) potem jest tylko
tendencja wznosząca, by nagle przyśpieszyć jak kolejka górska, bo pewne sceny
rozwiązały się za szybko. Jednak ogólna ocena na duży plus, spore zaskoczenie i
wiem, że kiedyś powrócę by spotkać się trzeci raz w życiu z Lisbeth, Eriką i
Mikaelem.
„Przyjaźń – według mojej definicji – zasadza się na dwóch rzeczach – powiedział nagle. – Szacunku i zaufaniu. Oba czynniki są niezbędne. I musza działać w obie strony. Można żywić do kogoś głęboki szacunek, ale bez zaufania przyjaźń się rozpada." ~ Stieg Larsson, Mężczyźni, którzy nienawidzą kobiet, Warszawa 2009, s. 551.
OCENA: 8/10
[1] Opis
pochodzi z okładki książki
Ja też zaczynam nową serię. Zobaczycie nie tylko jak Tea ją odebrała.
Zapraszam też na nowy film:
Początek strasznie mnie nudził, jednak w końcu akcja nabiera rozpędu i całość oceniam na wielki plus.
OdpowiedzUsuńPoczątek to fakt - nuda, ale potem się rozkręca :)
UsuńMuszę się za nią w końcu zabrać:)
OdpowiedzUsuńhttps://sweetcruel.wordpress.com/
Polecam :)
UsuńNa mnie ta książka również zrobiła ogromne wrażenie. Pochłonęłam ją w zastraszającym tempie, a cegiełka to z niej jest :) teraz na lekturę czekają dwie kolejne części. Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńDruga też jest w porządku za to trzecia jak dla mnie to lipa :(
UsuńJa również jakiś czas temu przeczytałam tę książkę i bardzo przypadła mi do gustu :) Tak bardzo, że nie mogę doczekać się chwili,kiedy sięgnę po kolejny tom :)
OdpowiedzUsuńJestem ciekawa co powiesz na temat tomu trzeciego :)
UsuńUwielbiam, uwielbiam, uwielbiam <3
OdpowiedzUsuńWiem ;P
UsuńNarzeczony ma ją na półce u siebie to dzisiaj mu ją podkradnę :D
OdpowiedzUsuńRozgrzeszam Cię z tej kradzieży! :D
UsuńWięcej grzechów nie pamiętam :P
UsuńJakiś rok temu oglądałam mniej więcej 1/3 filmu na podstawie tej książki. Widziałam tylko tyle, bo klimat tej produkcji przygnębił mnie do tego stopni, że musiałam wyłączyć. Mimo to chciałabym przeczytać książkę, już tyle osób poleca...
OdpowiedzUsuńJeśli widziałaś amerykańską wersję to nie dziwię się, że wyłączyłaś. Dla mnie była ona słaba, a Daniel Craig w roli Mikaela to jakieś nieporozumienie. Nie oglądałam szwedzkiej wersji, ale mam w planach, bo słyszałam, że jest zdecydowanie lepsza :)
UsuńPozdrawiam :)
Kiedyś zaczęłam czytać tę książkę, ale opisy tak mnie nużyły, że odniosłam ją do biblioteki. I raczej nie zamierzam do niej powracać, bo wiem, że znowu bym się źle nastawiła, chociaż wiele osób chwali sobie pióro tego autora.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
Jasne. Wiem, że nie każdemu przypadnie ona do gustu :). Dla pewnej grupy jest ona po prostu przegadana. Mnie się bardzo podobała.
UsuńPozdrawiam ;)
Bardzo przypadła mi do gustu trylogia Larssona. Kawał nieźle napisanego booka.
OdpowiedzUsuńOd dzisiaj zapraszam w nowe miejsce - http://monweg.blogspot.com/
Zgadzam się i z pewnością zajrzymy :)
UsuńKiedyś czytałam tę książkę i chciałabym do niej wrócić :) Mam nadzieję, ze w końcu uda mi się przeczytać całą trylogię. :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam, Maw-reads
Trzymam za to kciuki :)
UsuńCała wymieniona przez ciebie trójka bohaterów irytowała mnie od początku powieści do jej końca... Ale ja również ich polubiłam. to znaczy nie od razu, sympatię do Lisbeth poczułam dopiero na sam koniec książki, było to chyba dosłownie ostatnie zdanie. Blomkvist nie okazał się aż tak trudny do polubienia, zyskać moją sympatię udało mu się gdzieś w pobliżu połowy książki. Natomiast Erica... szczerze mówiąc wątpiłam, czy kiedykolwiek polubię ta postać, ponieważ od pierwszej wzmianki o niej zapałałam do pani Berger żywą niechęcią. Ostatecznie przekonałam się do niej dopiero w trzeciej części trylogii.
OdpowiedzUsuńPamiętam, że podczas lektury w osłupienie wbiły mnie stosunki łączące wszystkich członków rodu Vangerów oraz ilość owych członków. Początkowo nie byłam w stanie zorientować się, o kim w danym momencie jest mowa.
Pozdrawiam :)
Masz rację rodzina Vangerów to istny klan i można się było pogubić. Przydałoby się jakieś drzewo czy coś ;)
UsuńPozdrawiam :)
Mam w planach i już na półce :)
OdpowiedzUsuńPolecam! :)
UsuńChcę ją przeczytać, ale jakoś ciągle nie chce się trafić na mej drodze ;)
OdpowiedzUsuńW końcu się spotkacie :)
Usuń