
AUTOR: Rachel Maude
TYTUŁ ORYGINALNY: Poseur
TŁUMACZ: Marcin
Górecki
SERIA: Pozerki
TOM: Pierwszy
ROK WYDANIA: 2009
WYDAWNICTWO: Nasza Księgarnia
OPIS
Cztery uczennice
liceum, kochające modę i nienawidzące siebie nawzajem, są zmuszone sprzymierzyć
siły, by stworzyć nową markę ciuchów. Czy francuska kokietka, nieśmiała
wielbicielka punku, egoistyczna królowa getta i hipiska mogą zawrzeć pokój w
imię wyższej konieczności? Witajcie w Winston Prep, gdzie walka na ciuchy jest
krwawa i bezlitosna! [1]
RECENZJA
Zaczynając serię
książek „Pozerki” nie spodziewałam się ambitnej lektury, ale również nie wymagałam,
aby była ona tak denna i płytka. Owszem, gdy startowałam z czytaniem miałam
katar, bolała mnie głowa, drapało w gardle i ogólnie czułam się dość specyficznie,
bo wyczuwałam zbliżającą się grypę. Jednak nawet wątpliwy stan mojego mózgu,
który po prostu pracował tak wolno, że słyszałam każdy jego trybik nie uratował
pierwszego tomu książki przed moim krytycznym okiem…
Akcja książki
dzieje się w Beverly Hills w szkole dla bogatych dzieciaków Winston Perp.
Głównymi bohaterkami są cztery dziewczyny, które różnią się od siebie
diametralnie. Janie Farrish jest nieśmiałą uczennicą, która ma brata bliźniaka.
Jej rodzice nie są zamożni, a do Winston Perp uczęszcza tylko, dlatego, że
zostało przyznane jej i bratu stypendium naukowe. Jest to bohaterka, która
najbardziej przypadła mi do gustu. Nie było w niej takiej zarozumiałości ja w
pozostałych postaciach. Charlotte Beverwil jest Amerykanką, która kocha wszystko,
co francuskiego. Wydawała mi się najgłupsza z nich wszystkich oraz bardzo
naiwna. Petra Greene to dziewczyna, która chce walczyć o każde istnienie na tej
planecie. Nie jest mięsa, bierze udział w pikietach Green Pace. Poznaliśmy
również sytuację w jej domu, która nie jest zbyt wesoła i w jakiś sposób
pozwała zrozumieć jej zachowanie. A dużym plusem, który jej postawiłam było to
jak traktowała swoje młodsze, adoptowane siostry. I moja „ulubienica”! Melissa
Moon podobnie jak Charlotte nie wie, co to normalne życie! Uwielbia wszystko,
co markowe i jest zapatrzona w siebie. Nikt się dla niej nie liczy. Uważa się
za najpiękniejszą, najzabawniejszą i najpopularniejszą dziewczynę na świecie, a
już z pewnością w całej szkole. Można jej współczuć tylko w jednym przypadku:
otóż panna Moon nigdy nie widziała swojej matki.
Skoro już
naszkicowałam trochę główne bohaterki. Mocniej nie mogłam, bo zdradziłabym
sporo z fabuły. Czas przejść do akcji, która wlecze się niemiłosiernie. No
dosłownie mój pies, który ma lat jedenaście wchodzi szybciej po schodach. W
zasadzie książka jest o niczym. Mamy problemy miłosne Charlotte i Jake’a (brata
bliźniaka Jane). Autorka chyba chciała żeby cała powieść toczyła się wokół
powstawania Formacji Mody, która jest zajęciem dodatkowym, które zostały
wprowadzone do szkoły, jako coś, co ma zespolić bądź też scalić uczniów w
jedność i zaprzepaścić podziały. Powiem szczerze, że nic to nie dało. Jak dla
mnie autorka zbyt długo rozwodziła się nad kwestią, jaką nazwę powinna nosić
marka, którą ma wyprodukować Formacja Mody.
Na dodatek
dziewczyny nawet się nie tolerują, a wręcz przeciwnie: one się nienawidzą! Są
jak cztery królowe w jednym ulu – sami widzicie, że wojna gotowa na
pstryknięcie palcami. Jednak nawet to nie było w stanie napędzić tej książki w
dobrym kierunku. Ona po prostu nie ma żadnej akcji, chociaż okładce czytamy, że
powinna zachwycić fanki serii takich jak „Plotkara”… Cóż nie czytałam, ale
oglądałam i miałam wysokie wymagania skoro stwierdzono, aż takie porównanie.
Jednak niestety, ale tej książce jak i całej serii mówimy stanowcze: słabe!
Jednak pozostały mi dwa tomy, które nie wiem, jakim cudem przeczytam. Dodatkowo
te opisy strojów, które zaczynały każdy nowy rozdział były dla mnie
niezrozumiałe. Nie interesuję się modą, więc nic mi nie mówiły, że ktoś ubrał
buty od Channel czy coś w tym stylu.
Skoro jestem
taka na nie, to pewnie zastanawia was, czemu dałam tej części, aż trzy
gwiazdki? Otóż pierwsza za zakończenie i wtrącenie się ojca Melissy i jego
bardzo mądrych słów. Za rysunki w książce, bo trochę rozjaśniały mi opisy
pewnych strojów. I trzeci, bo wydaje mi się, że pod koniec coś do dziewczyn do
darło, a przynajmniej chcę mieć taką nadzieję, że w kolejnym tomie to się
utrzyma.
„Konflikt… nie zawsze oznacza nienawiść. Czasami gdzieś w głębi… z nienawiści rodzi się miłość." ~ Rachel Maude, Pozerki, Warszawa 2009, s. 276.
OCENA: 3/10
Skoro tak bardzo lubicie jak krytykuję książki to proszę o to kolejna. Ja sama jednak wolę czasem napisać coś pozytywnego żeby nie było, że jestem jędzą i nic mi się nie podoba.
Całusy!
Całusy!
Oj, coś mi się wydaję, że gdybym przeczytała tę książkę to po raz pierwszy w historii KA pojawiłaby się ocena minusowa :D
OdpowiedzUsuńHahahaha, to jest bardzo możliwe :P
UsuńNie widziałam takiej książki w zasobach biblioteki,ale będę wiedzieć,że jak trafię to mam omijać:)
OdpowiedzUsuńhttps://sweetcruel.wordpress.com/
Zdecydowanie należy omijać :)
UsuńWidzę, że nie ma się czym interesować. Może to i dobrze, bo jakoś mnie ta książka nie zainteresowała.
OdpowiedzUsuńZdecydowanie nie ma czego żałować :)
UsuńSzczerze mówiąc, brzmi przerażająco...
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :)
I taka jest :)
UsuńOkładka to już za dużo! Okropna. Tania i kiczowata, a skoro tak, to zwykle niestety takie jest też wnętrze :c Nie zawsze, ale jednak... nadzwyczaj często.
OdpowiedzUsuńhttp://drewniany-most.blogspot.com/
Co do okładki to się zgadzam :(
UsuńCzyli to taka książka o pustaczkach :)
OdpowiedzUsuńDokładnie! ;D
UsuńKsiążka wydaje się strasznie, hmmm ... głupiutka. Jeśli już mam coś wspólnego z takimi historiami, to raczej są to filmy, które akurat lecą w telewizji, a nie ma nic ambitniejszego, czy ciekawszego :)
OdpowiedzUsuńZdecydowanie masz rację :)
UsuńNie miałam w planach, a po Twojej recenzji będę ją omijać
OdpowiedzUsuńPomyśl, ile ludzi uratowałaś przed złym wyborem książkowym ;) ja się nie pokuszę na to.
OdpowiedzUsuń