poniedziałek, 30 maja 2016

259. Niekorzystna dla Kościoła "Tajemnica Filomeny"

AUTOR: Martin Sixsmith
TYTUŁ ORYGINALNY: The Lost Child Of Philomena Lee
TŁUMACZ: Magdalena Rychlik
ROK WYDANIA: 2014
WYDAWNICTWO:  Prószyński i S-ka

OPIS
Irlandia, rok 1952. Nastoletnia Filomena Lee zachodzi w ciążę, rodzina wysyła ją do klasztoru w miejscowości Roscrea, w hrabstwie Limerick, gdzie zakonnice „opiekują się upadłymi kobietami”. Kiedy chłopiec, którego urodziła, kończy trzy lata, zostaje odebrany matce, „sprzedany” przez zakonnice do adopcji amerykańskiej rodzinie i wywieziony z Irlandii. Filomena, zmuszona do formalnego zrzeczenia się wszelkich praw do dziecka, nigdy więcej go nie zobaczyła, kolejne pięćdziesiąt lat spędziła na poszukiwaniach. Nie miała pojęcia, że i syn szukał jej przez całe swoje życie.

Michael (takie imię dali mu przybrani rodzice) Hess wyrósł na jednego z najlepszych waszyngtońskich prawników. Zajmował wysokie stanowisko w strukturach Partii Republikańskiej za czasów administracji George’a Busha Seniora. Ale syn Filomeny miał pewną tajemnicę: był gejem. Waszyngton w latach osiemdziesiątych nie należał do miejsc, gdzie można było otwarcie mówić o swojej odmiennej orientacji seksualnej. Kiedy zachorował na AIDS, ukrywał to tak długo, jak to było możliwie. Wiedząc, że zostało mu niewiele czasu, pojechał do Irlandii, by błagać zakonnice o pomoc w odnalezieniu matki, którą pragnął zobaczyć przed śmiercią. Odmówiły.

Tajemnica Filomeny jest poruszającą opowieścią o matce i synu rozdzielonych przez bezduszne instytucje oraz morze urzędniczej hipokryzji po obu stronach Atlantyku. [1]

RECENZJA
O „Tajemnicy Filomeny” było swego czasu głośno. Wywołała ona niemałe poruszenie, a także oburzenie, że ludzie Kościoła mogli się tak zachowywać. Jednak to była połowa XX w., zaledwie kilka lat po zakończeniu II wojny światowej. Wszystko było inne niż teraz. Mnie ta historia tak mocno nie ubodła, ponieważ moja mama i babcia jeszcze za czasów komunizmu czytały różne książki, w których opisano wiele podobnych jak i gorszych historii z przeszłości Kościoła. Ja jednak podobnie jak przy „Kodzie Leonarda da Vinci” pochodzę do tego, że Bóg to nie księża czy siostry zakonne. Przejdźmy jednak do sedna sprawy, czyli recenzji.

Książka zaczyna się od momentu, w którym Filomena rodzi swojego synka Anthony’ego. W klasztorze panują surowe reguły. Zakaz rozmów. Młode dziewczęta obwiniane są o to, że nie wiedziały skąd się biorą dzieci, że są rozwiązłe. Ale skąd mogły wiedzieć? Nikt z nimi o tym nie mówił. Wiecznie słyszały, że pocałunek to grzech, a gdy nagle pojawiła się ciąża to wszyscy się od nich odwrócili, wysyłali do zakonnic, które chciały zapłaty za opuszczenie klasztoru. Filomena nie miała wymaganej kwoty, dlatego musiała pracować na swoje utrzymanie tam i możliwość wyjścia. Chociaż próbowała się sprzeciwiać to z góry była skazana na porażkę. Wtedy w Irlandii Kościół odgrywał ważną rolę, a ludzie byli przeświadczeni o jego nieomylności, więc nie miała szans na powrót w rodzinne strony wraz z synkiem, ponieważ na zawsze miała zostać kobietą upadło i jako kobieta niezamężna nie nadawała się do opieki nad dzieckiem.

Anthony po przyjeździe do Ameryki stał się Michaelem, ale nie powiem, że miał szczęście odnośnie swoich adopcyjnych rodziców. Jeszcze matka była miłą i ciepłą kobietą, która chroniła ognisko domowe, ale ojciec to tyran i despota. Tylko jego zdanie liczyło się i tylko tak miały postępować jego dzieci. To nie pomogło małemu dziecku zaklimatyzować się w nowym świecie. Nic dziwnego, że Anthony vel Michael czuł się wiecznie zagubiony i miał odruch odpychania od siebie każdego, kto okazywał mu miłość. Nie można też mu nie zarzucić lekkiej hipokryzji, ponieważ wstąpił w szeregi administracyjne Partii Republikańskiej, która była zdecydowanie przeciwna gejom i wszelkim innym odstępstwom od normy. Niby, kiedy zaczynał pracę potrzebował pieniędzy, bo był na dnia, ale kiedy trochę się odkuł czy nie można było jej zmienić? Z drugiej strony wbrew pozorom partia nie była też tak antygejowska. Homofobami byli tylko raczej w słowach niż w swoich działaniach. Anthony vel Michael próbował znaleźć matkę, ale czy robił to całe życie? Raczej to były pojedyncze zrywy, które do niczego nie prowadziły. Ostatecznie nigdy im się to nie udało – to nie spojler to samo jest napisane na okładce książki.

Chociaż Filomena Lee zapewnia, że wybaczyła Kościołowi to, co się stało i że „takie wtedy były czas” to ja odebrałam tę książkę bardzo emocjonalnie. I podoba mi się podejście Lee do jednej sprawy. Umiała oddzielić Boga od ludzi Kościoła. Nie utożsamiała tego, jako jedność, bo po opuszczeniu klasztornych murów dalej się modliła i pokładała we Stwórcy nadzieję na dobre życie dla swojego Anthony’ego. Cieszę się, że nie tylko ja coś takiego umiem. Nie utożsamiam ludzi Kościoła z Bogiem, bo wiem, że Bóg wysłucha mnie w każdym miejscu na świecie a nie tylko w Kościele.

Sama Filomena pojawia się tylko w pierwszej części książki, która jest podzielona na, cztery, więc nie do końca rozumiem tytuł. Owszem Filomena miała tajemnicę i trzymała ją w sobie, ale o tym nie jest zbyt dużo wspomniane. Naprawdę uważam, że przetłumaczenie angielskiego tytułu na polski, czyli na „Zaginione dziecko Filomeny Lee”  też byłoby dobre i lepiej oddawałoby treść książki. Jak zawsze polscy tłumacze odlecieli w kosmos w tej kwestii…

Ta recenzja jest bardzo emocjonalna. Jest to bardzo wartościowa pozycja, ale również wykańczająca człowieka psychicznie. Ja bardzo mocno ją przeżywałam. Czytałam ją raptem trzy dni, ale tak samo by mnie wykończyła, gdybym sobie ją dawkowała.  Teraz podrzucę ją mamie, bo już ostrzyła na nią zęby, gdy widziała ją w moich rękach. Pamiętajcie, że kwestia religii to sprawa indywidualna i to, że ja tak do niej podchodzę nie znaczy, że i Wy musicie. Nie chciałam nikogo urazić, a jeśli tak się stało to przepraszam, ale nie jestem zwolenniczką poprawności politycznej i mówienia tak jak sobie ludzie życzą. Mam swoje zdanie i będę je wygłaszać, a jeśli kogoś ono urazi to przepraszam, ale go nie zmienię. Szanuję to, jeśli uważacie inaczej, ale jeśli możecie to powstrzymajcie się od rzucania we mnie zgniłymi pomidorami, chociaż… Chociaż, jeśli to przyniesie wam ulgę to proszę bardzo. Ja zdania i tak nie zmienię.
„Masz czasem tak, że… Podoba ci się jakaś piosenka i ciągle ją nucisz, a potem zapominasz, ale wracają do ciebie tamte emocje, które wywoływała?.” ~ Martin Sixsmith, Tajemnica Filomeny, Warszawa 2014, s. 180.
OCENA:  7/10

Ta książka koszotowała mnie sporo zdrowia psychicznego. Nie chciałam wierzyć, że takie rzeczy miały miejsce w rzeczywistości. 
Do następnej, Lady Spark :) 


[1] Opis pochodzi z okładki książki

22 komentarze:

  1. Książki nie czytałam, ale byłam w kinie na filmie. Pozostawił po sobie wiele emocji.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Film mam przed sobą i mam nadzieję, że będzie równie dobry :)

      Usuń
  2. widziałam film-byłam pod wielkim wrażeniem, wspaniały, a historia poruszająca. Teraz czas na książkę:)
    https://sweetcruel.wordpress.com/

    OdpowiedzUsuń
  3. Szkoda, że nigdy nie udało im się spotkać.
    Będę chciała przeczytać tę książkę.

    OdpowiedzUsuń
  4. Zainteresowała mnie ta pozycja, postaram się przeczytać :)

    Pozdrawiam ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Jestem bardzo ciekawa tej historii i mam nadzieję, że w niedalekiej przyszłości się z nią zapoznam ;)

    OdpowiedzUsuń
  6. Znam tę historię z filmu, ale i książkę przeczytam z przyjemnością. Widzę, że mogę liczyć na szereg różnych emocji, co mnie zachęca bardzo. Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  7. O filmie słyszałam i nawet nie wiedziałam, że jest książka... Muszę przeczytać ;)
    Spojrzenie EM

    OdpowiedzUsuń
  8. Tą recenzją przypomniałaś mi, że miałam obejrzeć film na podstawie tej książki.

    OdpowiedzUsuń
  9. Ja za to nie tak dawno czytałam książkę, w której do klasztoru czy czegoś w tym rodzaju bodajże również w Irlandii oddano dziewczynkę z problemami i to co ją w nim spotkało można nazwać istnym koszmarem. Też strasznie ciężko było mi czytać tę historię.
    A co do tej bardzo chętnie się z nią zaznajomię, bo lubię takie trudne klimaty, mimo że odciskają swoje piętno.

    OdpowiedzUsuń
  10. Dzisiaj rusza nowe wyzwanie - Czytamy nowości - Zapraszam. Przyłącz się :)

    OdpowiedzUsuń
  11. Ciekawie się zapowiada ta książka. Historia na pierwszy rzut oka wydaje się być pełną emocji. Chętnie przeczytam!
    /Julia

    OdpowiedzUsuń
  12. Mnie za bardzo rzeczywistość psychicznie wykańcza, książki nie muszą :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja czasami lubię jak mnie książka tak wykończy psychicznie ;)

      Usuń